4. Socjotechnika
Niewątpliwie niedostatki socjotechniki są główną przyczyną niepowodzeń wszelkich akcji społecznych, w tym i ekologicznych. Jeśli założyć, że ekologizacja gminy jest decyzją o rewolucyjnym znaczeniu dla danej gminy, musimy się liczyć z możliwością popełnienia "rewolucyjnych błędów". Rewolucjoniści wszystkich wieków popełniają ciągle ten sam błąd - biorą swoje marzenia za rzeczywistość.
Jeżeli przyjąć dalej, że pewne aspiracje ekologów, klubu ekologicznego, wójta, rady i całego urzędu gminy mają szansę realizacji, bo to i pieniądze i prestiż, to i na poziomie uszczegółowienia, na poziomie wykonawczym, proces ekologizacji też musi spełniać jakieś aspiracje społeczności gminy. Jak wspominałem już o tym, ekologizacja nie może odbywać się kosztem uprzedmiotowienia społeczności tylko dla czyichś aspiracji. Musi przynosić jakieś wymierne efekty. Ograniczenia, jakie proces ten narzuca, muszą być powszechnie zrozumiałe i na tyle akceptowane, by nie stały się wyzwaniem do ich powszechnego łamania w imię obrony praw podmiotowych.
Ekologizacja gminy, to proces w jakimś sensie odwrotny do produkcyjnego awansu wsi polskiej lat 1960 - 70-tych. Jego wyznacznikami były: komasacja gruntów, elektryfikacja, chemizacja, mechanizacja, melioracja itd., czyli po prostu intensyfikacja produkcji rolnej. Rolnictwo, życie na wsi, przestało być sposobem życia, stało się "produkcją". Końcowym elementem tego procesu jest wodociągowanie, kanalizacja, telefonizacja i elektronizacja. Jeśli więc piszę, że ekologizacja jest "w jakimś sensie" odwrotnością tych technik intensyfikacyjnych, nie oznacza to wcale powrotu do czasu sprzed ery elektryfikacji, komasacji, mechanizacji, komputerów etc.
Ekologizacja jest zatem nie tyle rewolucją, co przyśpieszoną ewolucją znoszącą ujemne skutki wcześniej wspomnianej intensyfikacji. Jest to przy tym zadziwiający proces łączący w sobie z jednej strony powrót- do zapomnianych technik rolnictwa doby przedmechanicznej a z drugiej strony stosowanie najnowocześniejszych technik ery poprzemysłowej. Nazywam ten proces "barbaryzacją"6.
Za znamienne uważam drogi, które doprowadziły do sukcesu technik intensyfikacyjnych w latach 1960 - 70-tych, stosowane przecież na stosunkowo jeszcze zacofanej tkance społecznej. I za równie znamienne - niepowodzenia administracyjnego przymusu stosowane w tym samym celu np. pod koniec lat 1950-tych na polskiej wsi. Wystarczy wspomnieć tu o miernych efektach akcji zbierania stonki ziemniaczanej, zmuszania do stosowania nawozów mineralnych, legendarne wręcz przygody brygad elektryfikujących wieś, sprzeciwy wobec komasacji gruntów, początkową nieufność względem nowych maszyn.
To, że później techniki te przyjęły się niemal powszechnie, zawdzięczać należy tyleż sile przykładu i ukrytej a prostej kalkulacji ekonomicznej, co i zmianie socjotechniki właśnie. Intensyfikacja rolnictwa rozpoczęta z kiepskimi efektami, przymusem administracyjnym stała się z czasem procesem żywiołowym, który trwa do dzisiaj. Zadecydowała socjotechnika; przymus administracyjny i polityczny zastąpiono przymusem ekonomicznym. Rolnik stosujący nowoczesne jak na ów czas techniki, był premiowany sukcesem ekonomicznym.
Sytuacja wielu walczących ekologów przypomina dokładnie status komunistycznych agitatorów ery przedmechanicznej w rolnictwie. Więcej w ich działaniach ideologii, niż rachunku kosztów i zysków. To, że wszyscy ekolodzy7 "wiedzą lepiej jak powinno być dobrze" jest sprawą dość oczywistą. Ale to tylko ideologia. Aby naprawdę było "dobrze" - ekologizacja musi dać wymierne korzyści. Jakie to będą korzyści - jest sprawą otwartą. To będzie przede wszystkim produkcja tzw. zdrowej żywności, ewentualnie nastawienie na agroturystykę, obniżenie kosztów własnych i (znów) zwiększenie wydajności produkcji przy zmianie techniki, być może samowystarczalność energetyczna gospodarstwa, wreszcie - znalezienie sposobu na życie w społeczeństwie, które nie potrzebuje takiej ilości rolników, a jednocześnie nie oferuje nic w zamian (tzw. społeczeństwo alternatywne).
Np. produkcja zdrowej żywności (czy innego wspomnianego wyżej dobra) jest z ekologicznego punktu widzenia niewątpliwym "dobrem", ale dopóty pozostanie czystą ideologią, dopóki nie stanie się zyskiem rolnika. Rolnik ery intensyfikacji był premiowany natychmiast w momencie sprzedaży większych ilości zboża, ziemniaków, buraków, mleka, jaj, wieprzowiny czy wołowiny. Ten sam rolnik w epoce stałego kryzysu nadprodukcji bez większych oporów przejdzie nawet przez początkowe trudności ekologizacji, jeśli będzie w znaczący sposób premiowany za produkcję "dóbr ekologicznych" (p. wyżej). Dalej, ekologizacja musi mieć swoje logiczne zakończenie w postaci sieci zbytu i dystrybucji produktów ekologicznych (żywności i innych). Nie może kończyć się na poziomie gospodarstwa rolnego. Podobnie bez sieci zbytu i dystrybucji nie byłoby sukcesu okresu intensyfikacji rolnictwa.
To na poziomie makro. Na poziomie niższym ("mikro") umieściłbym wszelkie oddziaływanie na budzenie tego, co nazywa się świadomością ekologiczną. Utopię od realizmu odróżnia właśnie stosunek do świadomości jako czynnika sprawczego wszelkich zmian. Stawianie świadomości przed konstruktywnie zarysowanym celem jest właśnie domeną wszelkich utopizmów. Zakładamy, że potrafimy realistycznie określić interes tych, których ekologizacja dotyczy. Budzenie świadomości ekologicznej jest temu celowi podporządkowane. Nigdy nie odwrotnie. Inna sprawa, że bez szeroko pojętej sfery edukacyjnej osiągnięcie sukcesu w jego materialnym wymiarze jest wręcz niemożliwe.
Do sfery socjotechniki ekologizacji należy wreszcie określenie stosunku elementów dobrowolności i przymusu. Myślę, że "ekologiczny" w sensie tego, co należy do dziedziny poprawy środowiska przyrodniczego oznaczać będzie działania dobrowolne, choć często wymuszane pod presją otoczenia. Tak jak w okresie intensyfikacji rolnictwa termin "zacofany" oznaczał pewien sąd wartościujący otoczenia, wymuszający pewien wysiłek w kierunku "nowoczesności", tak dzisiaj pojęciami "ekologiczny" i "antyekologiczny" wchodzimy w utarte koleiny społecznie aprobowanych i potępianych zachowań. Dobrowolność ekologizacji byłaby nie okrojona ("dobrowolny przymus"), ale jak się zdaje taka jest natura dynamiki procesów społecznych.
Nie wykluczając oddziaływań ze sfery edukacyjnej,
klasyczny przymus w ekologizacji dotyczyć może tylko
działań sprzecznych z prawem ekologicznym, a więc
z ustawą o ochronie przyrody, o lasach, prawem łowieckim,
wodnym itp. I nie ma w tym nic dziwnego, jako że istotą
tego prawa jest dążenie do zachowania zasobów
przyrodniczych dla dobra tych i przyszłych pokoleń
(przewaga zasady dobra ogółu nad prawami jednostki).