BZB nr 1 - Ekorozwój 2020
Jesteśmy w r. 2020, świat nadal istnieje. Istnieje dzięki temu, że gorący schyłek poprzedniego wieku przyniósł lawinowo rozprzestrzeniające się przewartościowanie w dziedzinie pojmowania przez ludzi własnego miejsca we wszechświecie oraz rzeczywiste realizowanie płynących stąd konsekwencji praktycznych. Wiele się zmieniło i zmienia się nadal. Efektem tych zmian jest m.in. zaufanie naturze i naśladowanie w działalności ludzkiej form działania natury. W makroskali organizacji całości życia społecznego zaowocowało to tendencją (lepiej zapewne opisaną gdzie indziej) do rozproszenia, indywidualizacji, desynchronizacji, lokalności i poszanowania lokalnej specyfiki. Znikają stopniowo wszelkie cechy centralizacji, koncentracji, ekskluzywnej specjalizacji, totalizmu, uniformizacji oraz anonimowości oraz depersonalizacji (przepraszam, te okropne słowa to treściwe skróty). Organizacja życia społecznego idzie raczej w kierunku tworzenia (czy też uznania istnienia) autonomicznych, wielomodalnych, lokalnych całości, oddalając się coraz bardziej od dawniej wyodrębnianych ponadregionalnych, centralnie sterowanych, jednomodalnych systemów, całkowicie izolowanych zarówno od pozostałych tego typu systemów o innych modalnościach, jak i od żywej rzeczywistości, z której zostały wypreparowane. Tendencje te nie ominęły dziedziny edukacji. Wraz ze znikającymi stopniowo wielkimi zakładami przemysłowymi, w których nikt nie chce pracować, wielkimi centrami urbanistycznymi, w których już nikt nie chce mieszkać i wielkimi areałami monokultur. których nikt nie chce uprawiać - znikają też wielkie szkoły-kombinaty, obliczone na masową "produkcję" absolwentów o określonym, standardowym "profilu". Zamiast tego powstają małe (często jednoklasowe) szkoły zanurzone w lokalną społeczność, odzwierciedlające miejscowy koloryt i dostosowane do wartości, potrzeb i możliwości zamieszkujących tu rodzin. W skali kraju tworzy to szeroki wachlarz szkół o różnorodnej specyfice. Dobre rozwiązania upowszechniają się naturalnie, nie urzędowo, poprzez dobrowolne naśladownictwo.
Zmieniło się wiele... Co więcej, zmianę jako taką uznano za nieodłączną od życia w ogóle. Pokolenie obecnie (tj. w r. 2020) dorosłych było w ciągu swego życia - i jest nadal - świadkiem przemian na świecie tak wielkich i tak gruntownych, że nie uważa już swych własnych przekonań, wartości, wiedzy, stylu życia ani też obecnych problemów świata za niezmienne, uniwersalne, zawsze i wszędzie aktualne. Mając świadomość fundamentalnej zmienności wszystkiego - zarazem nie pragnie, by następne pokolenia powtarzały te same wzory, opierały się na tej samej gotowej już wiedzy, dążyły do tych samych celów i ogólnie działały na rzecz trwania obecnie istniejącego porządku, wypracowanego przez poprzednie pokolenia. Raczej przeciwnie. Obecni rodzice i wychowawcy świadomi są tego, że obecnym dzieciom, gdy dorosną, przyjdzie żyć w innych okolicznościach, w innym stanie świata i stanąć wobec innych już problemów, których dziś znać nie sposób. Tym bardziej nie sposób dziś przewidzieć ich rozwiązania, aby "przekazać" je dzieciom lub określić jakie zalety charakteru lub zdolności umysłu okażą się użyteczne w przyszłych warunkach, aby je zawczasu u dzieci "wykształcić". Zatem wysiłki pedagogów skupiają się nie na osiąganiu zamierzonego wcześniej wyniku edukacji, lecz raczej wokół procesu jako takiego. Szkoła służy nie tyle prostemu przekazywaniu zgromadzonej przez przyszłe pokolenia wiedzy, ile raczej jej rekonstrukcji w żywej materii umysłu i osobowości dziecka - co oznacza zgodę na aktywną, nie tylko receptywną, rolę ucznia i dopuszcza możliwość modyfikacji zarówno w treści jak i sposobie organizacji tej wiedzy, stosownie do unikalnych cech osoby ucznia oraz miejsca i czasu, w którym przyszło mu żyć.
Szkoła XXw. uważała za swoje powołanie wprowadzać dzieci w świat jaki zastały - jaki uzgodnili między sobą, a bez ich udziału dorośli, i nie liczyła się ze zdaniem dzieci na temat tego świata ani z potencjałem zmiany, jaki przynosiły ze sobą. Uczyła też i wymagała umiejętności ponoszenia kosztów adaptacji, jakie nieuchronnie pociąga za sobą dobre funkcjonowanie w chorym społeczeństwie. W taki model automatycznie wpisane jest założenie, że dzieci same z siebie uczyć się nie chcą - założenie w tym modelu głęboko słuszne: przystosowanie do chorego świata wymaga rezygnacji z własnego zdrowia i porzucenia wysiłków na rzecz przywrócenia go sobie i szerszemu układowi. Oczywiście takiej nauki dzieci nie chcą. U podstaw takiego modelu leży zasadnicza sprzeczność interesów pomiędzy wychowawcami a wychowankami. Wychowawcy, uzurpując sobie całą kontrolę i całą mądrość, manipulują "przedmiotem oddziaływań wychowawczych" tak, by spełniał określone kryteria.
Wychowankowie nie godzą się na taki swój status i wobec przewagi dorosłych stosują różne ukryte strategie, które umożliwiają im przeżycie w szkole bez konieczności całkowitej rezygnacji z własnej tożsamości. Ów "manipulator" to z kolei tylko rola, z którą konkretna osoba nauczyciela ma niewiele wspólnego i także jest zmuszona stosować ukryte strategie i kontrstrategie, aby przetrwać do dzwonka w wielowarstwowej niejawności szkolnej gry. Właściwy manipulator pozostaje anonimowy. Uczniowie postawieni w takiej sytuacji istotnie stają się "leniwi" i "tępi", a nauczyciele upodobniają się do najemnych dozorców.
Przemiany schyłku wieku przyniosły tu zasadniczą zmianę. Uznano spontaniczną potrzebę rozwoju i nauki, w jaką natura wyposażyła dzieci. Wcześniej wiele spośród motywowanych tą potrzebą działań dzieci nie było rozpoznawane jako nauka właśnie, gdzyż nie dostrzegano związku pomiędzy nimi a oczekiwaniami dorosłych, których spełnieniu wszelka nauka miała służyć. Obecnie, wobec przeniesienia uwagi dorosłych z wyniku na proces sam w sobie, stało się dla nich możliwe dostrzec pracę i naukę w tym, w czym dawniej widzieli tylko "czczą rozrywkę" lub zgoła "łobuzowanie" (Korczak, Freinet i nieliczni inni reformatorzy XXw. wiedzieli o tym wcześniej). Co więcej, obcowanie z dziećmi stało się bardziej satysfakcjonujące dla dorosłych, zgodzono się bowiem, że nauka może być wzajemna (choć w różny sposób), że być nauczycielem nie oznacza tylko jednostronnie udzielać się, a gratyfikację odbierać w kasie, lecz że także dzieci dla nauczycieli mogą być źródłem kształcących doświadczeń, o ile ci ostatni się na nie z założenia nie zamkną.
Ufanie naturze oznacza ufanie także i w to, że naturalne skłonności i zainteresowania dzieci dobrze służą ich rozwojowi i warto na nich właśnie oprzeć praktykę szkolną. Szkoła stała się ekologiczna w głębokim sensie: nie tylko uczy poszanowania natury, ale przede wszystkim uczy w poszanowaniu natury, zarówno natury wokół, jak i natury wewnątrz osób-uczestników procesu. Koncentracja raczej na procesie niż na wyniku edukacji oznacza wzmożenie uwagi pedagogów wobec tego, co konkretnie dzieje się w szkole, w każdym "tu i teraz" tworzącym z minuty na minutę realne życie uczniów i nauczycieli, a nie tylko przygotowanie do życia w przyszłości. Oznacza to wielką dbałość o to, by bieżąca praktyka szkoły we wszystkich swych aspektach respektowała wartości, które pragnie rekomendować (cel nie uświęca środków) oraz naturalne prawa wzrostu. "A jakie są te prawa?" - można zapytać i oczywiście odpowiedź nie jest do końca jednoznaczna. Jednak natura wyposażyła dzieci i ich opiekunów w pewne mechanizmy, intuicje, wzory zachowań, które stały się drogowskazem dla pedagogów 2020.
Rozwój jest radosny. Zdrowe dzieci chcą się uczyć dla samej tej radości i nie potrzebują dodatkowych zachęt czy kar. Zaufawszy temu, nauczyciel stał się sprzymierzeńcem dzieci w ich motywowanej dążeniem do radości, a jednak poważnej pracy. Dzieci oceniły to i chętnie przychodzą do szkoły nie z poczucia obowiązku czy lęku przed karą, lecz dlatego, że słusznie spodziewają się zrozumienia dla swych spraw, pomocy w poszukiwaniu odpowiedzi na niezliczone pytania i wsparcia w realizacji swoich pomysłów.
Nie potrzeba zewnętrznej dyscypliny, by dzieci skłonić do nauki. Organizacja pracy szkoły uległa znacznemu uproszczeniu i stała się elastyczna. Dziecięce grupy przyjacielskie nie dobierają się wg roku urodzenia, toteż i w szkole zrezygnowano z podziału uczniów na klasy wg wieku metrykalnego, zamiast tego wprowadzając swobodne tworzenie się zespołów dzieci w różnym wieku istniejących tak długo, dopóki aktualny jest cel, dla którego powstały: wspólne przedsięwzięcie, wzajemna pomoc, szczególne zainteresowania. Podobnie też, ponieważ świat nie jest podzielony wg akademickich dyscyplin wiedzy, zrezygnowano z podziału treści nauki na odrębne przedmioty. Zamiast tego, zajęcia koncentrują się na konkretnych, interesujących dzieci zagadnieniach (często związanych blisko ze sprawami życia codziennego) traktując je interdyscyplinarnie i proponując całościowe interpretacje. Zrezygnowano też z podziału czasu na lekcje, bo czyż jest sens przerywać ciekawe zajęcie tylko dlatego, że zegar wybił godzinę? Dopóki utrzymuje się zainteresowanie, dopóty zajęcie jest kontynuowane. Zajęcie angażujące różne funkcje psychofizyczne przeplatają się w taki sposób, że następne stanowi odpoczynek po poprzednim. W podobny sposób poniechano innych podziałów opartych na nienaturalnych kryteriach formalnych, wprowadzając w ich miejsce elastyczne formy organizacji dostosowane do aktualnych zajęć i po ich zakończeniu ustępujące formom odpowiednim dla kolejnych działań.
Człowiek nie jest samym rozumem. Szkoła stara się aranżować sytuacje, w których dzieci mogłyby doświadczać samych siebie, swego ciała, swych relacji z innymi i uczyć się rozumieć innych, być w grupie, rozpoznawać wpływ własnych stanów na treść swych sądów, uchwycić więź przedmiotu i podmiotu. Metody nauki dobierane są tak, by angażować i rozwijać harmonijnie całość osoby dziecka: umysł i ciało, rozumowanie i intuicję, zmysł rytmu i wyczucie przestrzeni itp. Tradycyjne szkolne metody tylko w niewielkim stopniu bywają wykorzystywane z powodu nienaturalności większości z nich. Np. utrzymywanie przez długi czas tej samej siedzącej pozycji ciała jest niefizjologiczne, szkodliwe dla zdrowia, utrudnia utrzymanie koncentracji uwagi i jest samo w sobie niezwykle trudne do pogodzenia z dziecięcym temperamentem. Co więcej, jest całkowicie zbędne. W miejsce metod, wymagających takich nienaturalnych wysiłków, coraz szerzej stosuje się formę zajęć wywodzącą się z typowych dziecięcych zabaw - np. zabaw tematycznych ("w dom", "w policjantów i złodziei", "w Indian" itp.). Doceniono formę, jaką niezależnie od siebie realizują dzieci całego świata: jej całościowość, angażowanie osoby dziecka, pełnienie roli jako sposób empatycznego poznawania i możliwość nieograniczonego wzbogacania o nowe treści, stanowiące ważny przedmiot nauki. Pomoc nauczyciela w takich zabawach sprawia, że stają się one okazją do zdobycia rzetelnej wiedzy i umiejętności praktycznych, oraz że dzieci nie muszą zadowalać się symbolem, lecz mogą ćwiczyć się w różnych czynnościach naprawdę, budować realne konstrukcje i osiągać rzeczywiste efekty. Z zabaw tych biorą początek bardziej dojrzałe formy, wykorzystywane przez starsze dzieci: psychodrama, inscenizacje, działania parateatralne, powielanie w szkole na małą skalę różnych instytucji świata dorosłych (np. szkolna drukarnia i własna działalność wydawnicza, sklepik, bank, a także samorządność społeczności szkolnej). Ufając naturze, za wzór zajęć szkolnych bierze się spontanicznie realizowane przez dzieci w ich zabawach formy, choć mechanizm ich dobrego działania nie znalazł jeszcze - być może - satysfakcjonującego wyjaśnienia naukowego.
Szkoła 2020 jest ściśle związana z lokalną społecznością. Rzadko jako nauczyciel zaangażowana jest w niej osoba, która poświęca się tylko nauczaniu. Częściej pracuje w tym charakterze kilkoro osób (po części rodziców), które poza tym mają też inne zajęcia i dzielą między nie swój czas (w r. 2020 porzucono wąską specjalizację, większość osób realizuje się w kilku różnych dziedzinach). Szkoła nie jest instytucją na szczególnych prawach, lecz naturalnym rozszerzeniem domu rodzinnego, wspólną przestrzenią społeczności mieszkańców. Rodzice i inni (dorośli i niedorośli) członkowie rodzin uczniów mają tam swobodny wstęp i często, stosownie do swych możliwości wspierają działania szkoły. Nieformalne relacje pomiędzy uczestnikami procesu szkolnego, nieostro określone jego granice, grupy dzieci w różnym wieku współdziałające ze sobą i pełniace wzajem wobec siebie różne role (dzieci także uczą się nawzajem, bardziej zaawansowane w nauce czasem zastępują nauczyciela), zaangażowanie innych dorosłych członków społeczności lokalnej w zakresie wiedzy i umiejętności, w którym czują się kompetentni i czasowe przenoszenie lekcji do ich domów i warsztatów pracy - wszystko to raczej przypomina układ stosunków w tradycyjnej, wielodzietnej i wielopokoleniowej rodzinie, która była pierwszą filogenetycznie instytucją kształcącą, desygnowaną do tej roli przez naturę.
Katarzyna Stemplewska-Żakowicz
Nowolipki 28a/34,
01-779 Warszawa
22.10.90