BZB nr 3 - Trzeci świat. Bankructwo kilku mitów
Jeśli przyczyną głodu jest zbyt wielka liczba ludzi na świecie, zmniejszenie gęstości zaludnienia mogłoby faktycznie wyeliminować ten problem. Ale aby jeden czynnik warunkował drugi, oba muszą konsekwentnie razem zachodzić. Gęstość zaludnienia i głód nie są skorelowane. Przykładowo Holandia ma 1,079 ludzi na milę kwadratową, Wielka Brytania 565, a oba kraje uwolniły się od chronicznego głodu i eksportują znaczne ilości jedzenia. Są kraje, w których tysiące ludzi umiera z głodu każdego roku z powodu braku żywności przy powierzchni ziemi uprawnej wystarczającej by wyżywić wszystkich. W Afryce, na południu Sahary, gdzie głód jest powszednim zjawiskiem, 2,5 akra (ok. 1 ha) ziemi uprawnej przypada na osobę. To więcej niż w USA, gdzie zresztą 6% ludności świata zjada więcej niż 25% zasobów świata, przewyższając w tym względzie Chińczyków. Wskutek tego 800 milionów ludzi otrzymuje ponad 2300 kalorii dziennie, a ludność Indii spożywa połowę tej dawki. Gęstość zaludnienia na subkontynencie wynosi 613 ludzi na milę kw., a większość z nich odczuwa dotkliwy głód.
Przyglądając się światu widzi się jasno, że nie ma żadnej wzajemnej zależności pomiędzy gęstością zaludnienia a zjawiskiem głodu. Po Bangladeszu, gęsto zaludnionym i nękanym głodem, mamy Senegal lub Brazylię z jedynie 39 osobami na milę kwadratową. Pełnowartościowe źródła pokarmów współistnieją tam z uporczywym głodem. Nie jest to tylko kwestia liczb. Głodujące kraje nie zawsze zaliczają się do najbardziej przeludnionych lub do tych, w których spożywa się najwięcej. To państwa, w których biedni nie mają dostępu do ziemi, która urodziłaby im żywność, lub po prostu brakuje im pieniędzy na jej zakup.
Pierwszą rzeczą, z której trzeba zdać sobie sprawę, gdy próbuje się myśleć o związkach zaludnienia z żywnością, będzie fakt, że przyczyną głodu nie jest presja rosnącego zaludnienia. Zarówno głód, jak i gwałtowny przyrost naturalny, odzwierciedlają klęskę jakiegoś systemu polityczno-ekonomicznego.
Pomoc żywnościowa dla biednych - nawet organizowana w najlepszej wierze - nie może uniknąć oskarżenia o arogancję. Ojcowie niekoniecznie muszą wiedzieć wszystko najlepiej. To samo dotyczy ekskolonialnych mocarstw.
Zwierzęta hodowlane zjadają ponad 1/3 światowych zbiorów zboża, a jednocześnie 500 milionów ludzi cierpi głód. Zwierzęta na fermach rywalizują z nami o jedzenie. Wartość ich pokarmów ulega zniszczeniu, ziarno zamienia się w mięso, które ma niższe wartości odżywcze.
10 akrów ziemi (tyle co pięć boisk do piłki nożnej) utrzyma:
Nie ulega wątpliwości, że najgłodniejsi żyją w Azji, Afryce, Ameryce Południowej i Środkowej. Tradycyjnie rodzi się tam najwięcej dzieci. Stan ten warunkowany jest podobieństwem sytuacji socjalnej. Przyczyna pozostaje zawsze ta sama. Klasy wyższe tych kontynentów nie chcą zapewnić bezpieczeństwa socjalnego większości swoich obywateli. Żyzna ziemia, praca, edukacja, opieka zdrowotna, a na starość emerytury, znajdują się poza zasięgiem przeważającej liczby ludzi.
Proroctwa na temat skutków wzrastającego zaludnienia świata to bardzo ryzykowne przedsięwzięcie. Liczne raporty, studia i szokujące opowieści ustawicznie głoszą, że jest już zbyt wielu ludzi na Ziemi. Inni z kolei donoszą, że następuje stopniowe obniżenie liczby urodzeń na świecie nawet przy stale powiększającej się liczbie ludzi w wieku prokreacji. Istnieje także teoria, która sugeruje, że światowe zasoby mogłyby wyżywić od 40 do 50 mld mieszkańców naszej planety przy całkowitej diecie wegańskiej lub wegeteriańskiej. Wielu potrafi rozprawiać o tym stale, i zapewne będzie to nadal robić. A przecież współczesne, nawet najbardziej wyszukane teorie na temat zaludnienia są jedynie przeniesieniem określonych trendów z przeszłości w teraźniejszość - sprawdzą się tylko wtedy, gdy niezmienne pozostaną przyczyny, które wywołały dotychczasowy wzrost liczby ludności.
Spośród niezliczonej ilości proroctw wynurza się jedna wiarygodna ocena, a mianowicie, że liczba mieszkańców Ziemi podwoi się w ciągu najbliższych trzydziestu lat (w 1983r. wynosiła około 4 mld ludzi). I nic ani nikt nie jest w stanie zatrzymać ten proces. Najbardziej udane projekty planowania rodziny zapobiegną temu w niewielkim stopniu. Pozostaje nam tylko zabrać się do racjonalnego rozwiązania problemu wyżywienia współczesnego świata. Dyskusji na temat rosnącego zaludnienia nigdy nie łączy się bezpośrednio z socjalnymi projektami mającymi dać konkretne rozwiązania światowych problemów z żywnością. Gdyby było inaczej, może udałoby się znaleźć szansę dla przyszłych pokoleń, by zdołały wyżywić się same, wszyscy co do jednego. A jeśli przypadkiem zmniejszy się liczba urodzeń, a wzrośnie produkcja żywności, zaś większość ludzi i tak nie będzie posiadała siły nabywczej na jej zakup, to głód i niedożywienie będą trwały nadal.
Zachodnie mass-media utrwaliły wiele przesądów i stereotypów na temat warunków życia ludności w krajach Trzeciego Świata. Jednym z napoważniejszych jest sugestia, że wysoki przyrost naturalny jest bezpośrednią przyczyną głodu.
"Dlaczego mają więcej dzieci niż potrzebują lub mogą sobie na to pozwolić?" To pytanie stawiają zazwyczaj mieszkańcy rozwiniętych krajów Zachodu, gdy znajdą się wobec obrazu niedożywionych dzieci. W Europie i Ameryce Północnej bogaci i silni ujawniają wielkie zainteresowanie perswazją lub przymusem w stosunku do biednych z Trzeciego Świata, by ci stosowali kontrolę urodzeń. Fundusze przeznaczone na studia poświęcone regulacji narodzin powrównywalne są z tymi, które poświęca się na poszukiwanie sprawiedliwych metod podziału żywności.
Prawda jest jedna - bez środków zabezpieczających ich przyszłość, ludzie mogą jedynie polegać na swoich rodzinach. Tak więc, kiedy wielu biednych rodziców ma dużo dzieci, mamy tu do czynienia z reakcją obronną na wzmagające się ubóstwo. Niemoc i bieda, a nie ignorancja, są przyczyną sprawczą wielodzietnych rodzin w krajach Trzeciego Świata. Ich własny punkt widzenia różni się od zachodniego. Dzieci są wartościowymi pracownikami, są dobrodziejstwem, a nie ciężarem. Przetrwanie w rolniczych krajach Trzeciego Świata często zależy od tego czy własne dzieci dostarczą dodatkowej żywności lub pieniędzy. Badania wykazują, że cztero i pięcioletnie dzieci przynoszą wodę i pasą bydło, sześciolatki pracują w polu, a dzieci od 10. roku w górę przynoszą więcej, niż zużywają.
Dzieci zapewniają bezpieczeństwo w podeszłym wieku. W 45. roku życia mieszkaniec kraju nierozwiniętego może być już stary, wyczerpany pracą fizyczną i niedożywieniem. Nie miałby niczego, gdyby nie opieka dzieci w czasie starości. Często zdaje sobie sprawę z niepewności tego dobrodziejstwa i dlatego postanawia mieć dużo dzieci, bowiem głód i brak opieki zdrowotnej uśmierci wielu potomków zanim dorosną.
Kiedy uświadomimy sobie, że dzieci są ekonomiczną potrzebą ubogich, zrozumiemy, że ich liczba w biednych rodzinach nie przestanie rosnąć, szczególnie w społeczeństwie, które nie posiada systemu emerytalnego, ubezpieczeń socjalnych i zdrowotnych.
Zamiast mówić innym, jak mają żyć i na ile dzieci mogą sobie pozwolić, my - ludzie Zachodu - powinniśmy raczej poznać nasze własne motywy. To oczywiste, że ogarnął nas strach. Boimy się, że rosnąca liczba mieszkańców Trzeciego Świata zażąda od nas pewnego dnia tego, co jej się należy, a to mogłoby przecież obniżyć poziom naszego życia. Przeraża nas myśl, że napięcie towarzyszące wzrostowi zaludnienia doprowadzi w końcu do tego, że "było proszenie, będzie grabienie".
Prawda ta nigdzie nie jest bardziej oczywista, niż w krajach Trzeciego Świata. Tam zazwyczaj oczekuje się od kobiety, aby rodziła i wychowywała dzieci, pracowała w polu (by wyżywić całą rodzinę), przynosiła wodę, pasła bydło i wykonywała wiele innych obowiązków. Pomimo stwierdzonego zubożenia większości rodzin rolniczych, problem ich wielkości rozwiązuje się prostym stwierdzeniem: "im więcej tym lepiej". U licznych matek, najczęściej niedożywionych, obawa przed koleją ciążą i dzieckiem bierze górę nad przyszłym zyskiem z dodatkowego robotnika w rodzinie. Wszakże wiele kobiet nie ma wpływu na decyzję o zajściu w ciążę, pozbawiane są one wolności osobistej. Na przykład obyczaj panujący w Bangladeszu nie pozwala tamtejszym kobietom rozmawiać ze swoimi mężami o współżyciu seksualnym lub o zapobieganiu ciąży. Kobiety z kasty Hindu muszą za wszelką cenę rodzić synów, wskutek tego wydają na świat 10-15 dzieci (z czego córki są ogólnie traktowane jako mniej wartościowe). Wywiady przeprowadzone z kobietami z rolniczych obszarów Tunezji, Sudanu, Kenii, Sri Lanki, Meksyku czy Egiptu ujawniły, że nie ma tam kobiet, które należałoby przekonywać do posiadania mniejszej ilości dzieci. W każdej z tych sześciu różnych kultur wypowiadały różne warianty tej samej skargi: "Jestem zmęczona. Spójrz na mnie. Nie różnię się niczym od zwierzęcia harującego w polu i rodzącego wszystkie te dzieci. Nie chcę już więcej, ale mój mąż mówi, że muszę mieć tyle ile przychodzi."
W społeczeństwach, w których kobiety są mniej zależne od mężczyzn, lub gdy decyzja zależy od obojga, kobiece możliwości panowania nad prokreacją ograniczone bywały przez słaby dostęp do służby zdrowia, włączając w to kontrolę urodzeń. Samo tylko wydawanie dzieci na świat jest przyczyną śmierci około pół miliona kobiet żyjących w Trzecim Świecie. Z liczby tych, które przeżyją, tylko połowa ma szansę zobaczenia swoich dzieci w wieku powyżej 5 lat. Przyrost naturalny spada, gdy życie biednych ulega poprawie dzięki daleko sięgającym reformom społecznym, ekonomicznym i politycznym. (Badania Banku Światowego przeprowadzone w 64 różnych krajach świata wykazały, że gdy dochody najbiedniejszych zwiększają się o 1%, to ogólny poziom płodności spada o 3%). Konieczne jest więc zapewnienie minimum bezpieczeństwa materialnego wszystkim ludziom, umożliwiając wolny wybór w kontroli urodzeń czy mniejszej ilości dzieci. Program kontroli urodzeń, rozumiany w kategoriach służenia interesom najuboższych, powiedzie się jedynie wtedy, gdy stanowić będzie część systemu opieki zdrowotnej, którego celem będzie obniżenie śmiertelności matek i noworodków. Co więcej, jeśli zawierał będzie w sobie edukację seksualną zarówno mężczyzny jak i kobiety, a przeprowadzony zostanie przez ludność miejscową uprzednio do tego przygotowaną.
Wymykający się kontroli wzrost zaludnienia będzie kryzysem dla naszej planety i to nie tylko z powodu zagrożenia przyszłości człowieka. Mamy moralne zobowiązania odpowiedzialnego dzielenia się Kulą Ziemską z innymi formami życia. Na przykład z ekologicznego punktu widzenia nie pożądane jest dziesiątkowanie lasów w celu ich przekształcenia w ziemię orną dla wyżywienia milionów ludzi. By przywrócić człowiekowi stan utraconej harmonii z jego środowiskiem naturalnym, społeczeństwa stanęły przed absolutną koniecznością zainteresowania się właściwą dystrybucją zasobów, pracy, edukacji i opieki zdrowotnej. Los świata zależy od losu najuboższych ludzi. Od poprawy ich sytuacji materialnej zależy spadek stopy zaludnienia. Atakowanie wysokiego przyrostu naturalnego bez zaatakowania przyczyn ubóstwa jest tragicznym odwróceniem uwagi od rzeczywistego problemu, na co nasza planeta nie może sobie pozwolić.
Kobiety są odpowiedzialne nie tylko za przygotowanie jedzenia rodzinie i jej sposób odżywiania, lecz w dużej mierze także za uprawiane produkty żywnościowe.