BZB nr 26 - My, zwierzęta


ZABIĆ DLA KOŚCIOŁA

Rafał Gawlik
Chorzowska2/3b
41-910 Bytom 10
tel. 0-32/182-83-79

Ostatnimi czasy Kościół rzymsko-katolicki przybiera proekologiczną maskę, starając się tym samym odzyskać jak największą liczbę młodych ludzi. Jaki natomiast jest prawdziwy stosunek tego Kościoła do ekologii, ochrony zwierząt czy wegetarianizmu, każdy widzi. Wg tej religii cytat biblijny "czyńcie sobie ziemię poddaną" upoważnia ją do maksymalnego wykorzystywania zasobów Ziemi, zabijania zwierząt czy też błogosławienia myśliwych itp.

Na podstawie artykułu Nad żłobem stały pani Doroty Pardeckiej postaram się ukazać cierpienia zwierząt w Hiszpanii, które to zadawane są przy okazji różnych świąt katolickich:

Każdego roku w superkatolickej Hiszpanii obchodzonych jest ok. 2 tys. fiest - świąt, podczas których katolicy obojga płci, od dzieci do starców, znęcają się nad zwierzętami i okaleczają je. Obrzędy te - związane z osobami lokalnych świętych patronów - odprawiane są w ciągu całego roku, w różnych prowincjach, z błogosławieństwem miejscowego kleru.

Mieszkańcy Manganeses Polworosa zrzucali w styczniu z kościelnej dzwonnicy żywe kozy, ozdabiane elegancko wstążkami. W lutym, w Villanuova de la Vera, położonej w regionie Extramadury, wybierano największego i najcięższego chłopa, aby dosiadł osła, który, słaniając się na nogach, przemierzał ulice miasta. Rozradowany, wrzeszczący tłum częstował zwierzaki uderzeniami pałek. Na koniec na jego uszach zawieszano petardy, które strzelały nad głową odchodzącego od zmysłów kłapoucha.

W Rebledo da Chawella, prowincji Madrytu zawieszano na słupie gliniane słoje, w których zamykano gołębie, kociaki, a nawet wiewiórki. Młodzież rzucała w naczynia kamieniami, starając się je rozbić i zranić lub uśmiercić zwierzątko, zanim upadnie ono na ziemię i samo dokona żywota.

W marcu, w Salas de los Infantes, młodzi ludzie z opaskami na oczach tłukli na śmierć kury i indyki. Natomiast w kwietniu, w Tordesillas stu mężczyzn konno ścigało byka i rzucało w niego lancami. Zwycięzca, który powalił zwierza, otrzymywał w nagrodę jądra, odcinane jeszcze żywemu buhajowi.

W maju, w Benawente, byki żywcem przypiekane na wolnym ogniu, duszono linami okręcanymi wokół karków. Miesiąc później, m.in. w Coria, przepędzano byki ulicami miasta, aby goniący za nimi tłum pobożnych chrześcijan mógł w nie rzucać ostrymi, haczykowato zakończonymi lotkami, które wbijają się w ciało jak w masło.

W Extramadura ozdabianiem takich strzałek zajmowały się zakonnice z konwentu franciszkańskiego. Każdy z uczestników starał się trafić lotką w oko lub odbyt zwierzęcia. Kiedy byki padały ranne, wyczerpane i oślepione, poddawano je kastracji, a następnie dobijano.

W wielu prowincjach kastrowano żywcem dorosłe samce na cześć Matki Boskiej i jej wiecznego dziewictwa. Zabieg ten odbywał się, naturalnie, w obecności przedstawicieli duchowieństwa.

Mieszkańcy Carpio del Tajo, poza imprezami z udziałem byków, świętowali rozprawiając się z drobiem. Ptakom, przywiązywanym za nogi do rozciągniętych na placu targowym sznurów, galopujący na koniach jeźdźcy ukręcali głowy. A sierpniowe święto w Torrelwaga uświęcały świnie, które ginęły, długo bite przez tłum specjalnymi ciężarkami.

Dla dostarczenia rozrywki dzieciom, w jednej z prowincji madryckich, karły maltretowały młode byczki, by potem zatańczyć na ich sponiewieranych zwłokach. Praktykowano również wrześniowe pogonie traktorami za jałówkami, aż do całkowitego wyczerpania zwierząt. No i rozszarpywanie na strzępy kaczek.

W Puebla de Fanais owijano bykom rogi tkaninami nasączonymi naftą i podpalano je. Na przepędzane przez miasto zwierzęta o płonących łbach rzucano następnie, z okien i balkonów, butelki i stare żelastwo. Za to w Fuenlabrade, podczas październikowej fiesty, sztyletowano i kamienowano krowy i byki, wkładając im na dokładkę stalowe pręty w uszy, nozdrza i odbyty.

Fundacja Franza Webera wystosowała petycję do papieża, dopraszając się potępienia krwawych praktyk, popieranych przez hiszpański Kościół katolicki. Jak łatwo się domyślić, Watykan nie odpowiedział ani na ten, ani na żaden inny apel dotyczący zabaw ze zwierzętami, odprawianych przez jego wiernych z religijnych motywów.

Trzęsąca się dziś głowa stolicy apostolskiej jest wyjątkowo konserwatywny w tej kwestii. Dwa lata przed apelem Webera udała się do Watykanu pielgrzymka naiwniaków, którzy zamierzali poprosić papieża o ogłoszenie twierdzenia, że zwierzęta posiadają duszę i, tak jak ludzie, odczuwają cierpienie. Pomimo iż mieli specjalną kartę, upoważniającą do wstępnej audiencji, papież ich przed swoje święte oblicze nie dopuścił. Zostali wypchnięci za drzwi przez watykańskich goryli. Incydent sprowokował prasę. Brytyjskie, austriackie i włoskie pisma broniące zwierząt podniosły wrzask. U obrońców praw zwierząt nasz papa ma przechlapane na amen".

"Nie tak dawno natomiast, bo już za pontyfikatu obecnej świątobliwości, austriacka prasa doniosła o pewnym eksperymencie profesorów Paolo Bola i Augusto Borzone z Polikliniki Gemelli Katolickiego Uniwersytetu w Rzymie. Tej, w której niedawno wycięto papieżowi jego święty wyrostek robaczkowy. Otóż panowie profesorowie, by przekonać się, jak przebiegała męka Chrystusa i czy to rzeczywiście było takie dokuczliwe, za pomocą gwoździ rozpięli na krzyżach 5 psów. Badacze nie przekonali się jednak, jak to było z Chrystusem, do końca. O doświadczeniu dowiedzieli się niestrudzeni obrońcy praw zwierząt. Awanturowali się dotąd, aż wymusili przerwanie eksperymentu ("Tierschutz Nachrichten" nr 12/88).

Teraz pan papież wydał nowy katechizm, który światowa prasa okrzyknęła zdradą Watykanu wobec zwierząt. W rozdziale "Życie w Chrystusie" stoi jak byk, że absolutnie "niegodziwe jest wydawanie na nie [ zwierzęta - D. P.] pieniędzy, które mogłyby w pierwszej kolejności ulżyć ludzkiej biedzie" (2418). O religijnych obrzędach i ich krwawych ofiarach Wielki Papa nawet nie pisnął".


"NIE" nr 51-52/9.

PIEKŁO ZWIERZĄT

Filip i Dawid Barche
Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Toruniu

HODOWLA PRZEMYSŁOWA

Co roku ginie w rzeźniach całego świata ponad 20 mld krów, świń, drobiu i innych zwierząt. Śmierć zwierzęcia jest poprzedzona straszliwym strachem, bólem, wielką męką. Dal zwierząt hodowlanych życie na ziemi jest wielkim koszmarem i cierpieniem.

Zwierzę jest bezsilne, nie może uciec, a śmierć połączona z bólem strachem jest nieunikniona. Największym koszmarem dla zwierząt jest czekanie na śmierć w rzeźniach, śmierć zadawaną przez człowieka bez sumienia - rzeźnika. Zwierzęta łudzą się do ostatniej chwili, że człowiek wyciągnie do nich litościwą dłoń, a zamiast tego dłoń ta podrzyna im gardło i żyły.

KURCZĘTA

Około dziesiątego tygodnia życia, żyjąc w na niewyobrażalnie małej przestrzeni ulegają stresom, walczą między sobą, często się zjadają. Aby zapobiec tym sytuacjom hodowcy przyczyniają dzioby rozpalonym ostrzem. Następuje transport do rzeźni w bardzo ciasnych klatkach, zwierzęta są powrzucane jedne na drugie.

W czasie transportu bardzo często dochodzi od okaleczeń zaduszenia się ptaków. Pracownicy zakładów poldrobowych zawieszają ptaki głową w dół, nogi zostają unieruchomione na specjalnej taśmie. Ptaki nie chcą ginąć, czują zbliżającą się śmierć, starają wyrwać się pracownikom, chcą odlecieć, ale nie mogą.

Ptaki jadą na ruchomej taśmie, przechodzą przez "komorę elektryczną" (humanitarne zabijanie!!!). Niestety ptaki są tylko na moment ogłuszone i sparaliżowane. Ręka człowieka, przecina nożem tętnicę ptak zaczyna krwawić. Następny pracownik skutecznie podrzyna gardło i krew tryska już bardzo mocno, ptak szamoce się, szarpie. Po chwili traci siły. Krew rozbryzguje się po całym pomieszczeniu. Twarze ręce, ubrania pracowników, podłogi są całe od krwi. Ptaki giną w straszliwych męczarniach dławiąc się własną krwią.

KROWY I ŚWINIE

Z chwilą przyjścia na świat zwierzęta te są skazane cierpienia. Przebywają w ciasnych przegrodach, nie mogą się poruszyć, nie widzą nigdy słońca, ani zielonej łąki, są karmione sztucznymi paszami, specjalnymi środkami farmakologicznymi po to, aby były spokojne otumanione, mało ruchliwe oraz aby kolor i smak ich mięsa po uboju był odpowiedni. Transport tych zwierząt cechuje okrucieństwo, często nie są karmione i nie pojone przez wiele dni, podczas hamowań pojazdu wpadają jedne na drugie, ranią się, łamią nogi. Po przyjeździe do rzeźni czekają na tragiczną śmierć. Czują, że śmierć już nadchodzi, słyszą swoich współbraci ponoszących śmierć. Łączą się w gromady, a gdy zobaczą rzeźnika próbują uciekać przed nim. Zwierzęta stają się bardzo zastraszone, występują u nich zaburzenia czynności układu krążenia, oddechowego i pokarmowego. Obserwuje się wzmożoną akcję serca. Występują przypadki owrzodzenia żołądka (w wyniku ogromnego stresu), powiększenia wątroby. Często przed egzekucją płaczą prawdziwymi łzami. Przychodzą rzeźnicy (mordercy) rozbijają stado zastraszonych zwierząt, wyłapują kilka z nich. Zwierzęta próbują uciekać, przewracają się, w ich oczach widać przerażenie i głęboką rozpacz. Niestety wszystko na marne. Rzeźnik dotyka kleszczami grzbietu zwierzęcia. Pełne życia ciało zastyga w półruchu i po chwili osuwa się na beton. Prąd tylko na moment paraliżuje. Nogi zaczynają drgać, z pyska płynie ślina, a oprawce zaciska jeszcze mocniej kleszcze. Ciało drga nienormalnie, drugi rzeźnik zakłada na nogę pętlę z łańcucha. Wysięgnik podnosi do góry przerażone zwierzę, odbywa dalszą mękę głową w dół. Ofiara przeraźliwie wyje, płacze, charczy zakrwawionym ryjem, z nozdrzy płynie krew. Żywe zwisające głowami w dół przesuwają się wolno nad szerokie koryto do odprowadzania krwi. Dłoń człowieka przecina nożem tętnicę szyjną leje się krew. Następuje pociągnięcie ostrzem w bok i z rozpalonego gardła wypływa czerwona struga krwi. Ofiara na nowo szarpie się, miota, płynie coraz więcej krwi. Rzeźnik nie zwraca na to uwagi. Często jeszcze podstawia kubek pod krwawiące zwierzę i czeka, aż napełni się, następnie to wypija. Rzeźnicy twierdzą, że tylko tzw. "żyjąca krew" jest najlepszym napojem. Śmierć zwierzęcia nie jest krótka i bezbolesna, lecz przeraźliwie długa i okrutna. Cały proceder odbywa się na okrągło, następnie zwierzęta kopane, obijane drewnianymi, metalowymi drągami idą na śmierć.

NOWE WYŚCIGI KONNE

Od 1874 roku rozpoczęła się wielka tragedia koni - sławna Wielka Pardubicka. W 102 wyścigach było ponad 50 śmiertelnych wypadków koni na miejscu. Tylko 3 z 15 koni docierają do mety bez poranienia, oprócz tego zwierzęta giną podczas treningów, umierają po wyścigu z wycięczenia. Konie są trenowane poprzez uderzanie batem w nogi w trakcie skoku, aby koń skakał jeszcze wyżej.

Przed skokiem smaruje się zwierzęciu pęciny maścią antyreumatyczną, w miejscu między kopytem a stanem kolanowym. Skóra rozpala się i przez to staje się straszliwie boleśnie odczuwalna. Koń skacze, rwie się cierpi piekielne męki i przy następnym skoku daje resztki z siebie, aby pokonać przeszkodę. Często zakłada się owijak naszpikowany gwoździami, gdy koń ulegnie zranieniu jest zastrzelany gdyż jest nierentowny. Stałe ujeżdżanie na twardym podłożu prowadzi do przedwczesnego ścierania stawów. "Zużyty koń" jest wysyłany do rzeźnika. Jeździectwo i biegi z przeszkodami nie leżą w naturze koni.

FUTRO

Każdego roku zabija się pięćdziesiąt mln zwierząt w celu handlowania ich skórami. Zwierzęta łapane są w metalowe sidła, stalowe linki. Gdy zwierzę nadepnie na potrzask w lesie, dwie metalowe szczęki z ogromną siłą wbijają mu się w łapę. Przebijają furo, rozszarpują mięśnie i wbijają się w kość. Próbując się uwolnić zwierzęta kaleczą dziąsła wyłamując sobie zęby. Czasami odgryzają sobie łapę. W USA 90% zwierząt łapie się właśnie w ten sposób.

Lisy, norki, które w swoich naturalnych warunkach są niezwykle ruchliwe i zwykle prowadzące samotny tryb życia, grupuje się w ciasnych, drucianych siatkach. W takich właśnie warunkach pojawiają się przeróżne choroby psychiczne, łącznie z kanibalizmem.

MIĘSO

Testy udowodniły, że poza tytoniem i alkoholem, jedną z głównych przyczyn śmiertelności w Europie Zachodniej, USA, Australii i innych bogatych krajach świata, jest spożywanie mięsa. Ciało człowieka jest niezdolne do wydalania nadmiernej ilości tłuszczu zwierzęcego i cholesterolu.

Rak okrężnicy, odbytu, sutka i macicy występuje rzadko lub wcale w społecznościach, które nie mają kontaktu z mięsem a dominuje u populacji jedzących mięso.

Osoby jedzące mięso mają skłonność do wielu chorób m.in. dlatego, że układ pokarmowy człowieka nie jest przystosowany do trawienia mięsa. Zwierzęta mięsożerne posiadają krótki układ trawienny (3 razy dłuższy od ciała), aby jak najszybciej wydalić rozkładające się i wydzielające silne trucizny - resztki mięsa. Ponieważ pokarmy roślinne rozkładają się wolniej niż mięso, roślinożercy posiadają wnętrzności o długości przynajmniej o 6 razy większej od długości ich ciał (człowiek 12 razy).

Przy jedzeniu mięsa powstają toksyny mogące nadwerężać nerki, powodować reumatyzm, podagrę i raka.

MIĘSO A KONSUMPCJA

Mięso przygotowane do konsumpcji jest już zepsute, gdyż proces rozkładu zaczyna się już po uboju. Po kilku dniach przechowywania jego barwa zmienia się na szarozieloną, a zapach przyprawia o mdłości. Aby to ukryć producenci mięsa dodają do niego szereg substancji, które nadają mu świeży wygląd (azotany i azotyny).

Badania dowiodły, że wiele tych środków jest rakotwórczych. Zwierzęta są karmione i tuczone przez ciągłe dawkowanie środków uspokajających, hormonów, antybiotyków i 2700 innych substancji. Proces ten zaczyna się przed narodzinami i trwa długo po śmierci. Chociaż środki te pozostają w mięsie przeznaczonym do konsumpcji, to prawo nie wymaga, aby ostrzegać o tym na opakowaniu. Z tego powodu, że mięso zaczyna się psuć tuż po uboju jest ono bardzo dobrym podłożem dla różnych bakterii i innych istot, które przenoszą infekcję. Aby mięso stało się odpowiednio "miękkie i delikatne" powinno wisieć przez kilka dni i trochę się rozłożyć.

Większość osób jedzących mięso woli aby inni zabijali zwierzęta dla nich, ponieważ czuliby się bardzo źle, gdyby sami byli zmuszeni do wykonywania tych odpychających czynności związanych z zabijaniem i ćwiartowaniem. Zwierzęta mięsożerne zawsze jedzą mięso surowe, natomiast ludzie próbują maskować mięso jak tylko potrafią, przez mielenie, gotowanie, pieczenie, przyprawianie. Wszystko po to, aby ukryć pierwotny, surowy stan mięsa. Mięso szczególnie surowe, zawiera wiele trucizn m.in. dużą ilość kwasu moczowego, który wywołuje uzależnienie w taki sposób jak nikotyna czy kofeina. Zaprzestając jedzenia mięsa, przeżywa się na początku, trudności i odczuwa uzależnienie od mięsa do czasu kiedy organizm upora się z odłożonymi truciznami. Departament Rolnictwa USA podaje, że 90% całego zboża produkowanego w USA idzie na karmienie zwierząt hodowlanych. Na wytworzenie 1 kg mięsa wołowego trzeba zużyć 16 kg zboża. Aby wyprodukować 1 kg protein zwierzęcych potrzebne są nakłady 20 razy większe niż na produkcję protein roślinnych. Uprawa jednego kilograma pszenicy wymaga 6 l wody, 1 kg mięsa ok. 2500 - 6000 l wody.

"Człowiek jest królem zwierząt tylko dlatego, że jego brutalność przewyższa brutalność zwierzęcą. Żyjemy dzięki śmierci innych, jesteśmy chodzącymi grobami".

Leonardo da Vinci

"Boże sprawiedliwy, iluż to godzinami mąk zwierzęcych stwarza sobie człowiek jedną minutę uciech dla swojego podniebienia".

J. P. F. Richter


Andrzej Kopliński

BRAWO BOJOWNIKOM BIELSKIEJ "GAI"

Stowarzyszenie Ekologiczno-Kulturalne "Klub Gaja" w Bielsku poszczycić się może wielkimi osiągnięciami. W podbielskim Cygańskim Lesie zorganizowało ośrodek zwany "Bajką", w którym odbywają się warsztaty, wystawy i spotkania ekologiczne. Najważniejsze są jednak działania na rzecz ochrony zwierząt. W 1995 r. "Gaja" rozpoczęła kampanię "Zwierzę nie jest rzeczą", organizując spotkania informacyjne w całym kraju i manifestując przed parlamentem, aby sejm przegłosował wreszcie oczekującą od 1990 r. ustawę o ochronie zwierząt. Członkowie stowarzyszenia nazwali się słusznie wojownikami. Dzięki nim cyrki prowadzące tresurę zwierząt nie mają wstępu do Bielska. Wysiłki "Gai" zaowocowały w Sejmie wielce budującą decyzją: Jest ustawa!!!


STRZELANIE DO PTAKÓW
W IMIĘ BOGA

Goncalo Elias - portugalski ornitolog
na listę dyskusyjną polskich zielonych w Internecie (greenspl@plearn.edu.pl) nadesłał Maciej Zimowski
tłumaczyła Małgorzata Maciejewska

Kilka tygodni temu wybrałem się do Elvas, małego portugalskiego miasteczka położonego blisko granicy z Hiszpanią, gdzie zamierzałem spędzić weekend u przyjaciół. Znałem ich od wielu lat i odwiedzałem co najmniej raz do roku. Lubimy się nawzajem, podoba im się zwłaszcza moje zainteresowanie ptakami.

Tutaj zatrzymam się na chwilę, aby opisać Wam moich znajomych: ojciec ma 60-65 lat i pracuje na Uniwersytecie, uczy głównie przedmiotów związanych z botaniką i rolnictwem. Matka jest nieco młodsza; uczy portugalskiego i francuskiego w miejscowym liceum. Jedna z córek, 28-letnia, jest prawnikiem, druga weterynarzem, a syn skończył studia ekonomiczne. Cała rodzina mieszka w Lizbonie, a do Elvas przyjeżdżają na weekendy - dlatego też mogłem tam spotkać całą piątkę

Swoją posiadłość wykorzystują rolniczo, organizują także polowania. Są bogaci i ziemia ta ma dla nich wartość ekonomiczną.

Cała rodzina to głęboko wierzący katolicy: każdej niedzieli idą na mszę, modlą się przed każdym posiłkiem i przypisują wszelkie szczęśliwe wydarzenia łasce boskiej. Myślicie pewnie "Na razie nic w tym złego".

I macie rację.

Jednak podczas ostatniego posiłku zdarzyło się nam mówić o polowaniach, ochronie przyrody i rozwoju regionu i dopiero wtedy zacząłem się zastanawiać jaki jest naprawdę ich stosunek do tych problemów.

Zaczęło się od tego, że Pani domu poskarżyła się, iż nie wydano pozwolenia na budowę niewielkiej zapory w tym rejonie ze względu na populację ginącego wielkiego dropia zamieszkującego te tereny.

- Ta decyzja miała na celu ochronę dropi - powiedziałem.

- Ale przecież ludzie potrzebują wody - odpowiedziała.

- Zdaję sobie sprawę, że trudno zadowolić wszystkich - odrzekłam - i że czasami ptaki muszą cierpieć z powodu nowych inwestycji. Niemniej pewnym gatunkom wymarcie zagraża w takim stopniu, że konieczne są dodatkowe środki ich ochrony.

- Tak - stwierdziła pani - ale ekolodzy to tacy fundamentaliści, że nie pozwolą nikomu tknąć ani jednego ptaka. Nie znoszę ich.

- Zgadzam się z Panią, że czasami przesadzają. Ale czy wierzy Pani w ogóle w konieczność ochrony przyrody?

- Tak.

- A gdyby dano pani możliwość zaproponowania sposobów ochrony przyrody, co by Pani wybrała?

- Och, nie znam się na tym, więc trudno byłoby mi zaproponować jakiekolwiek środki.

- O to właśnie chodzi - odrzekłem - nikt nie wie jak chronić przyrodę, a jedyne osoby, które coś na ten temat wiedzą, ekolodzy, są postrzegani jako fundamentaliści ... Czy ktoś nie powinien zająć się prawami zwierząt?

W tym momencie córka-prawniczka, przysłuchująca dotychczas naszej rozmowie, stwierdziła:

- We wszystkich książkach prawniczych jest wyraźnie napisane, że zwierzęta nie mają praw. Słowo "prawo" może odnosić się jedynie do człowieka.

Druga córka dodała:

- Zwierzęta stanowią część dzieła bożego i powstały, by służyć człowiekowi.

Odrzekłem:

- Nie sądzę, by polowanie i strzelanie do zwierząt dla zabawy można było nazwać ich służbą wobec człowieka. To zabawa kosztem ich życia.

- Jeżeli strzelanie do zwierząt stanowi dla ludzi rozrywkę, to można nazwać je służbą.

- Nie mogę się z tobą zgodzić - odpowiedziałem - ale powiem ci jedno: polowanie stanowi drugi z najpoważniejszych problemów ochrony środowiska. Pierwszy to niszczenie naturalnych środowisk zamieszkiwanych przez zwierzęta. Wróćmy do tematu, o którym mówiliśmy kilka minut temu: zapory i dropi. czy zdajecie sobie sprawę, że jeśli projekt zapory zostanie zrealizowany populacja dropi może stąd zupełnie zniknąć?

- Co w tym złego? - spytała pani domu.

- Wyobraźcie sobie, że podobne zapory powstaną w innych miejscach zamieszkałych przez dropie - wyginą one z powodu zniszczenia ich naturalnego środowiska życia.

- I co z tego?

- To, że jeżeli przyjmiemy taką metodę działania pewnego dnia wszystkie zwierzęta znikną z powierzchni ziemi.

Kiedy powiedziałem te słowa pani spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem:

- O, wtedy nastąpi koniec świata i wszyscy znajdziemy się w niebie, szczęśliwi, blisko Boga!

rysunek

BZB nr 26 - My, zwierzęta | Spis treści