BZB nr 10 - Nowy ustrój - te same wartości
Świat nie stawia już dzisiaj przed człowiekiem niemal żadnych przeszkód, nie buduje ich religia, prawo, konwenanse. Człowiek współczesny musi szukać przeszkód we własnej jaźni, dobywać je stamtąd i stawiać na swej drodze. Musi tak czynić, bo to właśnie pokonywane przeszkody stanowią o godności człowieka. Musi tak czynić dlatego, że zawracanie przed przeszkodami postawionymi przez samego siebie jest w wielu przypadkach najszlachetniejszą czynnością, na jaką może się zdobyć ludzkie stworzenie.
Aldous Huxley
Walka jest wychowawczynią wolności. Gdyż co to jest wolność? To pragnienie samo-odpowiedzialności. To przestrzeganie dzielących nas oddaleń. To zobojętnienie na trudy i niedostatki, srogość, nawet na życie. To gotowość poświęcenia swej sprawie innych i siebie. Wolność to znaczy, że instynkty triumfalne, wojownicze, męskie zawładnęły innymi, na przykład instynktem "szczęścia". Człowiek wyzwolony, tem bardziej duch wyzwolony, gardzi nikczemną błogością, o której marzą przekupnie, chrześcijanie, krowy, kobiety, Anglicy oraz inne demokraty. Człowiek wolny jest wojownikiem.
Fryderyk Nietzsche
Często nachodzi mię chęć zrobienia czegoś, ale rzadko pojawia się chęć zrobienia czegoś, co chcę zrobić. Sformułuję tę myśl nieco inaczej, a będziecie rozczarowani jej brutalną jasnością: chcę coś zrobić, ale nie chcę wkładać jakiegokolwiek wysiłku w urzeczywistnienie mojej chęci.
Aleksander Zinowiew, "Homo sovieticus"
Kiedy próbuję sobie wyobrazić ten nowy rodzaj despotyzmu, zagrażający światu, widzę nieprzebrane rzesze identycznych i równych ludzi, nieustannie kręcących się w kółko w poszukiwaniu małych, pospolitych wzruszeń, którymi zaspokajają potrzeby swojego ducha (...) Ponad wszystkim panuje na wyżynach potężna i opiekuńcza władza, która chce sama zaspokoić ludzkie potrzeby i czuwać nad losem obywateli (...) Nie łamie woli, lecz ją osłabia. Rzadko zmusza do działania, lecz zawsze staje na przeszkodzie wszelkiemu działaniu. Nie tyranizuje - krępuje, ogranicza, osłabia, gasi, ogłupia i zamienia w końcu każdy naród w stado onieśmielonych pracowitych zwierząt, których panem jest rząd.
Ludziom osiemnastego wieku całkiem nieznana była ta swoista namiętność do dobrobytu, którą można chyba uznać za matkę służalczości; namiętność miękka, a przecież uparta i trwała, która często się łączy i, by tak rzec, splata z niektórymi cnotami prywatnymi, z miłością rodziny, przyzwoitością obyczajów, szacunkiem dla religijnych wierzeń, a nawet z letnią, ale pilną pobożnością; namiętność, która pozwala na uczciwość, lecz wzbrania heroizmu i znakomicie przyczynia się do formowania statecznych ludzi i tchórzliwych obywateli. Tamci byli i lepsi, i gorsi.
Alexis de Tocqueville
W naszych czasach przyjęło się wierzyć, że wolność osobista zależy od tego, czy można wybierać pomiędzy Pawlakiem czy Suchocką i kupić w sklepie 10 rodzajów kremu do golenia zamiast jednego. Oznacza to, że wolność zależy od polityki i ekonomii. Od tego zależy też ludzkie szczęście i dobrobyt. W tej mierze znajduje wyraz być może najbardziej charakterystyczna cecha naszej cywilizacji polegająca na tym, że jednostki są podporządkowane kolektywom i kolektywnym urządzeniom, a swój los i samopoczucie uważają za zależne od czynników zewnętrznych. Tymczasem, jak powiedział Chamfort, tak zwanego szczęścia na tym świecie jest niezbyt wiele, a to, które jest, można znaleźć tylko w sobie. Poza tym są atrapy w rodzaju najlepszego ustroju czy rozwijającej się gospodarki. Demokratyczny polityk i wynajmujący go handlarz są zresztą bardzo zainteresowani takim sposobem widzenia świata. Człowiek, który swoje szczęście uzależnia od tego, jaki będzie panował ustrój, to idealny wyborca, wyborca - można by powiedzieć - o orientacji marzycielskiej, a ci mierni ludzie, którzy dominują w partiach politycznych, niczego poza kiepskimi bajkami nie są w stanie zaoferować. Również sprzedawca coraz to nowej odmiany tego samego towaru gra na podobnej słabości i dziecinnej wierze w to, że posiadanie jakiegoś przedmiotu zmieni nas samych. Jednocześnie zwykły człowiek nie ma żadnego wpływu na sposób rządzenia, bo swój głos oddaje w sposób przypadkowy i w masowej demokracji trudno od niego wymagać, żeby było inaczej. Nie ma też żadnego wpływu na rozwój gospodarczy i świat polityki. Obie te dziedziny są dla niego realnie tak samo niedostępne, jak były kiedyś rządy pierwszych sekretarzy. Rezultat jest podobny jak w przypadku nauki i fachowców. Człowiek zaczyna wobec ekonomii i polityki żywić stosunek bałwochwalczy i zabobonny. Choć pomstuje na głupotę i złodziejstwo, to nie jest skłonny do jakiegokolwiek bardziej aktywnego działania na rzecz zmiany systemu, od którego funkcjonowania czuje się zależny. To właśnie ta sytuacja rodzi uwiąd woli i poczucie beznadziejności indywidualnego wysiłku. Bardzo charakterystyczne są głosy, w których przejawy np. korupcji uważa się za dowód tego, że demokracja w Polsce jest jeszcze młoda i niedojrzała, jak gdyby osobista uczciwość zależała od systemu. Wypowiedzi te do złudzenia przypominają tłumaczenia własnej nieudolności wypaczeniami socjalizmu. Skomercjalizowane media wmawiają dzisiaj stale, że w komunizmie rządziła doktryna polityczna, a kapitalizm to żywioł, wolność, koniec historii i system natury. W rzeczywistości najbardziej fundamentalną cechą obu systemów jest to, że życie i polityka właśnie są w nich podporządkowane doktrynom ekonomicznym, czyli materialistycznym i opartym jedynie na kryteriach ilościowych. W kapitalizmie zjawisko to osiągnęło niespotykany w dziejach stopień i rządy oceniane są tylko i wyłącznie według ilości lodówek, wyprodukowanych na głowę obywatela, czyli tzw. wzrost gospodarczy. A ponieważ ten możliwy jest tylko poprzez coraz szybsze działanie pracowniczo-konsumenckiej machiny, w praktyce oznacza to, że im więcej hałasu, spalin, pośpiechu, społecznych patologii, tym większy powód do chwalenia się dla politycznych marionetek, które zajmują gros miejsca w dziennikach.
Dzisiejszy, wymagający ogromnych kapitałów rynek mediów walnie przyczynia się do tego stanu rzeczy. Polityka i ekonomia zajmują większość czasu w telewizji i miejsca w gazetach. Gazety powiązane z jednym lobby ujawniają oszustwa innego i to wszystko, ale życie przeciętnego człowieka nie ma wielkiego związku z rozgrywkami pomiędzy jednym wielkim dziennikiem a drugim, a ściślej między ich właścicielami. Rozgrywki te mają stwarzać wrażenie, że coś się dzieje i są odpowiednikiem starożytnych igrzysk, a wiadomości o tym, że np. wzrosła wymiana handlowa, służą również pokrzepieniu serc. Wszystko to jest do gruntu sztuczne, podporządkowane teoriom i doktrynom oraz temu "co przecież wiadomo". To nic, że od kilkudziesięciu lat panujące elity nie są w stanie rozwiązać żadnego z istotnych problemów, poradzić sobie z zalewem chorób, przestępczości, z górą śmieci wokół nas. Wystarczy zapytać o to jakiegokolwiek specjalistę czy biurokratę, a usłyszymy długi, bełkotliwy wywód, z którego wynika, że nie ma się czego obawiać, bo wszystko jest mierzone i że wszystkie wskaźniki pokazują, że jest coraz lepiej i właściwie nie wiadomo dlaczego jest coraz gorzej. I telewidz czy czytelnik już jest spokojniejszy, bo posłyszał, że skażenia mieszczą się w normie, stan powłoki ozonowej zmniejszył się tylko o kilka procent, klimat ocieplił tylko o jeden stopień i że takie coś zdarzyło się już kilkaset milionów lat temu i że zdarza się średnio raz na milion lat. Na czym opierają się te dane, kto ustalał normy, co daje samo mierzenie i dlaczego teraz wszystko ma mieć taki sam przebieg, jak milion lat temu i jaki naprawdę wtedy miało - lepiej nie pytać.
Inni wierzą, że zamiast mierzenia lepiej jest oddać władzę kobietom i że to ich intuicja - zgodnie z naukami chińskich mędrców w hollywoodzkiej interpretacji - zbawi świat. Mało wygodny fakt, że na Dalekim Wschodzie tradycyjny podział ról był i jest przestrzegany o wiele bardziej rygorystycznie, uchodzi jakoś uwadze entuzjastów teorii yin i yang. W ogóle całe zainteresowanie Wschodem wydaje się nie dostrzegać, że wszystkie tamtejsze systemy filozoficzne są oparte na ogromnym poczuciu samodyscypliny, ascezie i przestrzeganiu hierarchii. Wydaje się, że jest to konieczne także z uwagi na nieprecyzyjność języka i dlatego wyrwanie z kulturowego kontekstu kilku mglistych formuł jest kolejnym przejawem ucieczki od myślenia. Bo współczesna zachodnia cywilizacja wcale nie cierpi na przerost intelektualizmu, przeciwnie - jest oparta na niezliczonej ilości zabobonów, dotyczących życia doczesnego, na uczuciu chciwości, pychy wobec przeszłości, lęku przed śmiercią i wielu innych. Problem polega na tym, że takie motywacje działania wyznaczają rozumowi złe cele, stąd konieczność pokrywania ich przy pomocy specjalistycznych żargonów i magicznych formuł ekonomii. Osobiście, gdybym miał już stosować taką płciową historiozofię to powiedziałbym, że kryzys polega na feminizacji mężczyzn, którym brak siły woli i wytrwałości w realizacji długofalowych celów. Zamiast tego ulegają oni łatwo konformizmowi i godzą się na bycie częścią maszyny do produkcji zabawek, którymi potem narkotyzuje się pani Szczęsna. Feminizacja polskiego szkolnictwa, medycyny, sądownictwa wyraźnie pokazuje, że kobiety tak samo gorliwie realizują obowiązujące wzorce. Wszystkie badania dowodzą jednoznacznie, że to kobiety ulegają łatwiej reklamie i emocjom przy robieniu zakupów, a tak zwaną karierę robią po to, żeby coś komuś czy sobie udowodnić, czyli zupełnie niepotrzebnie. Oczywiście, dochodzi tu wiele innych przyczyn, a wszelkie uogólnienia tego typu zawsze zawierają spory margines błędu i są dla wielu jednostek krzywdzące i denerwujące, ale właśnie dlatego warto czasem zastanowić się dłużej nad powszechnie obowiązującymi schematami. Również przekonanie, że XIX-wieczni wielcy odkrywcy i wynalazcy kierowali się tylko rozumem - jest uproszczeniem. Większość z nich była ożywiona bardzo szlachetnym, choć z dzisiejszej perspektywy naiwnym przekonaniem, że nauka i technika rozwiążą wszystkie problemy i zapewnią czasy wiecznej szczęśliwości. Ale to właśnie szczerość tych intencji sprawiała, że ówczesne wynalazki rozwiązywały to, co było w tamtych czasach problemami. Wielu z tych ludzi było zupełnie obojętnych na korzyści materialne i dobra doczesne. Zdarzały się przypadki, kiedy nie mogąc pogodzić się z lekceważeniem swoich odkryć wynalazcy popełniali samobójstwo. To właśnie prawdziwe i silne emocje oraz wielka wiara w pewne uniwersalne wartości zaprzęgły rozum tych ludzi do pracy, która była dla nich nie celem samym w sobie albo sposobem robienia pieniędzy, ale przede wszystkim drogą do realizacji ideałów. I to właśnie dlatego tak wielu z nich wprowadzało je w życie. Możliwe, że ktoś podobny do nich wymyśli kiedyś urządzenie do szybkiego rozkładania asfaltu i betonu. Wyobraźcie sobie takie ręczne spraye do niszczenia autostrad. W takiej sytuacji technika znów zaczęłaby służyć dobru i życiu. Ale żeby tak się stało, musi nagromadzić się w odpowiedniej liczbie umysłów silna wiara, że coś takiego trzeba wymyślić. Słusznie pisał w tym kontekście Ernst Schumacher: Zadaniem najważniejszym dla naszego rozumu jest odzyskanie bardziej autentycznej wiary niż ta, którą mamy obecnie, gdzie indziej dodając, że to nieprawda, że zaczęto dziś ignorować filozofię i etykę, ale że wyposażono nas w tanią filozofię i odrażającą etykę. W całościowym odrzuceniu przez niektórych kontestatorów wszystkiego co było, widać często myślenie "na złość", czyli zwykłe intelektualne lenistwo, które nie pozwala oddzielić tego, co wartościowe, od tego, co tandetne.
Dowodem na postępującą infantylizację jest popularność wszelkich sekt, ruchów charyzmatycznych i innych środków zbiorowej hipnozy. W grupie jest raźniej, ale jest to raźność budowana przez zapomnienie o rzeczywistości i otaczającym świecie, czyli kolejny, beznadziejny narkotyk. Prawdziwe życie jest natomiast, jak pisał Józef Mackiewicz: samotnością w życiu. Rośnięcie i myśl towarzysząca. Każde doznanie człowieka jest jedyne i niepowtarzalne. Im bardziej przestaje być samotnym, tym bardziej oddala się od rzeczywistości. Im bardziej identyfikuje się z innymi, tym bardziej oddala się od prawdy. Ale czym innym jest świadome przeżywanie samotności, a czym innym ucieczka przed światem i przed innymi. Natomiast dzisiejszy człowiek używa towarzystwa jako ucieczki od samego siebie, a samotności do zapomnienia o świecie. Jedno i drugie ułatwić mają narkotyki, środki psychotropowe i cudowne wynalazki, pozwalające pożerać przestrzeń i przenosić się w tak zwaną rzeczywistość wirtualną z głową włożoną do komputera. Kiedyś wystarczyło takim rozhisteryzowanym dzieciom wciśnięcie głowy w poduszkę. W takim stanie trudno liczyć na rozwiązanie jakichkolwiek problemów indywidualnych i społecznych. Wszystkie one tylko się nasilają, a zahipnotyzowani ludzie patrzą w ekrany telewizorów, powtarzają formuły o złym średniowieczu, wchodzeniu w XXI wiek i o tym, że trzeba mieć nadzieję. Przy czym są stale czymś bardzo zajęci i aktywni, starają się pomóc innym i światu, ale jest to aktywność przypominająca działanie egzaltowanych panienek, które chcą być w centrum zainteresowania, "robić coś" i marzą, tak jak w piosence "Skaldów": żeby coś się stało z nami. I dużo się z nimi dzieje, tylko że nic z tego nie wynika.
Życie w wielkich miastach, czyli środowiskach od początku do końca sztucznych umacnia jeszcze tę dziecinną mentalność. Jak pisał Ortega y Gasset: Współczesne masy ludzkie otacza świat pełen możliwości, a na dodatek pewny i bezpieczny (pisane w roku 1930); zastają wszystko gotowe, będące do ich dyspozycji, ogólnie dostępne, jak słońce i powietrze, nie wymagające jakiegokolwiek wysiłku (...) Owe rozpuszczone masy są wystarczająco mało inteligentne, by wierzyć, że cała ta materialna i społeczna organizacja, będąca jak powietrze do ich dyspozycji, jest tego samego pochodzenia, co i ono (...) nie interesuje ich nic poza własnym dobrobytem, a jednocześnie nie mają poczucia więzi z przyczynami tego dobrobytu. Zdobyczy cywilizacji nie odbierają jako cudownych, genialnych konstrukcji, których istnienie należy pieczołowicie podtrzymywać, wierzą więc tylko, że ich rola sprowadza się do wymagania tych ostatnich, jak gdyby chodziło o przyrodzone prawa. Za jedną z takich zdobyczy uznał też sztukę introspekcji, pisząc: Uwaga skierowana do wnętrza, czyli pogrążenie się w sobie jest najbardziej antynaturalnym, ponadbiologicznym faktem w człowieku. Potrzeba mu było wiele tysięcy lat, aby wykształcić w sobie trochę - tylko trochę - zdolności do koncentracji. Zdolność do koncentracji to zdolność widzenia rzeczywistości, samotność dobrze przepracowana jest właśnie okazją do wypracowania w sobie takiego spojrzenia. Ale kto w dzisiejszych czasach uczy sztuki bycia samemu, bez radia, gazety, telewizji, partnera czy komputera, kto uczy myślenia samotnego, czyli niezależnego i wolnego? Taka nauka byłaby też nauką bycia razem, bo tylko towarzystwo ludzi, którzy nie uciekają przed samotnością jest ciekawe i nie ma cech nerwicy natręctwa. W pół wieku po tym, co pisał Ortega można już mówić o następnym stadium kryzysu, jakim jest świadomość zagrożenia i brak silnej woli, by mu przeciwdziałać. Poszukiwanie bezpieczeństwa w "rozwiniętym terenie" jest ucieczką beznadziejną, bo by pozostać przy myśli Hiszpana: samą substancję człowieka stanowi właśnie niebezpieczeństwo. Człowiek zawsze wędruje pośród przepaści i czy tego chce, czy nie chce, jego najautentyczniejszym obowiązkiem jest utrzymanie równowagi. Tylko ktoś taki i działający zgodnie z tym, co po dojrzałym i uczciwym przemyśleniu uznał za swoje powołanie, może być wolnym.
Popularne jest też przekonanie, że wolność polega na tym, że każdy może mówić i ogłaszać drukiem to, na co ma ochotę. W sytuacji, gdy obecny system uważany jest za koniec historii, a ustrój za jedynie słuszny, wszyscy na ogół mówią to samo. Jednocześnie przebicie się do masowego odbiorcy jest prawie niemożliwe bez akceptacji właścicieli wielkich stacji telewizyjnych, reklamodawców i utrzymywanych przez nich tak zwanych kręgów opiniotwórczych, czyli grup płatnych sofistów. Barbara Toporska ujęła to dosadnie pisząc: Łatwiej było kiedyś oddziaływać na umysły całej Europy pisząc gęsim piórem, niż dzisiaj posługując się elektryczną maszyną do pisania. Narzucony przez postęp techniczny pośrednik, czyli redaktor lub wydawca, liczy się z ilością czytelników, którym najlepiej trafiają do przekonania ich własne przekonania lub przekonania z "firmą", którą z góry akceptują. Gdzie indziej wspomniała, że: stado baranów nie przestanie być stadem baranów nawet wtedy, kiedy podzieli się na kilka partii i wybierze ogon, za którym chce podążać. Zabobonna i bezkrytyczna wiara w to, że masowa demokracja jest panaceum na wszystko, to kolejna przykrywka dla ucieczki od odpowiedzialności. Większość nigdy nie może być o nic oskarżona, a jeżeli nawet, to przed kim może większość odpowiadać? Tak zwany trójpodział władz już dawno nie istnieje (o ile kiedykolwiek istniał) i władza sądownicza ma coraz mniej do powiedzenia w sytuacji, gdy prawo jest coraz częściej zależne od tego, jaka partia rządzi. Masa jest zawsze nieodpowiedzialna. Zjawisko dyfuzji odpowiedzialności, jakie zachodzi w tłumie, to elementarz społecznej psychologii.
Wolność to podobno także nieograniczona możliwość przemieszczania się. Polscy piewcy kapitalizmu z zachwytem mówią o tym, jak często przeciętny Amerykanin zmienia miejsce zamieszkania i pracy. Jaki jest cudownie MOBILNY. Oprócz wielu innych negatywnych skutków, takich jak choćby zanik trwałego przywiązania do danego miejsca na ziemi, co Józef Mackiewicz nazywał patriotyzmem pejzażu (zaliczał do niego także ludzi, rośliny i zwierzęta), ogromnej powierzchowności stosunków międzyludzkich, maskowanej uśmiechem białych ząbków made in USA; być może najbardziej znaczącym dla naszej planety skutkiem takiej postawy życiowej jest to, że wszystkie miejsca na Ziemi zaczynają być do siebie podobne. Mobilny, zachodni życiowy turysta nie ma bowiem dość czasu, żeby poznawać świat, o wiele łatwiej jest go ujednolicić. Nie trzeba wtedy tracić czasu np. na uczenie się innych obyczajów czy języka. "Rozwinięty teren" jest wszędzie taki sam. Wszędzie beton, plastik, asfalt, trawnik, samochód, supermarket, te same stroje, te same bary, dyskoteki, ci sami zestandaryzowani ludzie, oglądający te same reklamówki i słuchający tych samych, bardzo ważnych "newsów", wyrażający te same słuszne poglądy, uważający słowo "kontrowersyjny" za epitet (ludzie "jednowersyjni"?) i bardzo przyjacielscy, dziwiący się, jeżeli nie chcesz żyć tak jak oni i "mieć fun". I tak cudownym sposobem można być mobilnym i czuć się wszędzie u siebie. Różnorodność jest nieekonomiczna, nieopłacalna i nieracjonalna, trudniej ją zamienić na komputerowy program.
Prawda jednak jest inna i jak pisał Isaac Bashevis Singer: szczęście i indywidualizm to zjawisko identyczne. Staje się on (człowiek - przyp. O.S.) szczęśliwy wyłącznie wtedy, kiedy może wyrazić całą swą niepowtarzalność (...), a - Indywidualistycznie nastawiony artysta staje się pierwszą ofiarą brutalności kolektywizmu i dyktatury, nieważne czy będzie to dyktatura partii czy pieniądza. Ekstrapolując myśl Singera można powiedzieć, że taką samą ofiarą staje się ktoś, kto chce być dziś artystą życia i wieść je w sposób wolny i odpowiedzialny.