BZB nr 20 - Podstawy obywatelskiego nieposłuszeństwa
"Kara jest najważniejszą częścią składową obywatelskiego nieposłuszeństwa. Wyjątkiem jest uniewinnienie - znaczy to, że prawo stanęło w obronie akcji". Poruszę tę sprawę, zanim przejdę do problemu, jak poradzić sobie z karą więzienia i jak ewentualnie stawiać tam opór. Omówię także problem mandatów i odszkodowań. Strach przed osobistymi konsekwencjami przeszkadza nam w walce z przemocą i dążeniu do stworzenia bardziej praworządnego społeczeństwa. Sposób przełamania tego strachu może wydać się paradoksalny - trzeba pogodzić się z karą. Traci ona swą wymowę w przypadku gdy obywatele protestują przeciwko niesprawiedliwości z góry zakładając że ich akcje doprowadzą do prześladowań, pomówień, kar pieniężnych a nawet więzienia. Podstawową funkcją kary jest upowszechnienie pewnego rodzaju samokontroli. Przez to upowszechnienie rozumiem, że ludzie biorą odpowiedzialność za swoje czyny a ich postępowanie jest zdeterminowane tą samokontrolą. W rezultacie stają się więźniami samych siebie.
Więzienie musi istnieć głównie dla potrzeb tych, którzy znajdują się na wolności. Ta różnica zaciera się w przypadku, gdy obywatele czynią to, co jest słuszne bez względu na ryzyko. W znaczeniu fizycznym więzienie wciąż istnieje. Więźniowie nadal tam pozostają, a osoby przebywające na wolności uwalniają się od strachu przed karą za obywatelskie nieposłuszeństwo. Myśl o łamaniu prawa i ogólnie przyjętych konwencji ciąży im niczym kajdany. Nie jest to jedynie bariera psychologiczna. Jest to także pewien narzucony przez społeczeństwo sposób funkcjonowania.
Istota tych ograniczeń jest w każdym przypadku inna. W krajach skandynawskich jesteśmy więźniami tego, co dzieje się w pracy, szkole, co powiedzą przyjaciele, w jaki sposób radzić sobie z codziennymi problemami, z obowiązkami wobec rodziny - w sumie - w jaki sposób konsekwencje obywatelskiego nieposłuszeństwa zmieniają te wszystkie uwarunkowania.
Podczas jednej z akcji szwedzkiego Ruchu Lemieszy odkryliśmy z pewnym zdziwieniem, że konsekwencje ekonomiczne są dla wielu bardziej bolesne niż kara więzienia. Przed akcją spędziliśmy razem kilka godzin rozmawiając o naszych uczuciach dotyczących ewentualnego aresztowania. Okazało się, że większość z nas obawia się o wiele bardziej problemu ewentualnego odszkodowania. Wiele osób zastanawiało się czy nie udałoby się uciec od odpowiedzialności finansowej, przepisując swój majątek np. na siostrę lub współmałżonka.
W przypadku innej grupy, której członkowie byli nieco młodsi - około trzydziestego roku życia - strach przed konsekwencjami finansowymi nie stanowił takiego problemu. Były to osoby, które wybrały alternatywny sposób na życie - mieszkanie w komunach lub chatach wiejskich. Niepokoili się głównie konsekwencjami w pracy lub szkole co nie było tak istotnym problemem w pierwszej grupie, złożonej w dużej mierze z lekarzy, nauczycieli, pracowników biurowych. Zdarzało się, że osoby z tej drugiej grupy nie miały odwagi wziąć urlopu lub opuścić wykładów.
To nie wysokość murów więziennych przeszkadza więźniom w ucieczce. Wielkość kary nie skłania nas do samokontroli. Jesteśmy w jakiś sposób sparaliżowani relacją "my i kara" i na tym właśnie polega jej najbardziej efektywne działanie. Sprawia to, że nie trzeba nas zbyt mocno straszyć. Lęk, który nosimy w sobie jest przerażającym piętnem.
Pomoc społeczna nie wypłaca zasiłku ukrywającym się uchodźcom dlatego, że są napiętnowani. Jest też prawdą, że wystarczy zostać aresztowanym, by mieć piętno. Nasz stosunek do kary decyduje o tym, czy odniesie ona skutek.
Karą może stać się sposób, w jaki odnoszą się do nas nasi przyjaciele. Istnieje także ryzyko, że nie wystarczy nam siły by utrzymywać siebie samych w przekonaniu, że inni nas podziwiają i szanują.
Ja sam miewam obawy, że zostanę źle zrozumiany lub wyśmiany. Nie chciałbym też, by inni uważali, że próbuję tworzyć jakiś image swojej osoby. Czuję lęk przed długą karą więzienia czy też ścigającym mnie komornikiem. To i wiele innych aspektów sprawia, że chcę być posłusznym pisarzem - krytycznym i demaskującym - pisarzem, który chętnie bierze udział w demonstracjach nawet kilka razy do roku.
Środkiem przezwyciężenia strachu jest, jak już wspomniałem, postępowanie według własnych zasad tj. czynienie tego, co uznaje się za słuszne i pogodzenie się z konsekwencjami. Strach jest w nas samych, nie pochodzi "z zewnątrz". Nauczyłem się pokonywać go.
Kara jest istotnym elementem obywatelskiego nieposłuszeństwa. Jednakże obawa przed nią to dla wielu poważną przeszkodą w podjęciu walki o bardziej praworządne społeczeństwo. Strach determinuje często nasze działanie.
Henry David Thoreau już w 1849 roku wyłożył podstawowe zasady obywatelskiego nieposłuszeństwa. "Za panowania rządu, który bezprawnie więzi osoby walczące o praworządność, właściwym miejscem dla tych osób jest więzienie. Jest to jedyne miejsce w kraju niewolnictwa, gdzie człowiek wolny może zachować swą godność. Pobyt w więzieniu nie oznacza, że straciło się wpływ na to, co się dzieje. Ten, który doświadczył niesprawiedliwości, potrafi bardziej efektywnie z nią walczyć".
Także Gandhi podkreślał znaczenie kary i osobistych konsekwencji w obywatelskim nieposłuszeństwie. Satyagraha (siła prawdy - opisana wcześniej - przyp.tłum.) pozwala wierzyć, że "cierpienie jako konsekwencja czynu, który uznaje się za prawy ma ogromną moc, o wiele potężniejszą niż siła miecza".
Obywatelskie nieposłuszeństwo nie bazuje jednak na martyrologii. Cierpienie nie jest motorem dla działań. Wielu radzi sobie doskonale w więzieniu. Siła nieposłuszeństwa pochodzi z przezwyciężenia strachu przed cierpieniem. Ta walka z naszą słabością daje nam siłę i pozwala dojrzeć własne możliwości. Nikt inny nie sprawi, że poczujemy się wolni. Uwolnić możemy się sami, przezwyciężając strach przed karą.
Kiedy maszynista z Grebbestaed (miasto w Szwecji - przyp.tłum.) odmówił poprowadzenia pociągu z transportem broni, grożono mu zwolnieniem z pracy. Fakt że, został w końcu zwolniony, zainspirował innych do nieposłuszeństwa. Strach przed karą i ukrywanie swego nieposłuszeństwa umacnia posłuszeństwo.
Lars Falkenberg, maszynista szwedzki, otrzymał informacje od innych pracowników kolei, że nadchodzącej nocy będzie prowadził pociąg przewożący broń. Miał możliwość otrzymania zwolnienia lekarskiego co pomogłoby mu uniknąć konfliktu z dyrekcją kolei i prawem. Być może Lars nie miałby wyrzutów sumienia, ale jednocześnie przekonałoby to innych maszynistów, że protest, który kończy się zwolnieniem z pracy nie jest odpowiednią formą sprzeciwu.
W federalnym więzieniu Danbury w Connecticut panowało na wpół nieoficjalne nieposłuszeństwo, które nie było ścigane przez służbę więzienną. W mojej celi ukryliśmy elementy wyposażenia kuchennego, które pewien emerytowany członek mafii wyniósł z sali jadalnej. Konserwy z ośmiornicami, małżami były potajemnie dostarczane przez przyjaciół z za więziennych murów. Makaron, czosnek i ser żółty wynosiliśmy regularnie z kuchni. Wielokrotnie gotowaliśmy, a zapach potraw włoskich snuł się po korytarzach więziennych.
Z początku byłem zdziwiony, że strażnicy patrzyli przez palce na nasze poczynania. Później zrozumiałem, że to nielegalne hobby prowadziło do tego, że kontrolowaliśmy się sami. Nie było więc żadnych protestów lub błędnych zachowań, gdyż ryzykowalibyśmy, że strażnicy przestaną tolerować nasze gotowanie.
W 1987 roku zwiedzałem dzielnicę slumsów w Santiago. Zauważyłem mnóstwo drutów, łączących latarnie uliczne z mieszkaniami biednych. Kradli oni prąd. Z moralnego punktu widzenia było to w pełni usprawiedliwione, gdyż prąd pomagał ludziom przetrwać zimowe noce. Jednocześnie mieszkańcy slumsów unikali zachowań, które zwróciłyby na nich uwagę, gdyż mogliby stracić tę darmową energię. Ich sytuacja nie przedstawiała się więc najlepiej a ja nie widziałem żadnego sposobu rozwiązania jej. Byłoby to prostsze, gdyby zaspokojono podstawowe problemy tych ludzi. Wtedy jednak powstaje obawa, że się ich straci. To prowadzi do samokontroli.
Nawet najbardziej despotyczny aparat państwowy nie ma nigdy wystarczających możliwości do stworzenia takiej armii policjantów, by móc kontrolować każdego. Obywatele muszą sami kontrolować siebie i innych współobywateli. Książę Kropotkin twierdził, że rozwój zależny jest od dobrej woli obu stron. Od siebie dodałbym, że władza rozwija się dzięki wzajemnej kontroli.
Jeżeli kara ma odnieść jakiś skutek, musimy się sami kontrolować. Obywatelskie nieposłuszeństwo jest działaniem jawnym. Celem jest przełamanie tej samokontroli i sprowokowanie innych do działania. Takie działanie zmierza do tego by w przyszłości obywatele mogli reagować otwarcie na niepraworządność bez obawy, że będą za to prześladowani lub poniosą karę.
Obywatelskie nieposłuszeństwo krytykowane jest często za marnotrawienie czasu. Można przecież zrobić tyle dobrego na wolności! Pieniądze zbierane przez komorników z tytułu odszkodowań można by wysyłać biednym w krajach rozwijających się. Nie mamy na to wpływu. Postępując w sposób ekstremalny traci się zaufanie ludzi. Sytuacje takie wywołują wiele niedomówień. Uznaje się powszechnie, że kara jest tragiczną konsekwencją stawiania oporu. Jest to jednak błędne mniemanie, gdyż kara to źródło energii dla obywatelskiego nieposłuszeństwa. Ci, którzy mimo upokorzeń chodzą z podniesioną głową, łamią potęgę władzy. Ci, którzy się załamują, budują dla niej podporę.
W dwóch przypadkach kara nie jest konieczna: gdy przeprowadzana akcja prowadzi bezpośrednio do zamierzonego celu i gdy dyskusja jest w toku, a porozumienie z kontrpartnerem bliskie.
Ilustracją pierwszego przypadku może być okupacja regionu Kynnefjäll, która miała nie dopuścić do próbnych odwiertów. W akcji uczestniczyła większość ludności miejscowej i jej ciągła gotowość i determinacja sprawiła, że władze nie zaczęły niszczyć terenu.
W latach 70-tych prowadzono akcje przeciwko zniszczeniu alei wiązowej w Sztokholmie i na placu Kungstorg w Göteborgu. Mogą być one przykładem na możliwość działania bez konsekwencji prawnych. W obu przypadkach okupujący mieli mocne poparcie wielu polityków i oba miejsca zostały zachowane w niezmienionej postaci.
Inną formą porozumienia jest uniewinnienie oskarżonego. Wtedy prawo opowiada się po stronie stawiających opór, a przeciw władzy danego państwa. Przykładem może być sędzia z Niemiec, który uniewinniał wszystkich oskarżonych o udział w akcjach skierowanych przeciw bazie Pershing II w Mutlangen. W rezultacie zakazano mu prowadzenia spraw oskarżonych o udział w obywatelskim nieposłuszeństwie.
Rzadko istnieje jednak możliwość szybkiego porozumienia. Przygotowanie kolejnych akcji zajmuje bardzo wiele czasu. W większości przypadków kara staje się więc pewnym elementem walki. Są to właściwie cztery nowe elementy:
Trzem ostatnim punktom poświęcę trochę czasu. Pewnego grudniowego wieczoru w 1955 roku w Mongomery (stan Alabama) do autobusu wsiadła zmęczona Murzynka i zajęła miejsce przeznaczone dla białych. Odmówiła ustąpienia miejsca białemu mężczyźnie i została za to aresztowana. Doprowadziło to bojkotu autobusów, który trwał 382 dni i rozpoczął ruch przeciwko proapartheidowym prawom w Stanach Zjednoczonych. W rezultacie zostały one zmienione. Brutalne zachowanie policji w tym czasach sprzyjało rodzeniu się antyrasistowskich postaw wśród "białej" części społeczeństwa. Był to przykład moralnego apelu.
Inną funkcją kary jest wezwanie pasywnych obywateli do łamania posłuszeństwa. Dotyczy to w pierwszej kolejności przyjaciół, współpracowników, osób, z którymi kontaktujemy się po uwolnieniu.
Kolejną funkcją kary jest symboliczny wkład kontrpartnera w zrozumienie, czym jest stawianie oporu. Nie stawianie się ponad prawem, a przeciwnie, godne znoszenie kary sprawia, że kontrpartner staje się częścią walki. Jest to dialog, w którym każda ze stron zajmuje określone stanowisko.
Czystym marnotrawstwem byłoby niewykorzystanie faktu zamknięcia w zakładzie karnym do zaplanowania jakiejś akcji. Więźniowie piszą zazwyczaj sporo książek. Większą część mojej pierwszej książki napisałem w więzieniu. Korespondowałem także niemal z całym światem - Zimbabwe, Australią, Kostaryką. Pewien aktywista Ruchu Lemieszy wybrał jeszcze inną formę pracy - pisał artykuły o Ruchu Lemieszy do gazet jednego z państw. Aktywiści korespondują często z różnymi politykami, sędziami, żołnierzami, pracownikami zakładów zbrojeniowych - z politycznego punktu widzenia nigdy nie byłem tak aktywny na wolności, jak w więzieniu.
Gandhi uważał, że pobyt w zakładzie karnym należy wykorzystać w celu zyskania poważania i szacunku kontrpartnera. Daje on uwięzionemu satyagrahinowi ("wiernemu prawdzie" - przyp.tłum.) sześć rad:
Gandhi uważa, że takie postępowanie w więzieniu podważa stabilną pozycję rządu.
Zdarza się, że zaistnieje konieczność stawienia oporu - np. w przypadku, gdy strażnicy nie respektują regulaminu lub też traktują kogoś bez poszanowania.
Wielu więźniów politycznych krytykowało Gandhiego za jego teorię posłuszeństwa i twierdziło, że istnieje więcej sytuacji wymagających stawiania oporu. W latach 80-tych organizowano wiele akcji, mających bezpośredni związek z odbywaną karą, chociaż pierwsze przykłady takich działań miały miejsce o wiele wcześniej.
11 sierpnia 1943 roku 19 skazanych za odmowę służby wojskowej rozpoczęło trwający przez pół roku strajk w Danbury's Federal Correctional Institution (więzienie w Connecticut - przyp.tłum.). Powodem strajku była segregacja rasowa podczas posiłków.
Przebywałem w tym samym więzieniu 41 lat później. Przez te lata rozwinęła się już tradycja stawiania oporu. Podczas wojny wietnamskiej aktywista Ruchu Lemieszy Phil Berigan zorganizował wspólnie z pastorem strajk, w którym uczestniczyła większość więźniów. Na krótko przed moim przybyciem do Danbury miała tam miejsce akcja protestacyjna skierowana przeciwko więziennej fabryce kabli, które były wykorzystywane do produkcji broni jądrowej i statków kosmicznych.
Akcja przeprowadzana w trakcie trwania kary może być kontynuacją tej z czasów wolności, za którą zostało się ukaranym. Jednym z bardziej interesujących tego przykładów jest sprawa Corbetta Bishopa, aresztowanego podczas II wojny światowej za odmowę służby wojskowej. Zatrzymano go 9 września 1944 roku. Już podczas przesłuchania na policji oświadczył, że jego duch jest wolny, a jeśli chcą mieć jego ciało, nie będzie im w tym pomagał. Odmówił jedzenia, stania, ubierania się. Karmiono go na siłę i noszono z więzienia do sądu. Po 144 dniach został zwolniony warunkowo, lecz odmówił współpracy z kuratorem sądowym. Został ponownie zamknięty w więzieniu w celu odbycia reszty z 4-letniego wyroku. Zachowywał się znowu tak samo i po 193 dniach zwolniono go bez stawiania żadnych warunków.
Czasami akcje skierowane są bezpośrednio przeciw systemowi penitencjarnemu. Najczęstsza jest odmowa podjęcia przymusowej pracy. Ja sam odmówiłem pracy w więzieniu głównie z dwóch powodów - po pierwsze przynosiło to zysk zakładowi, a po drugie nie chciałem produkować kabli dla przemysłu zbrojeniowego.
Wielu aktywistów odmawia poddania się badaniom krwi, moczu, testom psychiatrycznym i ogólnej kontroli lekarskiej.
Helen Woodson odsiaduje 17-letni wyrok za akcję Ruchu Lemieszy. 16 marca 1988 roku przeprowadziła w więzieniu akcję, którą nazwała "akcją Izajasza 49". Poruszyła ona problem braku respektu dla życia w kręgach militarnych i w systemie penitencjarnym. W 9. wersie rozdziału 49 Izajasza Pan wzywa uwięzionych do "wyjścia", opuszczenia więzienia. Do tego namawiała Helen, rozdając jednocześnie ulotki. Ten organizowany przez nią wymarsz zaowocował tak, jak większość akcji przeprowadzanych w więzieniach, tym, że przeniesiono ją do izolatki. Sprawiło to, że akcja nabrała jeszcze bardziej symbolicznego znaczenia.
Akcje są często ograniczone czasowo - np. jednodniowe nieposłuszeństwo w rocznicę zrzucenia bomby na Hiroszimę. Można też podjąć zasadniczą decyzję odmowy uczestniczenia w pewnych zajęciach w więzieniu. Można w ogóle odmówić współpracy z systemem więziennym. "Walk out" zorganizowany przez Helen może być tego przykładem.
Każde działanie musi być przeprowadzone w sposób zrozumiały, by nie wyglądało ono na chęć uniknięcia kary. Opór musi być doświadczeniem jawnym. Można nie stawić się do więzienia. Tak zrobił norweski aktywista Morten Pönning. W sierpniu 1987 roku miał rozpocząć odbywanie kary więzienia. Ukarano go, ponieważ uchylał się od uiszczania mandatów po akcjach przed bazą lotnictwa koło Oslo, na terenie której znajdował się samolot wyposażony w broń jądrową. W momencie, gdy miał się zgłosić do więzienia, brał udział w blokadzie tej samej bazy.
Aktywiści Ruchu Lemieszy odmawiają płacenia odszkodowań po akcjach, w czasie których unieszkodliwiano broń, ponieważ te pieniądze zostałyby przeznaczone na jej naprawę. Na uchylanie się od uiszczenia grzywny sąd reaguje odsyłając sprawę do komornika. Tworzy to kolejną możliwość stosowania oporu.
Niemieccy komornicy próbowali bezskutecznie wyegzekwować należność od Uwe Painke. Spotkania z komornikiem ustalał on np. w kościele podczas mszy, w stołówce studenckiej, Innym razem zaprosił do siebie przyjaciół i reprezentantów prasy w dniu, w którym komornik miał spisywać jego dobytek.
Istnieje wiele problemów związanych ze sprzeciwem w związku z grzywnami lub karami pozbawienia wolności, co prowadzi do tego, że ta forma oporu stosowana jest dość rzadko. W naszej amerykańskiej grupie obawialiśmy się, że istota naszego oporu nie będzie wyrazista, jeżeli podczas pobytu w więzieniu będziemy organizować zbyt wiele akcji dotyczących różnych powstałych tam problemów. Mogłoby to doprowadzić do rozkojarzenia, zmęczenia i braku czasu potrzebnego do dostatecznego przygotowania tej właśnie akcji. Aby uniknąć problemu "zaciemnienia" istoty stawiania oporu należy organizować akcje konstruktywne i ukazujące dobre chęci jej uczestników oraz ich konkretny cel.
Kary pieniężne nakładane na uczestników akcji są dla wielu istotną przeszkodą w uczestniczeniu w niej. Dlatego musicie z góry założyć, że mandat zostanie spłacony. Konsekwentne uchylanie się od represji finansowych może utrwalić u wielu osób przekonanie, że należy unikać zachowań, które grożą karą pieniężną.
Bardziej problematyczną formą kary niż mandat czy grzywna jest odszkodowanie za powstałe podczas akcji straty, gdyż pieniądze z odszkodowania zostaną przeznaczona na ich naprawę. Anders Grip, aktywista z Ruchu Lemieszy, zaproponował pokrycie kosztów odszkodowania tym, którym zagraża ta szwedzka broń, jakiej nie zdążył unieszkodliwić podczas akcji.
Innym problemem poruszonym przez grupy w Stanach Zjednoczonych jest sprawa uczestniczenia we wszystkich organizowanych w więzieniach protestach. Przy naszych stosunkowo wysokich wyrokach - 3 lata więzienia i 5 lat tzw. zaostrzonego rygoru - konsekwentne stawianie oporu mogłoby doprowadzić do 8 lat w pojedynczej celi. Ponieważ nasz protest ograniczaliśmy jedynie do spraw według nas najważniejszych, wypuszczono nas po roku lub dwóch latach. Nie uważamy się za nadludzi, organizując akcje obywatelskiego nieposłuszeństwa, a być człowiekiem oznacza umiejętność pójścia na kompromis.
Napisałem list do Helen Woodson w momencie, gdy miała już za sobą 1/3 swego 17-letniego wyroku. Poinformowałem ją o książce o obywatelskim nieposłuszeństwie, którą właśnie pisałem i poprosiłem ją o pomoc. Zadałem jej pytanie - jak przetrwać tak długo w więzieniu? Jej odpowiedź bardzo mnie zaskoczyła: "Nie jestem właściwą osobą do udzielania odpowiedzi na to pytanie. W życiu podejmuje się wiele decyzji, które prowadzą do ograniczenia naszej wolności."
Przykładem może być małżeństwo i rodzicielstwo, a co za tym idzie - ochrona życia dzieci. Dokładnie tak, jak w przypadku stawiania oporu, podejmuje się decyzję na wiele lat. Różnica polega na tym, że przytoczony przykład jest częścią naszej kultury, oczywistym elementem życia. Ochrona życia we wszystkich jego formach na całej kuli ziemskiej wymaga od nas stawiania oporu, którego konsekwencją może być kara pozbawienia wolności. Musimy więc i tę konsekwencję uznać za część naszego życia. Helen jest rzadkim przypadkiem osoby, która dobrze czuje się w więzieniu.
Łatwiej być może jest zrozumieć postawę przyjaciela i współpracownika Helen - pastora Paula Kabata. Jego sumienie dyktowało mu konieczność uszkodzenia pocisku jądrowego. Jednocześnie paraliżował go strach przed konsekwencjami. Czuł wstręt do więzienia i prosił sędziego o wypuszczenie go na wolność. Po kilku latach sędzia w końcu go zwolnił. Oczekiwanie na wyjście sprawia, że traci się poczucie bezpieczeństwa, jednocześnie bardzo pragnąc wolności. To poczucie wynika z pewnego uporządkowanego sposobu życia w zamknięciu. Wolność oznacza ponowne ograniczenia, strach przed karą.
Podczas ósmej akcji lemieszy opowiadałem jak ważna potrafi być zmiana łóżka górnego na dolne, gdy to ostatnie się zwolni. Po kilku miesiącach zostałem przeniesiony z celi dziewięćdziesięcio- do celi pięćdziesięcioosobowej. Było to uczucie podobne do tego, gdy wyprowadzałem się z domu rodzinnego do pierwszego własnego mieszkania. Po roku miałem już swój własny mały kąt.
Więźniowie "wchodzą" w pewne układy ze strażnikami. Nie stawia się oporu tym, którzy dają dodatkowy koc na zimę pod warunkiem utrzymania tego w tajemnicy. Z punktu widzenia wczesnej psychoanalizy, strażnicy są karykaturalnym obrazem ojca, który karze i nagradza.
Najgorszą przeszkodą w przystosowanie się jest tzw. drugie życie więzienne czyli wzajemne kontrolowanie się przez skazanych. Istnieje system grupowej odpowiedzialności. Gdy nie zdążyłem wykąpać się w stosownym czasie, cała nasza grupa musiała jeść posiłek oddzielnie, raz nawet z grupą nowo przybyłych z oddziału IV.
Więźniowie, którzy nazywali siebie "politycznymi" łatwiej znosili pozbawienie wolności niż inni:
Istotnym aspektem jest ten przytoczony przez Helen - "kara jest częścią naszej walki", podczas gdy przestępca nazywa pobyt w więzieniu "przeklętą pomyłką".
Więzień polityczny ma specjalne przywileje i od tego nie da się uciec. Bardzo ważne jest gruntowne przygotowanie się do kary pozbawienia wolności. Należy znać swoje prawa, możliwości ich egzekwowania. Trzeba też zastanowić się nad tym, jakie zachowania strażników można akceptować.
Gdy przenoszono mnie do innego więzienia starałem się od razu uzyskać kompletne informacje na temat zasad tam panujących, by nie popełnić błędu i nie znaleźć się w izolatce.
Nie można nigdy przewidzieć, jaki będzie okres spędzony w więzieniu. Ja na przykład nie przewidziałem frustracji spowodowanej zmianą zakładu karnego. Najgorsze były zimowe wieczory w niedogrzanych, pustych celach, gdy wszystkie myśli koncentrowały się na tym, kiedy w końcu zostanie się przewiezionym do docelowego zakładu karnego. Nie ma sposobu, by się na to przygotować, co najwyżej można sobie wyobrazić, że się stoi w kolejce do urzędu pracy, a i tak w sumie nie wiadomo jaka będzie oferta.