BZB nr 19 - Rzecz o pieniądzu dla lokalnych społeczności, czyli małe jest najpiękniejsze
Michael Linton opracował ćwiczenie symulujące działanie systemu LETS. To zaprezentowane poniżej jest uproszczoną wersją oryginalnego ćwiczenia.
Zastosowanie symulacji może dostarczyć następujących wyników:
Jest istotne aby tak prowadzący symulację jak i biorący udział w symulacji rozumieli różnice pomiędzy LETSplay a normalnym systemem LETS. Sprowadzają się one głównie do następujących punktów:
Rozdaj kartki z listą zakupów i tabelą do ewidencji transakcji (patrz: załączone materiały). Przedyskutuj z uczestnikami cel tej symulacji i upewnij się czy rozumieją różnice pomiędzy symulacją a prawdziwym systemem LETS.
Wyjaśnij zasady symulacji. Rozdaj uczestnikom specjalnie przygotowane banknoty "udające" prawdziwe pieniądze - każdemu po 200 złotych (mogą to być małe karteczki z wypisaną kwotą - 13 sztuk o następującym rozkładzie nominałów: 3 × 50 zł, 4 × 10 zł, 1 × 5 zł i 5 × 1 zł).
Uwaga Jeśli mamy mało czasu można przerwać symulację przed zgromadzeniem podanego w punkcie 2. "minimum" transakcji.
Symulacja się rozpoczyna (pozwól aby trwała minimum 20 minut). Na zakończenie daj uczestnikom czas, aby policzyli swą gotówkę oraz zbilansowali rachunek LETS w tabeli ewidencji transakcji.
Na zakończenie sprawdź dystrybucję gotówki i jednostek LETS (łatwo to zrobić przez podnoszenie rąk) i zanotuj:
Zapytaj o inne wrażenia, które uczestnicy mieli w trakcie przeprowadzania symulacji, lub o wszystko co wydaje im się ważne. Po tym ćwiczeniu wartość systemu LETS dla społeczności lokalnej powinna stać się wyraźnie widoczna.
Tłumaczenie na podst.:
LETSYSTEM TRAINING PACK
(ed.J.Croft, Dept. of Commerce & Trade, Australia 1993, s.76-79)
przygotowane przez Janusza Reichela
Kategoria | Zakup po jednej pozycji z każdej kategorii |
Kupione (zaznacz) |
Sprzedane (zaznacz) |
Cena w jednostkach LETS |
Cena w "normalnej" walucie |
100% LETS | Prace budowlane Lekcje gry na gitarze Prace domowe Opieka nad dzieckiem Inne... |
400 300 200 100 ... |
0 0 0 0 0 |
||
90% LETS | Wykonanie ankiety Porady prawne Opał Masaże Inne... |
360 270 180 90 ... |
40 30 20 10 ... |
||
80% LETS | Materiały budowlane Odzież szyta na klienta Usługi reklamowe Ogrodnictwo Inne... |
320 240 160 80 ... |
80 60 40 20 ... |
||
70% LETS | Meble wg życzeń klienta Projektowanie krajobrazu Usługi poligraficzne Lokalnie uprawiane warzywa Inne... |
280 210 140 70 ... |
120 90 60 30 ... |
||
60% LETS | Budowa łodzi Usługi prawnicze Czynsz Obiad w restauracji (4 os.) Inne... |
240 180 120 60 ... |
160 120 80 40 ... |
||
50% LETS | Malowanie Naprawy samochodów Lekcje stolarki Meble dziecięce Inne... |
200 150 100 50 ... |
200 150 100 50 ... |
||
40% LETS | Wynajem maszyn Usługi elektryczne Meble używane Wina lokalnej produkcji Inne... |
160 120 80 40 ... |
240 180 120 60 ... |
||
30% LETS | Używane samochody Usługi dentystyczne Usługi weterynaryjne Używana piła elektryczna Inne... |
120 90 60 30 ... |
280 210 140 70 ... |
||
20% LETS | Klejnoty Wynajem samochodów Odzież importowana Usługi hydrauliczne Inne... |
80 60 40 20 ... |
320 240 160 80 ... |
||
10% LETS | Podróż w góry na narty Nowe opony Usługi medyczne żywność importowana Inne... |
40 30 20 10 ... |
360 270 180 90 ... |
Nr transakcji | Dochód w jednostkach LETS (to co sprzedałaś/-łeś) |
Wydatki w jednostkach LETS (to co kupiłaś/-łeś) |
Bilans |
Poniżej prezentujemy tekst, który jest jedną z wielu prób podejścia do nowej teorii pieniądza, w której pieniądz jest rozumiany jako informacja. Propozycja Petera Furnella daleko wykracza poza kwestie ekonomiczne.
Idee zawarte w tym artykule zostały rozwinięte oryginalnie przez autora w 1988 roku w Maharishi International University w Stanach Zjednoczonych. Zostały po raz pierwszy opublikowane w formie zbliżonej do poniższej we wrześniu 1992 roku w LETS ECO - biuletynie Blue Mountains LETS. Tworzą one podstawę do książki, nad którą autor obecnie pracuje: Lakshmi's Web: The Economics of Abundance.
Bogactwo tego, który daje nie zmniejsza się;
Ten kto daje zawsze znajduje pocieszyciela.
Rig-Veda X:10,5
Skąd pochodzi bogactwo? Dosyć uzasadnioną odpowiedzią może być tutaj ta, że ostatecznie pochodzi ono z zasobów naturalnych. Na tej podstawie Australia w sposób oczywisty zasługuje na tytuł "Szczęśliwego Kraju", bowiem jest to kraj rozległy obfitujący w tereny nadające się pod uprawę i hodowlę, w złoża mineralne i posiadający względnie niewielką populację, która z tych darów może korzystać.. Lecz od połowy lat 60. kiedy to książka Donalda Horne'a wprowadziła użyty powyżej termin standard życia w Australii obniżył się w porównaniu do innych rozwiniętych krajów. W międzyczasie Japonia, która jest bardzo małym krajem z dużą populacją i ograniczonymi zasobami naturalnymi, rosła w siłę.
Być może więc duża populacja nie jest czymś negatywnym ale pożądanym. Jest to wątek, który prowadzi do bardziej wyszukanej teorii o pochodzeniu bogactwa: do teorii wartości opartej o pracę. Ta teoria jest oczywiście nierozerwalnie związana z nazwiskiem Karola Marksa, choć jest ona faktycznie obecna już w dziełach Adama Smitha. Według tej teorii to wysiłek siły roboczej jest źródłem bogactwa. W tej idei są jednak zbyt oczywiste nieścisłości. Po pierwsze, gdyby była prawdziwa, Chiny i Indie powinny być najbogatszymi narodami na ziemi. Po drugie bogactwo Japonii rośnie dokładnie w czasie, gdy ilość pracy zawarta w produkowanych tam dobrach maleje dzięki dużej automatyzacji.
Teoria wartości oparta o pracę ściągnęła naszą uwagę na decydujący fakt. Bogactwo Japończyków jest spowodowane tym co dodają oni do importowanych przez siebie surowców. Tym istotnym składnikiem nie jest bynajmniej praca, ale inteligencja lub informacja (intelligence or information). W skomplikowanym społeczeństwie technicznym praca nie jest wystarczająca aby kreować bogactwo, ani tym bardziej posiadanie zasobów naturalnych. Tym co jest potrzebne nade wszystko jest wiedza techniczna, która powoduje, że stosując pracę przekształcamy surowce w cenne produkty końcowe. A ostatecznym źródłem tej wiedzy jest indywidualna ludzka kreatywność.
Japończycy nie mają, oczywiście, monopolu na inteligencję nawet jeśli czasem tak się wydaje. We wszystkich rozwiniętych krajach informacjo-chłonne przemysły zalicza się do stale rosnącej części handlowej działalności. Szerokie stosowanie taniej technologii komputerowej całkowicie przekształciło wiele przemysłów, zupełnie zmieniając w nich naturę pracy. Obecnie często zamiast bezpośrednio obrabiać materialne obiekty pracownicy manipulują nimi symbolicznie poprzez ekran komputera. Ten trend jest tak ogarniający, że ponad połowę siły roboczej w Stanach Zjednoczonych klasyfikuje się obecnie jako pracowników informacyjnych (information workers).
Duża automatyzacja oznacza, że obecnie istnieje bardzo mały związek pomiędzy rynkową wartością dóbr a ilością zawartej w nich pracy. Nie ma przesady w stwierdzeniu amerykańskiej krytyczki ekonomii Hazel Henderson, że mikroprocesor ostatecznie odwołał teorię wartości opartą na pracy.
W czasie gdy Rewolucja Informatyczna przemienia niemal każdy obszar, którego się dotknie, przemysłem, który jest zapowiedzią ekonomii przyszłości, jest właśnie produkcja oprogramowania komputerowego. Jest to przemysł bardzo zyskowny, który wytwarza dużą część bogactwa dla krajów rozwiniętych takich jak Stany Zjednoczone. I rzeczywiście najbogatszym człowiekiem w Ameryce jest obecnie nikt inny tylko Bill Gates, szef Microsoft Corporation. W terminach tradycyjnych modeli produkcji przemysłowej oprogramowanie komputerowe jest faktycznie bardzo dziwacznym produktem, jest bowiem stworzone z niczego i nie wymaga pracy fizycznej.
Chociaż oprogramowanie sprzedaje się zakodowane na różnego rodzaju fizycznych mediach jednak nie jest ono wcale fizyczne lecz abstrakcyjne. Ma taki sam rodzaj egzystencji jak obiekty matematyczne. I mimo, że jest abstrakcją, jest jednak bardzo pokupnym towarem. Jeszcze dwadzieścia lat temu nie było czegoś takiego jak oprogramowanie do mikrokomputerów. Dziś jest to wielobilionowy przemysł (multi-billion-dollar industry) i wciąż się gwałtownie rozrasta.
Jednak znaczenie tego przemysłu nie jest raczej sprawą jego wielkości czy nawet tempa wzrostu. A bardziej zaś faktu, że przemysły bazujące na informacji podkopały jeden z zasadniczych fundamentów całej obecnej teorii ekonomii. Bowiem czy za podstawę bogactwa będziemy uważać zasoby naturalne, czy pracę, czy coś o czym nawet jeszcze nie myśleliśmy, wszyscy są zgodni, że cokolwiek to jest to jednak samo nie wystarcza. Brytyjski ekonomista Lionel Robbins w ten sposób zdefiniował ekonomię: jest to nauka, która bada ludzkie zachowanie jako zależność pomiędzy (danymi) celami i ograniczonymi środkami, które mają alternatywne zastosowania. Nie bez powodu Thomas Carlyle nazwał ekonomię ponurą nauką.
Pomimo, że informacja jest kupowana i sprzedawana jak każdy inny towar nie jest jednak dobrem rzadkim. A nawet jeśli jest to nie ma żadnego powodu, dla którego tak miałoby być. Z pewnością najprościej jest przybliżyć tę kwestię gdy przyjrzymy się najbardziej podstawowej transakcji ekonomicznej: wymianie pojedynczej rzeczy pomiędzy dwojgiem ludzi.
Tak długo jak ograniczamy się tylko do dóbr materialnych jest prawdą, że rzadkość przeważa. Jeśli przekażę tobie jakiś fizyczny obiekt, odstępuję tym samym pełny użytek jaki można z niego uczynić: nie mogę już zjeść mojego kawałka tortu jeśli dałem go tobie. Lecz z informacją sprawa wygląda inaczej. Jeśli przekażę ci informację, wciąż mogę ją zatrzymać dla siebie. Jak z magicznym puddingiem Normana Lindsay'a informacyjny tort pozostaje zawsze tej samej wielkości, bez względu na to ile kawałków z niego uszczkniemy.
Jak żaden materialny produkt z dotychczas odkrytych informacja jest odtwarzalna w nieskończoność. Do dzisiaj jest to postrzegane wyłącznie jako problem. Szczególnie przemysły komputerowy i muzyczny cierpią z powodu nadmiernie przesadzonych obaw o piractwo. Prawdopodobnie najbardziej rozumiejący komentarz na ten temat pochodzi od Petera Gabriela, muzyka rockowego, który powiedział, całkiem prosto...myślę o piractwie jako o reklamie. A przy tym jest to reklama darmowa.
Powielanie informacji nie jest problemem: jest ogromną (of boundless proportions) okazją. Po raz pierwszy w historii mamy sposobność kreować bogactwo bez kreowania w tym samym czasie ubóstwa. Możemy teraz ostatecznie odrzucić ekonomię rzadkości i zamiast tego zająć się obfitością. Mając przekroczony Rubikon powinniśmy zaryzykować również wyprawę w głąb nieznanego terytorium.
Jeśli znów spojrzymy na podstawową dwustronną transakcję zobaczymy, że mamy nie dwie ale trzy możliwości. Po pierwsze istnieją takie rzeczy jak materialne obiekty, które tracimy jeśli przekazujemy je innym. Po drugie są takie, które - podobnie jak informację - można przekazać innym i wciąż zachować. I w końcu są też takie jak miłość, współodczuwanie i zrozumienie: gdzie sam akt przekazywania jednej z nich kreuje większą jej ilość. Bowiem takie jak powyższe jakości duchowe są jak muskuły, które rosną dzięki wysiłkowi i ulegają atrofii, gdy ich nie używać. Duchowy tort jest bardziej cudowny niż magiczny pudding: każdy kawałek, który z niego uszczkniesz czyni go większym. Tak więc końcowym celem naszych poszukiwać powinna być właśnie ekonomia obfitości.
Gdy już wyzwoliliśmy się z tyranii pojęcia rzadkości, nie znajdziemy zbyt wiele powodów aby nadal akceptować kolejny bastion konwencjonalnej ekonomii: obsesję egoizmu (individual self-interest). Nie ma zbyt wiele sensu walczyć o kawałki ekonomicznego tortu jeśli wystarczy go dla wszystkich. Okaże się jeszcze bardziej bez sensu gdy uświadomimy sobie, że tort nie ma raz na zawsze ustalonego rozmiaru; że współpraca i wzajemne wsparcie może powiększać go niemal bez granic. Każdy kto wątpi, że bogactwo może być tworzone przez miłość i współodczuwanie powinien mieć wzgląd na to jak wiele bogactwa zaprzepaszczamy przez ich brak.
Konwencjonalni moraliści opowiadali się przeciw egoizmowi (selfishness) na gruncie etycznym, podczas gdy ekonomiści czynili z niego kult. Zarówno jedni jak i drudzy rozmijali się z istotą sprawy. Jak zauważył John Donne żaden człowiek nie jest wyspą: nasze indywidualne możliwości rozwoju zależą silnie od naszego społecznego i ekonomicznego środowiska. Jest wielce w naszym interesie żeby wszyscy dokoła nas czuli się emocjonalnie spełnieni i komfortowo pod względem materialnym. LETS jest po prostu mechanizmem zdolnym sprawić aby tak się stało.
Wielkie tradycje duchowe zawsze podkreślały: jeśli rozwiniesz wystarczająco zrozumienia na temat swoich własnych rzeczywistych potrzeb to dojdziesz do tego, że altruizm jest po prostu oświeconym egoizmem (enlightened self-interest). Najsilniej przemawiającym argumentem przeciw egoizmowi (selfishness) nie jest ten, że jest on moralnie niższy (jaki w rzeczywistości jest), lecz raczej ten, że nie sprawdza się w działaniu. Egoizm (selfishness) jest po ostatecznym wglądzie, niedostatecznym środkiem prowadzącym do bezwartościowego celu.
Peter Furnell
tłumaczenie Janusz Reichel
"Mać Pariadka" nr 5/95
Poniżej prezentujemy rozdział z podręcznika na temat LETS, który został napisany m.in. przez twórcę tego systemu Michaela Lintona. Autorzy dają odpowiedź na podstawowe pytanie: dlaczego akurat waluty lokalne?
Daj im rybę a będą mieli co jeść przez dzień
naucz ich jak łowić a będą mieli co jeść zawsze
Wielu z nas stara się aktywnie kreować i podtrzymywać poczucie wspólnoty wśród naszych przyjaciół i sąsiadów. Jednak nasze ręce wydają się być coraz bardziej spętane: świat znajduje się w poważnych kłopotach, zarówno ekologicznych jak i ekonomicznych. Wielu ludzi zgodzi się z tym ale ilu rozpozna główną przyczynę naszych problemów? Twierdzimy, że główny problem, być może największy, leży w konwencjonalnym pieniądzu i w formie jaką on przyjął.
Każda współczesna społeczność lokalna zależy od przepływu waluty narodowej przez swą wewnętrzną gospodarkę. Pieniądze wpływają do niej i znów prędko uciekają. Pieniądze przychodzą do społeczności lokalnej z eksportu, przybywających turystów i dotacji rządowych. Odpływają dzięki importowi i podatkom.
Gdy lokalny przemysł traci rynek eksportu, gdy odwiedza nas mniej turystów czy gdy rząd zmniejsza wydatki, pieniądze które opuszczają społeczność lokalną nie są zastępowane dopływem nowych.
Gdy tylko ilość pieniędzy cyrkulujących w społeczności lokalnej zmniejszy się, zmniejsza się również poziom handlu. Przedsiębiorstwa upadają i ludzie tracą pracę, nie dlatego, że nie mają nic do zaoferowania, lecz dlatego, że nie ma wystarczająco pieniędzy aby nimi obracać.
Rywalizując o podział tej ograniczonej ilości pieniądza ludzie pracują w warunkach niebezpiecznych dla zdrowia, środowiska i dobra społeczności lokalnej.
Ludzie gotowi są zrobić niemal wszystko dla pieniędzy ponieważ potrzebują ich aby wziąć udział w grze. To jest źródło problemów, odkąd pieniądz na mocy swojej struktury jest dobrem rzadkim i trudnym do osiągnięcia.
Są tego trzy powody:
Na całym świecie społeczności lokalne cierpią z powodu niedostatku pieniędzy, tylko dlatego, że jest tych pieniędzy określona ilość, znajdują się gdzie indziej a ludzie sami nie mogą drukować pieniędzy.
Kiedy o tym pomyślisz sytuacja wyda ci się nonsensowna.
Pieniądze są jedynie środkiem wymiany, plikiem biletów, numerem na twoim koncie bankowym. Same w sobie nie mają wartości - nie można ich zjeść, ubrać się w nie, ani zbudować czegokolwiek z ich pomocą.
Są miernikiem wartości podobnie jak cal jest miernikiem długości lub tona miernikiem ciężaru. Nie ma nigdy sytuacji, w której brakuje miernika.
Wyobraź sobie, że cieśla nie pracuje ponieważ został pozbawiony cali!
Jednak często jesteśmy bezczynni, podczas gdy jedyne czego nam brak to środka wymiany. Może być mnóstwo materiałów, wyposażenia, umiejętności, czasu, dóbr i potrzeb do zaspokojenia, lecz nie możemy pracować czy dokonywać transakcji ze sobą ponieważ nie ma żadnych biletów w obiegu, żadnych punktów na kartce, żadnych środków do mierzenia relatywnej wartości.
Możemy obejść ten problem kreując lokalne pieniądze na finansowanie lokalnych potrzeb, na tworzenie bogactwa i ochronę przed biedą.
Waluta lokalna nie może opuścić społeczności lokalnej, której służy, tak więc zapewnia połączenie między ludźmi wymieniającymi umiejętności, dobra i usługi. Dzięki walucie lokalnej, społeczność lokalna jest mniej dotknięta zmianami w zewnętrznym dopływie pieniądza.
Waluty lokalne były czymś normalnym w przeszłości, pojawiały się gdy tylko społeczność lokalna potrzebowała chronić swą wewnętrzną ekonomię przed zewnętrznymi zaburzeniami takimi jak wojna czy depresja. Ruch Społecznego Kredytu (The Social Credit movement) jest tego przykładem a bardziej udane systemy pojawiły się w Austrii przed drugą wojną światową.
Nie jest niespodzianką, że bieżący klimat gospodarczy wytworzył kilka systemów, od małych nieformalnych sieci samopomocy do setek komercyjnych sieci "wymiany" działających obecnie w Stanach Zjednoczonych oraz coraz częściej w innych miejscach.
Wzrost tych komercyjnych sieci jest niezwykły. W 1991 roku donosiły one o transakcjach wynoszących 5.9 miliarda dolarów ($5.9 billion) pomiędzy 240 000 klientów w 450 systemach. W dwa lata później szacunkowo wysokość transakcji prawie się podwoiła do 10 miliardów dolarów, w czasie gdy gospodarka Stanów Zjednoczonych jako całość była w zastoju. Ten wzrost wydarzył się pomimo wysokich kosztów udziału.
Obecnie system LETS - Lokalny System Wymiany Handlowej - jest najbardziej zaawansowaną formą waluty lokalnej będącej w cyrkulacji.
Pierwszy system LETS został rozwinięty w 1983 roku w Commox Valley w Kanadzie, gdzie grupa osób zaadaptowała model sieci "wymiany" i przekształciła go w system w pełnej skali przystosowany do społeczności lokalnej, z większymi korzyściami i działający po ułamku tych kosztów.
Ten prototyp był bardzo udany, pomimo znacznej antypatii i nawet aktywnego oporu ze strony kluczowych elementów społeczności lokalnej, tak że około 20 podobnych systemów wyrosło wkrótce w Ameryce Północnej.
W 1988 roku kombinacja wielu czynników, głównie koszty badań i rozwoju oraz ostrożne zaufanie ze strony użytkowników spowodowały, że transakcje w systemie Commox Valley zmniejszyły się niemal do zastoju.
Podczas gdy fakt ten spowodował generalną utratę zaufania w Ameryce Północnej, systemy LETS zaczęły rozprzestrzeniać się po świecie. Od 1987 roku około 70 systemów LETS zostało założonych w Nowej Zelandii i prawie 200 w Australii. W Wielkiej Brytanii ich ilość wystrzeliła z 7 systemów w początku 1991 roku do 150 w końcu 1993 roku.
Wszystkie te systemy oparte są na oryginalnym prototypie z Commox Valley, który ostatnio wznowił transakcje dzięki poprawionemu oprogramowaniu komputera, administracji i większej ilości sposobów przedstawiania i uczenia ludzi czym są systemy LETS.
Aby waluta lokalna działała ludzie muszą być w stanie używać jej jednocześnie z konwencjonalnymi pieniędzmi a jej projekt powinien rozwiązywać trzy podstawowe problemy takich pieniędzy. Lokalna waluta powinna idealnie:
System LETS spełnia te kryteria. Jest również przyjazny, wygodny, niskonakładowy (cost effective), prosty i bezpieczny.
Działa bardziej jak bank lub towarzystwo budowlane (building society). Każdy ma konto, lecz zamiast pieniędzy przepływających z banku do banku, wszystkie transakcje zachodzą w ramach pojedynczego systemu.
Każdy nowy rachunek rozpoczyna od zera a potem może utrzymywać dodatni lub ujemny bilans. Ci z bilansem ujemnym, całkiem po prostu, wyemitowali (wykreowali) pieniądz, który jest na dodatnich rachunkach. Tak więc owe lokalne pieniądze są w istocie zobowiązaniem części członków społeczności lokalnej do dostarczenia usług dla innych.
Pieniądz taki jak ten, który emitujesz sam, jest pieniądzem osobistym (personal).Konwencjonalne pieniądze łatwo wydać, trudno zarobić.
Jako rezultat rodzą one przymus ze swej istoty - ludzie z pieniędzmi mają władzę nad tymi bez pieniędzy. Kto płaci kobziarzowi ten nadaje ton (Who pays the piper calls the tune).
Jednakże w osobistej sieci (personal network) pieniądze łatwo zarobić. Każdy ma pieniądze do wydania.
Z tej samej przyczyny nikt ich nie potrzebuje, tak więc różne rzeczy dzieją się wówczas, gdy ludzie tego chcą. Ludzie pracują z chęci albo wcale. Nikt nie może powiedzieć innemu co ma robić.
Zyskujemy uznanie za to co dajemy innym. Uznanie wyrażone w lokalnym pieniądzu ma wartość ponieważ taki pieniądz jest faktycznie zobowiązaniem ludzi ze społeczności lokalnej w stosunku do tej społeczności.
Michael Linton, Angus Soutar
tłumaczenie Janusz Reichel
Poniżej prezentujemy tekst przybliżający rodzimą tradycje pomocy sąsiedzkiej - pracy "na odrobek".
Tłoka - to zapomniany już w Polsce wiejski zwyczaj dobrowolnej pomocy sąsiedzkiej przy pracy, np. żniwach, zaczynającej się ceremonialnym zaproszeniem, a kończącej się ucztą, śpiewami i tańcem po zakończeniu pracy. Zasada tłoki - współpraca i pomoc wzajemna dla wspólnego dobra - to nie tylko wiejski obyczaj, to cały system obrzędów związanych z pracą. Współdziałanie w pracy na roli jest konieczne i występuje w wielu kulturach, ale tłoka ma wielkie znaczenie także jako specyficzny, środkowoeuropejski fenomen życia duchowego, związany m.in. z kultem przodków, co występuje np. w białoruskim wariancie tłoki.
Interesujące jest to, że zwyczaj ten ma wspólną nazwę w językach białoruskim, litewskim, polskim, pruskim i ukraińskim. Byłoby trudno zbadać, na ile ta zasada pomocy wzajemnej w dawnej kulturze ludowej tych krajów wpływała na proces historyczny, którego rezultatem stało się powstanie Rzeczypospolitej: szczególnego w skali europejskiej tego czasu państwa federacyjnego, przestrzegającego zasad tolerancji i swobód obywatelskich (mimo ograniczenia praw obywatelskich do szlachty). Utrzymanie sprawnej i przez wiele lat funkcjonującej struktury wieloetnicznego i wielowyznaniowego państwa jeszcze i dziś jest standardem trudnym do osiągnięcia. Tym bardziej zastanawia klimat duchowy, który doprowadził do jego powstania. Maksymalny zasięg terytorialny dawnej Rzeczypospolitej pokrywa się w przybliżeniu z zasięgiem występowania obyczajów pomocy wzajemnej, powiązanego ze specyficznymi obrzędami i znanego jako tłoka. Upadek Rzeczypospolitej to także rezultat złamania tej zasady wzajemnej pomocy i solidarności.
Pochodzenie pojęcia tłoka nie jest jasne. Można spotkać się z opinią, że słowo to pochodzi z języka pruskiego. Jak pisał w końcu XIX wieku rosyjski etnograf Zabyszyn, (...) pomoch' v raznyh guberniyach imeet osoboe znachenie, no wo wsyakom sluchae, vsya eta ves'ma krugovaja pomoch' okonchivaetsya ugoshcheniem. Otkuda eto perenyali russkie, neizvestno, no esli sudya po slovu toloka ravnoznachitel'nom so slovom pomoch', eto pervoe proizvoditsya ot drevneprusskogo slowa Talk, to est' - plata za trud ugoshcheniem.
Inaczej interpretuje pochodzenie tego słowa Władysław Kopaliński w Słowniku mitów i tradycji kultury (...) słowo to pochodzi od tłok, natłok (sąsiadów idących z pomocą). Drugie określenie tłoki to powaba, pomoc z serca, uczynność. Kopaliński określa tłokę jako przykład wiejskiej pomocy sąsiedzkiej, prawdopodobnie pozostałość dawnej wiejskiej wspólnoty.
Jeszcze inaczej objaśnia pochodzenie tłoki Aleksander Brückner: tłoka, rus. tołoka (...) prasłowiański obyczaj dobrowolnej (z czasem i w obowiązkową odmienianej) pomocy sąsiedzkiej na łące i polu, odpłacanej ugoszczeniem (lit. talka, prus. talokininkas, zdaje się pożyczki od Rusi i od nas, chociaż Litwa ma nawet czasownik telkti, susi telkti 'spraszać i zbierać się na tłokę'. Tłoka tłumaczy w 15 w. łac. 'palilia', 'zabawy, biesiady pasterskie', a w r. 1500 'tłoka, merenda, Vesperbrot', tj. 'podwieczorek'.
Jak w początku tego wieku pisał w książce Chłop polski w Europie i Ameryce jeden z najwybitniejszych polskich socjologów, Florian Znaniecki, zasada solidarności jest jedna z głównych zasad polskiej kultury. W opinii Znanieckiego, tej zasady nie można rozpatrywać w wąskich ramach wiejskiej wspólnoty czy współdziałania przy pracy. Dla Znanieckiego ta zasada ma o wiele większe znaczenie: oznacza solidarność wszystkich istot żywych przeciw śmierci. Jak widać, można pojmować tłokę także jako zasadę jednoczącej siły duchowej wynikającej ze współpracy.
Tłoka, wiejski obyczaj wzajemnej pomocy, zanika na naszych oczach w procesie przemian społecznych i ekonomicznych. Jednak idea tłoki wciąż przejawia się niczym wynurzający się ze zbiorowej podświadomości archetyp: oto w okresie białoruskiego odrodzenia narodowego na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych jedna z powstałych wówczas organizacji przyjęła nazwę Tałaká.
Analiza obrzędów związanych z tłoką wraz z analiza innych obyczajów związanych z pracą może grać istotną rolę w odrodzeniu szacunku dla pracy w krajach Europy środkowej. Jak świadczy przykład kultur dalekowschodnich, przesłanka dla szybkiego rozwoju jest harmonijne powiązanie modernizacji z tradycją. Tylko ta droga gwarantuje zachowanie tożsamości we współczesnym świecie i chroni od groźby roztopienia się tradycyjnych wartości w oceanie skomercjalizowanej kultury masowej.
Zasada wzajemności i nieodmawiania pomocy i wszystkie związane z tłoką obrzędy to problem, który wymaga badań porównawczych, mogących wyjaśnić jej role w dawnym życiu duchowym Europy środkowej i potencjalne znaczenie dla tworzącego się w okresie postkomunistycznym nowego poczucia tożsamości w tym regionie.
Władysław Kopaliński, Słownik mitów i tradycji kultury, Warszawa, 1985, s. 1189;
Aleksander Brückner, Słownik etymologiczny języka polskiego, Warszawa 1989, s. 572;
M. Zabyshin, Russkij narod, ego obychai, obryady, predaniya i praca, poeziya, Moskva 1888, izdatel'stwo Avtor 1992;
Valodzina Tacyana Vasil'evna: Talaka y sisteme duhovnoi kul'tury belarusav, praca doktorska na prawach rękopisu, Mińsk 1994.
Piotr Wiench
Poniżej prezentujemy pomysł szczególny, który powstał w 1988 roku na obszarze kultury alternatywnej, w celu przezwyciężenia niedogodności związanych z cyrkulacją i brakiem oficjalnej waluty.
Sprawa wyniknęła niby to przypadkiem - ale my się znamy na takich przypadkach i na sprawkach. Poczuliśmy wysoce skomplikowaną lukę i wiele dokuczliwych niedogodności w obrocie alternatywnym. Zaczem postanowiliśmy znaleźć sposób na ominięcie przykrej wymiany gotówkowej między kumplami, i jeszcze bardziej przykrej sytuacji, kiedy to przyjaciołom nie starcza forsy na kupienie tego lub owego niezależnego produktu. W przypadku produktów z zagranicy problem jeszcze znaczniej urasta (niektórzy ratują się wymianą rzeczową: płyta za płytę, czy kilka płyt polskich za jedną zachodnią itp.)
Zatem po analizie faktów stworzyliśmy projekt wypełnienia owej luki pomiędzy wymianą a pieniądzem, wprowadzając wysublimowany rodzaj wymiany posiłkowanej przez zastosowanie papieru jakościowego (w przeciwieństwie do wartościowego). Papierowi jakościowemu proponujemy nadać nazwę: janas (dla drobnych: cezar, dla grubych: hryń) - nazwy dla uczczenia pamięci historycznych aktywistów Ruchu Społeczeństwa Alternatywnego.
Rozważa się kilka propozycji wprowadzenia janasa na rynek. Oto jedna z nich. Najpierw przyjęliśmy generalną zasadę niewymienialności janasa na żadną z normalnych walut. Janas byłby do zdobycia tylko drogą wymiany za "wyroby alternatywne" (pisma, taśmy, ubiory, dzieła sztuki etc.) i bilety na imprezy. Takiej wymiany można by dokonywać w kantorach wymiany janasów, które jednocześnie funkcjonowałyby jako butiki, wystawy i czytelnie wyrobów alternatywnych - rozlokowane w powstających z wolna ośrodkach i klubach. Ideałem byłoby, gdyby wejść na rynek można było jedynie drogą wyprodukowania produktu alternatywnego, czyli całkowite rozwaluowanie janasa, czyniące go papierem środowiskowym i niedostępnym prostym (konsumpcyjnym) umysłom. Janas nabierałby jakości w miarę użycia. W momencie wypuszczenia byłby odpowiednio pieczętowany, a każde kolejne jego użycie byłoby na nim sygnowane. Po przeżyciu, czyli zagryzdaniu, janas jako swoiste, unikatowe dzieło-dokument byłby archiwizowany i umieszczany w periodycznie drukowanym katalogu janasów - dzieł rękodzieła alternatywnego. Mówiło by się: oto janas o jakości 15 transakcji na terenie tylu to a tylu miejscowości czy krajów z udziałem takich oto podmiotów.
Z założenia każdy kantor-butik byłby bankiem emisyjnym janasów, wchodzącym w skład unii takich banków, powołanej w celu kultywowania idei i rozstrzygania przypadków spornych (gdy np. osoba przynosząca towar do kantoru czuje się pokrzywdzona jakością wymiany).
Wprowadzenie janasa nie oznacza chęci zmonopolizowania nim obrotu alternatywnego. Równolegle może istnieć sprzedaż wyrobów za pieniądze. Uatrakcyjnić janasa mogą limitowane edycje produktów alternatywnych, przeznaczonych wyłącznie do wymiany za janasa, imprezy z wejściem wyłącznie za janasy oraz specjalne cechowanie przedmiotów biorących udział w wymianie janasowej (sygnowanie, pieczętowanie, uzupełnianie o specjalne dodatki).
Taka forma zapośredniczonej janasem wymiany kultury za kulturę niosłaby wiele korzyści. Fakt, że janasa nie kupuje się za pieniądze, ale otrzymuje za produkt alternatywny, aktywizowałby produkcję i ruch wymiany. Janas stawałby się kategorią aktywności, a nie prawa rynkowego - za janasy będzie można dostać zarówno np. pismo drogie w obrocie pieniężnym, jak i darmowe. Jednocześnie, wykonując przedmiot alternatywny można by w pełni pozwolić sobie na produkcję nonkonformistyczną, poza prawami rynku pieniężnego.
Janas miałby jakościowe pokrycie w samym sobie (katalogowany dokument wymiany) i w przedmiotach wymienianych przez banki emisyjne.
Jeśli wszystko jest za darmo, to się ludzie demoralizują, jeśli wszystko jest za forsę, to się materializują (he, he). Janas może stać się uwolnioną od niezręczności i hańby gratyfikacją za usługi, przysługi, wyrównaniem nieodbytych prac społecznych i pięknym prezentem o uroczym posmaku nieokreśloności. Janas jest interesującą propozycją wymiany alternatywnej na świat, pomimo ekonomicznych różnic [...].
Normalne pieniądze proponuję od momentu wypuszczenia janasa nazywać pierdziochami lub śmierdzielami.
(Za czułą współpracę w opracowaniu projektu dziękują Yo Als Jetzt).
Zbigniew Sajnóg
Rosnące ceny usług pocztowych, kradzieże i kontrola ze strony policji stawiają nas przed koniecznością zorganizowania własnej, alternatywnej poczty. Jej podstawowymi elementami byłyby punkty kontaktowe i kurierzy. Punkty, pełniące obowiązki skrzynek pocztowych, zbierałyby listy, a także informację i prasę oraz ekspediowałyby je przy pomocy kurierów. Tu również można by je odbierać (w mniejszych ośrodkach można by je dostarczać bezpośrednio do adresatów). Najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby punktami były kluby alternatywne. Kurierzy jeździliby 1-4 razy w miesiącu, zależnie od potrzeb i możliwości. Obsługiwaliby przede wszystkim dwie główne trasy: Gdańsk - Poznań - Wrocław i Gdańsk - Warszawa - Kraków z ewentualnymi liniami dodatkowymi: Szczecin - Poznań - Warszawa - Lublin i Wrocław - Kraków - Rzeszów. Z ośrodków tych prowadziłyby odgałęzienia szlaku do kilku innych miast, a wokół nich tworzyłyby się sieci wymiany, oparte na stałym kontakcie (byłoby to możliwe dzięki mniejszym odległościom między ośrodkami lokalnymi). Za usługi płaciłoby się przy pomocy znaczków poczty alternatywnej; poza frajdą dla fetyszystów i filatelistów marki pocztowe znajdują swe uzasadnienie w konieczności wydatkowania funduszy na przejazd kurierów (można naturalnie korzystać z "okazji", ale okazja nie jest regułą i liczyć na nią nie można). Opłaty są konieczne także ze względu na to, że usługi darmowe demoralizują usługobiorców (he,he) przez swą łatwość. Z kolei kasa demoralizuje usługodawców (he,he) i sprowadza ich na drogę komercji. Jedyną możliwością przezwyciężenia tej sprzeczności i osiągnięcia jedni są papiery jakościowe (janasy), które doceniają wkład pracy, nie eliminując z gry najuboższych i nie wywołując pogoni za pierdziochami (czyli oficjalną walutą). Dotyczy to nie tylko poczty, ale wszelkiej wymiany dzieł i działań, informacji i usług w obiegu alternatywnym. Ba - może być to nawet niezłym zastawem a nie blokuje kasy dłużnika i wierzyciela na czas długu (chodzi o pożyczenie książek, pism, sprzętu itp.)
Wracając do punktu (kontaktowego), to mógłby on pełnić także rolę sobie właściwą, a mianowicie miejsca spotkań ludzi z jednego miasta a różnych firm, robiąc ponadto za czytelnię prasy alternatywnej. To ostatnie może mieć dwojaki wymiar: można czytać indywidualnie, ale i zbiorowo, dyskutując jednocześnie lekturę pism. Pozwoliłoby to na stworzenie czegoś na kształt kawiarń polityczno-literackich z przełomu wieków, a w dalszej konsekwencji - stworzenie autentycznych środowisk alternatywnych, a nie tylko wegetujących w gettach grup. Z drugiej strony wolny rynek papieru, tj. podwyżka cen usług poligraficznych pozbawi grupy alternatywne (nie finansowane z zewnątrz, jak opozycja, i nie okradające obywateli, jak rząd) możliwości druku, a przynajmniej w radykalny sposób obniży nakłady pism. W tej sytuacji racjonalnie zorganizowany kolportaż i lektura mogą sprawić, że niewielkie nakłady dotrą do o wiele szerszego grona ludzi, nie mówiąc już o tym, że jest to najlepsza droga do zbudowania sieci wymiany pozytywnej, czyli integracji środowisk w skali całego kraju. Przy okazji czytelnie mogłyby pełnić rolę archiwów dla jakże ulotnych przejawów twórczych, będących udziałem alternatywy (że nie wspomnę o pokryciu janasów w towarze, czego pozbawiony jest złoty - pierdzioch, a co powoduje utratę jakości i galopującą inflację). Totalność wizji dopełniają inne role punktów kontaktowych: kantor wymiany janasów, salon sztuki, klub i ośrodek pracy twórczej.
Janasy chroniłyby przed inflacją, ponieważ ich jakość odpowiadałaby stale jakości usługi (1 janas równałby się np. 1 listowi wysłanemu pocztą). Tymczasowo można by wprowadzić żetony na telefon, znaczki na list czy bilety na kolej bez podania nominału; nabywałoby się je, zależnie od aktualnej ich wartości, przy czym jakość ich byłaby stała (obecnie dochodzi do takich paranoi, jak list kompletnie zalepiony znaczkami o nie nadążającym za inflacją nominale). Inny pomysł to podawanie ceny wg aktualnego kursu dolara, czy w chlebach, by nabywca nie przeżywał szoku licząc zera w cenie pisma...
Janusz Waluszko
O tym, że nie były to utopijne pomysły przekonują wydane jakiś czas potem beznominałowe znaczki i żetony na telefon.
Jeżeli popatrzymy z boku, pod kątem zdobywania środków utrzymania i konsumpcji na styl życia tzw. przeciętnego człowieka i tzw. "ekologicznie uświadomionego", a nawet jakoś zaangażowanego w ruch zielonych nie zobaczymy znaczących różnic. Obaj mniej więcej jednakowo zużywają zasoby Ziemi: wodę, energię, surowce i dokładają na zakupach swoją cegiełkę (pieniądze) do niszczenia środowiska. Jedyną różnicą między nimi jest, że pierwszy czyni to nieświadomie i dobrze mu z tym - ot, po prostu tak żyją i postępują wszyscy to dlaczegóż on miałby żyć inaczej, drugi zaś ma świadomość tego, że podcina gałąź na której siedzi i tego także, że właściwie nic nie może na to poradzić.
System zależności w którym żyjemy (przynajmniej tu w Polsce u progu XXI stulecia) nie pozostawia zbyt wielkiego pola manewru i na każdym kroku zmusza nas do postępowania wbrew sobie. Problemem podstawowym jest oczywiście praca godna i sensowna, możliwie nieszkodząca ludziom i środowisku, dająca satysfakcję i zadowolenie oraz sprawiedliwie wynagradzana praca. Niezmiernie trudno o taką, ale załóżmy, że ją mamy i chcemy jak to się mówi "normalnie żyć". Zacznijmy od rzeczy najbardziej przyziemnych - zakupy i tu już zaczynają się problemy (przynajmniej dla nas, ekologicznych maniaków, inni sobie chwalą). Nie sposób kupić czegokolwiek: jabłka, soku, bułki, itp. - bez pakowania tego w plastikowe, takie czy inne nie poddające się utylizacji opakowania. Większość przedmiotów, sprzętów, ubrań które kupujemy jest nietrwała, kiepska, często wręcz jednorazowego użytku. A jeżeli nawet nie zużyją się zbyt szybko czysto mechanicznie to zużyją się "moralnie" (i też wylądują na śmietniku) o co zadba wszechpotężny nacisk mody i reklamy, albo inaczej marketing czyli sztuka wciskania wszystkiego ogłupiałemu konsumentowi, nawet jeżeli nie jest mu do niczego potrzebne, a nawet jeżeli nie ma pieniędzy - od czego są kredyty? Jesteśmy w ten sposób zmuszani do kupowania wciąż nowych i nowych równie byle jakich rzeczy. Jednym słowem, niewyobrażalne marnotrawstwo w imię utrzymania świętej Koniunktury. Owszem, są towary użyteczne, a przy tym dobrej jakości, trwałe, ładne, ale przeciętny człowiek raczej nie może sobie na nie pozwolić. Dlatego produkuje się je w niewielkich ilościach, co czyni je, oczywiście jeszcze droższymi. Przykład z innej beczki, jeżeli chcemy chronić lasy kupując mniej książek i czasopism, to właściwie możemy podarować sobie czytanie w ogóle. Biblioteki i czytelnie, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach są co i rusz zamykane, a te które jeszcze są, ciągną resztkami sił. Oszczędzajmy więc papier inaczej - przesyłając słowa elektronicznie. Pomijając takie "drobiazgi" jak brak porządnej i taniej telekomunikacji (podstawowy warunek korzystania z sieci), brak polskich wydawnictw na CD-ROM-ach, sama cena komputera wraz z napędem CD obezwładni najbardziej zagorzałego ekologa.
Pozostaje jeszcze jedna droga, odrzucić cywilizację w ogóle, udać się w lasy (o ile leśnicy pozwolą) lub na pustkowia i tam żyć w zgodzie z sobą i naturą. Ręczę jednak, że pierwsze bóle zębów przywrócą na łono cywilizacji naukowo-technicznej każdego, no chyba, że jest wytrawnym masochistą.
Zaniepokojeni takim stanem rzeczy zastanawialiśmy się w gronie przyjaciół co robić aby choć trochę złagodzić destrukcyjny charakter systemu w który wszyscy jesteśmy uwikłani. Zaczęliśmy testować pewne rozwiązania w praktyce i po pewnym czasie, jakby mimochodem wytworzyła się między nami nowa i dziwna (jak na te czasy) forma społeczno-ekonomiczna zwana wspólnotą lub komuną. Jak do tego doszło? Na pierwszy ogień poszły czasopisma, składamy się, ktoś zaprenumerowuje i wszyscy mogą czytać. Z książkami postępujemy podobnie, aktualnie negocjowana jest sprawa płyt. Sprawę wymiany między sobą dziecięcych ubranek, zabawek, bucików (akurat mamy dzieci) załatwiliśmy od ręki. Zakupy zaczęliśmy robić hurtowo (najlepiej bezpośrednio w gospodarstwie ekologicznym), to dużo taniej i nie ma tych paskudnych plastikowych opakowań. Samodzielnie to raczej trudne, zbyt duży wydatek na raz i trudno spożyć np. duże ilości warzyw i owoców zanim się zepsują. Przy dobrej organizacji pracy można zrobić tyle przetworów na zimę, że całkowicie odpada kupowanie soków w tetarapakach itp. Szkoda, że nie mieszkamy razem (to odległe plany), wtedy pewnie zakupilibyśmy trwałe i porządne sprzęty gospodarstwa domowego. Opłacałby się własny wypiek chleba, oszczędniejsze byłoby pranie. Kto wie, może moglibyśmy pozwolić sobie nawet na przyzwoity, duży samochód z Dieslem na olej rzepakowy czy choćby na gaz. Efektem "ubocznym" jest też znikoma ilość nieprzemyślanych i bezwartościowych zakupów - trudniej otumanić kilka osób. Tym prostym sposobem oszczędności w zużyciu surowców, wody, energii bez specjalnych wyrzeczeń sięgają kilkudziesięciu procent!
Największą przeszkodą przy współdziałaniu są jak zawsze nasze wady: nieuczciwość, lenistwo, zazdrość, chore ambicje, zarozumialstwo. Jednak odrobina dobrej woli, wspólne poglądy na pewne sprawy (wegetarianizm, ekologia) i ewidentne korzyści przezwyciężają opory. Paradoksalnie powstanie takich niby wspólnot umożliwiła współcześnie właśnie "glajszachtująca" gusty i zainteresowania cywilizacja masowej konsumpcji. Smutne ale prawdziwe, a skoro tak się już stało, to dlaczego tego nie wykorzystać.
Przy "okazji", podjąłem poszukiwania wszelkich informacji o byłych i współczesnych wspólnotach. Nie znalazłem ich wiele, a raczej prawie wcale. Nietrudno zrozumieć dlaczego. Dla obecnie nam panującego modelu gospodarki nieustannego wzrostu i rozwoju (tylko właściwie czego - wskaźników?), konkurencji i totalnej własności prywatnej istnienie czegoś takiego jak wspólnoty, a zwłaszcza funkcjonowanie z pożytkiem dla ludzi i przyrody to sprawa wstydliwa. łamie stereotypy i mąci w głowach, jakże to, ktoś może nie chcieć kapitalizmu?! Przecież kapitalizm to najbardziej naturalny dla ludzi system ekonomiczny, a ponadto dziejowa konieczność, wręcz misja. Takie osoby jak min. Gandhi, Lanza del Vasto (założyciele kilku wspólnot) czy projekty: Auroville, Arché są prawie zupełnie nie znane. Za to wszelakie wojny, afery szpiegowskie, szczegóły z życia zbrodniarzy: Hitlera, Stalina i tym podobne "osiągnięcia ludzkości" są nieustannie wałkowane w telewizji edukacyjnej i nie tylko.
Mimo trudności natrafiłem jednak na nieliczne wzmianki o działających i to ponoć do dziś wspólnotach. Podobno na zachodzie przeżywają nawet swoisty renesans, więc dlaczego nie spróbować w Polsce. Być może gdyby społeczeństwo składało się z ludzi o takich cechach, że zdolni byliby do życia we wspólnocie, to nie byłoby potrzeby go zmieniać. Póki co jest inaczej. Ludzie dogadajcie się, razem można więcej zdziałać nie czekając aż ktoś za nas zmieni coś na lepsze! Jasne, że trzeba wymuszać polityczne i administracyjne zmiany, popierać akcje Zielonych, protestować, bojkotować itp. Mając jednak oparcie w grupie można to robić odważniej, skuteczniej i łatwiej.
Dariusz Liszewski
Poniżej prezentujemy przykład organizacji społecznej, która w swojej działalności na rzecz tworzenia nowych stylów życia i nowych rozwiązań cywilizacyjnych posługuje się walutą opartą o czas pracy, analogiczną do tej funkcjonującej w amerykańskiej służbie zdrowia (patrz s.50). Tekst jest ulotką informacyjną o wszystkich aspektach działania "New Civilization".
Czy podoba ci się cywilizacja, w której żyjesz? Czy chcesz zmienić ją odpowiednio do swych potrzeb? Aby to uczynić, możesz współpracować z myślącymi tak samo. Jesteśmy częścią organizacji zwanej Nowa Cywilizacja, która ma poważne programy, planowane i urzeczywistniane przez grupy osób różnych zawodów w różnych częściach Stanów Zjednoczonych i świata. Zapraszamy serdecznie do współpracy. Jako dobrowolny członek naszego Stowarzyszenia przyczyniasz się do naszych starań, by stworzyć różne i elastyczne społeczeństwa, które będą spełniać Twoje potrzeby i potrzeby tych, którzy z nami współpracują. Twoje życie stanie się szczęśliwsze i bardziej interesujące.
Obecnie Nowa Cywilizacja ma swą siedzibę w Los Angeles w Kalifornii. Wszyscy jej członkowie pracują, by stworzyć nowe społeczeństwa - bardziej ludzkie, inteligentne i kochające niż społeczeństwo współczesne. Chcemy nawiązać kontakty z innymi podobnymi organizacjami na całym świecie, aby dowiedzieć się, co robią i jak pracują. Równocześnie udostępniamy im nasze informacje, zebrane z różnych źródeł. Chcemy syntetyzować i analizować stale te informacje, by budować i testować modele społeczeństw twórczych, które stale będą spełniać ludzkie potrzeby. Wierzymy, że współpracując twórczo i inteligentnie, uczynimy to bez szkody dla ekologii naszej planety, bez uszczerbku fizycznego i ekonomicznego, zawsze pojawiającego się we współczesnych społeczeństwach komunistycznych i kapitalistycznych.
Nowa Cywilizacja była, jest i będzie w kontakcie z organizacjami poza Kalifornią i Stanami. Informujemy jak możesz zapoczątkować budowę lepszego społeczeństwa wokół siebie.
Wielu ludzi jest nieszczęśliwych w obecnej formie naszej cywilizacji. Oto kilka źródeł niezadowolenia:
Wielu skarży cię, że nienawidzi swej pracy, którą musi wykonywać, by zarobić na życie. Często, chcąc pracować nie mogą znaleźć pracy odpowiednio płatnej, by żyć w minimalnym komforcie. Jeśli mają rodzinę, ich problemy powiększają się.
Częste są skargi na przestępstwa, niemożność uniknięcia ich skutków. Wszyscy chcą zlikwidować ich częstotliwość, lecz nie wiedzą, jak zredukować ich przyczyny.
Występują również problemy ze środowiskiem fizycznym i społecznym. Ulice i budynki naszych miast szybko niszczeją. Coraz częściej ludzie opuszczają domy i mieszkania z przyczyn ekonomicznych. Te budynki zajmują bezdomni. Ci z kolei żebrzą i rabują, upijają się lub narkotyzują by zapomnieć o nędzy i znów kradną, aby kupić narkotyki.
Poza miastami są problemy zanieczyszczania ziemi. Spalając węgiel lub ropę powoduje się kwaśny deszcz, który rujnuje lasy i jeziora. Fabryki i samochody zatruwają coraz bardziej nasze powietrze. Wielu to niepokoi, lecz nie wiedzą, jak zlikwidować te skutki. My członkowie Nowej Cywilizacji wierzymy, że dokładnie zbadać trzeba przyczyny, by znaleźć najefektywniejsze rozwiązania. Często konieczne jest powtórne sprawdzenie poprzednich założeń i szukanie nowych metod rozwiązywania starych problemów. W odróżnieniu od współczesnej cywilizacji, w której tylko bogaci i potężni uczestniczą w rozwoju ludzkich spraw, Nowa Cywilizacja oferuje twórczy i produktywny udział wszystkim, którzy chcą służyć swoją wiedzą i talentem, by polepszyć życie nam wszystkim.
Często problemy możliwe do rozwiązania wydają się bardzo trudne, skomplikowane i dlatego najlepiej jest rozwiązywać małe problemy nim staną się większe. To zapobiega nieraz wielkim problemom. Naszym celem jest stałe rozwijanie nowych i inteligentniejszych stylów życia, które zawsze będą dobrze funkcjonowały dla całej ludzkości i całego systemu życia naszej planety.
Można omawiać budowę nowej cywilizacji bez efektu. Mimo to dyskusja jest ważna. Od ok. 1980r. informowaliśmy o naszych sprawach listownie, telefonicznie, faksem i przez sieć komputerową, a także na wszelkich możliwych spotkaniach. Szukamy ciągle nowych sposobów i metod komunikacji, aby głosić nasze idee i odkrycia. Szukamy również ludzi i organizacji, które chcą z nami współpracować. Czasem nie mogliśmy skutecznie rozpocząć niektórych działań, bo trudno jest koordynować współpracę ludzi o różnych talentach i zainteresowaniach. Stwierdziliśmy, że staniemy się korporacją niedochodową wg prawa stanu Kalifornia. Dlatego nasi ofiarodawcy mogli wspierać nas, uzyskując ulgi podatkowe. Nasza organizacja zyskała w ten sposób fundusze. Obecnie wydajemy dwa biuletyny. Jeden służy jako ogólne forum dyskusyjne, w drugim zamieszczamy materiały, służące koordynacji poszczególnych działań wspomagających naszą organizację.
Wszystko! Omówmy podstawowe rzeczy. Nowością jest wspólna praca. Nikt nie usiłuje zdobyć więcej pieniędzy lub władzy. Każdy członek ma jednakowy autorytet w naszej organizacji. Każdy mówi czego pragnie i wszyscy mogą w takim samym stopniu wpływać na rozwój Nowej Cywilizacji. Każdy nasz członek może zajmować się takim zadaniem czy pracą, które go interesują, ponieważ mamy więcej celów, niż możemy teraz zrealizować. Wszyscy pomagamy sobie wzajemnie i jesteśmy przekonani, że to daje efekty dla ogółu i dla jednostki
Głównym celem działu handlowego, nazwanego Kampanią Humanitarnej Drogi jest zaopatrzenie wszystkich w konieczne rzeczy i usługi, w które powinna zaopatrywać - lecz nie zaopatruje lub robi to źle - współczesna cywilizacja. Szukamy nowych, praktycznych, humanitarnych metod. Jeśli nie można by tego osiągnąć, nie mielibyśmy racji bytu.
Nasze działy
Pracownikami tych działów są ochotnicy, którzy nie otrzymują państwowych pieniędzy, lecz "pieniądz czasowy" wg naszego własnego systemu kont. Za każdą godzinę pracy zapłatą jest "kredyt czasowy". (Podobnych systemów pieniężnych używano już w kilku szpitalach i instytucjach usługowych). Za te "pieniądze" nasi ochotnicy kupują towary i usługi w naszych przedsiębiorstwach.
Jesteście ciekawi, kiedy będzie dostateczne ilość towarów i usług interesujących obecnych i przyszłych ochotników? Tego nie można przewidzieć, lecz usiłujemy powiększać gamę naszych towarów i usług. Wydaliśmy formularz zamówieniowy, w którym zamieściliśmy nasze oferty. Będzie się on powiększał wraz z zwiększaniem się naszych ofert.
Teraz mamy ponad 50 ochotników. Kilku w Południowej Kalifornii, gdzie są nasze główne biura. Inni pochodzą z innych części Kaliforni i Stanów. Są także mieszkańcy innych krajów. Jedni pracują częściej, inni rzadziej. Jest też kilku więźniów.
Posiadamy ziemię na wsi, którą zamierzamy zamienić w ośrodek pokazujący jak ludzkość może zgodnie współżyć, nie niszcząc naturalnego środowiska. Proponujemy używanie: słonecznych grzejników, destylatorów słonecznych, pomp do irygacji na proste baterie słoneczne, prostych ubikacji, nie szkodzących bezpiecznemu procesowi wytwarzania nawozu, proste mieszkania budowane nieszkodliwą dla środowiska metodą.
Ważne są
Życie polepszy się, jeśli unowocześnimy nasze dziedzictwo nie myśląc tylko o zysku, jak to się dzieje obecnie i nie szkodząc innym ludziom.
Z medycyny tradycyjnej i alternatywnej chcemy wziąć to, co dobre, unikając czynników szkodliwych. Mamy nadzieję znaleźć ulepszony, tani system ochrony zdrowia i funkcjonowania medycyny. Jest to związane z naturalną uprawą owoców i jarzyn bez szkodzenia ziemi, budową podziemnych systemów nawadniających łączących okoliczne rzeki i jeziora. Jest to związane z programem nauczania i wychowania przy użyciu nowych metod, zaspakajających potrzeby pierwszego modelu Nowej Cywilizacji i przyszłych jej modeli.
Nasz system bankowy używa tylko "pieniędzy czasowych". Nasi bankierzy, pracujący podobnie jak w kooperatywie Mondragona w Hiszpanii, robią wszystko by obsłużyć nasze przedsięwzięcia handlowe i zapewniają środki na sprzęt, potrzebny do realizacji celów.
Podobnie działa nasz system ubezpieczeń. Staramy się przeciwdziałać katastrofom, czynnie pomagamy sobie nawzajem w niesprzyjających okolicznościach.
System emerytalny ma na celu troskę o ludzi starych i bezrobotnych. Program ten rozwija dział ankietowy naszej organizacji, wynajdując potrzebujących i rozsyłając informacje pożyteczne dla naszych działań w tym względzie. Dział zajmujący się zdobywaniem biur, magazynów, centrów usługowych i innych miejsc dla naszej działalności administruje polami z wzorcową uprawą. Ochotnicy pracujący przy tym projekcie usiłują stale opracowywać nowe pomysły, pożyteczne nie tylko dla nas, ale i dla wszystkich, którzy wymieniają z nami informacje.
Niemożliwe jest przewidzenie, jak rozwiną się wszystkie nasze przedsięwzięcia, ponieważ rozwój technologii, nowych eksperymentów socjalnych i ogólne tendencje dziejowe zawsze wpływają na rozwój wydarzeń światowych i na urzeczywistnienie wszystkiego, cokolwiek zamierzamy.
Nasze działania zmierzają do uczynienia życia nowych społeczeństw szczęśliwym, twórczym, zdrowym, niekonkurencyjnym, bez przemocy, zgodnym z naturą, inteligentnym, zarządzanym lokalnie, lecz połączonym globalną siecią przepływu inspiracji i informacji za pomocą wszystkich możliwych środków przekazu, współczesnych i przyszłych.
Nigdy nie wprowadzimy patentów i ochrony praw autorskich do naszych idei. Nasze zasoby intelektualne zawsze będą ofiarowywane wszystkim i od wszystkich otrzymywane. Będziemy zachęcać każdego z naszych członków, by był pomysłodawcą i twórcą.
Nie zabraknie nam środków płatniczych do realizacji tych celów, bowiem członkowie nasi pracują za "czaso-pieniądz", przyczyniając się do zaspokojenia potrzeb tych, którzy żyją obok nas i w innych częściach świata. Ten sposób finansowania sprawia, że nasze działanie jest pomocne i wartościowe.
Przyszłe cywilizacje, którym pomożemy w rozwoju, będą podobne do rafy koralowej. Jesteśmy pewni, że gdy większość ludzkości zrozumie, co można osiągnąć współdziałając, zbudujemy świat lepszy niż można sobie wyobrazić.
Jeżeli chcesz więcej informacji napisz do nas (korespondencję można
prowadzić w angielskim, esperanto, francuskim, hiszpańskim, portugalskim):
NOWA CYWILIZACJA |
tłumaczenie D.K.
Esperantyści, mający wszak bogate kontakty międzynarodowe, wkrótce po zorganizowaniu się w ruch społeczny (1905) zaczęli zastanawiać się nad wspólną walutą. Jej pomysłodawcą był Francuz, Réné de Saussure, który w roku 1907 zaproponował system przeliczeń, pozwalający na sprowadzenie do wspólnego mianownika cen w różnych jednostkach monetarnych. Jednostka de Saussure'a nazywała się spesmilo. W ślad za pomysłem nastąpiło powołanie do życia Esperanckiego Banku Czekowego (Cekbanko Esperantista), który funkcjonował w Londynie w latach 1907-1918, i stworzenie międzynarodowych książeczek czekowych. Esperancki bank przyjmował spesmile jako podstawę obliczeń. Kurs tej jednostki w chwili jego powołania wynosił 2 złote szylingi. W 1914 roku w banku znajdowało się 730 kont ludzi z 320 miast w 43 krajach. Esperanckie książeczki czekowe wydała w roku 1908 Szwajcarska Unia Bankowa (Schweizerische Bankverein). Teksty na czekach były wyłącznie w języku esperanto, a sumy podawało się w spesmilach. Podobne czeki wypuścił w tym samym roku jeden z banków w Genewie. Spesmile przestały być używane po roku 1918. W roku 1950 organizacja o nazwie Universala Ligo (Liga Powszechna), działająca pod hasłem "Jeden świat, jeden język, jeden pieniądz", wprowadziła własną jednostkę monetarną - stelo. Początkowo wydawano ją w formie kuponów. W roku 1959 pojawiły się monety wybite przez państwową mennicę holenderską. Stelo ma własny kurs, wyrażany w guldenach. Nie znajduje jednak szerokiego zastosowania - niekiedy służy jako przelicznik walutowy. Monety mają przede wszystkim wartość numizmatyczną. Powszechnie stosowanym przelicznikiem w drobnych transakcjach między esperantystami są obecnie międzynarodowe kupony korespondencyjne światowej Unii Pocztowej.
Wojciech Usakiewicz