12. Kompleksowa ekologizacja gminy - przegląd zagadnień
12.3. Gospodarka odpadami i ściekami
Chęć uporządkowania żywiołowego najczęściej sposobu pozbywania się śmieci i ścieków, jest jednym z najwcześniej podejmowanych problemów ekologizujących się gmin. Najbardziej uciążliwa jest walka z dzikimi wysypiskami śmieci w starych żwirowniach, lasach, oczkach wodnych, szuwarach itd. Nawet utworzenie gminnego wysypiska śmieci niewiele początkowo zmienia; śmieci są nadal nagminnie porzucane w przypadkowych miejscach. Wynika to raczej ze starego zwyczaju i nie jest przejawem braku kultury, czy świadomości ekologicznej. W czasach gdy śmieci było mało i bez problemu wracały one do podstawowego obiegu materii w przyrodzie, nikt specjalnie nie zwracał uwagi na ich istnienie, nawet jeśli były wywożone poza obręb gospodarstwa i porzucane. Problem pojawił się z chwilą upodobnienia się stylu konsumpcji na wsi do stylu konsumpcji w mieście. Wzrosła lawinowo ilość towarów pochodzenia przemysłowego, a wraz z nimi - ilość niezniszczalnych opakowań (era tworzyw sztucznych i opakowań jednorazowego użytku).
W wielu gminach wiejskich wprowadzono różnego rodzaju pojemniki na śmieci, np. duże - ustawiane po kilka we wsi, lub małe - przy gospodarstwach. W sposób systematyczny pojemniki te opróżnia się. Jest niezbędnym wyciągnięcie wniosku z faktu, że od problemu śmieci "nie da się uciec".
Do podstawowych rozwiązań w każdej (nie tylko ekologicznej) gminie należeć więc będą:
- wyznaczenie jednego lub kilku wysypisk śmieci, odpowiednio zlokalizowanych, zabezpieczonych przed rozwiewaniem przez wiatr (wał ziemny, ogrodzenie, szczelny i wysoki żywopłot) i przed wymywaniem do gleby i wód gruntowych toksycznych zanieczyszczeń,
- likwidacja dzikich wysypisk poprzez wywiezienie zalegających tam śmieci na składowisko centralne lub zasypanie takiego wysypiska warstwą ziemi i jego rekultywacja (zadrzewienie, zalesienie),
- wyposażenie wsi lub gospodarstw w kontenery i zorganizowanie systematycznego ich opróżniania,
- intensywna akcja propagandowa i oświatowa,
- znalezienie systemu dotkliwych sankcji dla naruszających przyjęte reguły usuwania śmieci (Policja, Straż Leśna, Straż Ochrony Przyrody),
- promocja proekologicznego stylu konsumpcji; opakowania wielokrotnego użytku zamiast jednorazowych, opakowania dające się zużytkować jako surowiec wtórny itp. Jest to niewątpliwie problem i krajowy i światowy, niemniej poprzez np. system ulg podatkowych dla prowadzących handel można próbować coś zmienić w tym względzie.
Odrębnym zagadnieniem jest sprawa budowania, wyposażenia i korzystania z mogilników na nie zużyte środki chemiczne. Niebezpieczeństwa związane z porzucaniem tych środków w przypadkowych miejscach są tak oczywiste, że nie wymagają komentarza. Pod tym względem nadmiar informacji przy okazji wszelkich zebrań wiejskich nie wydaje się przesadą!
Do niedawna nie istniał na wsi problem ścieków (gnojowicy i ścieków tzw. komunalnych). Jest on ściśle związany z intensywnym wodociągowaniem wsi i brakiem zazwyczaj równoległej sieci kanalizacyjnej.
Pocieszające jest to, że proces utylizacji ścieków na wsi zbiega się prawie równocześnie z dużym ożywieniem budowy oczyszczalni dla miast, osiedli i zakładów przemysłowych, ferm itp. Być może nawet, nie byłoby wcale mowy o ekologizacji terenów wiejskich, gdyby nie owe nieszczęsne ścieki. W wielu gminach "ekologia" kojarzy się przede wszystkim z oczyszczaniem ścieków. Na początek dobre i to.
Najważniejszy dylemat gminy mają do rozstrzygnięcia na początku drogi. Jest to wybór optymalnej technologii; budowa oczyszczalni zbiorowej (lub kilku), czy też oczyszczalni zagrodowych? Budowa oczyszczalni zbiorowej ma sens tylko w przypadku istnienia zwartej zabudowy. Przy zabudowie rozproszonej sieć kanalizacyjna równa co do długości sieci wodociągowej jest z reguły od tej ostatniej droższa. Koszt 1 mb kanalizacji ocenia się (1994 r.) na 150 - 300 zł. Łatwo policzyć, że na 100 km kanalizacji koszt ten wyniesie 15 - 30 mln zł. Są to sumy bajońskie, nieosiągalne dla przeciętnej gminy wiejskiej ani w budżecie gminy, ani z dającego się wyobrazić źródła pieniędzy (kredyt, fundacje ekologiczne, fundusz ochrony środowiska).
Przykładowo w gminie na terenie której mieszkam długość sieci wodociągowej wynosi 700 km. Tyle samo powinna wynosić kanalizacyjna. Jej koszt wyniósłby zatem 105 - 300 mln zł! Dla porównania: przy założeniu, że koszt budowy oczyszczalni przyzagrodowej wyniósłby 3 tys. zł), to przy ilości ok. 500 - 600 gospodarstw, byłby to koszt rzędu 1,5 - 2,0 mln zł. Różnica jest zatem jak 1: 100 - 150 na korzyść oczyszczalni przyzagrodowych. Ta dysproporcja jest tym bardziej widoczna, im bardziej rozproszona jest zabudowa w gminie (wsi). Przy zabudowie zwartej może nie być z kolei technicznych warunków dla lokalizacji oczyszczalni przyzagrodowych; pozostaje wówczas wariant oczyszczalni zbiorowej (z reguły jednak droższy).
Wybudowanie oczyszczalni zbiorowej nie kończy jednak pasma udręk mieszkańca wsi ze ściekami. Przede wszystkim chodzi tu o bardzo wysoki koszt eksploatacji, a co za tym idzie wysokość opłat, przekraczających z reguły cenę czystej wody. Wreszcie - sposób naliczania opłat za oczyszczanie ścieków. Podstawą roszczeń finansowych będzie tutaj wysokość zużycia wody "licznikowej". Ale na wsi wielu rolników ma własne ujęcie wody, która nie jest rejestrowana przez licznik, ale która może zamienić się w ściek. Za te ścieki ich wytwórca płacić więc nie będzie. Powtórzy się zatem sytuacja z opłatami za energię elektryczną (mój ulubiony przykład). Kradzież prądu i straty sieciowe opłacają głównie ci, którzy ani prądu nie kradną, ani nie mają najmniejszego wpływu na sprawność sieci elektrycznej. Łatwo więc sobie dopowiedzieć, że system ten nie uczy wcale obywatelskiej (to nie slogan!) odpowiedzialności za jakoś środowiska przyrodniczego.
Problemu utylizacji ścieków nie rozwiąże też budowa centralnej oczyszczalni i dowożenie ścieków z szamb beczkowozami. Jest to system bardzo kosztowny dla bezpośrednich użytkowników (koszt wywozu i opłata za oczyszczanie), a także absolutnie nieskuteczny. O wiele prościej jest pozwolić na "dyskretną" ucieczkę ścieków np. do rowu melioracyjnego lub na porzucenie zawartości beczkowozu w przypadkowym miejscu. Kosztuje to przysłowiowe "pięć minut strachu", a "zysk" przynosi ewidentny. Nie łudźmy się, że cokolwiek rozwiąże tutaj budzenie tzw. "świadomości ekologicznej", czy stosowanie sankcji karnych. Kłóci się to przede wszystkim z postawionym na początku wnioskiem o nierepresyjności reguł ekologizacji, o tworzeniu warunków niesprzeczności między interesem jednostki a interesami ogółu.
Dla gmin o rozproszonej zabudowie pozostaje więc wariant budowy zagrodowych oczyszczalni ścieków. Raz dlatego, że zdecydowanie tańszy w budowie i eksploatacji, dwa - że uczy użytkownika odpowiedzialności za stan swojego środowiska. Uniezależnia go od wroga samodzielnej inicjatywy - centralnej sieci; "to ONI są winni".
Od strony technicznej znanych jest wiele systemów tych oczyszczalni:
- rozsączające,
- wierzbowe,
- trzcinowe,
- kaskadowe,
- torfowe,
- słoneczno-botaniczne itp.
Niektóre z nich są już w użyciu i się sprawdzają, inne są na etapie wdrożeń. Są od tego specjaliści w wojewódzkich Wydziałach Ochrony Środowiska, Ośrodkach Doradztwa Rolniczego, w wyspecjalizowanych firmach usługowych. Jest wreszcie dostępna obszerna literatura w postaci opracowań, prospektów, druków reklamowych, nie ma więc potrzeby rozwijania tego tematu - specjaliści uczynią to o wiele lepiej.
O wiele istotniejsze jest zainicjowanie programu budowy oczyszczalni przyzagrodowych w gminie np. przy pomocy Fundacji Wspomagającej Zaopatrzenie Wsi w Wodę.
W tym rozwiązaniu warunki są niezwykle opłacalne dla mieszkańców wsi (10% kosztów!). Dodatkowym ułatwieniem jest 25% dotacji i niskie oprocentowanie kredytu. Wymagane 40% środków własnych może np. pochodzić z Funduszu Ochrony Środowiska. W sumie - ekologizująca się gmina - jeśli tylko dysponuje zasobami społecznej inicjatywy mieszkańców wsi, może zrobić bardzo dużo w opanowaniu powodzi ścieków na wsi.
to niezbędne źródło wilgoci i siedlisko wielu organizmów.