BZB nr 20 - Podstawy obywatelskiego nieposłuszeństwa
Przygotowanie do brania udziału w obywatelskim nieposłuszeństwie polega między innymi na stworzeniu tzw. "grupy przyjacielskiej", przygotowaniu samej akcji i wyszukaniu potrzebnych informacji. Zanim omówię ten problem dokładniej, zajmę się paroma teoretycznymi sporami dotyczącymi znaczenia przygotowań. Do zbudowania wspólnoty sprzeciwu konieczne jest przełamanie politycznego osamotnienia. Oznacza to, że należy rozmawiać o zaistniałych konfliktach i skonfrontować z nimi całą wspólnotę. Wspólnota i konflikt to dwie podstawy oporu.
Wyprzedziłem jednak bieg wypadków. Dyskusję rozpoczniemy od historiozofii.
Władza i przemoc są fenomenem historycznym. Oznacza to, że jej charakterystyczne elementy takie jak państwo, wojsko i więzienie istnieją tylko w specyficznych okresach historycznych. Trudna nam to zaakceptować, gdyż są one dla nas czymś oczywistym. W rzeczywistości były w historii okresy bez wojen i konfliktów narodowościowych. Mogły wtedy oczywiście powstać inne formy prześladowań, takie jak wykluczenie ze wspólnoty osób mających inne poglądy.
Przypuszczalnie nie było wcześniej epoki, która uległaby tak daleko idącym zmianom jak kapitalizm. I to zmianom zarówno na dobre jak i na złe. Poczynania pierwszych imperialistów bledną jednak wobec rosnącej dzisiaj koncentracji władzy i ekstremalnego rozwoju przemocy militarnej. Nowym fenomenem jest poza tym uwikłanie wszystkich nieomal państw poprzez, między innymi, światową gospodarkę we wszystkie światowe wojny. I nam - zwolennikom reform, żyjącym w stosunkowo spokojnym zakątku świata - trudno to zaakceptować. Jednocześnie daje nam to pewne możliwości. Ale o tym później.
Pomimo szybkich przemian w okresie ostatnich dwustu lat wiele osób uważa, że zawsze będzie tak, jak było. Ten ahistoryczny sposób myślenia nie jest niczym nowym:
Obie te perspektywy mają się wzajemnie wzbogacać. Ahistoryczne porównanie różnych kultur może prowadzić do odkrycia podobieństw, które nie są całkowicie determinowane dziedzictwem kulturowym. Być może tkwi w nas pierwotna potrzeba współpracy i wspólnoty, która sprawia, że pewne etyczne zasady panują w zupełnie od siebie odmiennych sytuacjach historycznych.
Badania nad niestosowaniem przemocy mają często tę słabość, że brakuje im historycznej perspektywy. Przykładem niech będą wyróżnione przez północno-amerykańskiego badacza zajmującego się sprzeciwem, Gene Sharpa, 198 typów akcji z zastosowaniem obywatelskiego nieposłuszeństwa. Możliwe, że teraz jego lista jest jeszcze dłuższa. Lista ta jest z pewnością inspirującym bankiem pomysłów. Jednak dana forma oporu może mieć szczególne znaczenie w danym społeczeństwie i zupełnie inne w innych miejscach.
Dlatego też ciężko jest porównać na przykład ruch niepodległościowy w Indiach z naszą walką o solidaryzowanie się z krajami Trzeciego Świata.
Doświadczenia Gandhiego z akcji w Indiach należy rozumieć jako narodową walkę o odzyskanie niepodległości przeciw kolonialnej władzy. Walki w wielu miejscach Ameryki Łacińskiej powinny być rozumiane jako walka o wyzwolenie od ekonomicznych i politycznych stosunków.
Jak my, mieszkańcy Zachodu powinniśmy zatem rozumieć nasz sprzeciw?
Podczas prowadzonego przeze mnie w 1988 roku w Chile kursu obywatelskiego nieposłuszeństwa miałem wraz z uczestnikami okazję uświadomić sobie różnice między obywatelskim nieposłuszeństwem w demokracji i dyktaturze. Różnice te były duże.
Później zaczęliśmy jednak
znajdować pewne zasadnicze podobieństwa. Z ekonomicznego punktu
widzenia zarówno ja jak i uczestnicy tego
kursu żyjemy w liberalnych społeczeństwach.
Teoretycznie oznacza to dużą swobodę w wyborze wykształcenia, pracy, mieszkania.
Jednak, ponieważ podaż jest ograniczona i brakuje
instytucji pozwalających na dochodzenie razem z innymi zainteresowanymi
do wspólnych rozwiązań, musimy wyeliminować drugich, którzy starają się
o to samo. Konkurencja ta prowadzi do powstania społeczeństw, w których
obywatele postrzegają się raczej jako jednostki niż jako część jakiejś
wspólnoty. Wspólnota może również być odbierana jako zagrożenie:
- "Nie myśl sobie, że jesteś kimś, mówią mieszkańcy miasta Jante."
Jeśli nie pozwolimy innym na odrębność wspólnota stanie się więzieniem. Rezultatem tego jest często samotność. Nie musi to oznaczać samotności w sensie uczuciowym czy osobistym. Oznacza jednak samotność polityczną. Nie próbujemy wspólnie rozwiązywać naszych problemów. Walka kolektywnych ruchów o moje interesy nie jest postrzegana ani jako moja ani nasza tylko jako ich walka. Przezwyciężenie tej politycznej samotności jest pierwszym celem walki. Zanim zobaczymy jak się do tego dochodzi w praktyce krótko naszkicujemy jak tworzona jest historia.
Darwiniści społeczni i klasyczni liberałowie twierdzili, że konkurencja tłumaczy rozwój społeczny.
Ci, którzy mają najlepsze warunki zwyciężają. Umieszczenie właściwych ludzi na właściwym miejscu zagwarantowałyby naszym organizacjom i instytucjom maksymalną efektywność.
Karol Marks twierdził natomiast, że historię tworzy walka klas. Techniczny rozwój na przykład narzędzi produkcji prowadził do zdezaktualizowania się dawnych stosunków społecznych. Powstaje zatem konflikt między rozwojem technicznym a relacjami pomiędzy poszczególnymi klasami. Nowe klasy, które lepiej odpowiadały danemu stadium rozwoju zajmowały miejsce starych klas.
Rosyjski anarchista Piotr Kropotkin widział natomiast, opierając się na przykładach wziętych z natury, siłę napędzającą we wzajemnej pomocy. Zarówno zwierzęta jak i ludzie pomagają sobie, żeby przeżyć. Jeślibyśmy sobie nie pomagali nie byłoby, według niego, żadnej cywilizacji.
Z poglądów tych klasyków można wyłowić jedno istotne przekonanie: zmiany dokonują się według nich poprzez bądź to współpracę bądź to konflikt. Zarówno współpraca jak i konflikty powstają na różnych płaszczyznach: między grupami, między jednostkami lub między jednostką a grupą. Konflikty powstają również w poszczególnych jednostkach.
Z tej perspektywy jeden z założycieli Ruchu Lemieszy, Phil Berrigan, twierdzi, że źródłem sprzeciwu jest wspólnota. To wspólne tworzenie nie jest jakimś harmonijnym stanem. Oznacza zarówno współpracę jak i konflikty.
Pojęcia te powinny nam pomóc zrozumieć potrzebę sprzeciwu. W przypadku konfliktów, podczas wspólnego tworzenia potrzebne są negocjacje prowadzące do porozumienia i podjęcia dzieła tworzenia na nowo. Kiedy negocjacje zostaną przerwane i któraś ze stron jest poskromiona konieczny jest sprzeciw aby móc rozpocząć dialog od nowa.
Współpraca między grupami w społeczeństwie jest warunkiem możliwości walki przeciw silnemu przeciwnikowi. Gandhi wskazuje na jeszcze jedną ciekawą perspektywę. Walka wymaga też udzielenia wsparcia przeciwnikowi jeśli ten ma problemy. To wsparcie może później doprowadzić do współpracy z przeciwnikiem nawet podczas trwania sprzeciwu.
Naturalnie wspiera się także tych reprezentantów strony przeciwnej, którzy opowiadają się za sprzeciwem. Daniel Ellsberg, który w latach sześćdziesiątych pracował jako doradca prezydenta Stanów Zjednoczonych, opublikował w czasie wojny w Wietnamie utajnione tak zwane Dokumenty Pentagońskie. Ujawniały one brutalną taktykę używaną w Wietnamie. Został za to oskarżony. Organizacje pokojowe udzieliły mu dużego wsparcia. Dwadzieścia lat później pomógł on Ruchowi Lemieszy między innymi jako świadek w wielu procesach.
Jako Ruch Lemieszy otrzymaliśmy pomoc od wielu sędziów, a także byłego ministra sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych Ramsey'a Clarka. Współpraca ta sprawiła między innymi, że paru sędziów osobiście wzięło udział w obywatelskim nieposłuszeństwie.
Wspólnota to nie tylko współpraca. Składają się na nią także konflikty. W ramach ruchów pokojowych i solidarnościowych tak bardzo entuzjastycznie czasem przyjmowana była zasada otwartości, że próbuje się istniejące konflikty zatuszować. Jest to niebezpieczne. Ci, którzy swoje wypowiedzi dopasowują do poglądów strony przeciwnej, doprowadzają do powstania fałszywego konsensusu, według którego wszyscy wydają się być jednomyślni. Jednakże ludzie dostrzegają to, a wtedy ich zaangażowanie zmniejsza się.
Aby móc współpracować należy uznać istnienie konfliktów. Chcąc uzyskać jednomyślność należy potwierdzić istniejącą niejednomyślność. W przeciwnym razie dojdziemy do dziwnej sytuacji, która zaistniała już wiele razy. Protestujące grupy są tak umiarkowane w swoich poglądach, że w niedługim czasie wyprzedzają je politycy uprzednio krytykowani. Przykładem są liczne propozycje grup pokojowych, dotyczące ograniczenia eksportu broni do krajów neutralnych. Skandale w Szwecji, Austrii i Jugosławii wykazały, że to właśnie kraje neutralne odpowiadają za przemyt broni lub funkcjonują jako pośrednicy. Zwracało na to uwagę ruchom pokojowym wiele osób aktywnie działających w partiach politycznych.
Co zrobić, by zatrzymać działalność przedsiębiorstwa, które zanieczyszcza środowisko lub eksportuje broń?
Gdy zadaję to pytanie uczestnicy moich kursów, zwykle patrzą na mnie ze zdziwieniem, ale po paru minutach mają gotowy plan.
Nie potrzeba wielu nieposłusznych pracowników przedsiębiorstwa elektronicznego, listonoszy, pracowników transportu czy urzędników bankowych do zatrzymania danej działalności. Im bardziej społeczeństwo rozwija się jako jedna całość, tym większa staje się zależność od współpracy na wszystkich możliwych płaszczyznach.
Przez globalizację ekonomii uzależnienie to znacznie wzrasta, zarówno jeśli chodzi o państwa jak i przedsiębiorstwa.
Stwarza to idealne pole do działania dla zwolenników obywatelskiego nieposłuszeństwa. Odmowa współpracy w coraz większym stopniu staje się najlepszym środkiem przeciwstawiania się destruktywnej działalności.
Nie jest to jednak takie proste. Problemem jest to, że w rzeczywistości jesteśmy posłuszni, a posłuszeństwo to jest w nas gdzieś głęboko zakorzenione.
Klasyk socjologii, Max Weber, wskazuje na dobrowolną uległość. Przewodzący są uznawani za prawdziwe autorytety. Nasze poparcie dla nich ma swe podłoże w ich charyzmie i naszym przywiązaniu.
Posłuszeństwo może się również wywodzić z naszej wiary w nienaruszalność tradycji, tak jest, więc to musi być słuszne.
Naturalnie nasza uległość może być wynikiem rozsądnego rozumowania: Nasz porządek jest dobry, nie chcę więc ryzykować, bo może być gorzej.
Istnieją duże grupy, które uważają, że decyzje urzędów czy przedsiębiorstw nie zawsze są słuszne. Zadziwiającym jest to, że w Szwecji posłuszeństwo wydaje się być czymś oczywistym, niezależnie od tego, czy jest się pacyfistą, rewolucjonistą, reformistą, socjalistą, syndykalistą, anarchistą, marksistą, liberałem, członkiem partii Zielonych, czy aktywistą w ruchu na rzecz nieużywania przemocy.
Wybierzmy którąkolwiek z tych grup. Przypuszczam, że wystarczyłaby, aby poprzez obywatelskie nieposłuszeństwo powstrzymać zatrucie środowiska lub eksport broni. Często wystarcza parę osób regularnie przeprowadzających akcje, by wywrzeć moralną presję na stronę przeciwną w celu podjęcia negocjacji. Przykładem tego są popularne w latach 70-tych i 80-tych akcje okupacyjne mające na celu uratowanie domów czy pomników kultury.
Phil Berrigan wiele razy był więziony podczas wojny wietnamskiej. Opowiadał, że wśród więźniów zatrzymanych w związku z obywatelskim nieposłuszeństwem nie było więcej niż sto osób. Jednakże ich akcje oraz legalne demonstracje, wywierały duży nacisk na rząd.
Istnieje szczególny powód posłuszeństwa radykalnych zwolenników społeczeństwa, a mianowicie, ci, którzy chcą móc przewidzieć osobiste konsekwencje naszych poczynań lub najzwyczajniej boją się osobistych konsekwencji nieposłuszeństwa.
Wcześniej wymieniłem jako pierwszy cel walki przezwyciężenie samotności politycznej. Drugim celem jest przezwyciężenie lęku przed konsekwencjami. Jest to istota obywatelskiego nieposłuszeństwa. Naszym wrogiem nie jest rząd czy kierownictwo przedsiębiorstwa - wrogiem jest lęk. Obywatelskie nieposłuszeństwo służy do zachęty i wzajemnej pomocy w przekroczeniu bariery lęku i złamaniu posłuszeństwa.
Gandhi twierdził, że sprzeciw wobec używania przemocy jest niemożliwy bez nieustraszoności. Aby móc się sprzeciwiać, musimy uwolnić się od strachu o naszą własność, honor, rodzinę, krewnych, rząd, od strachu przed obrażeniami i śmiercią. Domeną sprzeciwu nie jest siła fizyczna. Swój sprzeciw może wyrazić zarówno jeden człowiek jak i milion ludzi. Udział w nim mogą brać zarówno mężczyźni jak i kobiety. Potrzebna jest tylko psychiczna samokontrola. Nieustraszoność może wypływać z dążenia do zrozumienia czym jest prawda i czym jest nieużywanie przemocy.
Gandhi miał duży wpływ na Martina Luthera Kinga. Proponował on, o czym wcześniej wspomniałem, aby obywatelskie nieposłuszeństwo poprzedzone było samooczyszczeniem. Rozwiązanie problemu przezwyciężania strachu oznaczało zatem dla Kinga i Gandhiego indywidualne, duchowe przygotowanie.
Tradycja ta rozwinęła się w kilku kierunkach. W grupach religijnych można mówić o "nieużywaniu przemocy silnych duchem". Młodzi ludzie przeważnie rozwijają sprzeciw profesjonalny. Ci, którzy już niejednokrotnie byli aresztowani, wiedzieli co może się wydarzyć i mogą przeprowadzić akcję bez większych przygotowań.
Tego typu postawa została jednak skrytykowana przez część feministek i członków Ruchu Lemieszy. Krytyka dotyczy między innymi zbyt elastycznego i indywidualnego spojrzenia dotyczącego przygotowań przed akcjami. Ich forma sprzeciwu stała się walką dla odważnych. Ruch Lemieszy stanowi w dużym stopniu reakcję przeciwko temu. W jego skład rzadko wchodzą ludzie uważający się za szczególnie odważnych czy przekonywujących.
Wzajemną pomoc wysuwa się jako alternatywę indywidualnego wsparcia duchowego. Wspólnota była podstawowym środkiem przezwyciężenia strachu. Niepokój związany z osobistymi konsekwencjami, może zostać przezwyciężony w małych grupach poprzez stworzenie poczucia bezpieczeństwa. Wspólnota stała się podstawą sprzeciwu.
Grupy przyjacielskie zostały wykorzystane po raz pierwszy od czasów hiszpańskiej wojny domowej podczas dużej akcji w elektrowni atomowej Seabrooks w New Hampshire w 1976 roku. Wcześniej w latach 30-tych ruchy anarchistyczne w Hiszpanii opierały częściowo sprzeciw na tzw. "grupos de afinidad". Renesans ich w końcu lat 70-tych dał rezultaty przerastające oczekiwania. Doświadczenia tego typu szybko zostały rozpowszechnione w całych Stanach Zjednoczonych, a dzięki rozwojowi organizacji pokojowych na początku lat osiemdziesiątych rozpowszechnione zostały w innych krajach zachodnich.
Osobiście odróżniam obywatelskie nieposłuszeństwo sprzed i po akcji Seabrook. Grupy przyjacielskie po prostu zrewolucjonizowały sprzeciw wobec używania przemocy! Wcześniej szukano oparcia najczęściej w silnych charyzmatycznych przywódcach lub miano nadzieję, że akcja jakoś się powiedzie. W grupach przyjacielskich natomiast wszyscy członkowie biorą udział w planowaniu, podejmują decyzje oraz uczestniczą w ich realizacji. Demokracja w ruchu nieużywania przemocy poczyniła znaczne postępy.
Grupa przyjacielska jest tą grupą uczestniczącą w obywatelskim nieposłuszeństwie, która przeprowadza akcje. Składa się zwykle z trzech do pięciu osób. Niewielka ilość członków jest najczęściej zaletą. Moja pierwsza grupa przyjacielska w Uppsali w 1982 roku liczyła trzy osoby.
Zazwyczaj grupy przyjacielskie są zawiązywane przed akcjami i rozwiązywane po odbyciu kary. Istnieją też jednak stałe grupy biorące udział w dłuższych kampaniach, a zatem regularnie uprawiające obywatelskie nieposłuszeństwo.
Grupy przyjacielskie mają wiele zalet w porównaniu z akcjami indywidualnymi czy "starego typu" akcjami masowymi. Najważniejszy jest wzrost demokracji. Grupy przyjacielskie są grupami samostanowiącymi i są odpowiedzialne w zasadzie za całą akcję. Powoduje to, że uczestnictwo w nich zupełnie się różni od uczestnictwa w grupach przywódczych.
Kiedy po raz pierwszy brałem udział w akcji mającej ponad tysiąc uczestników nie widziałem ogromnej różnicy w porównaniu z akcją, której przebiegiem kieruje tylko parę osób. Tym razem wszyscy jednak byli podzieleni na grupy przyjacielskie i każdy z uczestników planował blokadę! Parę osób zaprosiło policję i wojsko na kawę. Mniszki buddyjskie i mnisi z Japonii grając na bębenkach odmawiali modlitwę, a po niej odprawiano katolicką mszę świętą. Żeńska grupa przyjacielska blokowała pas startowy samolotów wojskowych. Inni sadzili drzewa. Ta kreatywność dowodzi jasno, że jakość akcji jest zupełnie różna bez i z grupami przyjacielskimi.
W grupach przyjacielskich poza tym decyzje podejmowane są często szybciej. Uczestnicy mogą szybko zebrać się, jeśli zaistnieje nowa nieoczekiwana sytuacja.
Kolejną zaletą jest wzmocnienie ciągłości sprzeciwu, ponieważ grupy przyjacielskie często kontynuują działalność i urządzają nowe akcje. Po dużej blokadzie w 1983 roku wiele grup przyjacielskich chciało kontynuować działalność. Zorganizowaliśmy między innymi dziesięciodniową kampanię z akcjami każdego dnia. Jedna lub parę grup przyjacielskich była odpowiedzialna za poszczególne dni. Moja grupa urządziła na pasie startowym wojskowego lotniska tańce greckie. Oczywiście tysiące osób stanowi większą i stopniowo rosnącą siłę w porównaniu z małą grupą przywódczą, która szybko wyczerpuje się.
Grupy przyjacielskie gwarantują poza tym rozpowszechnianie doświadczeń w planowaniu akcji. W innych wypadkach istnieje ryzyko, że ruch szybko osłabnie, kiedy utracą siły jego przywódcy. Było to problemem "chipko" (nazwa oznacza "obejmujący drzewa" - powstała w Indiach, gdzie kobiety we ten sposób ratowały drzewa przed wycięciem - przyp.tłum.) z Bohuslänu (kraina w południowo-zachodniej Szwecji - przyp.tłum.), którzy usiłowali wstrzymać budowę autostrady.
Ponieważ nie wszyscy brali udział w przygotowaniach, musieli polegać na bardziej doświadczonych osobach. Jeszcze lepszym przykładem jest to, że kilka grup walczących o prawa obywatelskie zakończyło swoją działalność zaraz po tym jak zastrzelono Martina Luthera Kinga.
Inną jeszcze zaletą grup przyjacielskich jest mniejsza możliwość infiltrowania grup przez prowokatorów. Powodem tego jest wymaganie od każdego członka pełnego uczestnictwa w grupie przyjacielskiej. Dzięki temu członkowie grupy mogą lepiej się poznać. Często też prosi się o opuszczenie grupy osobę, która nie uznaje głównych zasad nieużywania przemocy. Jeżeli ktoś traci głowę podczas akcji, grupa przyjacielska jest gotowa na bezpośrednie wsparcie.
Warunek uczestnictwa wszystkich członków w jakiejś grupie przyjacielskiej, powoduje wzrost zaufania zarówno uczestników jak i policji. Każda grupa przyjacielska informuje wcześniej co zaplanowała. Dlatego też ryzyko prowokacji staje się minimalne. Wadą grupy przyjacielskiej mogą być trudności z przypadkowym dołączeniem się do obywatelskiego nieposłuszeństwa. Zaangażowanie w grupy przyjacielskie może też być czasochłonne.
W grupie przyjacielskiej odpowiedzialność za przebieg akcji zostaje rozdzielona pomiędzy jej członków. Zazwyczaj zakłada się, że połowa zostanie aresztowana, natomiast pozostali to pomocnicy. Pomocnicy są najbardziej aktywni. Zanim po raz pierwszy wziąłem udział w obywatelskim nieposłuszeństwie, przypuszczałem, że jest odwrotnie.
Pomocnicy dzielą się na osoby odpowiedzialne za zachowanie spokoju, łączników oraz te, które pomagają aktywistom w sprawach praktycznych. Żadna z tych osób zazwyczaj nie ponosi ryzyka aresztowania.
Osoby odpowiedzialne za zachowanie spokoju mają za zadanie dopilnować, by akcja przebiegała spokojnie. Często organizuje się dla nich specjalne treningi, aby wiedzieli, jak postępować z prowokatorem oraz jak uspokajać poruszonych widzów. Livermore Action Group z Kalifornii poleciła osobom odpowiedzialnym za zachowanie spokoju nosić opaski na ramieniu. Później wyjaśniono policji kim oni są. W ten sposób uniknęli oni aresztowania. Niektórzy jednak twierdzą, że specjalne oznakowanie osób odpowiedzialnych za zachowanie spokoju za bardzo kojarzy się z mundurami.
Podczas dużych akcji osoby z różnych grup przyjacielskich odpowiedzialne za zachowanie spokoju mogą dokonać podziału zadań między sobą. Część bierze na siebie zadanie uspokojenia policji, inni widzów lub robotników. Inni jeszcze odpowiadają za to, by aktywiści sami nie zachowywali się prowokująco.
Zwykle osoby odpowiedzialne za zachowanie spokoju mają na celu nawiązanie kontaktu z wszystkimi policjantami, zanim ci dokonają aresztowania jakiegoś aktywisty. Kontakt nawiązuje się także z każdym robotnikiem, który mimowolnie będzie włączony w akcję. Najlepiej aby zostało to zrobione przed rozpoczęciem akcji.
Wszystkie te kontakty służą oczywiście stworzeniu wzajemnego zrozumienia stron przeciwnych. Innym efektem tych działań jest to, że stronie przeciwnej trudniej interweniować w brutalny sposób przeciwko ludziom, z którymi nawiązali normalny, spokojny kontakt. To, że osoby odpowiedzialne za zachowanie spokoju i aktywiści to te same osoby, nie wydaje się mieć tutaj większego znaczenia.
Wiosną 1988 roku w Chile byłem świadkiem akcji przeciwko stosowaniu tortur. Nagle nieoczekiwanie radiowóz policyjny zaczął najeżdżać na siedzących aktywistów, którym trudno było nawiązać kontakt z kierowcą, aż do momentu, kiedy jedna z osób spontanicznie przejęła rolę osoby odpowiedzialnej za zachowanie spokoju. Przez boczną szybę samochodu rozpoczęła rozmowę z policjantem. Ta bezpośrednia rozmowa sprawiła, że wycofał on samochód.
Osoba odpowiedzialna za zachowanie spokoju winna być przygotowana na całkiem nieoczekiwane sytuacje. W 1983 roku pełniłem taką funkcję podczas akcji w Bofors Aerdronics na Lidingö (wyspa, dzielnica Sztokholmu - przyp.tłum.), którą pastor Eva Brunne prowadziła w intencji tych, którzy zostali zabici bronią pochodzącą ze Szwecji. Po krótkim czasie kilku nastolatków zaczęło wznosić prowokujące okrzyki wśród widzów. Poprosiłem ich o chwilę rozmowy. Ani razu nie wspominając, co sam o tym sądzę, za pomocą paru pytań zmusiłem ich do refleksji nad akcją i nad sobą. Po rozmowie młodzież udzieliła nam wsparcia.
Inną ważną funkcję pomocniczą pełnią łącznicy. Mogą oni koordynować działanie różnych grup przyjacielskich, telefonować do rodzin i przyjaciół po aresztowaniu, utrzymywać kontakt z adwokatem, prokuratorem i sędzią, prowadzić rokowania z policją, działać jako rzecznik prasowy, udzielać wywiadów czy też kontaktować się z innymi organizacjami w sprawie popierających wypowiedzi.
Większość łączników jest na miejscu akcji, podczas gdy inni dyżurują przy telefonie lub telefaksie.
Ostatnim ważnym zadaniem w grupie przyjacielskiej jest udzielenie bezpośredniego wsparcia tym, którzy ryzykują aresztowaniem. Pomoc ta polega między innymi na zorganizowaniu dodatkowego ubrania, lekarstw, jedzenia, lub na zebraniu tego, co zostało po aresztowaniu.
Inną funkcję pełnią zbieracze, którzy podążają za wozami policyjnymi i czekają pod posterunkami, żeby móc odebrać aresztowanych - jeśli ci zostaną wypuszczeni. Wyłapywacze powinni też przewidzieć, że aresztowani nie zawsze są przewożeni do najbliższego komisariatu lub do tego, który wykorzystano "poprzednim razem".
Kilku przyjaciół zostało aresztowanych podczas dużej akcji w Niemczech Zachodnich. Wraz z setkami innych zostali oni przewiezieni do najbliższego miasta i wypuszczeni. Policja zamierzała zapewne uniemożliwić aktywistom powrót na miejsce akcji. Osoby pomocnicze okazały się przewidujące, pojechały za transportem więźniów i zaraz po wypuszczeniu dowieziono ich z powrotem na miejsce akcji.
Podczas mojego pierwszego zebrania spotkaliśmy się w starym, zniszczonym kościele w czarnym getcie Nowego Jorku. Wcześniej wielu aktywnych członków tego ruchu spotkałem na imprezie w wieczór po rozbrojeniu wyrzutni rakietowej samolotu B-52. Żaden z tych, dzięki którym wówczas świętowaliśmy, nie był z nami. Siedzieli oni zamknięci na pobliskim posterunku policji. Było jednak obecnych wiele innych osób aktywnie działających. Zabawa była przyjemna, przyszło mnóstwo ludzi, tak że musiałem usiąść na podłodze. Natrafiłem na dyskusję dotyczącą wszystkich omyłek i słabości Ruchu Lemieszy. Dotychczasowa moja wiedza na temat tego ruchu była znikoma, mimo to uchwyciłem w trakcie dyskusji sporo informacji, pozwalających na większe zainteresowanie się jego działalnością.
Po zakończonej imprezie nie spałem całą noc. W końcu podjąłem decyzję. Skontaktowałem się z osobą, która była najbardziej krytyczna podczas dyskusji. Pomogła ona w koordynacji i przygotowaniach przed rozbrojeniem samolotu. Zapytałem, czy w następnej grupie nie przydałby się im Szwed. W parę miesięcy później otrzymałem zaproszenie do Nowego Jorku.
Ruch Lemieszy kojarzył mi się z konsekwentnym rozbrajaniem i kilkuletnimi karami, które czasem były tego skutkiem. Teraz jednakże uważam, że największym wkładem tego ruchu jest sposób przygotowania przed akcją.
Dlatego też w części dotyczącej przygotowań wykorzystam przykład Ruchu Lemieszy. Uważam, że jego doświadczenia mogą być wykorzystane nawet w akcjach solidarnościowych i ekologicznych.
Akcje lemieszy polegają na rozbrajaniu:
To rozbrajanie nie służy osobistemu rozwojowi, czy też uzyskaniu swego rodzaju spokoju ducha. Przeciwnie, rezultatem chwilowo jest chaos. Strach pozostaje. Nie sprzeciwiamy się też prześladowaniom w grupie po to by zlikwidować konflikty. Trzeba jednak nimi kierować, aby mogła funkcjonować demokracja.
Korzenie tej metody prowadzą do katolickiej tradycji zakonnej. W połowie lat 60-tych radykalne zakonnice, jezuici oraz trapiści przeszli od formy protestu przeciw wojnie w Wietnamie do sprzeciwu. Kontynuowali oni przygotowania, tak jak zawsze wcześniej przed "wyjściem w świat". Ta tradycja rozwijała się. W latach 70-tych utworzono Atlantic Life Community, która jest siecią grup sprzeciwu. Z niej w roku 1980 zrodził się Ruch Lemieszy. Ruch ten jest zatem owocem zetknięcia się w latach 60-tych katolickiej pobożności z radykalnymi grupami amerykańskimi. Użyłem słowa amerykański, gdyż było to spotkanie nie tylko z północnoamerykańskim ruchem rewolucyjnym, ale także ze sprzeciwem latynoamerykańskim. Wiele osób dysponowało doświadczeniami z Ameryki Łacińskiej.
Ponieważ ruch ten jest inspirowany częściowo tradycją chrześcijańską, wielu sądzi, że jest on także na swój sposób chrześcijański. To błąd. W mojej pierwszej grupie - Pershing Plowshares - był praktykujący żyd i buddysta. W innych grupach, w których byłem osobą pomocniczą, członkami byli także ateiści, agnostycy i osoby określające się jako poganie.
Ruch rozprzestrzenił się także politycznie. Pierwszy Szwed, który zorganizował akcję Ruchu Lemieszy w Europie, był jednocześnie aktywnym członkiem Związku Młodzieży Partii Ludowej. Zachodnioniemiecki członek rady gminnej z ramienia socjaldemokratów również przeprowadził akcję lemieszy. Asystent biurowy Urzędu Opieki Społecznej w Sztokholmie i aktywny członek Partii Ekologicznej próbował rozbroić broń wyprodukowaną w Szwecji w czasie jej drogi do Indii.
Nawet paru marksistów pełniło funkcję osób pomocniczych. Nie potrafię natomiast niestety przypomnieć sobie żadnego marksisty, który sam zdecydowałby się na przeprowadzenie rozbrojenia.
Każda grupa Ruchu Lemieszy stanowi sama o sobie oraz gromadzi swoje własne doświadczenia i przemyślenia. Pewna tradycja została jednak stworzona przez Atlantic Life Community, na której opierają się inne grupy lemieszy. Doświadczenia te mogą być pomocne dla nowych grup. Nie należy jednak rozumieć tej tradycji jako jakiegoś warunku. Każda grupa lemieszy odstępuje częściowo od tej tradycji.
Celem grupy Ruchu Lemieszy jest zazwyczaj stworzenie wspólnoty sprzeciwu. Metodą są refleksje nad tekstami zaczerpniętymi z powieści, poezji lub bardziej teoretycznych pism.
Jeśli zamierzamy dyskutować o prawie, wówczas osoba, która ma opracować problem czyta tekst, który mówi co oznacza prawo. Zazwyczaj przez chwilę rozmyślamy w ciszy nad tekstem, a następnie każdy opowiada o swoich refleksjach. Dopiero kiedy wszyscy wypowiedzą się, rozpoczynamy dyskusję. Zadajemy sobie pytanie, jak można ten tekst odnieść do nas i do społeczeństwa. Można nazwać to tłumaczeniem lub interpretowaniem tekstu. Równie ważna jest jednak krytyka tekstu lub skonfrontowanie różnych doświadczeń i tekstów ze sobą.
W tych grupach, których byłem członkiem, najczęściej spotykaliśmy się przez trzy dni pod rząd. W czasie tak zwanego "retreatingu" często zdążaliśmy przedyskutować od sześciu do siedmiu tematów. Zanim grupa poczuje się gotowa do akcji, ma zwykle miejsce od pięciu do dziesięciu takich spotkań. W Szwecji urządziliśmy parę dłuższych sesji. W Stanach Zjednoczonych i Niemczech przygotowania trwają nieco krócej. W Holandii, jak sądzę, pierwsza grupa zupełnie się nie przygotowywała. Bez wysiłku dokonali oni czterech rozbrojeń pod rząd i później dokuczali nam, z Niemiec i Szwecji, że za dużo gadamy.
Zamiast tracić mnóstwo czasu na dokładne planowanie i narady większość grup Ruchu Lemieszy wybiera formę retreatingu. Słowo "retreat" - można przetłumaczyć jako odwrót, wycofanie się z działania i zastanowienie się nad tym, co należy zrobić. Dla grupy sprzeciwu może to oznaczać próbę znalezienia wspólnych potrzeb, zarówno dla poszczególnych osób, grupy, jak i społeczeństwa. Łączymy więc formę indywidualizmu z silnym kolektywizmem.
Przygotowanie ma wówczas głównie trzy funkcje:
Wszystko to przebiega równolegle podczas przygotowawczego retreatingu i nie może oczywiście być całkiem oddzielone od siebie.
Stworzenie wspólnoty sprzeciwu, polega częściowo na wzajemnym poznaniu się, a także na doprowadzeniu do kooperacji. Do współpracy dochodzimy poprzez ciągłą jej ocenę i poddawanie jej celu w wątpliwość.
Przed akcją poddajemy poza tym pod wątpliwość możliwość przeprowadzenia akcji przez poszczególnych aktywistów. Każdy z nich po kolei zastanawia się nad zastrzeżeniami jakie inni mogą mieć w stosunku do niego. W większości grup co najmniej paru uczestników dochodzi do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli poczekają oni z uczestnictwem w akcji do następnego razu.
W tak zaangażowanej grupie zawsze powstają konflikty. Musimy się nimi zająć i próbować je rozwiązać.
Dzięki tym konfliktom może później rozwinąć się wspólnota. Warunkiem sprawnego funkcjonowania jest wsparcie i poczucie pewności w grupie. Aby móc przeprowadzić i przyjąć krytykę w sposób konstruktywny, potrzeba zaufania. Bez tego wzajemnego wsparcia trudno jest rozpocząć krytyczną dyskusję, która z kolei jest niezbędna do tego, aby na bazie wcześniejszych doświadczeń i przemyśleń móc dalej rozwijać sprzeciw.
Te dyskusje i analizy mogą dotyczyć prawa, sytuacji politycznej, militaryzmu, mediów, ruchów na rzecz sprzeciwu, ruchów alternatywnych, partii politycznych, feminizmu, demokracji, przemocy, nieużywania przemocy, obywatelskiego nieposłuszeństwa, niszczenia majątku, dominacji lub prześladowania wewnątrz grupy. Próbujemy zgłębić takie problemy filozoficzne jak:
Każde z pytań może zająć jedną lub też wiele godzin. Oprócz tekstów, które czytamy każda dyskusja oparta jest na wcześniej przeprowadzonych rozmowach. Dlatego też przygotowanie do sprzeciwu oznacza rozwój od istniejących doświadczeń do nowych refleksji. Można twierdzić, że każda grupa lemieszy stanowi wkład ważny także dla innych form sprzeciwu. Odpowiada to faktycznie ambicjom stawianym przez Gandhiego w akcjach, których był uczestnikiem.
Prowadzi to jednocześnie do tego, że system Ruchu Lemieszy jest najprawdopodobniej jednym z najbardziej gruntownych szkoleń w zakresie obywatelskiego nieposłuszeństwa, jakie obecnie istnieją.
Cały czas te polityczne i filozoficzne dyskusje podejmujemy na przemian z rozmowami o strachu, ryzyku, pewności, wsparciu i samotności, aresztowaniach i tymczasowym zatrzymaniu, procesach, karze, bezpieczeństwie naszym i innych, o rodzinie i przyjaciołach.
Jeśli nawet nie poświęcamy wiele czasu dokładnemu planowaniu, podejmujemy tematy przesłania akcji, motywu, symboli i priorytetów. Dyskutujemy także o czymś, co nazywamy "ogniskową" akcji. Przez ogniskową akcji rozumiemy skoncentrowanie się na tym co jest najważniejsze, na środkach, które są wystarczająco skuteczne, zamiast używać tych ograniczonych środków, którymi posługujemy się w przypadku wszelakich problemów i akcji. Ogniskowa oznacza również wyrazistość. Czy cel akcji jest jasny? Czy przesłanie jest rzeczywiście rzuceniem wyzwania? Do kogo adresowana jest akcja i jak zamierzamy osiągnąć cel?
Dyskutujemy także o najlepszych drogach przemian. Jakimi środkami dysponujemy, aby móc podjąć dialog ze stroną przeciwną i resztą społeczeństwa? Co mówi o naszym przesłaniu? Przykładami środków są: proces sądowy, osobiste kontakty z robotnikami i osobami wydającymi decyzje, listy, kursy i seminaria. Najpoważniejszym środkiem, dzięki któremu dochodzi do nowych rozbrojeń, jest zawiązanie nowych grup Ruchu Lemieszy. Ważną ideą tego ruchu jest to, że to obywatel w danym społeczeństwie odpowiada za akcje rozbrajania. Odpowiedzialności nie może pozostawić tylko tym, którzy podejmują decyzje.
Równolegle z retreatingami prowadzone są badania, czyli odbywanie rozmów telefonicznych i omówienie niezliczonych ilości dokumentów. Docieramy także do fabryk i na tereny wojskowe, aby zbadać jakie możliwości przeprowadzenia akcji ma grupa. Na parę dni przed akcją improwizujemy różne sytuacje, może to być przesłuchanie lub wykrycie akcji przez wartowników. Próbując wyobrazić sobie, co się wydarzy, możemy uniknąć prowokujących sytuacji.
Oczywiście retreatingi nie są zawsze tak poważne, jakby na to wskazywał mój opis. Imprezy, zabawy, ceremonie, taniec czy śpiew są równie ważne jak dyskusje. Nie trzeba jednak żadnego podręcznika, aby urządzić zabawę - ten temat pozostawiam własnej pomysłowości czytelników.
Kiedy przeprowadzamy rozpoznanie przed akcją Ruchu Lemieszy, najczęściej korzystamy z ogólnie dostępnych źródeł. Zadziwiająco dużo informacji dostarczają nam wtedy roczne sprawozdania, podania o zezwolenia, rysunki, mapy i wizyty. Aby uzyskać informacje o stosunkach własności i dochodach, kontaktujemy się z bibliotekami i urzędami. Książka telefoniczna jest nieoceniona. Prócz uzyskania informacji na temat różnych urzędów, oddziałów i adresów można telefonować i pytać bezpośrednio. Wiele można się dowiedzieć od telefonistek w centralach.
Podczas rozpoznania w danym urzędzie dzwonimy lub piszemy do interesującego nas oddziału i prosimy o potrzebne nam dane. W czasie wizyty można zażądać wglądu w wykaz listów, teleksów i umów. Znajdują się tam krótkie streszczenia ich zawartości. Kiedy paru przyjaciół odwiedziło tajną policję, mogli oni z pomocą takiego wykazu między innymi dowiedzieć się, że Urząd Imigracyjny regularnie żąda informacji na temat uchodźców. Na podstawie tego wykazu poprosili oni o udostępnienie zarówno ściśle tajnych jak i jawnych dokumentów. Kiedy odmówiono im udostępnienia dokumentów, wnieśli skargę. W wielu krajach urzędy są zobowiązane do oceny, czy utajnienie jest konieczne.
Pewnemu przyjacielowi odmówiono dostępu do dokumentów dotyczących autostrady prowadzącej przez Bohuslän. Wtedy poprosił on o podanie mu numeru wykazu, żeby mógł dać go swemu 10-letniemu synowi. Kiedy dokument w przeciągu 50 lat zostanie odtajniony, jego syn, Finn będzie mógł dowiedzieć się dlaczego autostrada, przeciwko której walczył ojciec, została zbudowana.
Wiele informacji można też uzyskać przez stawianie urzędnikom dobrze przygotowanych pytań. Cały czas pojawiają się nowe ślady. Jeśli rzeczywiście chce się coś osiągnąć, trzeba być przygotowanym na liczne ponowne wizyty.
Istnieją grupy, które zajmują się wyłącznie obserwacją urzędów i przedsiębiorstw. Można nazwać to "działalnością młodszej siostry". "Starszy brat" musi być przygotowany na to, że sam jest obserwowany. W Norwegii istnieje grupa, która nazywa siebie "Małym Bratem". Kiedy mieszkałem w USA czytywałem gazetę wydawaną przez organizację będącą jej odpowiednikiem. Nastawiała się ona całkowicie na obserwację organów kontrolujących urzędy.
Każda większa organizacja polityczna zajmuje się oczywiście zdobywaniem informacji dotyczących stanu środowiska, problemów niepełnosprawnych i Trzeciego Świata.
Aby ułatwić wymianę informacji, łączy się razem wszystkie lokalne bazy informacyjne na świecie. Ta międzynarodowa sieć informacyjna to Association for Progressive Communication. Stworzyli ją PeaceNet w Stanach Zjednoczonych i GreenNet w Anglii. Obecnie włączają swoje bazy w tę sieć także kraje północy, a nawet grupy z Brazylii i Kanady. Ja sam kupiłem odpowiedni modem, ażeby móc podłączyć do sieci telefonicznej mój komputer. Teraz mogę sam nadawać informacje lub też pobierać je z sieci informacyjnej. Kiedy potrzebowałem materiałów do tego podręcznika, czasami posługiwałem się siecią komputerową. Odpowiedź na zadane pytanie otrzymywałem po paru dniach.
Czasami powszechnie dostępne kanały nie wystarczają. Ażeby znaleźć dobre miejsce na akcję i zbadać warunki, przedostawaliśmy się wcześniej do fabryki czy bazy wojskowej. Może to oznaczać spenetrowanie zaplecza, zamków, ogrodzeń, odstępów między różnymi punktami czy poznanie zwyczajów wartowników. Zarówno dla planowania jak i z myślą o procesie sądowym dobrze jest sporządzić mapę danego miejsca.
Przed rozpoznaniem rzadko wiedzieliśmy, od czego będziemy zaczynać. Za każdym razem rozpoczynaliśmy od nieudolnej improwizacji, ale po pewnym czasie zaczynaliśmy wczuwać się w sytuację. Pewna szwedzko-norweska grupa, która zamierzała przeprowadzić akcję lemieszy, próbowała dowiedzieć się czy w Rygge, na wojskowym lotnisku w pobliżu Oslo, lądują samoloty z bronią nuklearną.
Wraz z innym aktywistą, Henrikiem Frykbergiem, podjąłem się zadania obserwowania przez trzy dni pasa startowego. Śledzono nas dwukrotnie, aż w końcu znaleźliśmy dobry punkt obserwacyjny na łączce. Problemem było to, że nie wiedzieliśmy jak wygląda samolot z bronią nuklearną. Dysponowaliśmy tylko podręcznikiem pilotażu Janesa. Przez pierwsze godziny wpatrywaliśmy się tylko w pojawiające się i równie szybko znikające samoloty. Jednak po pewnym czasie już umieliśmy rozróżniać specjalne znaki rozpoznawcze. Henrik wyćwiczył szybkie podnoszenie lornetki, tak aby zdążył zauważyć znak kraju, ja natomiast wertowałem podręcznik, aby móc rozpoznać ewentualne zadarte ogony samolotów lub zwrócone ku tyłowi skrzydła. To wystarczy, aby dwóch amatorów mogło zorientować się, czy na wojskowym lotnisku ląduje samolot z bronią nuklearną. Niestety, ten kto nas zluzował został aresztowany i przetrzymywany przez dwa tygodnie. W związku z tym penetrowanie tej bazy zostało przerwane.
Dwoje członków Ruchu Lemieszy - Gunilla Akerberg i Anders Grip - planowało unieszkodliwić transportowane pociągiem działa Boforsa. Nie byli oni jednak pewni, jaką trasą pojedzie pociąg. Dość szybko poznali zwyczaje tego rodzaju transportów. Ludzie mieszkający wzdłuż torów mogli udzielić im informacji, kiedy przejeżdżają tamtędy pociągi, oraz kiedy przekładane są zwrotnice, a co ważniejsze - kiedy pociągi tamtędy nie przejeżdżają i kiedy nie zmieniają torów. Okazało się, że możliwych tras pociągu było niewiele. Działa były poza tym zbyt duże, aby można je było bezpiecznie przewozić zwykłymi trasami, i tych wkrótce pozostało tylko kilka. Osoby pomocnicze obserwowały przejeżdżające tamtędy transporty wędrując wzdłuż torów. W czwartek, 16 lutego zadzwonił jeden z pracowników portowych i poinformował, że działa są już załadowane. Nastrój w grupie pogorszył się katastrofalnie. Wiele tygodni napięcia i wyczerpującego oczekiwania zrobiło swoje. Wszyscy chcieli rozjechać się do domów. Jeden chłopak - osoba pomocnicza zaofiarował się pełnić jeszcze jeden dyżur, zanim grupa rozproszy się. Zrezygnowany udała się na stację Kristinehamn, aby kupić sobie trochę słodyczy w kiosku. Kiedy zapłacił i odwrócił się, stało przed nim pięć haubic 77B, każda na innym wagonie. Zaskoczony patrzył przez chwilę. Cała drogę powrotną biegł. Zadyszany opowiedział, co zobaczył. Nikt mu oczywiście nie wierzył. Kiedy udało mu się przekonać grupę, wszyscy zebrali się, aby ochłonąć, po czym pojechali na stację starym Volvo Gunilli.
Po drodze zabłądzili, ale dotarli w końcu do zwrotnicy przy stacji i przeprowadzili, bez przeszkód z niczyjej strony, pierwszą szwedzką akcję rozbrojeniową.
Skutecznym sposobem sparaliżowania grupy jest puszczenie plotki o podsłuchu lub infiltracji. Jeszcze skuteczniej działa faktyczne zdemaskowanie dywersanta lub ukrytego mikrofonu.
Peter Wright opowiada w swojej książce Łowca szpiegów, że w Związku Radzieckim podobna taktyka była z powodzeniem stosowana w latach 50-tych dla sparaliżowania zachodniej służby bezpieczeństwa i wywiadu. Rozsyłano wszędzie uciekinierów, którzy opowiadali jak ogromna była infiltracja zachodniego systemu bezpieczeństwa. Peter Wright sam na początku wierzył w tę plotkę. Pracował wtedy w brytyjskim kontrwywiadzie MI5, czyli w tamtejszej służbie bezpieczeństwa.
FBI rozwinęło tę taktykę i z powodzeniem używało jej w latach 60-tych i 70-tych podczas prób rozdrobnienia grup lewicowych. Duża liczba dywersantów zdemaskowanych w różnych grupach w Stanach Zjednoczonych wskazuje na to, że policji niespecjalnie zależało na utrzymaniu prób infiltracji w tajemnicy.
Te same metody wykorzystywano w walce z ruchami alternatywni. W grupie Orlando Freeza, która była grupą pomocniczą Ruchu Lemieszy, w 1984 roku znalazło się co najmniej trzech dywersantów. Bruce Gagnon, który odkrył jednego z nich, napisał list otwarty do policji, w którym porosił o telefon, gdyby chciano się czegoś dowiedzieć.
Grupa pokojowa z Syracuse, w której byłem zatrudniony przez rok, zdobyła w okresie rządów Cartera dużą część dokumentów FBI dotyczących tej grupy. Reagan zniósł później taką możliwość. W każdym razie rejestr FBI był równie gruby jak manuskrypt tego podręcznika. Dywersanci byli przysyłani regularnie. Kilku moich przyjaciół twierdziło, że może wskazać wielu z nich.
Tu pojawia się problem. Podejrzliwość sprawiła, że każda osoba, której zachowanie było trochę dziwne mogła być posądzona o dywersję. Wielu z nas uważało, że rozwiązaniem jest jawne kontynuowanie działalności. Jeżeli nie byliśmy pewni, ile i jakie wiadomości posiada policja, można było bezpośrednio do niej wysłać list. Unikaliśmy w ten sposób niepewności.
Inni natomiast uważali, że powinniśmy działać bardziej "profesjonalnie" i bardziej uważać na to, co mówimy, gdzie i z kim się spotykamy.
Te dwie postawy prowadzą do dwóch różnych ruchów. Otwartość jest warunkiem demokracji. Aby móc podejmować rozsądne decyzje, trzeba mieć dostęp do wszystkich istniejących kluczowych informacji.
Taka organizacja państwa, gdzie nieliczni mają dostęp do informacji przypomina bardziej zasady oświeconego despotyzmu niż demokracji. Proces demokratyzacji zostaje przerwany, gdy uniemożliwia się obywatelowi lub członkowi grupy podejmowanie decyzji na zdroworozsądkowych zasadach. Tajnej organizacji trudno jest więc zachować swoją demokratyczną dynamikę. Trudno też wtedy ruchowi rozrastać się i uzyskać szerokie poparcie. Dlatego ważne jest, aby zwalczać próby podziału i utajniania grupy. Podejrzliwość pomaga jedynie tym, którzy chcą mieć ruch pod kontrolą. Nie jest powiedziane jednak, że wszyscy ci którzy życzą sobie "profesjonalności" czy "utajniania" są dywersantami.
Ponieważ obywatelskie nieposłuszeństwo opiera się na otwartości, nie będę się zatrzymywał przy problemie obrony przed dywersją. Wykażę raczej, jak ryzykowne są próby obrony. Otwartość bowiem może neutralizować próby manipulowania i prowokowania ruchu sprzeciwu.
Rozróżnia się służbę bezpieczeństwa i służbę wywiadowczą. Mogą być one zarówno prywatne jak i państwowe. Działalność państwowa jest zazwyczaj wspierana przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych, policję i wojsko. Istnieją jednak także prywatne służby bezpieczeństwa i wywiadowcze.
Służba bezpieczeństwa powinna odpowiadać za bezpieczeństwo. Prywatne służby bezpieczeństwa zaczęły lawinowo powstawać w latach 80-tych. Według artykułów w "Veckans Affärer" i "Dagens Nyheter" (stała rubryka w największej szwedzkiej gazecie codziennej - przyp.tłum.) prywatna służba bezpieczeństwa zatrudnia więcej pracowników niż policja. Również duże organizacje, takie jak kościół katolicki czy związki zawodowe, mogą mieć swoją własną służbę bezpieczeństwa.
Wojskowe i policyjne służby bezpieczeństwa powinny według tradycji zajmować się kontrwywiadem oraz stać na straży ustroju państwa. Zwyczajna przestępczość nie zagraża ustrojowi państwa. Dlatego też kontrolowana jest głównie działalność polityczna. Przykładowo szwedzka policja obserwuje zarówno szwedzki ruch ekologiczny jak i wolnościowy. Kiedy zostało to ujawnione, szef policji - Mats Borjesson podkreślił, że obydwa te ruchy powinny być wdzięczne za ten nadzór. Uważał on, że potrzebują ochrony służby bezpieczeństwa przed komunistyczną infiltracją.
Służba wywiadowcza, jak sama nazwa wskazuje, powinna zajmować się wywiadem.
W praktyce jednak trudno oddzielić służbę bezpieczeństwa od wywiadowczej. Trudno też zdefiniować ich zadania.
Były agent CIA, Philip Agee, twierdzi w swoim pamiętniku, że CIA ma trzy główne cele: infiltracja, szerzenie dezinformacji oraz szpiegowanie.
Dywersję kieruje się, według Agee, z dobrym rezultatem przeciwko partiom, organizacjom młodzieżowym, związkom zawodowym, organom państwowym i im podobnym. Celem może być kierowanie organizacją, co jest stosunkowo proste przy zazwyczaj hierarchicznej strukturze. Dążeniem może być po prostu zdobycie informacji, kosztownym sposobem dywersji jest użycie własnego personelu. Najczęściej jednak przygodne niezadowolone osoby przychodzą do ambasady USA i polecają swoje usługi. Według Agee nie jest większą trudnością znalezienie osób o chwiejnej lojalności, nie tylko w związkach zawodowych lecz również w partiach lewicowych.
Kiedy nasza grupa pomocnicza, organizacja Orlandos Freeze, stała się terenem dywersji, wykorzystaliśmy policję dwa razy. W jednym przypadku policję zawiadomiła osoba, która była oskarżona o przestępstwo i w ten sposób chciała uniknąć kary.
Drugą z podstawowych działalności CIA jest dezinformowanie. Czytając dokładnie naszą codzienną prasę można spotkać się w regularnych odstępach czasu z artykułami, które muszą być rezultatem działalności aparatu propagandy CIA lub innej równoległej grupy. Wyraźnym przykładem są napływające z krajów i organizacji przeciwstawiających się USA - nieprawdopodobnie szybko docierające do gazet informacje o naruszeniu prawa. W krajach wschodnich obywatele rozwinęli w okresie dyktatury umiejętność czytania między wierszami, aby przejrzeć masywną państwową propagandę.
Agee dzieli propagandę na trzy kategorie. Biała propaganda jest oficjalna, szara dokonuje się poprzez organizacje i jednostki, które uważają się za samodzielne, czarna propaganda jest anonimową informacją lub pochodzi z fałszywego źródła.
Dezinformacją mogą być zarówno kłamstwa jak i niepełna prawda. Ci dziennikarze i gazety, którzy wykorzystują daną informację, zwykle nie są świadomi celów jakim służą.
Celem dezinformacji jest kierowanie rozwojem społeczeństwa. To kierowanie jest czasami bezpośrednie i widoczne. Lecz częściej bywa ono wyszukane i nie bezpośrednie. Szwedzka służba bezpieczeństwa może dopuścić do przecieków na temat listy posłów, którzy odwiedzali prostytutki. Staje się to wtedy ostrzeżeniem dla wszystkich polityków i wysokich urzędników. Jeśli zajmują się czymś, co nie chcą aby wyszło na jaw, należy żyć w zgodzie ze służbą bezpieczeństwa bądź policją.
Ci, którzy krytykują służbę bezpieczeństwa, ryzykują, iż zostaną obrzuceni błotem lub zdemaskowani. W Szwecji Carl Lidbam, Pierre Schori, Swerker Á strö m mieli tzw. "wpadki" w tajnej policji. Wszyscy oni pracowali dla Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i byli w pewien sposób krytyczni w stosunku do tajnej policji oraz usiłowali wpływać na jej działanie.
Także ruchy uprawiające krytykę mogą stać się ofiarą podobnych oczerniających kampanii. Przykładem są rozpowszechnione przez ortodoksyjne grupy religijne pamflety, w których twierdzi się, że ruch pokojowy posługuje się symbolem diabła.
Jest to sposób na wywoływanie animozji między ruchem pokojowym a Kościołem. Bliska współpraca bowiem mogłaby stać się katastrofą dla wojskowego establishmentu, ponieważ Kościół jest najprawdopodobniej tym ruchem, który na Zachodzie ma najwięcej aktywnych członków.
Najefektywniejszym sposobem na osiągnięcie szybkich rezultatów oczerniającej kampanii jest skierowanie jej przeciwko przywódcom danego ruchu. Wiele tak zwanych skandali wokół życia prywatnego Mahatmy Gandhiego czy Martina Luthera Kinga miało swe źródło w państwowych organach propagandy.
Również prowokacje mogą służyć dezinformowaniu. Przykładem na to jest Gunner Ekberg, który pracował dla szwedzkiego Biura Informacyjnego. Infiltrował on w końcu lat 60-tych i na początku 70-tych wiele grup skupiających Wietnamczyków i Palestyńczyków w Szwecji. Między innymi poprzez próbę prowadzenia na ich ulotki antysemickiej propagandy skompromitował on ruch palestyński. Jednak przede wszystkim działał on jako szpieg.
Szpiegostwo jest dzisiaj biurokratyczną działalnością o szerokim zasięgu. W dużej mierze polega ono na analizowaniu informacji z gazet i oficjalnych źródeł. W Szwecji również prowadzona jest działalność wywiadowcza za pomocą radarów, podsłuchu komunikacji prowadzonej drogą radiową. Komunikacja radiowa jest nagrywana i przechowywana do czasu, gdy ktoś zdradzi lub złamie kod komunikatu.
Ważnym źródłem dokładnych informacji są informatorzy. Kiedy studiowałem język hiszpański na uniwersytecie w Ekwadorze, spotkałem szwedzkich misjonarzy, którzy sami uczyli się hiszpańskiego w szkole misyjnej w Kostaryce. Opowiadali oni, że CIA werbowała informatorów i agentów spośród amerykańskich misjonarzy uczących się w tej szkole. Szwedzcy misjonarze domyślali się, którzy koledzy zostali zwerbowani. Prostą metodą było pytanie, czy próbowano ich zwerbować. Jeżeli odpowiadali, że tak, ale, że odmówili, była to przypuszczalnie prawda. Jeśli ktoś nie chciał o tym rozmawiać, mógł on być zwerbowany.
Tak niewielka służba wywiadowcza jak szwedzka otrzymuje najprawdopodobniej najwięcej informacji z oficjalnych źródeł oraz poprzez wymianę informacji z innymi organizacjami szpiegowskimi. Wymiana taka jest to zazwyczaj rutynowe przesyłanie analiz i informacji. Nie sugerując tego wprost oczekuje się w zamian podobnej informacji oraz pewnej lojalności. Również jakąś ważną szczególną informację można na wolnorynkowej zasadzie wymienić na inne przysługi.
Jeśli Szwecja ma być godnym zaufania partnerem musimy dzielić się informacjami dotyczącymi szwedzkich organizacji uchodźców, partii, związków zawodowych i ruchów protestacyjnych. Małe państwo dosyć szybko uzależnia się, jeśli chce współpracować ze służbą wywiadowczą i służbą bezpieczeństwa któregoś z supermocarstw. W szwedzkiej tajnej policji twierdzi się nawet, że jeśli CIA przestałoby przekazywać jej informacje, zmniejszyłoby to prężność ich działalności. Tak też stało się, kiedy 23 lutego 1979 roku rząd szwedzki zaprotestował przeciwko użyciu przez FBI wysokiego urzędnika szwedzkiej policji dla działalności szpiegowskiej przeciw między innymi obywatelom irackim. Aby relacje między stroną szwedzką a CIA uległy poprawie, sprawa została zatuszowana.
Kiedy mieszkałem w USA, spotkałem pewnego Irakijczyka, który pracował w Kopenhadze dla służby wywiadowczej swojego kraju. Praca jego polegała na wymianie informacji ze skandynawskimi służbami wywiadowczymi i służbami bezpieczeństwa.
Główną zaletą niestosowania przemocy jest między innymi to, że nie gra się według reguł wyznaczonych przez stronę przeciwną. Aby pokazać jak trudno byłoby faktycznie bawić się w te same zabawy co nasi prywatni bądź publiczni szpiedzy, pokażę, jak wygląda profesjonalna gra w ciuciubabkę.
William J. Doris jest księdzem badającym prywatne i państwowe szpiegostwo prowadzone przeciwko kościołom i grupom solidarnościowym w Stanach Zjednoczonych. Udowadnia on przykładowo, że szybki rozwój techniki powoduje, iż podsłuch staje się prostą rutynową czynnością. Używając techniki podobnej do automatycznej sekretarki urzędu telekomunikacyjnego, można podsłuchiwać różne rozmowy w całym kraju, nawet w ulicznych budkach telefonicznych.
Komputery przy pomocy ustalonych haseł, jak np. "sprzeciw" lub "Ameryka Środkowa" mogą zapamiętywać i sortować nagrania lub wymazywać je, jeśli nie są interesujące. Przy pomocy tej techniki można podsłuchiwać wszystkich członków związku zawodowego, nawet jeżeli jest ich paręset tysięcy. Przy masowych podsłuchach przeprowadzanych za pomocą skomputeryzowanych haseł większość nagrań zostaje oczywiście odrzucona po pewnym czasie. Tylko rozmowy osób, które komputer uzna za interesujące są przechowywane, a podsłuch podtrzymany.
Telefony, po odłożeniu słuchawki, mogą służyć także jako mikrofony do podsłuchu. Jeśli chce się podsłuchiwać daną osobę, wystarczy do niej zadzwonić. Kiedy słuchawka zostanie podniesiona uruchamia się podsłuch i można później podsłuchiwać rozmowy prowadzone w pokoju.
Peter Wright opisuje, jak w inny sposób można przerobić zwykły telefon na aparat podsłuchowy. Słuchawka jest pobudzona przez skierowany w jej kierunku ze stosunkowo niewielkiej odległości silny sygnał radiowy.
Kiedy pewien pracownik urzędu telekomunikacji instalował mi telefon, pokazał mi jeden ze swoich standardowych instrumentów, który wyczuwał napięcie w przewodach telefonicznych. Słabe impulsy elektryczne były później wzmacniane, aby móc uruchomić mały głośnik. Kiedy technik trzymał instrument przy ścianie słychać było, którędy przebiegają przewody. Słyszał on także samą rozmowę. Instrumentem tym może posłużyć się każdy. Profesjonalista może przesyłać sygnały dalej siecią telefoniczną do magnetofonu.
Innym prostym sposobem jest wysyłanie sygnałów przy pomocy małego nadajnika radiowego. Zwykła konstrukcja tego typu, którą łatwo zbudować samemu, przesyła na częstotliwości 103 MHz. Fakt, że radiostacja Związku Pracodawców Szwedzkich - "City Etthundratre" - nadaje na prawie identycznej częstotliwości oraz beztroska podsłuchiwanych irytowały podsłuchujących w Goeteborgu.
Podsłuchu można również prowadzić wyłapując wibracje czyjegoś głosu z mebli lub okien. Można to robić na przykład za pomocą wiązki promieni laserowych lub przykładając czuły mikrofon do wibrującej powierzchni.
Ci, którzy przed paroma laty kontaktowali się z dysydentami w krajach Europy Wschodniej mogli zauważyć, że ci ostatni podgłaśniali radio, kierowali głośniki w stronę okien i sufitu. Później zaczynali szeptać. Wielu było bardziej otwartych. Regularnie wypowiadali się oni publicznie. W ten sposób chcieli oni przyzwyczaić ludzi do wypowiadania się otwarcie, bez strachu. W końcu lat 80-tych i na początku 90-tych praktyka przyjęła się i obywatele upomnieli się o wolność wypowiedzi. Wraz ze wzrostem wolności słowa zmniejszyło się znaczenie dysydentów.
Aktywny nadzór może, oprócz podsłuchu, oznaczać otwieranie czyjejś korespondencji. Moja przyjaciółka ze Stanów Zjednoczonych nigdy nie dostawała listów w piątki. Było to o tyle dziwne, że dostarczano pocztę jej sąsiadom. Poza tym była ona aktywistką i otrzymywała bardzo dużo korespondencji. Pomagała ona między innymi Ruchowi Lemieszy gromadzić informacje o bazach wojskowych. Ukrywała także uchodźców. Przypuszczała, że jej poczta była regularnie otwierana. Mieszkała w małej miejscowości, na miejscowym posterunku policji nie pracowano zbyt intensywnie w dni wolne od pracy. Korespondencja przychodząca w tym czasie musiała zatem czekać do poniedziałku zanim została skontrolowana. Związek był tak wyraźny, że wydawało się, iż ci, którzy otwierali listy chcieli, aby poczuła się obserwowana. Był to raczej sposób na kontrolowanie jej niż obserwowanie.
Kopertę można otworzyć przy pomocy parującego czajnika. Jeżeli jest zaklejona taśmą należy, według Petera Wrighta, znaleźć jakąś niewielką szczelinę. Do niej wsuwa się rozdwojony patyczek bambusowy. Kiedy papier listowy znajdzie się na wysokości szczeliny, list nawija się na patyczek i następnie wyjmuje. Jeśli i ten sposób okaże się nieskuteczny kopertę po prostu rozrywa się, a później sporządza się jej kopię.
Tradycyjne szpiegowanie może zostać łatwo zdemaskowane. Najprościej wejść w ślepy zaułek i odwrócić się. Tradycyjne śledzenie można też zdemaskować zastawiając pułapki. Dobrym sposobem jest rozmieszczenie wzdłuż drogi swoich przyjaciół. Kiedy nagle skręcamy w inną stronę lub odwracamy się, przyjaciele mogą rozpoznać szpiega po jego reakcjach. W ten sposób w latach 40-tych i 50-tych w Ambasadzie Radzieckiej w Londynie ustalano, kto rutynowo obserwował jej pracowników.
Peter Wright opowiada, że jeśli szpiegowanie absolutnie nie może zostać ujawnione, jedna osoba powinna krótko śledzić swoją ofiarę. Jeżeli skręci nie należy iść za nią, unika się wówczas szybkich, amatorskich skoków w bramę, w momencie kiedy ofiara odwraca się. Za pomocą znaków porozumiewawczych i mapy można prosić inną osobę o przejęcie obserwacji na następnej ulicy.
William J. Davis mówi o możliwości śledzenia odcisków stóp osoby, którą się obserwuje, przy pomocy specjalnie skonstruowanej kamery. Sprytni szpiedzy przypinają ofierze mały nadajnik. Później mogą iść do domu i grać w domino, podczas gdy wycieczka górska czy podróż pociągiem jest rejestrowana na mapie.
Podczas wizyty po drugiej stronie Atlantyku, Peter Wright dziwił się całemu technicznemu wyposażeniu, do jakiego mieli dostęp jego północnoamerykańscy koledzy. Jeszcze większe zdziwienie wywołał fakt, że to nie oni konstruowali te urządzenia. Wszystkie te rupiecie upchnęły im prywatne przedsiębiorstwa produkujące dla potrzeb służb bezpieczeństwa.
Dawid twierdzi nawet, że w samochodach używanych do śledzenia można automatycznie zmieniać reflektory. Kiedy skręca się w inną ulicę szpiegujący samochód zmienia swoje reflektory. Wydaje się wtedy, że to inny samochód.
Bardziej realistyczną alternatywą przy obserwacji jest użycie kilku samochodów, które wzajemnie zmieniają się. Kiedy szpiegowany skręca, przejmuje go samochód jadący bardziej z tyłu.
Aktywna obserwacja jest kosztowna. Prawdopodobnie nie jest ona stosowana w większym wymiarze wobec ruchu nieużywania przemocy. W przypadku jej odkrycia, celem może być zarówno zwiększenie naszej podejrzliwości w stosunku do siebie jak i zdobycie informacji.
Pewien pracownik firmy Bofors otrzymał od działu bezpieczeństwa informację, że wszyscy członkowie - nawet osoby pomocnicze - jednej ze szwedzkich grup Ruchu Lemieszy były zarejestrowane. Skąd dowiedziano się, kto należał do grupy? Równie dobrze można zapytać, skąd my dowiedzieliśmy się o rejestrze! Czy przeciek był świadomie zaplanowany? Czy był tylko fałszywym, dezinformującym sygnałem, mającym nas zastraszyć?
Sam zazwyczaj zakładam, że Wielki Brat wie wszystko. Prawdopodobnie nie jest on specjalnie zainteresowany, jednak tak długo, jak nie obawiam się jego wiedzy, nie stanowi ona zagrożenia dla mojej działalności.
- Chwileczkę! - wtrąci teraz uważny czytelnik - Jak można wtedy ukrywać zbiegów lub niespodzianie kogoś zdemaskować?
Trzeba odróżnić policję od służby bezpieczeństwa. Służba bezpieczeństwa nie ma poważniejszych powodów, aby przerywać obywatelskie nieposłuszeństwo. W takim wypadku zdemaskowałaby samą siebie. Dotyczy to zarówno państwowej jak i prywatnej służby bezpieczeństwa.
Ważniejszą sprawą jest dla nich wiedzieć co się dzieje, niż ryzykować zdemaskowaniem prowadzonej przez nich obserwacji. Ujawnienie tej ostatniej mogłoby spowodować reperkusje polityczne.
Zwyczajna policja z kolei rzadko ma dostęp do środków koniecznych przy obserwacji ruchów alternatywnych czy solidarnościowych. To, że jednak istnieją wyjątki poświadczają siostry z klasztoru w Alsike koło Uppsali. Zostały one zatrzymane podczas przewożenia do nowej kryjówki uchodźcy. Policja o przeprowadzce dowiedziała się najprawdopodobniej podsłuchując rozmowę telefoniczną przeprowadzoną bezpośrednio przed przejazdem. Ale to raczej wyjątek niż reguła. Zwykła policja nie może bez zezwolenia prowadzić podsłuchu u osób ukrywających uchodźców. Z drugiej strony jest wiele przykładów na to, że policja podsłuchuje bezprawnie.
Jakie są zatem granice jawnego działania? W przypadku zbierania informacji czy też akcji przeprowadzanych z zaskoczenia uzasadniona jest pewna ostrożność. Nie powinno się wspominać w rozmowach telefonicznych, gdzie ukrywają się uchodźcy. Należy również być ostrożnym w podawaniu danych o grupach i osobach działających w krajach gdzie panuje ostra dyktatura, ponieważ służby bezpieczeństwa wymieniają informacje między sobą. Podczas podróży trzeba także uważać z listami ważnych adresów. Gorliwy celnik może stwierdzić, że jego przełożeni byliby nimi zainteresowani.
Nawet jeśli ktoś akurat uważa, że trzeba utrzymać w tajemnicy zbieranie materiałów na jakiś temat, to jednak szybko należy podać do publicznej wiadomości wszystkie kontrowersyjne działania. Możliwość krytykowania i wpływu innych na prowadzoną przez nas działalność jest konieczna dla utrzymania demokracji i dla uniknięcia rozpowszechniania się sekciarskiej moralności.