BZB nr 12 - Z Ziemi moja radość. Antologia poezji ekologicznej


Z ZIEMI MOJA RADOŚĆ

BEATA ADAMCZUK

rysunek 1

POWIEDZ

jak nauczyć się barw
o których
brakuje pojęcia

* * *

zimą gdzieś
pod płaszczem poczułam
rosły marzenia
dotknij - prawda
jeszcze cieplutkie
wiosną rozepnę płaszcz

bladozielone listki zaistnieją

JANUSZ BIELSKI

WEGETARIANOM

Piękna i kochana mała świnka.
Z pięknej świnki, będzie piękna szynka.

A z miłości,
pozostaną tylko kości.

Nikt nam nie zaprzeczy,
że okrutny los, tej świńskiej rzeczy,
rodzi się w sercach ludzkich.

Ale tylko w tych maluczkich.

Te wielkie, zdają sobie z tego sprawę
i spożywają tylko trawę.

Nad nią kontemplują -
też się zdrowo czują.

Ich umysły właśnie,
myślą nie tak przaśnie,
jak ukatrupiaczy -
z których każdy - gdy zobaczy,
że się cosik żywe rucha,
to go pcha do brzucha,

Oj świecie, świecie -
pokąd tak będzie przecie?

Takiego świata nam trzeba,
byśmy żyli z wody i chleba.

A nie z kęsa
ukatrupionego mięsa!

Lecz niestety - świat jest taki właśnie,
że wraz z ludźmi - żyją baśnie.

12.12.93

JUSTYNA BLOCK

* * *

przykładam ucho
do drzewa
słyszę serce
a może to dzięcioł
i czy moje we mnie
powietrze
tak gra
czy drzewo
oddycha
i czuję krew
nie wiem czy ona
jest moja
czy wodą z ziemi
jak krew
drzewem płynie
ginąc
w zielonych ramionach
i doprawdy
nie wiem
czy zrosłabym się z drzewem
a może
zawsze z nim byłam
tylko odeszłam
na chwilę
powróciłam

EMIL BRYJA

TREN NA ŚMIERĆ AMAZONII

Amazonio

Amazonio zrozpaczonych aktualności
Stabat Mater Dolorosa
Porzucone lasy milczą
Stabat Mater Dolorosa
Tu i ówdzie po wypalonych kępach znać
Dawne ścieżki Indian
Niesprzyjające warunki na plantacjach
nie przynoszą korzyści
We wszystkim czuć smak popiołu
Nie widać nigdzie ziaren dla małych
skrzydlatych gości
Dziękujemy za kataklizmy i wstrząsy
Nie tylko ludzie, ssaki, gady i ptaki też
Umierają
Źle kończą się dawne czasy i obyczaje

Dziękujemy za kataklizmy i wstrząsy

Amazonio rozstań i tańczących szkieletów

Amazonio
Amazonio
Amazonio

Stabat Mater Dolorosa

(1992)

Wiersz powstał pod kierunkiem Roberta Drobysza na zajęciach z artoterapii, prowadzonych w Domu Pomocy Społecznej w Zbyszycach nad Jeziorem Rożnowskim.

DAREK

* * *

Zagrożenie ekologiczne
Bardzo prężne i dynamiczne

WOŁANIE NA PUSZCZY

Wołam w ochronie środowiska
i nadal będę to czynił.
By głos wołających na puszczy
nie zabrzmiał na... pustyni.

ROBERT DROBYSZ

HAIKU NA PATYKU

Lidce

* * *

żyję dębem
zimą umieram wiosną
piję wino

29 XII 93

* * *

stygmat księżyca
między brwiami
las

22 VIII 91

RENATA FIAŁKOWSKA

KAMIENNY ŚWIAT

Tam gdzie wczoraj
wspaniałe drzewa żywiczną woń wydzielały
dziś fabryczne kominy snują gęste dymy

Tam gdzie wczoraj
traw i wielobarwnych kwiatów było mrowie
dziś smutne gołe podwórka betonowe

Tam gdzie wczoraj
radośnie pluskały przejrzyste potoki
dziś brudne szare gęste smrodliwe ścieki

Tam gdzie wczoraj
świerszcze cichutko swoje pieśni grały
dziś zgrzypią gwiżdżą wyją i huczą motory

Tam gdzie wczoraj
szumiały pełne zwierza knieje i bory
dziś kamienne miasta z szarymi domami
i szarymi ludźmi o skamieniałych sercach

WALDEMAR FRĄCKIEWICZ

KROPLE SŁOŃCA

* * *

Przez szpary stodoły
przeciska się słońce
na ścianie
żywy cień motyla

(Żdżarka, lipiec 1985) rysunek 2

* * *

Wśród kolęd
Obudził się motyl
Szuka wolności
Na mrozie

(25.XII.88 w kościele)

* * *

Zmierzcha
Jerzyki lecą
Na moją szybę

(23.V.90)

SEBASTIAN GIL

ŁAŃCUCH TROFICZNY - SENTYMENTALNIE

zwieszam oczy:
zwierzęta śnią sen
o nogach prostych
o dłoniach chwytnych
o korze szarej

podnoszę palec:
udzielam łaski
większej klatki
humanitarnych elektrod

dotykam czoła
pestka mózgu
kapie kap
na kartkę papieru
może biodro
pani brzozy - kochanki wiatru

zasypiam ciało
obok pies
bawi się
gryzie kość
może biodro
pani świni - kochanki wieprza

TOMASZ N.GULIŃSKI

AUTOPORTRET

tyle jest mnie

na tej łące
taki żółty biały zielony
rozkwitły. tyle ramion
mam. zapachów. wiatr
pochyla mnie pieszczą
owady. tyle skrzydeł
mam. sam siebie
pieszczę

drżąc cykadami

* * *

wszechświat ma podniebienie
znajduje się ono
w moich ustach

JAGODA

W MOICH GÓRACH

W moich górach
echo odbija się od martwych szkieletów drzew
ptak przemyka chyłkiem jak złodziej
kwaśny deszcz zabija resztki życia
kałuże po wiosennej ulewie mają kolor siarki
słońce przegląda się w butelkach i puszkach
wiatr bawi się w rozrzucanie kolorowych papierków
Skałę na której stoję otaczał kiedyś las...
las umarł... Kto będzie NASTĘPNY?

AGATA JAŁYŃSKA

REKLAMACJI NIE UWZGLĘDNIA SIĘ

bawią się razem na śmietniku

bezpańskie rzeczy
bezpańskie psy
bezpańskie dzieci

wiatr porywa rozmarzone gazety
nieświadome swej wczorajszości
dziś już nieobecne duchem

wiatr niesie zapach historii

cóż za fetor!
jesteśmy zepsuci

(jak zepsuta pralka cioci reni)

wiatr mierzwi włosy staruszkom
zakłady napraw już ich nie przyjmą

brak części zamiennych
zmęczenie materiału

(jak zepsuta pralka cioci reni)

niedługo obsiądą ich mewy
dzieci wyłuskają szkło z okularów
pies pobiegnie za kapeluszem

WIOSNA

W moim oknie
powoli taje
wmarznięta w niebo szarość
szyby też stopniały

więc

wysuwam dłonie
z każdej kropli deszczu
na mojej skórze
wyrasta

źdźbło trawy

GRZEGORZ JANKOWSKI

* * *

zostać na gałęzi
jak stara sowa
w podartej koszuli w kratę
nie mówić nic
i tylko się wsłuchać
w strojnego lasu sonatę.

czekać i patrzeć
jak czarną szatę
świtu jasność rozdziera,
unieść się z wiatrem w górę, jak ptak
i słyszeć jak dusza śpiewa.

* * *

chcemy iść do księżyca
depcząc wciąż po ziemi
chcemy lecieć ku gwiazdom
kopiąc ciągle w piasku

co noc zasłaniamy okna
przed blaskiem poranka
wtulamy się w poduszkę
przed ptaków śpiewaniem
co dzień wkładamy ciemne okulary
by nie widzieć słońca
co chwila podkręcamy gałkę wzmacniacza
by nie słyszeć płaczu i krzyku człowieka
co noc zapalamy wielkie latarnie
bo ciemność nas przeraża
każdego dnia karczujemy drzewa
bo lasy są tylko dla dzikusów
wciąż patrzymy w telewizor
bo boimy się swojej duszy.

Ja nie mam nic przeciw żaluzjom, radiu, ciemnym okularom,
zacznijmy jednak żyć jak ludzie.

BOŻENA KLEJNY

FRASZKI I SENTENCJE EKOLOGICZNE

PARADOKS

Smuga spalin
w górze zawiśnie
sadza z komina
wszędzie się wciśnie,
opium i heroina,
betel i morfina.
Bomby, rakiety,
chemiczne odpadki.
Bakterie, wirusy,
drogowe wypadki,
ostatnio groźba nowa
nad nami, dziura ozonowa.

Dzięki powyższym
na globie
nie brak miejsca
mnie
i
tobie

* * *

Czy Warta
nazwy warta
skoro do tej rzeki
spływają ścieki.

MAŁGORZATA ŁĄCZYŃSKA

NIE JESTEŚ EUROPEJCZYKIEM

Nie masz klimatyzatora
Nie jesteś europejczykiem

Nie masz magnetowidu
Nie jesteś europejczykiem rysunek 3

Nie masz maszynki Gilette
robota Moulinette
Nie jesteś

Nie masz książeczki czekowej
tym gorzej
Nie jesteś w ogóle.

Nie masz pojęcia o Eurodisneylandzie
Nie jesteś.
Nie jesteś godzien
oglądać reklam w telewizji.

A za pokutę musisz zjeść
całą paczkę
gumy
TURBO.

ALICJA MAC

PĘD

Na jednym wozie śmiech
na jednym wozie płacz
na jednym wozie śpiew
na jednym wozie strach

Demograficzny wyż
ekologiczny niż
ekonomiczny zysk?
astronomiczny błąd!

Do góry patrzy w punkt
ślepy na wielkie tuż
bogaty Nikt - gdzieś tam
a biedny obok pan...

myśli że truje ich
nie wie że trują go?
zmalało dzisiaj już
wczorajsze wielkie zło

Trzebieje młody las
głębiny wód i mórz
prawdziwy - nieprawdziwy sen
obcy - nieobcy pęd...

Jeden dwa trzy
miliony miliony miliony
biali żółci
czarni czerwoni

Następni jacy?
Następni
niebiescy szarzy
kamienni słoni

31.7.90

YEWHEN MICHNOW'SKY

2. WIERSZ

Wydawać się Człowiekiem
Na obraz Boga
Poprzez Boga stworzonym
To...
To kochać kochać
To zabijać zabijać
I...
Niczym piękno symetrii
I tu i tam i teraz
Wydawać się to istnieć
Tak
.

7. WIERSZ

* * *

Jest Kosmos
Jest Słońce
Jest Ziemia
poza tym jest umysł
Dość ciężki
Dość trudny
Dość brudny
i jego właściciel
Człowiek

WIESŁAW JANUSZ MIKULSKI

* * *

przyrodo polska
rozlana barwą kwiatów
usłana jak pałac
zielonością drzew
oddycham przy tobie spokojem

przyrodo polska
wzorzysta dywanem łąk i pól
dostojna strzelistością Tatr
wstęgami rzek ozdobiona
z ciebie ma radość wyrasta

* * *

Tatry
zanurzone w morzu słońca
wykąpane we mgle

przyciśnięte jest moje serce do was
jak pieczęć
szaleństwem snu

gór gwiezdnych strome krawędzie
wyrzeźbiły w was
mijające dni

ANNA MILEWSKA

CISZA DLA PTAKÓW

Cisza dla ptaków
to chwila -
wczesnego popołudnia
kiedy nagle przycicha miasto

W alei
słodki przeciąg kasztanów
i z nim ptasi śpiew
wabiący szczęśliwy

A może to być także
chwila przed burzą
przyczajoną
którą - jeszcze nie wiadomo -
odstrasza czy przywabia
cisza dla ptaków

maj'86

ENERGIA

Po uśpionych drzewach
bezlistnych gałęziach
napowietrznym szlakiem
biegnie
płomienna wiewiórka
moja mała
znajoma

ze zdumieniem
w tym samym miejscu co zawsze
odkrywa
orzech
który tam układam

cmoka z pożądania
miotając ogonem
jak smugą plazmy
ognistej -
odfruwa

26.11.88

GRZEGORZ NOWAK

PRZESŁANIE

W błagalnym geście szeroko otwarte
mgłą obleczone
ku niebu wzniesione
krętych konarów ramiona odarte.

Krętych konarów ramiona odarte...

Tętnią życiem znaczeń mistycznych
jak koty czarne
jak kruki czarne
milczące trawy Gigantów mitycznych.

Krętych konarów ramiona odarte...

Język szalonych kształtów tworzące
słów nieznajomych,
zdań niezgłębionych
wiadomość dla nas w sobie kryjące.

Krętych konarów ramiona odarte...

WIOSENNE WYZNANIE

Ja, morderca duszy swojej
o wybaczenie Was proszę,
że w ten barwami pachnący czas
gorzkimi łzami Was niepokoję.

Przebaczcie mi, przyjaciółki nieme,
że się ośmieliłem do Was odezwać -
Wy, których nazwać nie potrafię -
kwiaty zamieszkujące Ziemię.

Wy tak pięknie umieracie -
z wiatrem zmówione, porankiem zroszone
niewinne, najdelikatniejsze
ramion płatki upuszczacie.

O Kwiaty! Dusze z zaświata!

Łzy ludzkie w niezliczonych gwiazdach...
Łzy ludzkie w niezliczonych piaskach...
Łzy ludzkie w umierających kwiatach.

PAWEŁ JANDA

* * *

Słucham rechotu żaby
Pluskania ryb w jeziorze
Szumu fal oceanu
Stąpam po szeleszczących liściach
Po raz pierwszy widzę
Prawdziwe kolory tęczy

* * *

Dziewiętnastoletni -
Dopiero po tych latach zobaczyłem księżyc w pełni

JADWIGA OSZELDA

jing i jang -
księżyc o świcie
na błękitnym
niebie

29.7.94

DARIUSZ PIASEK

HAIKU

* * *

jakie to proste:
zieleń łąki a nad nią
słońce jak wiśnia

* * *

już czas zaczynać
ten jesienny różaniec
rąbanie drzewa

* * *

zobacz jak cicho
jest teraz w lesie - wiatry
też wieją szeptem

ZYTA PTAK

* * *

a ona jest ze mną
teraz tutaj

gdzieś w niej ukryła się tęsknota
jakiś niedosyt, niedogrzanie,
niedokochanie, pragnienie ciepła

ja to wiem

ciągle nie wie jaka jest i czego chce
często nie potrafi spojrzeć do lustra -
- sobie w twarz

chciałaby robić coś
chciałaby czuć się potrzebna
być potrzebna
chciałaby odetchnąć pełną piersią
poczuć się pięknie o odważnie
poczuć się swojsko z zielonymi
żywymi braćmi
poczuć się dzikim dzieckiem wszechświata
i zacząć żyć, żyć naprawdę
obudzić się ze snu

jej życie przypomina bajkę o człowieku,
który chciał zasadzić słonecznika ziarno
na skalistej ziemi ciemnej strony
księżyca
albo bajkę Andersena o przemarzniętej
dziewczynce z zapałkami
albo

jak dobrze, że czasem dzieje się
po prostu dobrze
są chwile pełne ciepła
bez podmuchów wszędobylskiego chłodu
z dotykiem przyjaznej dłoni
z szczęśliwą łzą na policzku
z wiatrem we włosach na przekór
roztajałej twarzy

ona tęskni
ona mówi
ona żyje

no cóż,

ona to ja

STANISŁAW RYBICKI

IGRASZKI

* * *

ekologia temat modny
choć dla wielu niewygodny
całe życie jedna moda
czyste powietrze ziemia woda

* * *

jaki ludziom przykład dać
by z przyrody mogli brać
nie niwecząc jej tymczasem
często nieludzkim popasem

PIOTR RYLIK

TO WYCHOWANIE
(DRAMAT W TRZECH AKTACH)

AKT I
Synek: — Mamo, Jasiu jest lepszy ode mnie, bo ma hulajnogę! A ja nie mam...!
Mama: — Synku, to że ktoś ma coś, czego ty nie masz, nie znaczy, że jest lepszy.

AKT II
Synek (przeglądając książkę): — Mamo, zobacz jak oni mieli fajnie, ci Indianie!
Mama: — Synku, to się tylko tak wydaje. Tak naprawdę to byli bardzo nieszczęśliwi ludzie. My jesteśmy od nich lepsi, bo przecież mamy pociągi, samochody i inne potrzebne rzeczy, których oni nie mieli.

AKT III
Synek: — Mamo, psy to są głupie. Prawda?
Mama: — A czemu tak mówisz?
Synek: — No..., bo tak.
Mama: — No tak. Masz rację.

klamka zapada

ROMAN RYŚ

NAD MOKRYM

Nad Mokrym dzień się dopełniał
Gasnącą purpurą cieni
Słonecznym kręgiem opadał
W toń roziskrzonej topieli

Sosny przystanęły okrakiem
Ryby zamilkły ospałe
Mgła wyciszyła horyzont
A cisza musnęła kamień

Spod ziemi podszepty senne
Z zaświatów noc przywołują
Mrok się nad wodą wyściela
W bezdenną dal pustką kłując

Ucichły ptasie chorały
Sen błogi wszystkich pogodził
I tylko wiatr bezszelestnie
Po falach księżyc powoził

Wtem spod wód wspięła się stromo
Gwiazda mrok przecinając nagle
W podwodnym przestworze nieba
Perseusz rozpostarł żagle

Potem już skraj wód objęły
Świtania dalekie pożogi
Z mgieł wynurzyły się trzciny
Ptak zbudzi się pełen trwogi

I coraz wyżej się wznosi
Poświaty podniebna wstęga
Jaśniejąc ożywczym blaskiem
Dna śpiącej głębi dosięgła

Po chwili już ranek migotał
Przypływu łuską srebrzystą
Wśród trzcin wilgotnym siewem
Rozpostarł jutrzenki mglistość

Wiatr czas zatrzymał w pół drogi
Wsparł się o chmurę ptak chyży
Zaklęty w wierzbach krąg nieba
Błękitniał z nadwodnych wyżyn

ZACHÓD NAD JEZIOREM KRUTYŃSKIM

Pierwszego dnia przybyli bogowie z gwiazd
Bóg milknącego zachodu dnia
Bogini ciszy rozgłaszającej mrok
Władca jeziora wynurzonego z chmur
I ja pośrodku tej triady bóstw
Widziałem w przedwczesnej agonii nieba
Poczęcie światłowód
To był akt pierwszy
Czerni i bieli
Odwieczny zmagań czas

Drugiego dnia nadciągnęły żywioły
Jak daleki zew burz
Ogień słońca krew
Woda nieba łzy
Cisza ziemi siew
I ja planety tej żywioł ostatni
Widziałem zapadanie nieba w głębię wód
Poczęcie światłofal
To był akt drugi
Zespalały się moce nocy i dnia
Krwawiły cienie fal
Osaczała toń i mgła

Trzeciego dnia
Wenus drżała w koronach olch
Ptasi chorał gasł w brązach trzcin
W rybim oku mętniał luny
A ja strudzony oczekiwaniem
W szaleństwie przeczuć i zjaw
Widziałem przemienienie
Czerni w kształt
Ostatni spazm konających barw
Supernowej odległy błysk
To był przedostatni jej akt

WITOLD SZCZEPANIEC

DRZEWA WY MOJE

Gdy ciepłą wiosną
drżąc od powiewu wiatru,
nabieracie barw wonnej,
soczystej zieleni,
lżej mi się robi
na stroskanym sercu. rysunek 4

Wraca życie
tchnieniem uroku słońca,
rozbudzone pszczoły
pieszczą wasze kwiaty,
wzruszacie mnie
rosnąc na trawy na kobiercu.

Słucham waszego śpiewu
w listowia tonach,
podziwiam wasze kształty
spowite fioletem,
gdy w noc księżycową
w uśpieniu stoicie.

Pachniecie miodem,
pełne urody życia,
w waszym cieniu,
o drzewa wy moje,
rozkoszą jest patrzeć,
gdy owoc rodzicie.

(Szczecin 1980)

AGNIESZKA SZOŁOMIAK-MĄCZYŃSKA

FIN DE SIECLE II

W cyrku po godzinach
lew odnajduje swoją dumę
ukrytą głęboko na dnie pełnej miski

żelazne kraty
zapełniają strony kolorowych magazynów

mała marionetka
pracowicie przegryza sznurki
nie chcąc wiedzieć, że padnie bez życia

wieczność
przegląda się
w trzecim oku cyklopa

i jeszcze
ponadczasowy symbol
rzemienny bat
dumnie powiewa na miejscu flagi

ELIZA TOŁWIŃSKA

I TO NIC

Długonogie,
popielate
drzewa Krakowa
i dziurawe
jak czapka ubogiego.
Okopcone przedwczoraj,
śpiewają,
założywszy nogę na nogę.
I to nic,
że porudziały
podniebne sekwoje czasu.
I to nic...

SUITA JESIENI

2. WRZOS

Gwiazdy spadły na ziemię.
W sieci rybaka
drobne okruchy lustra.
Rytuał deszczu.
Krople wody.
Liliowe
pożegnanie.

PIOTR STANISŁAW TRUŚ

PEJZAŻ

smreki wichrem bujane
idą chwiejącym się krokiem
zapachem góry zalane
wicher gra w świsty z potokiem
pasą się serca na hali
w dali wierchy wysokie
twarze światłem bryzgane
radość spijają wzrokiem

PTAKI

szare bruzdy zęby szczerzą
brzozom posiwiała kora
ptaki jeszcze ludziom wierzą
na odloty przyszła pora
podcinają ptakom skrzydła
głupio rozbawieni ludzie
wyrywają ptasie pióra
życie idzie jak po grudzie

MACIEJ URBANIAK

* * *

...i tylko iść, iść dalej w życie,
wiedzieć, że pod stopami nie wróg
a matka, nad głową nie beznadziejna
pustka, lecz gwiazdy, księżyc i słońce -
druhowie w istnieniu...

JACEK WARDA

BABIE LATO

teraz, kiedy jesteś już zupełnie rozebrana
przyszedł czas na kolejne wtajemniczenie
obieram cię ze spalonego słońcem
naskórka

a pod spodem jesteś różowa
i pachniesz tak sennie
rozgrzanym piaskiem
pajęczyną
babim latem

SŁONECZNIK

POŻEGNANIE
- WEDŁUG ANDRZEJA STERNOWSKIEGO

Martwy motyl jest potulny
pozwala sobie rozłożyć bezbronne skrzydełka
można go ukrzyżować szpilką
i włożyć pod szybę

Martwy motyl jest spokojny
i tylko zadrży czasem obudzony w nocy
jeśli chcesz się naprawdę pomodlić o litość
to jego wstawiennictwo a nie jakiś tam świętych
będzie najpewniejsze

MARTA KLUBOWICZ

SPOWIEDŹ Z V PRZYKAZANIA

jestem mordercą
tysiąca roślin
mam na sumieniu
krzak czarnego bzu
dręczony na szałas
torturowałam
upartą wierzbę
przed Wielkanocą
jestem krwiopijcą (brzozowego soku)
w przedwiośnie
z miłości
byłam sprawcą eutanazji
całych naręczy polnych kwiatów
haniebnie katowałam listki akacji
bezsensowną wróżbą
z premedytacją wyrywałam z korzeniami
noworodki pokrzyw i lebiody
klnąc je obelżywie
chwastami
wybaczył mi wspaniałomyślnie
rozchodnik
długie i romantyczne konanie w rzece
ze względu na świecę przybitą do wianka
w Noc świętego Jana
więcej śmierci nie pamiętam
poza bezmyślnym gwizdaniem z traw
wszystko to czyniłam z oddalonym
poczuciem winy
na usprawiedliwienie mogę powiedzieć
że uratowałam miecze aspidistry
przed niechybną śmiercią na śniegu
latem siedemdziesiątego czwartego
gasiłam pożar lasu
wybaczcie mi
że w dzień ślubu
z podziękowaniem przyjęłam
całe naręcza żywych trupów
powiązanych w pęczki idiotycznymi
kokardkami
wybacz mi trawo
że straszę cię moimi stopami
wybaczcie drzewa kwiaty zioła
chciałyście żyć
krzyczałyście z bólu
a ja byłam głucha
teraz jestem felczerem doniczkowych roślin
i żałuję za grzechy
lecz i tak na dzień pogrzebu
zadadzą śmierć setkom kwiecich istnień
w koncentracyjnych obozach szklarni
ale wyrównamy rachunki
trawa zazieleni się moją krwią
uparte macki bluszczu
zarosną pamięć kamienia
kiedy ja
wcielę się
w krzew tarnin

MAREK ZABOROWSKI

HAIKU

Już wiosna
maleńkie ptaszki spadają na asfalt chodnika

PIOTR ZAŁĘSKI

ORZEŁ

Krawędziami turni kołuje
poddaje skrzydła
gwiezdnemu zawierzeniu

Klasyczny kanon majestatu
w absolucie
w milczeniu

Ostatni mohikanin przestworzy
zastygł
cienim śród kamieni
Waży
lot ku Słońcu
czy ku Ziemi

MIŁOSZ MARCIN ZAWADZKI

OSTATNI MOHIKANIN

puste domy
puste ulice
pusty świat
nie ma zwierząt
nie ma roślin
jestem tylko ja

MONIKA BAKALARZ

"PANTA REI"

W myślach umieram
dobrze mi zniknąć
wśród korzeni zapuszczać
włosy między smugę
dymu a skrzydła
zakochanych gołębi
dobrze mi, tak
milczeć

ZJEDNOCZONE STANY

ptak otwiera moje usta
w soczystej
świątyni lasu
zarysowana
zanurzona
ukryta
w koronie szumiącej
zamieci życia
zgubiona po końce palców
po wstęgi włosów
zrośnięta
moja krew w korytarzach żył
zmieniona w
zielone źródła
tętniących liści
rozgrzana żywica myśli
przeniesiona na
grzbietach pająków
na barkach mrówek
znika w mchu
mój bezbronny policzek
odpoczywa
na szorstkiej dłoni
pnia


BZB nr 12 - Z Ziemi moja radość. Antologia poezji ekologicznej | Spis treści