8. Problem autentyzmu ekologizacji
Do dziś nie rozumiem, jakie kryteria decydują o przyznawaniu najlepszych miejsc w konkursach na "najbardziej ekologiczną" gminę. Jak się domyślam, główne znaczenie będzie tu mieć wielkość zaangażowanych środków i różnorodność podejmowanych działań, poprawiających stan środowiska przyrodniczego, edukacji itp. Źródłem dumy może też być całościowe opanowanie jakiejś ważnej sprawy, np. rozwiązanie problemu śmieci czy ścieków, kompleksowe zadrzewienia, zalesienia itp.
Wynikałoby z tego, że gmina "najbardziej ekologiczna" jest taką nie ze względu na stan środowiska przyrodniczego, a ze względu na intencje lub wielkość zaangażowanych sił i środków przeznaczonych na ekologizację. Można sobie wyobrazić taki paradoks, że przeznaczy się olbrzymie środki na zalesienia, wykona je, ale same zalesienia będą miały zdecydowanie nie ekologiczny charakter. Czy taka gmina będzie mogła nazywać się "ekologiczną"? Myślę, że nie. Można utopić wielkie pieniądze na zadrzewienia, z których ocaleje np. 5% nasadzeń. A wszystko to dlatego, że wykona się je "z urzędu" bez rozpoznania przyczyn likwidacji zadrzewień w ogóle.
Można zainicjować powstanie kilkunastu gospodarstw ekologicznych w gminie i uważać, że jest to początek ekologizacji rolnictwa. Jeśli całe otoczenie tych gospodarstw będzie trwało na dotychczasowych pozycjach rolnictwa intensywnego, antyekologicznego pozytywny skutek całej akcji będzie oczywiście znikomy. Lepszy efekt proekologiczny uzyskamy w przypadku wprowadzenia ekologicznych płodozmianów na szerszą skalę, czy przynajmniej niektórych elementów rolnictwa integrowanego na skalę ogólną.
Łatwo więc dojść do wniosku, że wartościując stopień ekologizacji gminy należy brać pod uwagę zasięg i skuteczność prowadzonych prac. Zasięg i skuteczność rozpatrywać należy łącznie. Nie wystarczy więc powiedzieć, że zalesiliśmy 500 ha nieużytków i już jest pięknie. Wystarczy, że popełnimy choć część błędów w planowaniu (p. wyżej), a cały efekt będzie zdecydowanie nie ekologiczny. Teraz i w przyszłości.
By podejmowane działania proekologiczne dały skuteczny wynik, trzeba więc nowego podejścia, stosowania nowych technik, zgodnych z najnowszą wiedzą ekologiczną o procesach przyrodniczych. Jest to procedura typowa dla ekologizmu, a więc przestrzegania rozwoju społeczno-gospodarczego przez pryzmat zgodności z prawami przyrodniczymi. Nie wystarczy "zasadzić las", zadrzewić teren, zbudować oczyszczalnię ścieków. Nie wystarczy, jeśli np. zadrzewienia posadzimy schematycznie, wg dotychczasowych wzorców, z niewłaściwych sadzonek. Jeśli zamiast całej różnorodności gatunków drzew i krzewów biocenotycznych, miodo- i owocodajnych posadzimy same topole tylko dlatego, że rolnicy "lubią topole" albo dlatego, że na nic innego nie potrafiliśmy się zdobyć - to jeszcze nie jest ekologizm i ekologizacja.
Jest jeszcze odwrotna strona zagadnienia autentyzmu ekologizacji. Dotychczas rozpatrywaliśmy przypadek przeciętnej gminy rolniczej, o typowym, intensywnym rolnictwie. Wszystko co w takiej gminie zrobimy "dla ekologii", liczymy "na plus", z wyłączeniem tych przypadków, o których wspomniałem, że mimo dobrych chęci, mogą zamienić się w swoje przeciwieństwo.
A co począć z przypadkiem gminy o dużym stopniu naturalności i słabo zaawansowanej antropopresji? Nie mówmy nawet o gminach związanych z parkami narodowymi. Wystarczy wziąć pod uwagę "gminy leśne" - o przewadze lasów i rolnictwie o niskiej intensywności. Czy taka gmina jest bardziej "ekologiczna" od ekologizującej się gminy o intensywnym rolnictwie?
Niewątpliwie jest bardziej naturalna, o dużym stopniu naturalności, ale "ekologiczna" - uważam - nie jest. Ekologizm, ekologizacja itp., to pewien proces rozumnego sterowania procesami gospodarczymi zgodnie z prawami przyrodniczymi. Może inaczej - nie rażąco wbrew tym prawom, tudzież wykorzystywanie praw przyrodniczych dla lepszych efektów gospodarczych, społecznych itp., np. biologiczna ochrona roślin, płodozmian ekologiczny, samowystarczalność opałowa, poprawa mikroklimatu, itp.
Takie stawianie sprawy zakłada istnienie jakiejś świadomości ekologicznej miejscowego społeczeństwa. Zakłada, że rozumie ono zgodność własnych interesów z regułami ekologizacji. Szczególnie w okresach burzliwych przemian gospodarczych i społecznych, nawet całkowicie naturalne okolice mogą zostać zupełnie zniekształcone w krótkim czasie przez różne - uczciwe i nieuczciwe - inicjatywy gospodarcze. Lata 1990-te przyniosły mnóstwo dowodów na to: lokalizacji składów trucizn importowanych z Zachodu w takich właśnie naturalnych okolicach, budowy przedziwnych obiektów gospodarczych, turystycznych i in. A musimy sobie zdawać sprawę z tego, że biologiczna stabilność takich okolic (ubogich lasów, skąpożywnych jezior i torfowisk) jest znikoma. O dziwo jest jak się zdaje - mniejsza niż starych krajobrazów rolniczych. W tych ostatnich ważnym czynnikiem stabilizującym ich trwałość jest import subwencji energetycznej (paliw i energii pierwotnej, energii wtórnej, zawartej w maszynach i materiałach, pracy ludzkiej i informacji).
Jeśli dalej miejscowa społeczność takiej gminy "naturalnej" jest "ekologicznie obojętna" - ma przecież "ekologii" pod dostatkiem,- to nic nie powstrzyma lokalnej katastrofy ekologicznej ona potrzebuje inicjatyw gospodarczych.
Dlatego uważam, że najbardziej nawet naturalna jednostka terytorialna nie będzie "ekologiczną" dopóty, dopóki nie zmieni swojego podejścia, czyli świadomości. Ekologizacja to pewien proces poprawiania środowiska a nie tylko eksploatacja naturalnych, już istniejących zasobów. Historia cywilizacji dowodzi, że eksploatacja zasobów naturalnych ma tendencję do minimalizacji nakładów, a maksymalizacji zysków. Efektem są zawsze spustoszenia ekologiczne.
"Ekologiczna" jednostka terytorialna działa z innego pułapu; ona już przeszła przez etap pierwotnej ekspansji i eksploatacji zasobów. Zaczyna więc na nowo odkrywać ziemię i niejako na nowo ją organizować. Jeśli słyszę, że nad lobaliowym jeziorem powstaje ośrodek wczasowy, czy w górach planuje się jakiś "kolorowy zawrót głowy", to rozumiem że jest to jednocześnie deklarowana chęć rabunku bezcennych przyrodniczych wartości tych miejsc i z ekologią nie ma nic wspólnego.
Ekologizacja jest zasadniczo mierzalna. Jej miarą jest:
- Niska subwencja energetyczna mierzona na jednostkę powierzchni, lub na jednego mieszkańca. Zmiana struktury subwencji jest podstawowym elementem procesu intensyfikacji gospodarczej eksploatacji przyrody. Ogólnie można przyjąć, że stopień zaawansowania ekologizacji będzie określany zmniejszaniem się udziału importu twardych energii i zwiększaniem udziału źródeł własnych. Jest to dążenie do energetycznej samowystarczalności, oczywiście w rozsądnych granicach. Ich określenie to oddzielny problem, zajmujący od lat ekologię teoretyczną i społeczną.
- Różnorodność, liczona jako różnorodność typów krajobrazu, bioróżnorodność gatunków roślin i zwierząt, mozaikowość (wielołanowość jako przeciwieństwo wielkołanowości) itp.
Postęp ekologizacji może być liczony od dowolnie obranego "czasu zerowego" (czas t0 gminy "leśnej" i podmiejskiej może różnić się o dziesięciolecia - a w niektórych dziedzinach nawet o 100 i więcej lat, mimo iż obie gminy istnieją realnie w czasie rzeczywistym, np. 2002 r. Gmina, której czas t0 = czas rzeczywisty [lub to wyprzedza czas rzeczywisty] ma do rozwiązania inne problemy i musi zastosować inne techniki niż gmina, której czas t0 nie odpowiada czasowi rzeczywistemu) i może dotyczyć jednostek o dowolnym stopniu naturalności. A ponieważ krajobrazów i biocenoz zupełnie naturalnych praktycznie już nie ma, więc nawet w "prawie naturalnych" krajobrazach też wiele jest do poprawienia. W naszym rozumieniu oznacza to ekologizowanie.
Uważam, że nie stopień naturalności będzie miarą zaawansowania ekologizacji. Mogłoby się bowiem tak zdarzyć, że gmina o dużym stopniu naturalności mogłaby praktycznie nic nie robić i uchodzić za wzorcową. A tak nie jest - to właśnie naturalne krajobrazy będą w najbliższym czasie poddawane bezlitosnej presji ludzkiej ekspansji. W świecie zdominowanym przez kult pieniądza, w świecie dochodzących do głosu coraz liczniejszych klas średnich, zaczyna się bezwzględny, decydujący wyścig do "nowego zawłaszczania" ostatnich resztek Natury. Wynikiem tego wyścigu będzie zdecydowanie nierównomierny dostęp klas i grup społecznych do zasobów naturalnych i narastania społecznej świadomości tego stanu (tzw. świadomość niesprawiedliwości ekologicznej). Prognozując - to właśnie niesprawiedliwość ekologiczna będzie przyczyną sprawczą potężnych ruchów społecznych w najbliższych dziesięcioleciach.
Próby praktycznej ekologizacji są zaledwie przeczuciem
tych ważnych wydarzeń w przyszłości. Dlatego
tak ważne jest, by od samego początku ekologizacja była
prowadzona wg obiektywnych, sprawdzalnych metod.
Te wierzby nie były ogławiane od co najmniej 20 lat.
Przypomniano sobie o nich po roku 1993,
gdy definitywnie skończyły się zapasy węgla u rolników.