BZB nr 10 - Nowy ustrój - te same wartości
Indianin był na tyle dziki i na tyle głupi, że kompletnie nie mógł zrozumieć atrybutów cywilizacji, wdzierającej się na jego kontynent. Nie mógł zrozumieć, dlaczego "blade twarze" wciąż się spieszą i pędzą na złamanie karku, jakby goniła je śmierć. Dlaczego pracują od świtu do nocy tak ciężko, że pod koniec roboty nie pamiętają już swego imienia. Dlaczego ciułają kolorowe papierki i niczego nie chcą ofiarować nawet swym braciom, jeśli ci nie dadzą im tych papierków. Dlaczego wojna, która powinna być polem honoru i męstwa, jest u białych śmietnikiem zdrady i barbarzyństwa. (...) Jaki jest cel tego szaleństwa?
Waldemar Łysiak
Nadmiernym wysiłkiem zdobywają sobie czas wolny i nie potrafią potem zrobić z nim nic innego, niż liczyć godziny, dopóki ten czas nie upłynie.
Fryderyk Nietzsche
Medycyna może dziś leczyć albo bardzo drogo, albo tak jak w średniowieczu.
Lekarz kwestujący na rzecz jakiejś fundacji w III RP
Czas to pieniądz.
Popularne powiedzenie ludzi interesu
Nie czas jeszcze powracać do jasnych i pewnych zasad religii oraz do tradycyjnych cnót, według których skąpstwo jest godne potępienia, lichwa jest grzechem, a miłość pieniądza czymś obrzydliwym. Jeszcze przez co najmniej sto lat musimy udawać przed sobą i przed innymi, że uczciwość jest podła, a podłość uczciwa, ponieważ podłość popłaca, a uczciwość nie. Skąpstwo, lichwa i nieufność muszą pozostać naszymi bóstwami jeszcze przez jakiś czas.
J.M.Keynes
Gdyby takie urządzenia oszczędzające czas naprawdę go oszczędzały, to powinniśmy mieć znacznie więcej czasu niż kiedykolwiek w historii. Tymczasem wydaje się, że mamy go jeszcze mniej niż kilka lat temu. Naprawdę przyjemnie jest pojechać gdzieś, gdzie nie ma urządzeń oszczędzających czas, bo wtedy okazuje się, że mamy naprawdę dużo czasu. Podczas gdy gdzie indziej musisz się bardzo starać, aby móc zapłacić za te wszystkie maszyny, mające zaoszczędzić twój czas, tam nie musisz tak ciężko pracować.
Benjamin Hoff
Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole (...) i rzekł: Tak zrobię: zburzę swoje spichrze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe zboże i moje dobra i powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone, odpoczywaj, jedz, pij i używaj. Lecz Bóg rzekł do niego: Szaleńcze! Jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie, komu więc przypadnie to, coś przygotował?
Łk 12,16-20
Dzisiejszy człowiek żyje dla przyszłości. Komuniści wierzyli w budowę raju na ziemi i w jego imię tworzyli na niej piekło, pracowici protestanci wierzą w raj po śmierci dla bogatych i pracowitych i w jego imię dokonali ludobójstwa Indian. Cel naszej cywilizacji? Dorobić się, by potem nic nie robić, być złodziejem, by potem pozwolić sobie na uczciwość i przestrzeganie świętego prawa własności. Tak można by wyjaśnić "dzikiemu", o co w tym wszystkim chodzi. Niektórzy wierzą jeszcze, że po tak zmarnowanym życiu wystarczy zdążyć się wyspowiadać albo uzyskać ostatnie namaszczenie, aby się zbawić. Co za spryt.
Taki stosunek do czasu oznacza szczytową formę alienacji, można wręcz mówić o wyobcowaniu z teraźniejszości, czyli z otaczającego nas świata. To nieważne, że jest coraz więcej spalin i hałasu, że coraz więcej ludzi jest inwalidami od młodości, że do rzeki w sąsiedztwie nie można włożyć ręki - to wszystko nieważne. Jak tylko się rozwiniemy i będziemy bogaci, to zapłacimy fachowcom, żeby te niedogodności usunęli, zapłacimy też policji, żeby broniła nas przed własnymi dziećmi. Współczesna władza marzy o tak rozumujących poddanych, rządzący mediami biznes skutecznie kreuje takie podejście do życia. Czas to pieniądz, a więc życie to pieniądz. Można je złożyć do banku i kiedyś odebrać z odsetkami. Ale w tej grze ktoś, kto tak myśli jest z góry przegrany. Biologia splata się tu z etyką i koszmarny wygląd 80-letnich podlotków po tysiącu operacji plastycznych odpowiada naiwnej wierze w to, że można odkupić własne sumienie, własną młodość, wierność własnym ideałom i samemu sobie. Jest to niemożliwe i czas odpowie nam tak, jak odpowiedział tytułowy bohater opowiadania Trumana Capote'a, pan Bida, kiedy ktoś chciał odkupić od niego swoje sny: zużyłem je. I wtedy pozostaje już tylko rozpaczliwa walka o przedłużenie egzystencji - ostateczny triumf ilości nad jakością. Świadectwo zmarnowanego życia.
O ile takie traktowanie czasu oznacza wyobcowanie z otaczającego świata, to współczesne podejście do zdrowia świadczy o utracie kontaktu z własnym ciałem. Zachodzi w tym wypadku zjawisko podobne jak w wypadku nauki. Z jednej strony spotyka się ludzi otaczających zdrowie kultem i spędzających życie na dbaniu o nie, z drugiej wielu traktuje je tak, jak traktują myślenie ci, co przyłapali naukowców na błędach, czyli w ogóle o nie nie dba. Jest to znakomita klientela dla producentów różnych cudownych leków, witamin, kosmetyków, a także dla firm ubezpieczeniowych z współczesnym mafijnym państwem na czele. Własne ciało jest dla człowieka czymś tak samo obcym, jak samodzielne myślenie. Zamiast świadomego wysiłku wczucia się we własną fizyczność i biologię woli albo zaufać specjalistom, albo w ogóle nie dostrzegać zagadnienia.
Słowem, które skutecznie wspiera kult przyszłości jest optymizm, który nie wiedzieć czemu uznany jest za coś dobrego, w przeciwieństwie do rzekomo złego pesymizmu, podczas gdy oba są po prostu zaprzeczeniem realizmu i trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość. Ten kult optymizmu zdradza inną prawdę, tę mianowicie, że współczesny człowiek o przyszłości nie myśli, on tylko żywi na jej temat mnóstwo iluzji. Otóż współczesny człowiek, podobnie jak ewangeliczny szaleniec nie bierze pod uwagę jednego faktu, tego mianowicie, że kiedyś umrze. Cały optymizm i zorientowana na przyszłość filozofia życiowa ma go przed tym przykrym faktem zabezpieczyć, a raczej jest to konstrukcja, mająca zabezpieczyć przed tym jego świadomość. Skoro przybiera ona tak gigantyczne rozmiary, jak optymizm "na miarę XXI wieku", to znaczy, że równie wielki jest lęk przed przyszłością. Bo przyszłość, czyli potop, o którym mówił tak szczerze profesor Koźmiński, jest przyszłością każdego człowieka i wiążący się z nią fakt indywidualnej śmierci jest dla każdego najbardziej tragiczny. Ale tragizm to rzecz niemodna, w przeciwieństwie do optymizmu i nadziei. W tym, że tyle się mówi o zagrożeniu Ziemi, a tak mało o zagrożeniu człowieka i o śmierci w ogóle, też widzę odbicie tej tendencji.
Starożytni szukali pomocy w obliczu śmierci w filozofii, potem przyszło chrześcijaństwo. Dzisiejszy człowiek szuka jej tam, gdzie umieścił wszelkie swoje marzenia. Dzisiejszy człowiek wierzy, że dodatkowy bilion dolarów, włożony w naukę uczyni go nieśmiertelnym. Osobliwym potwierdzeniem słuszności tej wiary ma być mierzenie poziomu opieki zdrowotnej ilością dolarów, przeznaczonych na nią w przeliczeniu na głowę obywatela. Nigdy nie mierzy się go natomiast według stanu zdrowia społeczeństwa czy np. prowadzących różny tryb życia jego odłamów, czy wreszcie poprzez stosunek nakładów do rezultatów. Nasze "elity" z zachwytem poinformowały ostatnio, że koszty opieki medycznej w Europie Zachodniej wzrosły w ostatnich 20 latach DZIESIĘCIOKROTNIE (podkr. O.S.). Dzieje się tak dlatego, że gdyby takich obliczeń dokonano, to wyszłoby na jaw, że ludzie żyją dłużej, a przede wszystkim zdrowiej tam, gdzie jeszcze nie dotarła zachodnia cywilizacja ze swoją drogą medycyną. Bo prawda jest taka, że najbardziej spektakularne sukcesy w przedłużaniu średniej długości życia wynikają nie z milionów dolarów przeznaczonych na naukę, ale z prostego i dlatego genialnego skojarzenia, że brud przy porodzie łączy się ze śmiertelnością niemowląt, a brud i brak higieny w ogóle mają wpływ na rozwój chorób zakaźnych. Również najbardziej realny sukces medycyny w usa wynika z zauważenia faktu, że obżeranie się pewnymi produktami powoduje zapadanie na niektóre choroby. Ale takich odkryć jest coraz mniej, a jeśli nawet są, to i tak zginą w ogólnym szumie propagandy. Poza tym lekarze muszą mieć miejsca pracy, a przemysł farmaceutyczny musi się rozwijać.
Panika w obliczu śmierci zawsze łączy się z lękiem przed życiem. Paradoks jest tylko pozorny, gdyż zarówno życie, jak i śmierć są tylko częścią większej jedności. I to właśnie wyrazem tej paniki jest powodzenie wizji developed area. Bo cały jej urok polega na tym, że daje ona złudne poczucie bezpieczeństwa. Wszystko jest tam pod kontrolą, a jak zachorujemy, to zapłacimy za podłączenie do bardzo drogiej maszynki, której posiadanie zabezpieczy nam święte prawo własności. I tak zabezpieczeni będziemy trwać. Jest taka, bodajże biblijna opowieść o człowieku, który w obawie przed śmiercią gnał przed siebie przez trzy dni bez wytchnienia. Tam dokąd przybył, czekał na niego anioł śmierci ze słowami: Kiedy kazano mi na ciebie czekać w tym miejscu nie wierzyłem, że możesz w ciągu trzech dni przebyć tak daleką drogę. I to też jest odpowiedź na pytanie Indianina, dokąd "blade twarze" tak bardzo się spieszą. Być może ten sam anioł powie ludziom XXI wieku: nie wierzyłem, że potraficie uśmiercić się - rozwinąć tak szybko. Paniczny lęk i będący jego odbiciem naiwny optymizm zawsze są złymi doradcami. Życie w developed area skraca naszą egzystencję także z biologicznego punktu widzenia, a z każdego innego czyni ludzi martwymi z chwilą, gdy w takie rozwiązanie uwierzą, bo: Kto stara się zachować swoje życie, straci je. Wszystko to nie znaczy, że trzeba śmierć lekceważyć. Przeciwnie, i dlatego zacytuję w tym miejscu Aleksandra Zinowiewa: chcesz żyć, gotuj się na śmierć. Gotowość człowieka na godne powitanie śmierci, a pokora przed obliczem śmierci to dwie różne rzeczy. W pierwszym wypadku człowiek walczy do ostatniego momentu, w drugim wpada w panikę i kapituluje (...) Toteż przyznawszy śmierci sprawiedliwość i wypracowawszy w sobie gotowość do wyzionięcia ducha, powiedz sobie na zakończenie owo wspaniałe, życiodajne "ale"! Powiedz sobie po rosyjsku: "Jak ginąć, to z muzyką" i bij się o życie! Nie proś, nie błagaj, a bij się!