BZB nr 20 - Podstawy obywatelskiego nieposłuszeństwa
"W czasie wojny walczy się z wrogiem. W polityce należy dojść z nim do kompromisu." Taka retoryka nie pomaga nam w zrozumieniu polityki ani wojny. Może jednak pozwoli zrozumieć niechęć pacyfistów do samego pojęcia "wróg"
Pruski teoretyk wojskowy Carl von Clausewitz twierdził w swoim klasycznym dziele z 1831 roku, że wojna jest kontynuacją polityki, tyle, że przy użyciu innych środków. W zasadzie sprawdza się to w odniesieniu do wielu politycznych systemów. Nie musi jednak tak być. Nasz system zdaje się niestety potwierdzać tą prawdę. Nieużywanie przemocy powinno być próbą dopasowania teorii Clausewitza do historii idei. Zamiast tego można zaobserwować tendencję polegającą na bezpośrednim dopasowywaniu nieużywania przemocy do historii idei. Pacyfizm przeradza się tu w pasywność. Nieużywanie przemocy polega jednak na działaniu. To akcja.
Przemoc i pasywność to dwie strony tego samego problemu. Jeśli jesteśmy pasywni bierzemy tym samym aktywny udział w przemocy. Spełniamy jej warunek - posłuszeństwo. Ale nawet ci, którzy aktywnie zwalczają przemoc uczestniczą w ucisku, który jest wywierany lub pośrednio wspierany przez bogatszą część świata. Jesteśmy istotami politycznymi i przez to uczestniczymy w polityce. Jest to nieuniknione.
Biorąc udział w nieposłuszeństwie obywatelskim nie określamy swoich wrogów. Jednak akcje są zawsze do kogoś adresowane. Kto staje się więc stroną przeciwną? W tradycji nieużywania przemocy mówimy również o sobie jako stronie przeciwnej.
Nie można nigdy przeprowadzać wyraźnego podziału na nas i na nich. Nasza walka nie powinna być rozumiana wyłącznie jako walka uciskanych przeciwko niesprawiedliwości innych. Nie możemy także uznawać się za przedstawicieli uciśnionych. Nasza walka zawsze będzie także walką przeciwko nam samym.
Nasze uczestnictwo w działaniu nie oznacza absolutnie, że wszyscy bierzemy w nim taki sam udział. Nie jesteśmy włączeni weń w równym stopniu. To nie zwalnia nas jednak z odpowiedzialności. Nie odpowiadamy wyłącznie za nasze własne poczynania. Ponosimy odpowiedzialność także za czyny innych.
Akcje nasze staną się politycznymi, kiedy zrozumiemy, że w tej walce nie chodzi o odkupienie własnych win. Bierzemy odpowiedzialność za powstrzymanie niesprawiedliwości i przemocy. Błędem byłoby przekonanie, że zrobiłem swoje, bo unieszkodliwiłem głowicę nuklearną i siedziałem za to w więzieniu. Świat nadal się zbroi, a ja wciąż jestem odpowiedzialny za powstrzymanie go.
Wiele grup ma różne możliwości. Akcje powinny prowadzić do ich wykorzystania. Na początku powinniśmy jednak określić do kogo adresowana jest akcja. Osoby te nazywamy stroną sporu lub stroną przeciwną.
Akcja nie musi zwracać się oczywiście przeciwko wszystkim czterem grupom. W danym działaniu stroną sporu może być podatnik, w innym reprezentanci prawa.
Strona przeciwna funkcjonuje generalnie na dwa sposoby: udostępnia konieczne do rozpoczęcia działalności środki oraz kontroluje tych, którzy ewentualnie mogą przeszkodzić w jej prowadzeniu. Są to bardzo konkretne funkcje.
Obywatelskie nieposłuszeństwo opiera się na praktycznej możliwości stworzenia współpracy, która pomogłaby powstrzymać ucisk i wprowadzić sprawiedliwość.
Warunkiem współpracy jest dialog. Przedstawię teraz obywatelskie nieposłuszeństwo jako sposób na doprowadzenie do dialogu i podjęcie współpracy.
Jak już wcześniej podkreślałem, akcja jest czymś więcej niż tylko samym łamaniem prawa. Przygotowania, późniejsze uczestniczenie w procesie sądowym i zachęta do nowych akcji tworzą całość.
Możemy postrzegać obywatelskie nieposłuszeństwo z szerszej perspektywy. Wiele akcji tworzy kampanię. Na kampanię sprzeciwu składają się zarówno legalne, jak i nielegalne akcje. Każda nowa akcja zwiększa efekt poprzednich. Można nawet powiedzieć, że wcześniejsze akcje odżywają na nowo dzięki kontynuacji sprzeciwu. Sprawiają one, że efekt akcji następnych jest lepszy, niż gdyby były one przeprowadzane osobno. Jeden plus jeden daje zatem więcej niż dwa. Niestety może być również inaczej. Źle przeprowadzona akcja może zepsuć wcześniejsze lub przyszłe. Jednakże to nie ilość akcji decyduje o efektywności kampanii. Sprawia to siła moralnego wyzwania każdej z nich.
Gandhi pokazuje, jak należy przeprowadzać kampanię, aby doprowadziła do zamierzonego efektu. Chciałbym dodać, że "pierwsze kroki" w kampanii powinny w jakiejś formie przewijać się przez cały okres jej trwania. Za każdym razem nowi uczestnicy powinni mieć możliwość włączenia się do działań. Niektóre formy przeprowadzania akcji mogą nie dawać takiego samego politycznego efektu co wcześniej. Na dłuższą metę jednak ważniejsze od bezpośredniego politycznego efektu może być przełamanie posłuszeństwa.
Nawet te działania, których rezultatem są maksymalne kary, nie muszą wywoływać większego efektu. To gra pomiędzy moralnym wyzwaniem, polegającym na przezwyciężeniu strachu przed karą, a dialogiem nawiązywanym w związku z daną akcją decyduje o jej wyniku.
Idea sprzeciwu wymaga forum, na którym mogłaby być ona zakwestionowana, inaczej stanie się tylko wywołującą pasywność agitacją i propagandą. Bezpośredni kontakt ze stroną przeciwną i obywatelami może być nawiązany podczas wspólnych obiadów i imprez. Jest on warunkiem podjęcia rozmów. Podczas kampanii pomiędzy różnymi stronami może zawiązać się nić przyjaźni, która może z kolei prowadzić do współpracy.
Pojedyncza akcja jest tylko początkiem dialogu. Kampania zmierza do jego zakończenia.
Dialog wymaga wspólnego języka. Podczas obywatelskiego nieposłuszeństwa na język ten składają się także symbole. "Symbolon" to słowo pochodzenia greckiego, oznacza znak, godło. Francuski filozof Paul Ricouer przyjął nieco węższą definicję niż dawni Grecy. Symbol ma według niego znaczenie podwójne, z jednej strony bezpośrednie, z drugiej pośrednie, które można zrozumieć jedynie poprzez to pierwsze. Jednakże symbol nie wskazuje wyłącznie sam na siebie. Zawsze wyraża on "coś". Nie jest tylko znakiem przedstawiającym coś innego, jak uważali neoplatonicy. Wskazuje także sam na siebie.
Działanie symboliczne ma zatem pewne przesłanie wychodzące poza sam fakt działania. Jest ono również bezpośrednią akcją. Wielu przedstawia zwodniczo działania symboliczne i bezpośrednie akcje jako wzajemne przeciwieństwa. Symbol, aby mógł się nim stać, musi zostać wytłumaczony.
Dlatego też bezpośrednia akcja, jeśli ma ona jakiś sens, staje się działaniem symbolicznym. W przeciwnym wypadku jest ona bezsensowna i pozbawiona treści. Taka akcja nie może po prostu zawierać żadnego przesłania.
W zasadzie można wyobrazić sobie takie działanie. Wówczas walka kończy się wraz z zakończeniem samej akcji. Nie ma też powodu, aby inspirować innych do podejmowania sprzeciwu. Taka akcja jest jednak wyłącznie fikcyjnym przykładem. Nawet działania, które osiągnęły swój cel, mają przesłanie będące czymś więcej niż tylko osiągniętym celem. Jeśli akcja sama w sobie jest efektywna, znaczenie symbolu może nawet znacznie wzrosnąć.
Zasadą symboli jest to, iż ten, do którego zwracamy się może je zrozumieć lub rozpoznać. Symbolika jest w zasadzie tworzona przez tych, którzy zauważają symbole.
Użycie symboli w obywatelskim nieposłuszeństwie jest zaproszeniem strony przeciwnej do wzięcia udziału w sprzeciwie. W ten sposób akcja tworzona jest właściwie poprzez działanie.
Działania mogą być symboliczne i urzeczywistniające.
Pasywność wobec niesprawiedliwości jest działaniem symbolicznym. Nieuświadomionym przesłaniem tego działania jest: Bądź biernym! Ulegaj władzy! Jednocześnie pasywność urzeczywistnia władzę innych.
Także wprowadzanie w życie sprawiedliwości - jeśli jakiś kraj Trzeciego Świata uwalnia się spod hegemonii mocarstwa i wywalcza samodzielność - jest działaniem symbolicznym. Rewolucja kieruje przesłanie do pozostałej części świata, której grupy rewolucyjne nie obejmują swymi intencjami.
Ta wartość symbolu stanowi dla kraju ochronę przed inwazją ze strony mocarstw. Nowoczesna broń daje silnym państwom możliwość zniszczenia jakiegokolwiek kraju Trzeciego Świata. Zbyt ekstremalna brutalność ze strony mocarstwa stwarza jednak ryzyko utraty potrzebnego wsparcia. Mocarstwo potrzebuje poparcia ludności rdzennej podczas okupacji. Potrzebuje również pomocy z innych stron świata. Najlepiej, aby terror nie był widoczny lub jeśli jest widoczny powinno wydawać się, że jest naturalną odpowiedzią na przeciwstawianie się demokracji i wolności przez lewicowych fanatyków.
Taka na przykład była część symboliki nikaraguańskiego ruchu wyzwoleńczego, który mógł przeszkodzić Stanom Zjednoczonym w przeprowadzeniu w tym kraju siejącej spustoszenie inwazji.
Wypowiedziane słowo jest działaniem, podobnie jak działanie, kiedy zostanie zrozumiane, staje się słowem. Dobrze znany w ruchu sprzeciwu slogan, przejścia od słów do czynów, musi oznaczać przejście od jednego słowa do innego słowa lub przejście od jednego działania do innego działania. Wnioskujemy, że nowa akcja jest urzeczywistnieniem tego o co wcześniej demonstrowaliśmy. To urzeczywistnienie może być symboliczne lub rzeczywiste. Przykładem mógłby być obywatel, który udziela schronienia uciekinierom zagrożonym deportacją, zamiast jedynie postulować przyznanie im azylu. Taki protest staje się symbolicznym tworzeniem przyjaznego dla cudzoziemców społeczeństwa.
Błędem często popełnianym w ruchach sprzeciwu jest niezrozumienie rzeczywistej wartości działania. W rozpoczynającej się kampanii nieposłuszeństwa akcje funkcjonują prawie wyłącznie jako akcje symboliczne. Wartość ich polega na tym, że akcja wraz z procesem sądowym oraz karą zawiera jakieś przesłanie.
Przesłanie może być skierowane, jak w przypadku Greenpeace, do rządzących "idźcie za naszym przykładem, nie dopuszczajcie do wyrzucenia trucizn do morza". Może być ono także skierowane do obywateli, jak w Ruchu Lemieszy "Rozpoczęliśmy rozbrajanie. Kolej na Ciebie".
To, że Greenpeace często udaje się udaremnić niektóre przypadki wyrzucania trucizn do morza, i to, że Ruch Lemieszy faktycznie unieszkodliwia broń nie czyni akcji mniej symbolicznymi. Przeciwnie symbolika narasta, kiedy zostaje pokazane, że możliwe jest zatrzymanie emisji trujących środków, i że zwykli ludzie mogą unieszkodliwić broń.
W momencie, którego dokładnie nie można przewidzieć, sprzeciw symboliczny zmienia się w efektywny. Ten efektywny sprzeciw, nawet z tysiącami uczestników, nie jest tak uzależniony od nośności przesłania jak poszczególne akcje. "Solny marsz" Gandhiego, o którym już wcześniej pisałem jest najbardziej znanym przykładem obywatelskiego nieposłuszeństwa, kiedy władzy szybko zabrakło potrzebnych jej środków. Tysiące Hindusów odzyskiwało sól z wody morskiej, choć angielskie prawo zabraniało tego. My, mieszkańcy Europy Zachodniej, nie mamy większego doświadczenia ze stosowaniem obywatelskiego nieposłuszeństwa w okresie pokoju. Współczesne przykłady z Filipin z lutego 1986 roku, Chin z maja 1989 roku i wydarzenia w Europie Wschodniej z roku 1989 i 1990 trudno wytłumaczyć mieszkańcowi Zachodu. W krajach zachodnich wystarczy zwykle nieznacznie zbliżyć się do tej formy masowego nieposłuszeństwa, aby móc wpłynąć na stronę przeciwną i aby skłonić ją do dialogu.
Przykładem kampanii nieposłuszeństwa, która udała się dzięki swojej symbolice, była walka o górę Kynnefjäll. Mieszkańcy przez całe lata 80-te, rok po roku, dzień i noc pilnowali góry, aby nie dopuścić do wierceń złóż uranu. Kiedy pilnujący dostrzegali wiertników powiadamiali innych a następnie rozpoczynali okupację tego miejsca. Oczywiście władze dzięki posiadanym środkom mogły doprowadzić do wierceń, nawet jeśli wszyscy mieszkańcy uczestniczyliby w okupacji. Jednak wówczas straty polityczne byłyby dla rządzących zbyt duże.
Walka o rzekę Alte w Norwegii jest przykładem niepowodzenia sprzeciwu, między innymi dlatego, iż wielu uczestników wierzyło w możliwość zatrzymania poszerzania koryta rzeki przy użyciu siły fizycznej. W akcji tej brało udział ponad 1000 osób. Część z nich przykuła się mocnymi łańcuchami do podłoża skalnego, inni przykuli swoje ramiona do grubych, żelaznych rur, aby policji trudniej było rozerwać łańcuchy.
Takimi metodami oszczędzało się parę godzin, ale traciło się na rozczarowaniu wobec ich nieskuteczności. W odczycie dla chipko, którzy usiłowali uchronić las w Bohuslänie przed wybudowaniem tam autostrady, profesor Thomas Mathiesen, który sam brał udział w akcji w Alte, twierdził, że efekt byłby lepszy, gdyby wycofano się na jakiś czas. Pełnymi fantazji akcjami mogli oni zmusić rząd do przerwania tej olbrzymiej budowy przy pomocy policji i wojska.
Sposób, który proponuje nazywa politycznym jujitsu. Siłę strony przeciwnej zwraca się przeciwko niej samej. W przykładzie z Alte linia frontu mogła w takim wypadku przebiegać raczej przez sądy i cele aresztów, niż samo miejsce akcji.
Zauważamy tu trzy symbole tworzące szkielet obywatelskiego nieposłuszeństwa. Poprzez nieposłuszeństwo eliminuje się podstawę siły strony przeciwnej: posłuszeństwo. W dialogu podczas procesu sądowego konfrontuje się etykę własną oraz strony przeciwnej z tą powszechnie akceptowaną. Wyrok w procesie staje się moralnym apelem, który wzywa innych ludzi do kontynuowania sprzeciwu.
Dobrym przykładem symbolicznej dynamiki nieużywania przemocy jest blokada, która została przeprowadzona przed bazą rakiet "Pershing II" w Muttangen na wiosnę 1987 roku. W trakcie blokady oddziały wojsk wykonały duży manewr. Setki uczestników, w tym głównie emeryci, podążyło za nimi. Niemiecka pokojowa aktywistka Tina Utermark opowiadała później, że żołnierze byli wyraźnie zdezorientowani. Pochód podążający za tajnym konwojem NATO wywołał dyskusję w całych Niemczech. Aresztowanie emerytów przez niemieckie władze sprawiło, iż jeszcze więcej osób zaangażowało się w tę sprawę. Sprzeciw narastał.
Przed tą samą bazą jesienią 1986 roku zorganizowano blokadę - koncert. Orkiestra symfoniczna wstrzymała działalność bazy grając cały dzień klasyczne utwory o tematyce pokojowej. Władze odmawiały aresztowania ich. Wtedy muzycy zdecydowali się na dalszy protest. W ciągu następnych tygodni baza była blokowana przez kwartety i kwintety grające muzykę renesansową. W ten sposób, stając w końcu przed sądem, zmusili oni władze do rozpoczęcia dialogu.
Nie tylko działania aktywistów mają znaczenie symboliczne. Aresztowanie ludzi, którzy apelują do sumienia innych, postawienie ich przed sądem i ukaranie, jest wkładem strony przeciwnej do walki. Stawiają oni wówczas problem posłuszeństwa na ostrzu noża. Gra między działaniami prowadzonymi przez grupę organizującą akcję i stronę przeciwną pobudza innych ludzi do wyraźnego zajęcia stanowiska.
Siew ziarna daje niewielki efekt polityczny. Aresztowanie też nie ma większej wartości symbolicznej. Jednak ten, kto został aresztowany za posianie ziarna może zebrać plon.
Symbole używane są w obywatelskim nieposłuszeństwie nie tylko z myślą o samej akcji. Podczas akcji Ruchu Lemieszy używamy młotków do unieszkodliwienia broni. Mogą być one również wykorzystane z myślą o procesie sądowym.
Paul Magno, z którym wspólnie organizowałem akcję na Florydzie, przywiązał do młotka taśmę, na której znajdowały się zdjęcia dzieci z komitetu bezdomnych rodzin. Zrobił to, aby mogły się one znaleźć wśród dowodów gromadzonych przez prokuratora. Chciał przy tej okazji wyjaśnić dlaczego te bezdomne dzieci potrzebują środków przeznaczanych na wyścig zbrojeń.
Nie należy obawiać się używania trudnych do odczytania symboli. Stanowią one tło dla rozmów i dyskusji i umożliwiają pogłębienie ich treści. Istnieje jednak ryzyko, że użyje się symboli płytkich i uproszczonych. Wówczas nawet zachęta staje się powierzchowna.
Todd Kaplan przymocował do swego młotka banknot, który został wydrukowany przez Żydów w Warszawskim Getcie podczas II wojny światowej. W czasie okupacji w Polsce Żydzi byli wywożeni stopniowo do obozów koncentracyjnych. Mimo terroru próbowali żyć w cywilizowany sposób. Todd, który sam jest Żydem, oświadczył podczas procesu, że ten stary banknot był dla niego "znakiem nadziei". Powinniśmy mieć możliwość prowadzenia zwykłego życia, bez groźby unicestwienia. Ci, którzy wydrukowali banknot, nie poddali się terrorowi. My również nie powinniśmy się poddawać. Pozwólcie nam pokazać, jak chcemy żyć.
Mój młotek symbolizuje dla mnie to, co paradoksalne w militaryzmie. Jeden Pershing II może unicestwić moje rodzinne miasto - Göteborg. Nie ma broni mogącej powstrzymać taki atak. Mój mały, śmieszny młotek sprawia jednak, iż niemożliwe staje się wystrzelenie właśnie takiej rakiety. To nie siła może powstrzymuje wyścig zbrojeń. Naszym sposobem na rozbrojenie jest nasza słabość. Wydaje się to nierealne - jednak rozbrojenie musi być przeprowadzone. Umożliwia nam to nasza wrażliwość. Rozumowanie to opiera się na przekonaniu, że zbrojeń nie można kontynuować bez posłuszeństwa obywateli. Posłuszeństwo to wywodzi się w dużej mierze ze strachu przed konsekwencjami nieposłuszeństwa. Nie ma dzisiaj żadnych dostępnych środków umożliwiających kontrolę ludzi gotowych do poniesienia konsekwencji swojego nieposłuszeństwa. Dlatego też wrażliwość w połączeniu z konsekwencjami staje się warunkiem przełamania posłuszeństwa. Nie ma innej drogi. To co na pozór jest niemożliwe staje się jedyną możliwością.
Interesująca dyskusja, prowadzona przez Ruch Lemieszy, dotyczy przyczyn i skutków. Czy możliwe są skuteczne akcje tego ruchu?
Jeśli chce się zbadać skuteczność akcji, należy założyć, że ich efekty można zredukować automatycznie do jakiejś przyczyny i skutku. "Jeśli poruszysz ten tryb poruszy się także następny".
Wiele osób z Ruchu Lemieszy zakłada natomiast, że społeczeństwo jest tak złożonym tworem, że to co wydaje się być efektem jakiejś akcji, wcale nie musi nim być. Działania nasze to nie kij bilardowy, który uderza kulę, a ta z kolei następną. W takim wypadku, ażeby wygrać grę, powinniśmy trafiać w kulę celniej niż przeciwnik.
Obywatelskie nieposłuszeństwo może, mamy nadzieję, stanowić wyzwanie rzucone innym. Oni natomiast sami zadecydują, jak należy postąpić.
Weźmy przykład, o którym już wspomniałem, dotyczący osób, które przestały pracować z pociskami Pershing II po naszej akcji lemieszy na Florydzie. Nie był to jedynie nasz sukces. Efekt naszego działania był uzależniony całkowicie od tego, jak inni ludzie reagowali na naszą akcję. Pracownicy ci sami zdecydowali o porzuceniu pracy przy produkcji broni atomowej. Inni być może umocnili się w swoim przekonaniu, że produkcja broni jest konieczna.
Nie znaczy to, że wszystkie nasze działania są równie dobre czy równie bezskuteczne. Celem jest czynić słusznie. Dlatego też podczas naszego poszukiwania prawdy pytamy sami siebie, co trzeba zrobić, aby mniej gnębiono biednych. Tę prawdę mogą później w swoich poszukiwaniach wykorzystać inni. Jeśli nawet nasze działanie rzeczywiście wydaje się słuszne, wielu może jednak tego nie dostrzegać lub zdecydować się na aktywne zwalczanie naszych dążeń. Efekty są zatem trudne do przewidzenia. Nie można ich także odnosić wyłącznie do akcji.
Zmiany można czasami łatwo przewidzieć, jeśli jakaś grupa już na początku określa swoje zamiary. Jest to także typowy model przyczynowo - skutkowy. Przypomina on jednak bardziej szachy niż bilard. Przyczyna leży wówczas w przyszłości po skutku, a więc w wytyczonym celu. Znalezienie jej może być jednak bardzo trudne. Nie jest łatwo przewidzieć, co się zdarzy, kiedy inni będą przeszkadzać grupie w przeprowadzeniu jej planów. Przy pomocy teorii władzy i teorii gier można by spróbować przewidzieć układ sił i warunki kontynuacji gry. Część grupy może jednak zmienić swoje poglądy. Nagle cel wyda im się nieosiągalny. Wówczas nie można dłużej tłumaczyć wydarzeń przy pomocy reguł gry.
Zmiany mogą być czasami nie do przewidzenia ze względu na istniejące struktury społeczne. Ekonomiczne prawa naszego systemu rynkowego powodują, że każdy prywatny zakład musi dążyć do rozwoju i maksymalnego zysku, inaczej kupujący akcje nie chcieliby inwestować w dane przedsiębiorstwo. Prowadzi to do tego, że problemy środowiska spychane są na dalszy plan. Decydują o tym nasze ekonomiczne warunki. W zasadzie klient dokonując wyboru towaru może zmusić przedsiębiorstwo do tego, by miało ono wzgląd na środowisko naturalne. Nadal jednak to chęć zysku wyznacza jego cele.
Co się jednak stanie, gdy zakłady kooperujące ze sobą lub nie przynoszące zysku przedsiębiorstwa zdobędą większe znaczenie w społeczeństwie? Część z nich dopasuje się i będzie szukać zysku. Później jednak zaczną dochodzić do głosu inne prawa ekonomiczne. Nie można dłużej tłumaczyć poczynań przedsiębiorstw jako dążenia do maksymalnego zysku i rozwoju. Wówczas otrzymamy nowy system ekonomiczny, który nie mógłby się już nazywać kapitalizmem.
Jeśli nie postrzega się społeczeństwa jako stołu bilardowego lub szachownicy, trudno mówić o taktyce i strategii. Taktyk bez swego niezawodnego kija bilardowego jest bezradny. W czym może pomóc sprawiedliwość i prawda, gdy pragnie się, aby ostatnia kula bilardowa wpadła do dziury. Przeszkadzają tylko.
Taktyk musi być pewny reguł gry. Byłby zdezorientowany, gdyby król poświęcił się za pionka.
Taktyk musi wyeliminować pionki strony przeciwnej. W dniu, kiedy poczuje sympatię do jednej z tych nie mających znaczenia figur wypadnie z gry.
Dla taktyka cel uświęca środki.
Lecz gdzie tu miejsce na uczciwość? Rozmowa zakłada szczerość. Zatrzymywanie dla siebie tego co naprawdę się myśli jest nieuczciwością i przeszkadza w dialogu.
Ale kto powiedział, że rozwiązanie typu szach - mat gwarantuje zwycięstwo? Rozgrywka zakłada zgodność z regułami gry, które można taktycznie wykorzystać, aby doprowadzić przeciwnika do przegranej. Obywatelskie nieposłuszeństwo nie jest żadną grą o władzę. Jest dialogiem, który powinien doprowadzić do porozumienia. Jeśli wspólne rozwiązanie wydaje się być odległe, wówczas należy wyeliminować warunki nadużywania władzy. Taktyczne udawanie władzy w walce z innymi prowadzi do zbrojeń, strachu i podejrzliwości.
Strateg z kolei zapomina o dzisiejszych, codziennych troskach. Będą one rozwiązane w dalszej przyszłości poprzez parlamentaryzm, rewolucję, strajk generalny, ekologiczny styl życia, wprowadzenie większej liczby kobiet do życia politycznego lub przez inne cele strategiczne.
Lecz co mówi strateg o tych, którzy dzisiaj są gnębieni? Może "to wspaniałe rozwiązanie" nie jest w rzeczywistości dobrym wyjściem. Czy może to co bliskie i to co odległe mają coś wspólnego ze sobą? Te bliskie rozwiązania muszą być także tymi najlepszymi, dalekosiężnymi rozwiązaniami. Sprzeciw ma powiązać naszą historię z teraźniejszością i przyszłością. Poprzez działanie tworzymy zarówno historię jak i przyszłość. Nasz dzień powszedni wiąże się nierozerwalnie z polityką światową.
Helikopter powoli zniża się nad mostem, potem gwałtownie wznosi się, kołuje parę razy, a następnie znika. Zaraz po tym przybywa pierwszy wóz policyjny. Zdążę naliczyć 8 samochodów i jeden autobus, później moją uwaga przykują psy policyjne, które wpatrują się w nas obojętnie. W tle stoi 30 policjantów. Większość wyposażona jest w białe hełmy, wielu przygotowało pałki.
Scena ta pochodzi z akcji na zwodzonym moście w Jordfallsbron w 1983 roku. Dzięki temu, że na moście znajdowali się ludzie, klapy mostu nie mogły zostać otworzone. Duńska łódź podejrzana o przewożenie ładunku broni nie mogła zatem tamtędy przepłynąć. Obecni tam policjanci najprawdopodobniej nigdy wcześniej nie interweniowali przeciwko obywatelskiemu nieposłuszeństwu. Później, wraz z rosnącą w latach osiemdziesiątych jego popularnością, zdobyli większe doświadczenie.
Wszyscy którzy w podobnych okolicznościach spotkali zastraszonych policjantów wiedzą, że ten pierwszy kontakt polega na daniu im poczucia bezpieczeństwa. Nie wiedzą co może nastąpić i prawdopodobnie są bardziej zdenerwowani niż aktywiści.
Również ci, którzy biorą udział w akcji muszą mieć jakieś poparcie, jeśli nie ze strony policji to na pewno innych aktywistów. Uczestnicy mogą być dziećmi i emerytami, doświadczonymi weteranami i tymi, którzy biorą udział w obywatelskim nieposłuszeństwie po raz pierwszy. Sam boję się uczestnictwa w akcjach, jeśli nie wiem, na czym polega działanie innych aktywistów. Muszę mieć pewność, że mogę na nich liczyć.
Dlatego zarówno północnoamerykański obywatelski ruch na rzecz sprawiedliwości, jak i indyjski ruch na rzecz suwerenności, działały według wytycznych nieużywania przemocy, aby stworzyć poczucie bezpieczeństwa. Ruchy te były jawne i prowadziły do porozumienia między policją i aktywistami. Wiele z nich działa nadal, powstało też kilka nowych.
Każda wytyczna opiera się na porozumieniu między wieloma grupami przyjacielskimi w ramach akcji. Najpopularniejsze wydają się być dzisiaj wytyczne przytaczane przez północnoamerykańskie podręczniki prowadzenia akcji:
Wiele z powyższych punktów może wydawać się oczywistym. Niestety, nie zawsze tak jest. Często grupy przyjacielskie godzą się na coś, czego znaczenia nie zrozumiały.
Przykładowo w ruchu na rzecz nieużywania przemocy prowadzona jest dyskusja czy głośne skandowanie haseł można zaliczyć do przemocy psychicznej. Może to wywołać napięcie i agresywność zarówno u strony przeciwnej jak i wśród uczestników akcji. Dlatego obecnie unika się takiego zbiorowego skandowania. Dobrą alternatywą są rozmowy lub śpiew.
Nawet bieganie może spowodować niepotrzebne napięcie i w najgorszym wypadku panikę. To samo dotyczy oczywiście sytuacji, kiedy trudno przewidzieć zachowanie osób pozostających pod wpływem alkoholu.
Innym problemem, który może pojawić się przez nierozwagę jest nieumyślne zabranie ze sobą np. kieszonkowego noża. Może to dać powód do niepotrzebnych pogłosek wśród policji i w środkach masowego przekazu: - oni byli uzbrojeni w noże...
Przemawiać może za tym fakt, że strona przeciwna może na przykład uznać za potencjalną broń narzędzie czy szklaną butelkę. Podczas akcji lemieszy używamy młotków. Kiedy rozbrojenie jest już zakończone, odkładamy je na ziemię, aby uniknąć niepotrzebnego prowokowania strażników i policjantów.
W przypadku zwykłych demonstracji na kontynencie a nawet w Szwecji, część osób używa sprzętu ochronnego, np. hełmów lub chust na twarze. Nieużywanie przemocy nie opiera się jednak na sile, którą tworzy się poprzez przyjmowanie na siebie ciosów i ponoszenie konsekwencji swojej działalności. Te nowoczesne metody działania z użyciem siły nie mają więc dla siebie miejsca w obywatelskim nieposłuszeństwie. W zasadzie mogą zaistnieć sytuacje uzasadniające użycie broni na przykład w kraju, gdzie panuje dyktatura lub kiedy nie jest się przygotowanym na ponoszenie konsekwencji. Wtedy jednak należy zaniechać takiej formy akcji, jaką jest obywatelskie nieposłuszeństwo. W zamian za to unika się prześladowania.
Ponieważ nieużywanie przemocy nie odwołuje się do bohaterów ani męczenników, ucieczka może stać się konieczną alternatywą otwartego nieposłuszeństwa.
Mimo, że konsekwencje zazwyczaj łatwiej znieść w bardziej liberalnym społeczeństwie wymagane jest, aby każdy z uczestników był solidnie przygotowany. Już po paru gorzkich niepowodzeniach indyjski ruch na rzecz samostanowienia nauczył się, iż wszyscy potrzebują treningu nieużywania przemocy lub innej odpowiadającej mu formy przygotowania przed akcją. Wymaganie to nadal jest obowiązujące. Powraca ono za każdym razem przy powtarzających się pomyłkach, kiedy grupa nie została przygotowana na czas.
Po wielkim sukcesie grup przyjacielskich w akcji przeprowadzonej w elektrowni atomowej w Seabrook w 1976 roku zalecane jest także, aby wszyscy biorący udział w obywatelskim nieposłuszeństwie tworzyli grupy przyjacielskie. Zapewnia to bezpieczeństwo wszystkim stronom. Jeśli ktoś straci panowanie nad sobą, zawsze znajdzie się jakaś grupa, która może mu udzielić pomocy i wsparcia.
Powodem, dla którego obywatelskie nieposłuszeństwo w Szwecji nie rozwija się w takim samym tempie jak w pozostałych krajach zachodnich, jest, jak przypuszczam to, że wymagania te nie są traktowane poważnie. W paru przypadkach ma miejsce nawet pewna reakcyjna tendencja powrotu do akcji, które były uzależnione od silnych przywódców.
Inne wytyczne niż tych siedem podanych powyżej, mogą oczywiście pojawić się w zależności od rodzaju akcji. Często dodaje się warunek: Nie niszcz własności.
Jeśli uczestniczymy w jakiejś działalności należy także założyć, że nic nie dzieje się w tajemnicy. Wszyscy, którzy zastanawiają się nad przyłączeniem do grupy, powinni mieć szansę do wyrażenia swego stosunku wobec planów innych grup przyjacielskich, zanim podejmą decyzję. Jest to demokratyczne żądanie, które może, a nawet powinno być wysuwane jako wytyczna przy okazji większych akcji.
Część osób twierdzi z uporem, iż tylko oni sami ponoszą odpowiedzialność za swoje postępowanie. Nikt inny nie musi jej brać na siebie. Jest to błędne mniemanie. Ja sam ponoszę odpowiedzialność za swoje własne działanie tylko w niewielu przypadkach. Podczas blokady na pewnym norweskim lądowisku wojskowym, uczestnicy zostali zatrzymani na noc. Nie mogli zrozumieć dlaczego. W dzień później, podczas postępowania toczącego się przed sądem w sprawie zastosowania aresztu, poznali ten powód. Poprzedniej nocy jedyny szwedzki uczestnik protestu był na lotnisku i wyniósł pewien wojskowy przyrząd, który miał zostać symbolicznie użyty dla jakiegoś pokojowego celu. Szwed dwa tygodnie spędził w areszcie. Norwescy uczestnicy zostali zwolnieni, ponieważ nie brali udziału w jego akcji. Działanie Szweda wywołało rozczarowania i konflikty.
Zdarzenie to jest przykładem pokazującym, że sprzeciw powoduje konsekwencje, które mogą dotknąć nawet innych niż ci, którzy działają. Ludzie często przejmują odpowiedzialność za to co robią inni. Ponosimy też moralną odpowiedzialność za siebie nawzajem. Obywatelskie nieposłuszeństwo musi zatem być poprzedzone informacją dla wszystkich uczestników, strony przeciwnej, a nawet dla innych grup zajmujących się podobnym problemem. Będą one miały wówczas możliwość szybkiego reagowania.
Możliwość zaprezentowania swojego punktu widzenia dana osobom uwikłanym w nasze działania, może uchronić nas przed popełnieniem brzemiennych w skutki pomyłek.
- "Muszę cię niestety wynieść stąd. Czy mogę chwycić cię za kurtkę?"
Kiedy uczestniczyłem w jednym z moich pierwszych obywatelskich nieposłuszeństw w 1983 roku, policja z Linding pokazała mi poprzez swoje nienaganne postępowanie, zasadę funkcjonującego sprzeciwu.
Aresztowanie jest spotkaniem ludzi, którzy zazwyczaj są dla siebie obcy. Kiedy spotykają się nieznajomi moralizowanie nie jest w dobrym tonie. Chodzi wtedy przede wszystkim o zapoznanie się. Przesłanie może być przedyskutowane później w wozie policyjnym lub podczas przesłuchania.
W czasie obywatelskiego nieposłuszeństwa nie ma wrogów. Policja należy jednak do strony przeciwnej. Aby lepiej zrozumieć dynamikę nieużywania przemocy trzeba rozróżnić funkcję policjanta polegającą na ochronie niesłusznej działalności oraz człowieka stojącego niejako poza tą funkcją. Podczas obywatelskiego nieposłuszeństwa apeluje się do policjanta jako człowieka i wzywa się go do odmówienia posłuszeństwa rozkazom i do wspierania akcji.
Biorąc pod uwagę, że nieposłuszeństwo jest pewnym rodzajem spotkania cywilizowanych ludzi, aktywiści stosują następujące metody reagowania podczas aresztowania:
Kontakt z policjantem funkcjonuje najlepiej wtedy, jeśli dobrowolnie podąża się za nim bezpośrednio po rozkazie lub przy samym zatrzymaniu. Odmowa współpracy może być użyta tylko kiedy akcja ma - nawet symbolicznie - szansę powodzenia. Może to ewentualnie dotyczyć blokad lub gdy część akcji nie zdążyła zostać doprowadzona do końca.
Aktywny sprzeciw, taki jak chwycenie się pod ręce lub kurczowe trzymanie kogoś, może pogłębić frustrację policjanta. Było to częściej praktykowane w latach 60-tych i 70-tych, kiedy wielu miało nadzieję, że w nieużywaniu przemocy można wykorzystać siłę fizyczną. Na czasie zyskiwało się tylko minimalnie.
Przykucie się do czegoś nie zaliczam do aktywnego sprzeciwu. Nie używa się wtedy siły własnych mięśni. Łańcuchy są symbolem lub środkiem, nie zachowaniem.
Sprzeciw może zyskać duży efekt symboliczny, kiedy policja odmawia negocjacji lub używa przemocy. Czasami używa się odmowy współpracy w sposób automatyczny i bez przemyślenia. Tak jak przy wszystkich innych formach sprzeciwu należy postawić pytanie, co jest celem i kiedy można odmówić współpracy. Część ludzi rozpoczyna współpracę z policją w momencie, kiedy są prowadzeni nie wiedząc dokąd lub zbliżają się do wozu policyjnego. Czemu wybierają właśnie te momenty? Dlaczego nie używają biernego sprzeciwu, aż do wypuszczenia z posterunku policji lub do rozpoczęcia rokowań z policją. Jeśli nie ma się konkretnego zamiaru współpracy należy jej unikać.
Kiedy wcześniej nawiązywane są kontakty z poszczególnymi policjantami zmniejsza się ryzyko jakiejś brutalnej ingerencji. Aby je zminimalizować, wspierający może wziąć na siebie odpowiedzialność pisemnie lub za pomocą kamery udokumentować aresztowania każdego członka w swojej grupie przyjacielskiej. Zwiększa to również możliwość skłonienia poszczególnych policjantów do występowania w roli świadków podczas procesu sądowego. Aresztowany może zapytać o nazwisko policjanta, który go zaaresztował.
Przed aresztowaniem nie można zapomnieć o usunięciu z kieszeni notatek z ważnymi adresami. Pewien mój przyjaciel zapomniał o tym. Został aresztowany mając przy sobie adresy wielu bojowników ruchu sprzeciwu w Niemczech, Holandii, Anglii, Norwegii i Szwecji. Po tym zdarzeniu jeden z doświadczonych działaczy pokojowych z Niemiec sądził, że jest pod szczególną obserwacją. Kiedy razem obchodziliśmy bazę rakiet Pershing II w Mutlangen celem zbadania możliwości unieszkodliwienia broni, nie bardzo rozumiał dlaczego jechały za nami dwa samochody z pracownikami ochrony. Osobiście sądziłem, że nie ma nic dziwnego w tym, że jesteśmy tak dokładnie obserwowani. I ja i on wcześniej dokonywaliśmy rozbrojeń. To, że policja posiadała listę naszych adresów najprawdopodobniej nie zmienia postaci rzeczy. Na szczęście zresztą ci, którzy znajdowali się na liście działali otwarcie w obywatelskim nieposłuszeństwie.
W pewnych sytuacjach, np. gdy ukrywa się uchodźców coś takiego po prostu nie może się zdarzyć.
Prowadzący przesłuchanie wskazuje krzesło. Grzecznie dziękuję i siadam. Światło reflektora oślepia mnie. Mrużąc oczy próbuję rozejrzeć się dookoła. Po lewej stronie stoi sławny szef służby bezpieczeństwa, ten, który złamał dwa palce pewnej kobiecie z obozu pokojowego. Co dopiero wykręcił do tyłu moje ręce i zablokował je swoją długą, wąską, drewnianą pałką. Teraz jakby uspokoił się. Na wprost mnie, za prowadzącym przesłuchanie stoi agent FBI, na prawo dwie nie znane mi osoby. Później przedstawią się jako przedstawiciele resortu emigracyjnego.
Jedyną siedzącą osobą jestem najwyraźniej ja.
- "Teraz bez żadnych głupstw. Podaj swoje nazwisko i opowiedz kim są ci inni."
- "Co się dzieje z dziewczyną, którą wywieźliście?"
- "To my zadajemy pytania..."
- "W takim razie, póki co nie mam nic do powiedzenia."
Jeden z resortu imigracji szybko pochyla się i patrzy mi prosto w oczy.
- "Rozumiesz, mamy pewne uprawnienia - mówi zapalczywie. - Możemy zatrzymać cię tutaj na 14 lat, jeśli nie będziesz mówił."
Przesłuchanie stało się bardziej patetyczne. Nie podałem żadnej informacji. Żadna z zatrzymanych osób nie odpowiedziała na zadane w przesłuchaniu pytania. Nasze nazwiska poznali, gdy ktoś przyszedł wygłosić oświadczenie.
Później zostaliśmy wyrzuceni z bazy lotniczej, sędzia skazał mnie na grzywnę w wysokości czterdziestu dolarów.
W Szwecji powstają zazwyczaj problemy innej natury. Podczas przesłuchania nie ma się mianowicie okazji do podania jakiejś informacji. Poza tym przesłuchanie jest ważną częścią akcji. Daje ono możliwość rozpoczęcia dialogu i dokumentowania faktów i poglądów. Prowadzący przesłuchanie niechętnie spisują bardziej konkretne informacje podane w czasie przesłuchania ustnego. Można w związku z tym zabierać ze sobą oświadczenia i dokumentację i żądać dołączenia ich do protokołu przesłuchania.
Może jednak zaistnieć sytuacja, kiedy nie powinno się podać pewnej informacji. Należy uwzględnić przede wszystkim dwa czynniki, które mają wpływ na stopień współpracy:
Stawiając specjalne wymagania, (np. uzyskanie kontaktu z innymi aktywistami) można odmawiać udziału w przesłuchaniu do czasu, aż zostaną one spełnione. Jeśli istnieje ryzyko, że nasze informacje będą działały na szkodę innych, można unikać ich podania. W zależności od tych czynników i celu wybiera się później stopień współpracy:
Wszystkie podawane informacje powinny być prawdziwe. Półprawdy i kłamstwa niszczą możliwość zdobycia zaufania.
Problemem jest tylko to, że z różnych powodów łatwiej jest podawać fałszywe informacje niż odmawiać odpowiedzi. Posłuszeństwo jest najwyraźniej tak głęboko zakorzenione, że ludzie chcą wydawać się posłusznymi, dlatego chętniej kłamią niż otwarcie odmawiają.
Nawet na próbnych przesłuchaniach podczas kursu uczestnikom trudno ściśle trzymać się prawdy.
Przytoczony niżej dialog, przeprowadzony podczas ćwiczeń, jest jeśli nie reprezentatywny to przynajmniej dosyć częsty podczas kursu:
- "Czy znasz tych, którzy dali ci ulotkę?"
- "Nie!"
- "Nie?"
- "To znaczy, chciałem powiedzieć, że nie chcę odpowiedzieć na to pytanie..."
- "Pytałem tylko, czy ich znasz?"
- "Tak, znam ich dobrze..."
Prawdomówność jest najlepszym sposobem na uniknięcie takich żenujących sytuacji. Jeśli ma się jakieś wątpliwości co do pytania, można przecież zastanowić się lub poprosić o rozmowę z kimś innym z grupy przyjacielskiej. Zawsze można prosić o odłożenie przesłuchania na później. Dlaczego nie domagać się wspólnego przesłuchiwania? Jeśli prowadzący tego nie zaakceptuje zawsze istnieje możliwość przerwania przesłuchania.
Wiosną 1988 roku spotkałem się w Urugwaju z księdzem Jorge Osorio, który jest członkiem ruchu na rzecz nieużywania przemocy Serpaj. W okresie dyktatury brał on udział w obywatelskim nieposłuszeństwie. Mógł opowiedzieć o wielu interesujących doświadczeniach. Przykładowo: przed akcją przydzielono każdemu temat, na jaki miał mówić podczas przesłuchania. Ktoś miał opowiadać o ruchu Serpaj, ktoś inny podać fakty dotyczące ucisku, jeszcze inny powinien zająć się dyskusją o prawie. Jorge odpowiadał na pytania dotyczące więźniów politycznych. Mogli się oni w ten sposób dobrze przygotować. Jeśli pytania miały inną tematykę Jorge wskazywał na pozostałe osoby z grupy.
Jeśli istnieje ryzyko, że ktoś może mieć problemy z naszego powodu, należy dokonać wyboru pomiędzy nie stawieniem się na przesłuchanie bądź ograniczeniem odpowiedzi do niezbędnych, typu nazwisko i adres. Podczas wycieczki poglądowej do Izraela wszyscy szwedzcy uczestnicy zostali zatrzymani przez policję. Podczas przesłuchania pytani o nazwiska Palestyńczyków, których odwiedzili, nie zastanawiając się, wymienili je. Posłuszeństwo to jest tym bardziej niezrozumiałe, kiedy wie się, iż uczestnicy ci byli starymi politycznymi wygami w ruchu solidarnościowym. Posłuszeństwo jest sprawą wspólną dla wszystkich w Europie niezależnie od politycznej przynależności czy zaangażowania. Jest pewna standardowa fraza, która skutecznie zmusza nas do mówienia:
- "Musisz odpowiedzieć na to pytanie."
Peter Wright pisze w swoich pamiętnikach, wspomnianych przeze mnie wcześniej, o swojej dwudziestoletniej pracy w brytyjskiej służbie bezpieczeństwa oraz o ich metodach przesłuchań:
Tajemnica polega na tym, że prowadzący przesłuchanie musi zyskać przewagę. Można to zrobić przedstawiając fakty tak, aby dać do zrozumienia, że wie się wszystko i przesłuchanie jest właściwie czystą formalnością.
- "Chcę tylko poznać twoje zdanie o tym, co właśnie powiedział twój przyjaciel..."
Często stawiane są pytania dotyczące tej samej rzeczy. Można wtedy sprawić, że przesłuchiwany przeczy sam sobie. Sprzeciw zostaje przełamany poprzez skonfrontowanie ofiary z jej własnymi kłamstwami. Ta metoda jest najbardziej efektywna gdy używamy jej w przypadku powtarzających się przesłuchiwań.
Ten sposób wykorzystywany jest z dużym powodzeniem przez szwedzką policję przeciwko uchodźcom. Zdradził to pewien tłumacz, z którym przeprowadzałem wywiad w ramach moich badań. Zwykle tłumaczył on policyjne przesłuchania ubiegających się o azyl. Jeśli przesłuchujący jest systematyczny i dokładny stosunkowo łatwo wychwytuje wszelkie rozbieżności i przemilczenia.
Wypowiedź można ocenić też na podstawie jej struktury: jeśli przesłuchiwany podaje mało znaczące fakty umacnia to jego wiarygodność. Nie ma powodu by przemilczać nieistotne detale, poza tym są one trudne do zapamiętania podczas następnych przesłuchań. Wątpliwości co do nich mogą wskazywać na niewiarygodność świadectwa.
Innym sposobem oceny zeznania jest analizowanie pewnych zjawisk przewijających się w odpowiedziach. Gdzie i w jakiej formie zaznacza się stronniczość przesłuchiwanego?
Aktywiści nie używający przemocy często występują przeciw tej jednostronnej tendencji poprzez dyskusję prowadzoną z różnych punktów widzenia. Dwaj najbardziej znani trenerzy nieużywania przemocy, Hildegarda Goss-Mayr i Jean Goss, podkreślają jak ważne jest rozumowanie uwzględniające punkt widzenia strony przeciwnej.
Wyciąganie wniosków przez przesłuchującego dostarcza więcej informacji niż przesłuchiwany mógłby przewidzieć.
Szwedzki aktywista organizacji pokojowej został aresztowany w 1987 roku mając przy sobie mapę wojskowego lotniska koło Oslo, z którego - jak podejrzewaliśmy - korzystały samoloty z bronią nuklearną. Mapę tę poprawiałem tydzień wcześniej przy pomocy drugiej osoby. Dzięki różnym charakterom pisma policja łatwiej mogła kierować swoje podejrzenia. Albo parę osób odrysowało tę mapę z innej mapy albo byli oni na lotnisku. Zatrzymano jednego z nich i pytano czy ktoś był na lotnisku przed nimi. Potwierdził to, lecz nie chciał podać nazwisk. Jednak policja znalazła listę adresów, która prowadzona była w naszej grupie. Pisaliśmy ją sami. Odpowiedzi jego były wystarczające, by dać policji dowód na to, że to my byliśmy tam wcześniej. Powiedział przez przypadek także, że jadał w Rygge Kro. Policja bardzo się tym zainteresowała. Zatrzymany spytał dlaczego, na co przesłuchujący odparł, że personel może także zostać przesłuchany. Ponieważ wielu z nas spotykało się w tej knajpce, policja mogła łatwo dowiedzieć się, kto tam bywał. Mogli oni, mając listę adresów, pokazać personelowi nasze zdjęcia paszportowe. Żadne z tych danych nie były bezpośrednio tajemnicą, każdy z nas mógł zadzwonić na policję i powiedzieć o swym współudziale. Jednak stawała się poważna, jeśli dane dotyczyły osób, które nie były gotowe na postawienie ich przed sądem.
W broszurze Akcja lemieszy nr 8 opisuję dwie sztuczki typowe dla przesłuchania. Wypróbował je na nas w Pershing Plowshares agent Floridas Metropolitan Bureau of Investigation. Ponieważ opisałem je już w mojej książce, nie zdradzę, czy mu się udały...
Pierwszą sztuczką w czasie przesłuchania była próba ujawnienia ewentualnej konspiracji. Pytał, czy słyszeliśmy wcześniej jego nazwisko. Ponieważ był wcześniej dywersantem w pewnej lokalnej grupie pokojowej, powinniśmy byli znać go w przypadku kontaktów z tą grupą. Przesłuchujący może więc dowiedzieć się w taki sposób, kto nam pomaga lub dostarcza informacji.
Druga sztuczka polegała na wpędzeniu nas w pułapkę. Poprzez pytania o współpracę z nie istniejącymi grupami, próbował nakłonić nas do zeznań. Kiedy później nagle przechodził do właściwych pytań, a my nagle odmawialiśmy odpowiedzi, mógł się łatwo domyślić całej prawdy. Starał się odnaleźć w tym co mówiliśmy rzeczy istotne dla procesu. Powiedzenie czegoś "za dużo" jest jednak częstym problemem. Podczas długich rozmów telefonicznych oraz negocjacji w sprawie aresztowań lub samych procesów sądowych miałem możliwość uzupełnienia braków w protokołach z przesłuchań. Poza tym przesłuchanie może być pomocne. Policja, jak wszyscy inni, lubi interesujące dyskusje. Czemu więc nie zapytać, czy można skorzystać z automatu na kawę, który może stoi na korytarzu?
Pułapką jest trzymanie się stereotypowych ról. Dlaczego trzeba czekać na pytania, aby móc rozpocząć dyskusję? Kto powiedział zresztą, że tylko jedna strona może zadawać pytania?
Sto tysięcy dolarów! Taką kaucję miał zapłacić każdy z nas, aby zostać zwolnionym z aresztu po akcji lemieszy na Florydzie. Suma ta zmalała do zera. Policja próbowała na początku działać przez zastraszenie, ale kiedy międzynarodowe wsparcie stało się zbyt znaczące, starano się zwolnić nas jak najszybciej.
Był jeden wyjątek. Patrick O'Neill złamał przepisy będąc na warunkowym zwolnieniu po wcześniejszej akcji, mógł więc opuścić areszt w zamian za kaucję w wysokości dziesięciu tysięcy dolarów.
Kiedy sędzia obniżył kwotę kaucji przyszedł do mnie prawnik, który chciał, abym podpisał pewien dokument. W zamian miałem obiecać, że stawię się na proces sądowy. Odmówiłem, ponieważ nie wypuszczono Patricka. Część osób dziwiło moje postępowanie. Więzienna solidarność zwiększyła jednak moralny nacisk na władze. Po miesiącu kaucja została zniesiona i wspólnie mogliśmy opuścić areszt.
Celem więziennej solidarności jest zazwyczaj to, aby wszyscy zostali zwolnieni jednocześnie. Najczęściej jest ona bezpośrednio wykorzystywana wówczas, kiedy istnieje ryzyko, że parę osób nie zostanie wypuszczonych w tym samym czasie co reszta. Solidaryzująca się z tymi, którzy pozostają w areszcie wszyscy inni odmawiają współpracy, do czasu ich zwolnienia.
W październiku 1983 roku czterysta osób zostało zamkniętych w przypominającym psiarnię pomieszczeniach pewnej amerykańskiej bazy wojskowej. Wielu marzło z powodu choroby lub zbyt lekkiego ubrania. Sytuacja była poważna. Musieliśmy zdecydować co zrobić. Wkrótce postanowiliśmy, że około stu spośród nas zostanie, podczas gdy najbardziej potrzebujący powinni zostać wpuszczeni do jakiegoś budynku. W ten sposób większość została przeniesiona do budynku. Także tam, w celach, kontynuowana była akcja solidarnościowa, parę osób odmówiło mianowicie stawienia się na przesłuchanie, zanim inni nie zostaną wypuszczeni.
Więzienna solidarność może zostać wykorzystana w pewnych określonych sytuacjach. W przypadku przemocy ze strony policji wielu odmawia poddania się przesłuchaniu lub wykonywania poleceń. Moja argentyńska przyjaciółka, Amanda Peralta, tak długo nie dawała się przesłuchiwać, jak długo był przy tym obecny pewien wojskowy, który wcześniej ją torturował. Policja musiała oddalić wojskowego, który ze złości całkiem stracił panowanie nad sobą.
Stellan grzecznie dziękuje niemieckim policjantom za nawiązanie ciekawej znajomości podczas pobytu w areszcie. Więzienie opuszcza z mieszanymi uczuciami. Dlaczego grupa pomocnicza zapłaciła za niego kaucję. Co się stało tam na zewnątrz? To musiało być coś poważnego. Przy wyjściu zauważają go Ylva i Johanna. Obejmują go z niepokojem. Co się stało w areszcie? Dlaczego zażądał uwolnienia?
Wydarzenie poprzedził telefon prokuratora, który zadzwonił bezpośrednio do grupy pomocniczej i poprosił o zapłacenie kaucji za Stellana Vinthagensa. Dziwne postępowanie, można by pomyśleć. Aby zwiększyć moralny nacisk na władze, Stellan zdecydował się nie opuszczać aresztu po swojej akcji lemieszy w Mutlangen. Kiedy prokuratorowi nie udało się namówić grupy pomocniczej, skontaktowała się z nią policja:
- "Płacze zrozpaczony w celi. Błaga was, aby mógł wyjść. Facet nie wytrzymuje po prostu życia więziennego."
Grupa pomocnicza szybko zbiera 2 tysiące marek i płaci kaucję. Dopiero kiedy Ylva i Johanna wiozą Stellana do domu odkrywają, że policja oszukała ich. Stellan był całkowicie nastawiony na pozostanie w więzieniu.
Błędem grupy było to, że wcześniej nie ustalono sposobów komunikacji po aresztowaniu. Podobne problemy powstają podczas większości akcji. Grupy przyjacielskie zapominają o przygotowaniu się na trudności komunikacyjne, które prawie zawsze powstają przy okazji obywatelskiego nieposłuszeństwa.
Przed akcją należy się skontaktować z tymi, do których jest ona adresowana. Aby uniknąć narastającego sprzeciwu przedsiębiorstwo zanieczyszczające środowisko naturalne może przykładowo chcieć uzgodnić rozwiązanie w jakiejś innej formie. Zazwyczaj powiadamia się policję, aby ta zdążyła odpowiednio się przygotować. Jak już wspomniałem, mniejsze jest wtedy ryzyko niepotrzebnej agresji. Grupa przyjacielska może poza tym wspólnie z policją dojść do porozumienia co do formy akcji.
Grupą, o której często się zapomina, są pracownicy, których dana akcja bezpośrednio dotyka. Prawdopodobnie mogą oni mieć pewne uwagi, które grupa przyjacielska powinna uwzględnić. Taka nonszalancja ze strony aktywistów może spowodować niepotrzebne napięcia. W wielu przypadkach negocjacje z pracownikami prowadziły do innych akcji wspierających lub umowy, że pracownicy nie będą pracować w czasie akcji.
Różne osoby odpowiedzialne za spokojny przebieg akcji mogą podzielić między siebie zadania dotyczące kontaktów z policją i pracownikami. Policjanci zazwyczaj nie dokonują od razu aresztowań. Jest to czas na podjęcie próby osobistego kontaktu z każdym z nich.
Grupy przyjacielskie przypisane są zwykle do jakiegoś miejsca. Osoby kontaktowe dają im możliwość komunikowania się i ewentualnie podejmowania nowych decyzji.
Jeszcze trudniej jest decydować już po aresztowaniu. Grupa przyjacielska może ustalić, że albo decyzje nie będą podejmowane do momentu skontaktowania się wszystkich ze sobą, albo prawo decydowania przekazane zostanie wybranym paru osobom.
Gdy uczestniczyłem w 1984 roku w pewnej akcji lemieszy, aresztowano nas i osadzono w Orlando's County Jail. Zostaliśmy jednak rozproszeni po różnych celach i budynkach więziennych. Nikt z naszej grupy pomocniczej nie miał prawa nas odwiedzać. W przekazywaniu wiadomości pośredniczył wówczas adwokat, później zaś pewien katolicki ksiądz.
Po akcji należy również skontaktować się z innymi aktywistami, stroną przeciwną czy pozostałymi obywatelami.
Kiedy Gunilla Akerberg i Anders Grip przeprowadzili swoją akcję lemieszy w Kristinehamn w lutym 1989 roku, wiadomość o tym rozesłano na cały świat. Doprowadziło to do deklaracji poparcia ze strony grupy pokojowej z Tajlandii i ruchu nieużywania przemocy Serpaj. Na Serpaj składają się setki lokalnych i narodowych grup z całej Ameryki Łacińskiej.
Podręcznik ten jest pewnym medium. Przekazuje on pewne przemyślenia i część doświadczeń dotyczących obywatelskiego nieposłuszeństwa. Zanim zostaną podjęte bardziej praktyczne problemy dotyczące massmediów, chciałbym podjąć pasjonującą dyskusję o roli publicznych środków przekazu w społeczeństwie. Zmieniła ona całkowicie moje wyobrażenia na ten temat.
Demokratycznym celem obywatelskiego nieposłuszeństwa jest osiągnięcie szerokiego uczestnictwa w procesie podejmowania decyzji, czyli doprowadzenie do dyskusji i współpracy. Demokracja ma miejsce wtedy, gdy zainteresowani prowadzą dyskusję, która doprowadza do podjęcia decyzji zadowalającej wszystkich uczestników, a więc do porozumienia. Jeśli kilka osób nie zgadza się, może posłużyć się obywatelskim nieposłuszeństwem, aby na nowo rozpocząć ten demokratyczny proces.
Można też spojrzeć na obywatelskie nieposłuszeństwo inaczej. Akcje mogą mieć na celu bezpośrednie oddziaływanie na osoby mające w swym ręku kierownictwo. Wprawdzie możemy osiągnąć pewne efekty nie budując dialogu, ale na dłuższą metę takie akcje niszczą demokrację. Ten sam problem wyłania się oczywiście także wtedy, gdy kierujący podejmują słuszne w ich mniemaniu decyzje bez wcześniejszych uzgodnień z zainteresowanymi.
Nie wszyscy zainteresowani muszą brać udział w rozmowach lecz wszyscy powinni mieć dostateczną na to szansę. Jako rozmowy rozumiem bezpośrednie porozumienie się ludzi. W debatach prowadzonych w massmediach uczestniczy tylko mała, wybrana grupa obywateli. Nie bierzemy udziału w dialogu tylko dlatego, że odczytujemy jakiś tekst. Tekst nie odpowiada, kiedy się do niego zwracamy. Podobnie, gdy śledzimy jakąś debatę na stronie poświęconej kulturze w porannej gazecie tekst nie zaczyna odpowiadać czy zastanawiać nad tym, co on sam o tym sądzi. Pozostaje nieporuszony. Wydrukowany tekst jest ustalony i sprecyzowany przez sam fakt wydrukowania. Jednak jego odbiór i zrozumienie nie jest ani ustalone, ani sprecyzowane. Może zmieniać się w trakcie dyskusji na temat jego treści. Tekst z zasady jest własnością publiczną przez to, że jest wydrukowany. Dlatego też autor nie ma żadnego przywileju i prawa do tłumaczenia tego, co zostało napisane. Jeśli napisze on w tydzień później jakiś nowy tekst w rubryce "debata" prezentując bardziej obfitujące w niuanse poglądy, stanie się on po prostu tylko "jakimś nowym tekstem". Ten poprzedni istnieje nadal i ani odrobinę się nie zmienił.
Dialog może dotyczyć tekstu. Wypełnia on go wtedy czymś znaczącym. To co napisane nie może jednak zostać zmienione w rozmowę.
Dzisiaj wyrażenie "rozmowa publiczna" oznacza często debatę w środkach masowego przekazu. Ta zwodnicza nazwa jest tym bardziej niebezpieczna, że - jak się uważa - demokrację buduje się w oparciu o publiczne rozmowy. Bywa ona wówczas wypaczona. To, że propozycje, uwagi i informacje stają się jawne dzięki środkom masowego przekazu jest niezbędne i korzystne dla demokracji. Lecz publikowanie jest tylko tłem publicznej rozmowy prowadzonej między ludźmi. Jawność bez rozmowy to chleb i igrzyska dla ludu. Staje się ona namiastką demokracji, a nie formą obywatelskiej kontroli. Nie jest się więc słuchaczem publicznej debaty, lecz uczestniczy się w niej.
Dlatego też równie zwodnicze jest krytykowanie massmediów za to, że nie przeznaczają wiele miejsca na publiczne rozmowy, lub że niedostatecznie efektywnie je przeprowadzają. Wydaje się, że taka krytyka broni demokracji. Przeciwnie, ubezwłasnowolnia ona obywateli. Odbiera ona demokracji funkcję, na której ta ostatnia bazuje - funkcję publicznej rozmowy.
Rozgłos bez oficjalnej rozmowy może doprowadzić do tego, że kupuje się specjalne towary i wybiera odpowiednie osoby lub partie w wyborach politycznych. Przede wszystkim może to wszystko uczynić nas pasywnymi. Notatki o obywatelskim nieposłuszeństwie w prasie sprawiają, że wzdychamy wdzięczni "Jak dobrze, że ktoś coś robi!"
Publiczne środki przekazu nie zawsze powodują bierność. Niegdyś, podczas rewolucji burżuazyjnej, były one narzędziem dla demokratycznych rozmów. Filozof społeczny Jürgen Habermas pokazał w jednej ze swoich wczesnych prac z 1962 roku , jak jawność złamała absolutną władzę państwa. Ukazał on także upadek jawności po wieku XIX. Rozmowa polityczna przechodzi w apolityczną konsumpcję kultury masowej.
W XVIII i XIX-wiecznych kawiarniach i salonach rozwinęła się tradycja nieustannej politycznej dyskusji. Gazety i książki były czytane w domach prywatnie, ale dyskutowano o nich publicznie. Krytyka zwracała się często przeciw interpretacyjnemu monopolowi kościelnych i państwowych autorytetów.
Poprzez te rozmowy rozwijała się opinia publiczna. Uważana była za wyraz tego co sprawiedliwe i właściwe. Tak zwani fizjokraci, tworzący jeden z wcześniejszych mieszczańskich ruchów, wywodzili przykładowo prawo z rozsądku, który jest rezultatem publicznych rozmów. Warunkiem rozsądku było równouprawnienie i samodzielność uczestników rozmowy. Gwarantował to fakt, że rozmowa była prowadzona przez właścicieli majątków, którzy służyli tylko własnym interesom.
Mimo, iż owa wczesna tradycja wyłączała z rozmów duże grupy - na przykład kobiety - to jednak mieszczański projekt przejawiał bardzo demokratyczne tendencje. We francuskich kawiarniach ubogie kobiety czytały sobie podobno gazety na głos. Nie stać ich było na kupienie własnych egzemplarzy. W ten sam sposób także i one przyczyniały się do rozwoju jawności.
Oświecenie oznacza samodzielne myślenie. W XVIII wieku Immanuel Kant twierdził, że niepełnoletniość "jest niemożnością posługiwania się swoim własnym rozumem bez pomocy kogoś innego". Ale oświecenie oznacza także dla Kanta myślenie na głos: "Jak dużo i jak właściwie moglibyśmy przecież myśleć, gdybyśmy, że tak powiem, nie myśleli wspólnie z innymi".
Kiedy ci, którzy poza własnymi rękoma do pracy nie mieli innego dobytku przynoszącego zyski, weszli w XVII wieku na arenę publiczną, liberałowie zaczęli powątpiewać w siłę swojej idei. John Stuart Mill i inni zaczęli dostrzegać w opinii publicznej kolejne źródło władzy. Poszukiwanie prawdziwej i słusznej decyzji zostało zastąpione przez podział władzy. W późniejszych czasach decyzje podejmowało się raczej dzięki kompromisowi między organizacjami niż poprzez rozmowy obywatelskie. Demokracja zastąpiona została przez podział władzy. Jawność straciła swój charakter polityczny i nabrała charakteru bardziej konsumpcyjnego niż dyskusyjnego.
Typowym przykładem jawności konsumpcyjnej są dyskusje panelowe prowadzone przez ruchy ludowe.
Dyskusja jest rozrywką. Aktywiści wyjeżdżający z wykładami na tournée stają się osobami zabawiającymi publiczność. Wynikiem tego jest raczej pasywność niż dialog prowadzący do podejmowania decyzji o działania.
Media takie jak wykłady, debaty panelowe, filmy, serie przeźroczy czy książki, nie dają większego efektu, jeśli nie są połączone z rozmową. Mogą stać się narzędziami potrzebnymi do jej prowadzenia. Tylko wtedy mogą one funkcjonować jako demokratyczne środki polityczne.
Aby obywatelskie nieposłuszeństwo funkcjonowało na demokratycznych zasadach, potrzebne są konkretne miejsca, gdzie publiczna rozmowa dotycząca podjęcia właściwej i słusznej decyzji mogłaby być przeprowadzana. Chipko z Bohuslänu przez długi czas urządzali otwarte spotkania niedzielne, na których prezentowane były materiały dotyczące śmierci lasów, organizowane były wykłady, debaty, nabożeństwa i imprezy kulturalne. Wiele z tych niedzielnych spotkań zaowocowało podjęciem decyzji o nowych akcjach przeciw autostradom.
Rozmowy z przyjaciółmi i krewnymi są prawdopodobnie najbardziej efektywnymi mediami obywatelskiego nieposłuszeństwa. Innymi mediami służącymi werbowaniu uczestników są bezpośrednie kontakty i dyskusje ze stroną przeciwną prowadzone podczas akcji i procesów. Nawet trening nieużywania przemocy i zawiązywanie nowych grup przyjacielskich mogą być uważane za media służące umacnianiu się sprzeciwu.
Ruchom protestacyjnym niestety często chodzi raczej o rozgłos niż o rozpowszechnianie wiadomości. Niektórzy chcą kierować decyzjami zamiast poddawać problemy pod dyskusję. Pozostaje pytanie, jak dostać się do środków masowego przekazu i tym samym wzmocnić swój prestiż. Zamiast uprawiać politykę poprzez debaty, wybiera się publiczne manifestacje i demonstracje. Ci, którzy na początku pracowali właściwie dla wzrostu demokracji, manipulują teraz opinią publiczną.
Salony i kawiarnie, gdzie dyskutowano zniknęły już dawno. Dzisiaj polityka musi zająć się odbudowaniem ich następców.
- "Nie chcemy informacji od was! Nie dzwońcie więcej!" - "Dagens Nyheter"
- "Mieliśmy właśnie w redakcji zebranie i ustaliliśmy, że nie będziemy wspierać akcji terrorystycznych." - "Göteborgs Tidningen"
- "Fantastycznie, że ktoś coś robi. Macie zdjęcia? Wyślemy taksówkę. Zadzwonię znowu za chwilę." "Göteborgs Posten" (podobnie jak wyżej nazwa szwedzkiego dziennika - przyp.tłum.)
- "Ponieważ nie pozwoliliście na nasz udział w akcji, zdecydowaliśmy nie nadawać żadnej relacji" - "Kanalen" (szwedzki telewizyjny program informacyjny - przyp.tłum.)
Z takimi reakcjami spotkała się osoba odpowiedzialna za kontakt z prasą, kiedy wydzwaniała, aby podać informację o akcji lemieszy organizowanej przez Stellan Vinthagen w Niemczech Zachodnich w 1986 roku. Doświadczenia z innych akcji pokazują, że te same media, które bojkotowały obywatelskie nieposłuszeństwo, mogą później być nim zainteresowane i dać dobry, rzeczowy jego obraz. Jeśli bojkot nie jest świadomą decyzją gazety, zależy on prawdopodobnie od osób pracujących w tym czasie w dziale wiadomości. Zdarzało się również, że redaktorzy zatrzymywali wiadomości, gdy osoby kontaktowe z grupy przyjacielskiej nie respektowały przyjętego hierarchicznego porządku. Za manipulację może być uznane kontaktowanie się bezpośrednio z dziennikarzami, bez uprzedniego porozumienia się z redakcją.
Poza politycznymi powodami bojkotu obywatelskiego nieposłuszeństwa dziennikarze łatwo tracą nim zainteresowanie, jeśli czują, że aktywiści robią coś tylko po to, by dostać się do massmediów. Ważne jest zatem, aby obywatelskie nieposłuszeństwo nigdy nie stało się akcją massmediów. Nieposłuszeństwo musi funkcjonować niezależnie od ewentualnego nadzoru środków masowego przekazu.
Czasami jednak sami dziennikarze mogą zmienić akcję na typową dla massmediów czy efektowną. Staje się ona wówczas powierzchowna i nieco śmieszna. Było tak w 1983 roku, gdy grupa przyjacielska zaplanowała uroczystość poświęconą pamięci zabitych przy użyciu broni wyprodukowanej w Szwecji w zakładach Bofors Aerotronics. Byliśmy niedoświadczeni i pozwoliliśmy kamerzyście Rapportu (szwedzki odpowiednik wiadomości TV - przyp.tłum.) przerwać nasze koło i sfilmować nas od środka. Podniosły nastrój zniknął i ceremonia wydawała się nieszczera.
Massmedia mogą zatem przedramatyzować akcję i przedstawić ją jako spektakularną. Przed akcją wskazana jest raczej ciągła obserwacja i rzeczowe relacjonowanie, bez żenujących, sensacyjnych nagłówków. Dlatego też w grupach, w których działałem, mieliśmy w zwyczaju tworzenie oddziału odpowiadającego za kontakty z prasą. Zajmuje się on podawaniem informacji do prasy, pisaniem artykułów i udzielaniem wywiadów. Spośród członków tej grupy należy także wybrać parę osób, które mają dokumentować przebieg akcji, filmować i fotografować. Tournée z serią przeźroczy, połączone z rozmową jest często bardziej efektywnym środkiem przekazu niż parę gazetowych nagłówków.
Zawiadomienia dla prasy rozsyłane są do różnych redakcji, które mogą być zainteresowane ich treścią. Często jednak, wysyłając informacje do działów wiadomości zapomina się o redakcjach do spraw kultury, religii, prowadzących polemiki czy zajmujących się światopoglądami. Informacje można oczywiście wysyłać bezpośrednio dziennikarzom. Aby nie zaginęły one wśród tysięcy innych wiadomości, takim notkom musi towarzyszyć kontakt telefoniczny.
Przykładowo wysyłamy informację na tydzień przed akcją, następne tuż przed akcją i po niej. Na pierwszym miejscu w takiej informacji umieszcza się notkę dla prasy. Powinna ono zajmować około połowę strony. Który redaktor przeczyta całą stronę, jeśli redakcja zasypywana jest wciąż wiadomościami?
Treść układa się na kształt odwróconej piramidy. Na początek to co najważniejsze. Na końcu detale i objaśnienia. Ważnym szczegółem jest numer telefonu jednej z osób kontaktowych. Zdarzyło nam się o tym kiedyś zapomnieć. Informowanie wtedy nie ma sensu i trzeba przygotować nową informację.
Notka dla prasy może mieć charakter osobisty. Musi jednak być napisana obiektywnie, z poglądami ujętymi w cudzysłów. Ja sam zawsze mam problemy z połączeniem tych elementów.
Można dołączyć także fotografie i objaśniające je teksty, nazwiska, nawet nazwisko fotografa. Fotografowie wielokrotnie próbowali mnie przekonać, że dla gazet ważniejsze od tekstu są fotografie.
Wypowiedzi, broszury i informacje o grupie przyjacielskiej są załączane oddzielnie. Dziennikarz, który zostanie zatrudniony w jakiś czas potem, może chcieć poznać raczej tło informacji niż zawartość notatki prasowej.
"Co cię uprawnia do przeprowadzenia akcji z użyciem przemocy"? - pytał dziennikarz Rapport'u, podczas gdy kamera telewizyjna oskarżająco robiła zbliżenie na Todda Kaplana.
Todd uważał, że powinien wziąć udział w dialogu. Zaczął zatem wyjaśniać nasze symbole. Te proste narzędzia, którymi posługiwaliśmy się, wskazywały na to, że akcja była konstruktywna, a więc nie była aktem przemocy. Przeciwnie, akcja opierała się na nieużywaniu przemocy.
W radiu i telewizji często jednak wycinane są końcówki wypowiedzi. Dlatego też wskazówki i stwierdzenia zawarte w pytaniu powinny być zareplikowane zanim rozpocznie się właściwą odpowiedź.
Z tego powodu widzowi wydawało się, że Todd broni przemocy twierdząc, że symbole są konstruktywne.
Czasem nawet w prasie aktywiści wydają się potwierdzać niewłaściwe stwierdzenia dziennikarzy:
- "Czy jesteście rozczarowani, że przyszło tak mało osób?"
- "Czy jesteś krytyczny w stosunku do osób posługujących się demokratycznymi metodami?"
- "Jak odpowiecie na całą tę krytykę ze strony opinii publicznej?"
- "Czy akcje wojskowe są bardziej efektywne niż działalność polityczna?"
Wywiady zazwyczaj nie bywają aż tak tendencyjne. Większość dziennikarzy, których spotkałem, próbuje robić dobrą robotę. To, że czytając jakiś artykuł po akcji prawie zawsze znajduję rzeczowe błędy, wynika raczej z braku czasu niż ze złej woli dziennikarzy.
Istnieje parę wskazówek dotyczących kontaktowania się z massmediami, służących zmniejszeniu ryzyka, że artykuł będzie tendencyjny:
Na kursie obywatelskiego nieposłuszeństwa organizowanym dla grupy kobiet, która przeprowadzała akcje przeciw działalności sklepów pornograficznych, jedna z uczestniczek opowiedziała o interesującym bojkocie. Była ona członkiem partii lewicowej. Przy okazji wielu wcześniejszych akcji kontaktowała się z organem prasowym tej partii. Redakcja wyraźnie uznawała te akcje za niedostatecznie "socjalistyczne", ponieważ nic na ten temat nie publikowała. Później przy okazji dużej, ważnej akcji przeciw sklepom pornograficznym zrezygnowała i nie skontaktowała się z gazetą. Duże dzienniki umieściły obszerne reportaże. Nagle zadzwonił redaktor tej gazety partyjnej zdziwiony, dlaczego o niczym go nie poinformowano. Aktywiści wytłumaczyli dlaczego. Po tym wydarzeniu zakończył się "bojkot".
Problem, któremu trudno zapobiec, powstaje gdy ambitni dziennikarze przygotowują się czytając wcześniejsze artykuły. Osoby udzielające wywiadów powinny dlatego również oczytać się, aby móc sprostować wcześniejsze błędy. Ja sam napotkałem dziwne dane pojawiające się w równych odstępach czasu przez wiele lat.