BZB nr 26 - My, zwierzęta


Andrzej Kopliński

PIERWSZY ŚLĄSKI CYRK EKOLOGICZNY

Niedawno powstały cyrk ekologiczny "Gwiazda" rozpoczął objazd województw katowickiego, bielskiego, częstochowskiego i opolskiego. Podstawowym jego założeniem jest zaniechanie tradycyjnej tresury zwierząt, zaś zwierzęta, głównie udomowione, występują w nim jako najlepsi przyjaciele i towarzysze zabaw, nie tylko najmłodszej generacji widzów. Występują akrobaci, ekwilibryści, clowni, jest wiele konkursów z upominkami dla dzieci. Dla dzieci do lat 3 wstęp jest bezpłatny. Widowisko robi bardzo sympatyczne wrażenie.

Tradycyjne cyrki z tresurą zwierząt nie mają już wstępu do Bielska, a niebawem nie będą miały wstępu do Wrocławia. Odnośnie tresury zwierząt prosperują w społeczeństwie zróżnicowane - do skrajnych włącznie - poglądy, które znalazły odbicie w prasie śląskiej. Zwolennicy tresury twierdzą, że treserzy nie stosują bestialskich metod, a nawiązany między nimi i zwierzętami kontakt psychiczny ma chronić zwierzęta przed zaznawaniem stresów i cierpień, zaś bat ma służyć tylko do zaznaczania początku i końca występów. Zwolennicy uważają, że sytuacja zwierząt cyrkowych ma być lepsza niż żyjących na wolności, gdyż są zadbane, karmione i nie grożą im naturalne niebezpieczeństwa, żyją dłużej. Zwolennicy głoszą nawet, że zwierzęta cyrkowe "rozumieją", iż mają do spełnienia swoistą misję pokazania ludziom swych umiejętności Osobiście jestem gorącym przeciwnikiem cyrku, który ośmieliłby się karmić publiczność okrucieństwem i sadyzmem, który odważyłby się żerować na najniższych, najpodlejszych ludzkich instynktach.


BOBRY -
NIEZWYKLI BUDOWNICZOWIE

Andrzej Czech
rys. autora

Bobry posiadają wyjątkowe w świecie zwierząt umiejętności ścinania drzew, budowy tam spiętrzających wodę oraz trwałych i bezpiecznych schronień. Potrafią w sposób znaczący przekształcać dla swoich potrzeb środowisko, co zadziwiało ludzi od tysięcy lat. Rysunki naskalne, figurki rzeźbione w drewnie, wreszcie podania słowne świadczą, że bóbr miał w przeszłości duże znaczenie dla naszych przodków. Był często przedmiotem kultu, ale doceniano również jego walory "użytkowe". Zresztą i dzisiaj cieszy się popularnością - szczególnie w Ameryce Północnej i krajach skandynawskich. Czym bobry zasłużyły na taką sławę? - o tym właśnie jest ten artykuł.

I. TRA.....CH!!!

Pierwszą oznaką obecności bobrów są ścięte drzewa, których średnica może dochodzić do 1 metra. Możemy je zaobserwować głównie jesienią i wiosną, kiedy to brakuje roślin zielnych, będących głównym pożywieniem bobrów. Dodatkowo w jesieni gromadzą pożywienie na zimę. Bobry szczególnie lubią łyko i drobne pędy wierzb i osik, ale w przypadku ich braku zadowalają się innymi liściastymi gatunkami, nawet o bardzo twardym drewnie, jak: dęby, graby, buki. Niekiedy ścinają sosny, modrzewie, jodły, ale wykorzystują je głównie w celach budowlanych, rzadko dla pozyskania brakujących składników diety. Szeroko rozpowszechniony jest mit, że bobry potrafią nadawać kierunek padania ściętemu drzewu. Większość drzew rzeczywiście spada w stronę zbiornika wodnego czy rzeki, gdzie są najbardziej dostępne dla zwierząt. Otóż bobry podgryzają drzewo dookoła wokół pnia, nadając cięciu formę klepsydry. Dlatego pada ono najczęściej na tę stronę, po której masa liści i gałęzi jest największa. A zwykle jest to część drzewa obrócona do wody, gdzie jest najwięcej światła. Poza tym pierwsze cięcia zaczynają się zwykle od strony rzeki, gdzie zwierzę czuje się najbezpieczniej po wyjściu na ląd i może szybko uciec w chwili zagrożenia. Ścięcie wierzby średnicy kilkunastu centymetrów to dla dorosłego bobra kwestia zaledwie kilku minut. Do drzew o grubszym pniu będzie wracał cierpliwie przez kilka nocy. Z powalonego drzewa najpierw odcinane są gałęzie z drobnymi pędami i liśćmi, później jest cięty pień na odcinki dogodne do transportu, długości około metra.

Bobry zostały świetnie wyposażone przez naturę w "narzędzia" umożliwiające wykonywanie tych czynności. Potężne mięśnie szczęk uruchamiają ostre jak skalpel siekacze, pokryte z zewnątrz warstwą bardzo twardego, żółtego szkliwa. Ściera się ono znacznie wolniej niż wewnętrzna część zęba, dzięki czemu jego część tnąca przyjmuje dłutowaty kształt. Być może był on inspiracją dla człowieka do budowy pierwszych dłut? Siekacze (jak i pozostałe zęby) bobrów rosną przez całe życie, ale stale są ścierane więc ich długość u dorosłych zwierząt w zasadzie pozostaje bez zmiany.

Chciałbym jeszcze wspomnieć o ciekawym zachowaniu tych zwierząt, gdy ścinane drzewo zawiesza się na sąsiednich. Pierwszy sposób polega na odcinaniu kawałków pnia na wysokości, do której mogą dosięgnąć. Wtedy pozostała część drzewa opada na ziemię. Czynność ta jest powtarzana aż do chwili, gdy na ziemię dostanie się szczytowa część drzewa z najsmaczniejszymi pąkami i gałązkami. Inny sposób to podcinanie tych drzew, na których zawiesiło się padające. Po krótkim czasie na ziemi znajdują się obydwa (a nawet więcej, gdy sytuacja powtórzyła się). Nawiasem mówiąc, analogiczne sposoby są szeroko stosowane przez ludzi - drwali, chociaż oficjalnie zabronione odpowiednimi przepisami BHP. Podobnie jest w sytuacji, gdy ciągnięty odcinek drzewa stawia opór - bobry po kilku bezskutecznych szarpnięciach odszukują hamującą gałąź i odcinają ją. Uważa się, że nie zdarzają się przypadki przygniecenia bobrów padającym drzewem - przemawiałoby to za ich dużą inteligencją. W rzeczywistości zdarza się to, chociaż faktycznie niezbyt często.

rysunek 1

Po ścięciu drzewa.

II. TAMA - CZYLI JAK BOBRY UŁATWIAJĄ SOBIE ŻYCIE

Tama jest bodaj najbardziej charakterystyczną i spektakularną konstrukcją bobrów. Podobnie jak u ludzi do jej budowy potrzebne są: narzędzia, zgromadzony materiał i koordynacja poszczególnych czynności podczas pracy. Narzędzia są proste: zęby, o których już wspominałem, oraz bardzo sprawne i chwytne przednie łapy, które Grey Owl - znany z książek o bobrach kanadyjski pisarz i miłośnik zwierząt - nazywał dłońmi. Materiały to: głównie drewno (świeżo ogryzione z kory pędy, kawałki gałęzi, a nawet pnie do 20 cm średnicy) - "cegły" oraz muł, darń zmieszane z liśćmi i innymi częściami roślin zielnych - "zaprawa".

Jednak bobry najczęściej używają wszystkiego, co jest aktualnie dostępne w otoczeniu i może być przydatne do budowy tamy: kamieni (nawet ponad 10 kg - jak je transportują, wiedzą jedynie bobry), żwiru, piasku, a nawet kawałków desek i złomu żelaznego.

Celem budowy tamy jest spiętrzenie wody, a co za tym idzie zapewnienie bezpieczeństwa bobrzej rodzinie. Stały poziom wody umożliwia przykrycie podwodnych kanałów prowadzących do nor i żeremi - zaobserwowano, że tamy zwykle konstruowane są w tym samym czasie, co trwałe schronienia. Swe maksymalne rozmiary osiągają późnym latem i jesienią. Bobry są wtedy szczególnie aktywne, spędzają dużo czasu na lądzie, ścinając drzewa, i intensywnie żerują, gromadząc tłuszcz (masa ich ciała zwiększa się o ok. 20%). Zalany teren znacznie utrudnia podejście ewentualnym drapieżnikom. Jednocześnie umożliwia bobrom swobodne podpłynięcie do dalej położonych drzew, bez narażania na długie przebywanie na lądzie. Są one tam bardzo niezgrabne i powolne - cóż, za wysoką specjalizację do życia w wodzie trzeba czymś płacić. Zaobserwowano, że bobry zaskoczone na lądzie przez człowieka lub psy zawsze uciekają w stronę wody, nie próbując znaleźć kryjówki na lądzie. Wysoki poziom wody w tym czasie umożliwia także zakładanie podwodnych magazynów zimowych. Składają się one głównie z gałęzi wierzbowych i osikowych długości 2-5 m oraz wplecionych między nie części roślin zielnych. Zimna woda działa jak naturalna lodówka, konserwując pożywienie i zabezpieczając je przed utratą wartości odżywczych. Objętość magazynów może dochodzić do 20 m3, dlatego głębokość zbiornika musi być znaczna. Zapobiega to również jego zamarzaniu do samego dna.

Często obserwowano budowanie tam przez nowo przybyłe zwierzęta w tych samych miejscach, w których kiedyś istniały tamy zbudowane przez inne rodziny, a nie został po nich najmniejszy ślad. Jak bobry rozpoznają to jedno, najwłaściwsze miejsce, gdzie przyszła tama spiętrzy wodę do pożądanej wysokości, a jednocześnie będzie najbardziej wytrzymała na napór wody? Dokładnie nie wiadomo, ale prowadzone od lat badania wyłoniły dwie hipotezy mające to wytłumaczyć. Pierwsza zakłada, że zwierzęta zaczynają budowę tamy czysto automatycznie i pierwszymi impulsami dla nich są specyficzne dźwięki wytwarzane przez wodę w niektórych miejscach. Tama tutaj postawiona miałaby gwarantować efekt. Jednak jak to odnieść np. do terenów górskich, gdzie takie dźwięki są wytwarzane prawie wszędzie? Na nizinach większość tam prawdopodobnie także jest budowana niezależne od dźwiękowych stymulatorów, gdyż powoli płynąca woda przeważnie ich nie wydaje. Z kolei tamy nie są budowane na dużych rzekach, gdzie z jednej strony głębokość wody jest wystarczająca dla bobrów i brzegi są bogate w pożywienie, a z drugiej strony bodźców dźwiękowych stymulujących budowanie tamy jest w bród. To uzasadniałoby przyjęcie drugiej hipotezy, mianowicie że bobry potrafią w jakiś, im tylko wiadomy, sposób ocenić, czy przyszła tama w wybranym miejscu będzie dobrze pełnić swoje funkcje. Świadczy o tym mała ilość błędów popełnianych przez zwierzęta a człowiek oglądający konstrukcje bobrów w terenie jest często zdumiony trafnością wyboru.

rysunek 2

Transport w wodzie materiału do budowy.

Odcięte gałęzie bobry ciągną po lądzie przy pomocy zębów, zaś grube kawałki pnia często toczą używając przednich łap. Po dostaniu się do wody są one transportowane przez zwierzęta w pobliże miejsca, w którym będzie budowana tama. Wargi bobrów opinają siekacze i zaciskane są za nimi. rysunek 3

Dzięki temu podczas pływania woda nie przedostaje się do przełyku, a pewny chwyt zębów wystających na zewnątrz pozwala na precyzyjne sterowanie nawet ciężkim materiałem.

W pierwszym etapie budowy bobry umocowują zaostrzone kawałki gałęzi w dnie. Jednocześnie układają między nimi inne - poprzecznie do kierunku prądu. Następnie nasuwają warstwę mułu, piasku z dna i darni z brzegów cieku. W dalszej kolejności - znowu warstwa pni i gałęzi gęsto przekładana kamieniami. Jest to najpopularniejsza konstrukcja.

Tama bobrów.

Czasem jednak spotyka się tamy zbudowane na przykład głównie z kamieni albo roślin zielnych. Cała konstrukcja jest w miarę postępowania budowy stale uszczelniana, tak że już od początku zaczyna spiętrzać wodę. W końcu powstaje grobla o dolnej ścianie opadającej pod łagodnym kątem, a górnej (od strony powstałego stawu) - stosunkowo stromej. Taki kształt tamy bobrów jest zbliżony do tam budowanych przez człowieka. Specyficzny sposób układania poszczególnych elementów sprawia, że jest ona bardzo wytrzymała (dorosły człowiek może po niej swobodnie chodzić). Korona tamy składa się z drobnych gałązek, liści i jest uszczelniona mułem. Przy jednym lub dwóch brzegach tamy bobry pozostawiają płytkie kanały. Umożliwiają one odprowadzanie zwiększonej ilości wody podczas długotrwałych deszczów lub wiosennych roztopów, kiedy tama mogłaby zostać zniszczona. W normalnych warunkach woda przelewa się przez koronę. rysunek 4

Niekiedy bobry - zależnie od sytuacji - wprowadzają pewne "unowocześnienia" budowli. Na przykład w bystrych strumieniach tamy bywają łukowato wygięte zgodnie z kierunkiem prądu i w ten sposób są bardziej wytrzymałe na napór wody. Często, (szczególnie w górach) bobry budują cały system kaskad - powyżej i poniżej głównej tamy.

Górne tamy z jednej strony osłabiają prąd i zabezpieczają główną przed zniszczeniem, a z drugiej umożliwiają bezpieczne dotarcie bobrów do wyżej położonych terenów, co przy pojedynczej tamie byłoby niemożliwe.

Natomiast dolne, dzięki podniesieniu poziomu wody poniżej głównej tamy, powodują częściowe znoszenie się ciśnień po obu jej stronach i zwiększają wytrzymałość konstrukcji.

System tam.

Warto zaznaczyć, że wszystkie tamy są systematycznie - każdej nocy! - naprawiane, poprawiane i rozbudowywane, a biorą w tym udział wszyscy (z wyjątkiem najmłodszych) członkowie rodziny bobrów. Miejsca uszkodzenia są wykrywane przy pomocy słuchu i wyczuwania przednimi łapami prądu wypływającej wody.

Dzięki przysłowiowej bobrzej pracowitości, tamy mogą czasem osiągać wielkie rozmiary. W USA (stan Wyoming) odkryto tamę sześciometrowej wysokości, chociaż jej długość nie przekraczała 10 m. Najdłuższa ze znanych tam miała 1200 m długości, a w zalewie powyżej naliczono 40 bobrowych chatek (niedaleko miasteczka Berlin, stan New Hampshire, USA). Przeważnie jednak wysokość tam nie przekracza 1,5 m, a długość kilkudziesięciu metrów.

Mała tama może zostać zbudowana w ciągu kilku nocy, jednak tak wielkie budowle jak wspomniane są dziełem wielu pokoleń bobrów w ciągu dziesiątków, a nawet setek lat.

III. ŻEREMIE - JAK CAŁA RODZINA BUDUJE DOM

Przez kilka pierwszych lat po osiedleniu się bobry żyją najczęściej w norach kopanych w brzegach rzek lub zbiorników. Nory te mają skomplikowany przebieg, wiele wyjść i kanałów wentylacyjnych. Długość chodników sięga kilkudziesięciu metrów, a komory mieszkalne położone ponad poziomem wody są czasem znacznie oddalone od brzegu (nawet kilkadziesiąt metrów). Wejścia są zawsze przykryte wodą, co zabezpiecza zwierzęta przed drapieżnikami. Na terenach, gdzie nory mogą pełnić funkcję stałych schronień, tzn. tam, gdzie brzegi zbiorników są wysokie, a rodzaj gruntu umożliwia kopanie i trwałość chodników, bobry mogą żyć w nich stale. Gdy kopanie nor jest utrudnione i nie zapewnią one dostatecznego bezpieczeństwa, bobry budują chatki - żeremia.

Żeremie z daleka wyglądające jak kupa bezładnie zrzuconych gałęzi i błota w kształcie stożka jest w rzeczywistości niezwykle skomplikowaną i - co najważniejsze - bezpieczną budowlą. Jego wysokość dochodzi do 4 m., średnica u podstawy sięga 20 m ale trudno byłoby go dokładnie obejrzeć. Otoczone wodą i wykopanymi przez bobry rowami przywodzi na myśl zamek otoczony fosą i jest praktycznie niedostępne. Jedynie w zimie, gdy lód skuje jezioro, można podejść w pobliże, ale ewentualnym drapieżnikom trudno byłoby rozkopać jego mocne ściany.

Żeremia zwykle powstają w tym samym czasie, co tama i z podobnych materiałów, ale sposób budowy jest zupełnie inny. Najważniejszy jest wybór miejsca, gdzie powstanie przyszły "dom". Położone jest ono zwykle w najbardziej niedostępnym zakątku zbiornika, często dodatkowo osłoniętym drzewami. Najpierw na wyspie lub przy brzegu bobry kopią norę, mogą też wykorzystać już istniejącą. Po zawaleniu się stropu komory mieszkalnej, co zdarza się dość często (zwłaszcza na terenach podmokłych), powstały otwór jest łatany wsuwanymi od środka patykami, gałęziami i błotem. Później większość pracy przenosi się na zewnątrz - na "łatę" nasuwane są warstwy mułu, gałęzi, kamieni i darni. W ten sposób wewnątrz powstaje zwykle jedna sucha, duża komora o wysokości ok. 1 m i średnicy ok. 1,5 m, do której prowadzą tunele o długości 4-5 m z wejściem ok. 1,5 m poniżej poziomu wody.

rysunek 5

Przekrój przez tamę główną: siła naporu wody spiętrzonej przez tame główną - F1 jest częściowo znoszona przez F2 - siłę naporu wody spiętrzonej przez tamę dolną. Dzięki temu konstrukcja jest bardziej wytrzymała.

Spotykano jednak żeremia z kilkoma komorami umieszczonymi obok siebie lub jedna nad drugą, z przedsionkami itp. W budowie schronienia biorą udział wszyscy członkowie rodziny z wyjątkiem najmłodszych, choć dowiedziono, że samice (a już szczególnie samice dorosłe) są bardziej aktywne niż samce. Dno komory mieszkalnej jest wyścielone miękkimi wiórami drewna, świetnie absorbującymi wilgoć, zaś w suficie jest kanał wentylacyjny. Tworzący go materiał jest ułożony bardziej luźno niż w ścianach, mniejsza jest zawartość mułu. Grube ściany domostwa i duże ciepło właściwe wody przykrywającej wejścia sprawiają, że wewnątrz panuje zaskakująco stała temperatura w ciągu roku. Bobry potrafią dość precyzyjnie ją regulować zmniejszając lub zwiększając ilość mułu w kanale wentylacyjnym. W gorące lata często nakładają na zewnątrz wilgotne błoto. Jego duże ciepło parowania pozwala na ochładzanie ścian. Umiejętność budowy takich mieszkań umożliwiła bobrom zasiedlenie terenów o bardzo różnych klimatach - np. ich zasięg w Ameryce Północnej rozciąga się od Alaski aż po Meksyk.

Większość nowych żeremi powstaje późną jesienią i wiosną. Stare są wtedy poprawiane, a na ściany dokładane są nowe warstwy budulca. Kształt żeremi zmienia się więc z roku na rok, czasem blisko położone mogą się połączyć w jedno. Kształt i rozmiary żeremi mogą też zależeć od warunków panujących w siedlisku. Dowiedziono, że na terenach o zmiennym poziomie wody, albo w przypadku dużej liczby drapieżników, bobry budują wyjątkowo duże żeremia.

rysunek 6

Przekrój przez żeremie.

Wypada jeszcze wspomnieć, że silne rodziny bobrów przeważnie zakładają więcej niż jedno żeremie. Niektóre użytkowane są jedynie sezonowo albo służą jako baza wypadowa na dalsze tereny, inne mogą służyć do przechowywania pokarmu na zimę. Często zdarza się, że chatkę opuszczoną przez jedną rodzinę zajmuje inna. O tym, że dana chatka jest aktualnie zamieszkiwana świadczą: kształt - wyraźnie stożkowaty, świeże gałęzie i muł na zewnątrz, brak porastającej trawy. Opuszczone sprawiają wrażenie zapadniętych od góry i nie widać nigdzie śladów napraw.

IV. BÓBR W ROLI GŁÓWNEJ -
CZYLI JAK SOBIE I INNYM STWORZYĆ ŚRODOWISKO ŻYCIA

Bobry przez ścinanie drzew, budowę tam, kopanie kanałów do ściągania materiału, pogłębianie dna zbiorników wywierają wielki wpływ na zamieszkiwany teren, przystosowują go do własnych potrzeb. Co więcej, nawet po opuszczeniu przez bobry zajmowanego dotychczas terenu, zmiany przez nie spowodowane pozostają.

Gdy jesienią odwiedzam siedlisko bobrów, to zawsze mam wrażenie, że znajduję się na "rozgrzebanym" placu budowy. Gdzieniegdzie widać dopiero nadcięte drzewa, które jeszcze nie upadły na ziemię, z niektórych leżących są już poobcinane gałęzie. Z części pozostały tylko pieńki i kilkucentymetrowe wióry. Tu i ówdzie wyślizgane ścieżki, którymi było transportowane drewno, kończące się w wodzie. Pod nogami chlupocze woda. A gdzie robotnicy? - siedzą właśnie w wygodnych chatkach i czekają na nadejście nocy. Wtedy zewsząd słychać łomot padających drzew, odgłosy cięcia i plusk ściąganych do wody gałęzi. Ścinając drzewa, bobry zmieniają dosyć gruntownie wygląd i skład roślinności. Wysokie drzewa ustępują miejsca krzewom i odrostom odbijającym z pni.

W przegrodzonym tamą strumieniu zachodzi szereg dość gwałtownych zmian. Woda, nie znajdująca ujścia, zalewa coraz większy teren. Tama zaczyna lokalnie oddziaływać na poziom wody gruntowej. Stawy bobrów mogą mieć powierzchnię od 0,5 aż do 40 ha, a poszczególne rodziny mogą osiedlać się w odległości średnio 2 km jedna od drugiej - wpływu takich zbiorników na okoliczne tereny nie można lekceważyć. Np. w stanie Oregon w USA gromadzą one późnym latem i w jesieni ponad 25% wody małych potoków spływających do oceanu. Zmieniają się właściwości fizyczne i chemiczne wody. Obliczono, że średniej wielkości tama zatrzymuje kilka tys. m3 osadów rocznie. W stawie temperatura podlega mniejszym wahaniom niż w strumieniu, zwiększa się ilość substancji organicznych. Woda, przelewając się przez koronę, znacznie natlenia się.

Bobry nieświadomie uruchamiają szereg skomplikowanych łańcuchów pokarmowych, znacznie zwiększa się bioróżnorodność zamieszkiwanego przez nie terenu. Drzewa nie tolerujące wysokiego poziomu wody, jak świerki i brzozy, ustępują na rzecz wierzb, jesionów i olch. W runie zaczynają dominować rośliny światło- i wilgociolubne - szuwary i turzyce. Znacznie zmienia się skład fauny m.in. bezkręgowców wodnych - np. zwiększa się udział gatunków filtrujących. Prowadzone przez wiele lat badania nad rybami łososiowatymi w USA wykazały, że młode ryby dojrzewające w stawach bobrów mają znacząco większe rozmiary niż ryby tego samego gatunku i w tym samym wieku żyjące w strumieniach. Wiąże się to między innymi z większą zawartością soli mineralnych w stawach bobrów. Każdy bóbr zjadając rocznie około tony roślin zielnych, świeżych gałązek i łyka (a rodzina składa się z kilku osobników) dostarcza poważnej ilości materii organicznej. Po przerobieniu jej (a także szczątków roślin) przez bakterie w obieg zostanie włączona masa soli związków nieorganicznych, która z kolei wpłynie na wzrost mikroskopijnych glonów stanowiących pokarm m.in. ryb. Intensywne mieszanie wody przez pływające bobry przeciwdziała rozwojowi bakterii beztlenowych i uaktywnia związki fosforu i azotu. Młode ryby znajdują świetne kryjówki przed drapieżnikami w opuszczonych norach. Szansę złożenia skrzeku w płytkich wodach o stałym poziomie błyskawicznie wykorzystują płazy. Otwarte lustro wody (o powierzchni od 0,5 aż do 40 ha) przyciąga ptaki wodne, które znajdują tu świetne warunki do żerowania i gnieżdżenia, oraz większe ssaki - np. wydry i łosie. Bobry również zapobiegają zarastaniu zamieszkiwanego zbiornika - pogłębiają dno, wybierając naniesiony muł, żerują na przybrzeżnych roślinach.

Budowle bobrów mają znaczenie także dla gospodarki człowieka. Z jednej strony powodują czasem znaczne szkody: zalewają pola uprawne, łąki i lasy, uparcie zatykają przepusty drogowe i melioracyjne. Z drugiej strony przywracają właściwe warunki hydrologiczne na terenach zdegradowanych przez człowieka. Np. w latach 70. przeprowadzono zakrojone na szeroką skalę eksperymentalne reintrodukcje bobrów w stanach Idaho, Montana i Wyoming w celu poprawy kondycji ekosystemów nadrzecznych. Uregulowanie rzek, melioracje, wycinanie zakrzaczeń nadrzecznych powodowały erozję brzegów, zagładę ryb i makrofauny wodnej, osuszenie pastwisk, przynosiło wielkie straty przyrodzie i ludziom. W środowisku brakowało ważnego elementu - bobra. Przed wypuszczeniem zwierząt w wybranych miejscach sadzone były drzewa mające stanowić pokarm w pierwszym okresie, na potokach zakładano sztuczne zapory. Już po kilku latach od wprowadzenia bobrów dało się odczuć wyraźną poprawę czystości wody, zwiększony wzrost traw nad strumieniami, przestały wysychać lasy, pojawiły się ryby.

Można się ze mną kontaktować
w każdej sprawie związanej z bobrami,
w miarę możliwości postaram się pomóc:
Andrzej Czech
Instytut Biologii Środowiskowej
Uniwersytet Jagielloński
Oleandry 2a, 30-063 Kraków
tel. 012/33-63-77 wew. 480
fax 012/34-19-78
e-mail: czech@eko.eko.uj.edu.pl (najchętniej)

Gdy na zajmowanym dotychczas terenie zaczyna brakować pożywienia, mimo budowy nowych tam i zwiększania zalewanej powierzchni, bobry przenoszą się na nowe siedliska. Jednak zmiany przez nie spowodowane pozostają i długo jeszcze nie zostaną "zamaskowane" przez naturę. Niekonserwowane tamy ulegają rozmyciu i zniszczeniu przez nurt, ale naniesione przez lata namuły utrzymują jeszcze przez dłuższy czas podwyższony poziom wody.

Opuszczone stawy zamieniają się najpierw w bagna, a później w zielone polany otoczone lasem. Ile dzisiejszych osad ludzkich zawdzięcza swe istnienie bobrom? - żyzne łąki wśród lasów z wijącym się malowniczo strumieniem musiały być wystarczającą pokusą do rozbicia obozu dla zmęczonych wędrowców.


MIASTO DLA ROWERÓW, A WIEŚ...

Krzysztof Galinski (OLE)
Kraszewskiego 37/34
81-815 Sopot
tel. 0-58/51-86-76

Mały wylew antytraktorowy

TROSZECZKĘ HISTORII

Na większą skalę koń roboczy zaczął zastępować woły w XVIII w. Powstałe na bazie koni wojskowych nowe rasy ciężkich koni pociągowych były szybsze, bardziej sprawne i wszechstronne niż ich rogaty poprzednik.

Ciągnięty przez 2 konie pług wahadłowy Arbuthnota, lżejszy i lepiej odwracający oraną glebę, mógł zaorać więcej ziemi w ciągu jednego dnia niż 6 wołów zaprzężonych do pługa starego typu. XIX w. ze swoim ogromnym tempem rozwoju przemysłu i przyrostem naturalnym zwiększył zapotrzebowanie na produkty rolne, a tym samym na pracę koni. W latach 1860-1914 ich pogłowie w samych tylko Stanach Zjednoczonych wzrosło z 7 do 25 mln. Dzięki koniom działały młockarnie, młyny do mielenia ziarna, pługi wieloskibowe, żniwiarki, snopowiązałki i wiele innego sprzętu rolniczego. Maszyny i uprząż były tak projektowane, żeby jeden człowiek mógł obsługiwać 36-konny zaprzęg ciągnący zestaw bron lub siewników. W 1890 r. w USA - które stawały się przodownikiem w końskiej mechanizacji rolnictwa - rozpoczęto produkcję kombajnu ważącego 15 ton, a ciągniętego przez 42 konie. Jednak nieuchronnie nadchodziła epoka traktoryzacji. We wspomnianych Stanach Zjednoczonych w latach 40., pogłowie koni wróciło do stanu z 1860 r. 32 376 000 hektarów pól wykorzystywanych dotychczas na zboże dla tych zwierząt można było już zagospodarować na inne uprawy. Miało być pięknie...

TRAKTORY

Jednak wbrew przewidywaniom traktoryzacja okazała się przynosić tylko względne korzyści. Z czasem dzięki badaniom wyszło na jaw, że płyny eksploatacyjne przenikają do gleby, wody i atmosfery, poważnie je zatruwając. Spaliny silników traktorowych zawierają około 200 zidentyfikowanych składników, wśród których najbardziej szkodliwe są tlenki węgla (obniżenie zdolności organizmu do przenoszenia tlenu, a więc bóle i zawroty głowy, w większych stężeniach osłabienie, apatia, wymioty itd.), tlenki azotu (smog, kwaśne deszcze, podrażnienie dróg oddechowych, w dużych dawkach obrzęk płuc, zwyrodnienie mięśnia sercowego), węglowodory (przyczyniają się do różnych form nowotworów). rysunek 7

Oprócz szkodliwych wydzielin groźnych dla nas wszystkich na traktorzystę niekorzystnie wpływ ma uciążliwa pozycja, na jaką jest skazany podczas pracy (nie może jak powożący przemiennie siedzieć, stać lub iść). To wszystko powoduje "zespół chorobowy traktorzysty": m.in. wzrost ciśnienia tętniczego, upośledzenie słuchu, schorzenia kostno-stawowe, zaburzenia oddychania i mowy, zaburzenia kardiologiczne i neurologiczne. Do tego dochodzą zaburzenia związane z rozrodczością. W Polsce ponad 17% małżeństw rolników nie może mieć dzieci z powodu niepłodności męża, do której w dużej mierze przyczyniają się kontakty z pochodnymi ropy naftowej (olej napędowy, smary, spaliny). Ale i to nie wszystko, całe społeczeństwo zmuszone jest dopłacać do tańszego paliwa dla rolników (którym to następnie rolnicy będą siebie, miastowych i produkowane przez siebie artykuły zatruwać) oraz dopłacać do deficytowego przemysłu. Fabryka "Ursus", oprócz tego że nierentowna, zatruwa Warszawę. Podobnie jest z jej kooperantami: odlewnia pracująca dla "Ursusa" w Lublinie od lat znajduje się na początku listy ekologicznych niszczycieli. Może coś z tym zrobić?

PRECZ Z TRAKTORAMI - NIECH ŻYJE POSTĘP

Dzisiaj znowu, po latach - chociaż na razie na niewielką skalę - zaczyna się powrót do najbardziej z ekologicznej trakcji. rysunek 8

I nic dziwnego: Koń roboczy jest naturalnym, harmonijnym ogniwem ekosystemu agrarnego, samoodnawialnym źródłem wykorzystywanej przez siebie energii. Czyni rolnika niezależnym. Rodzi się i wyrasta w miejscu, w gospodarstwie rolnym, czerpie z niego składniki pokarmowe na wzrost, rozwój i następnie pracę. W postaci obornika zwraca do gleby przeważającą część pobranych z niej substancji, przyczyniając się do naturalnego utrzymania i wzrostu jej żyzności i urodzajności. W przeciwieństwie do traktora, który jest obcy dla ekosystemu, ponieważ wytwarzany jest i związany ze źródłami energii znajdującymi się poza ekosystemem. Ciągnik hałasuje, zatruwa środowisko, niszczy życie biologiczne w glebie i faunę żyjącą na jej powierzchni i ubezwłasnowolnia rolnika. Użytkowanie samoodnawialnej energii oznacza decentralizację, ponieważ może ona być wykorzystywana przez każdego chętnego niezależnie. Tymczasem zewnętrzne źródła energii kontrolowane są przez scentralizowane koncerny, które tym samym podporządkowują sobie nasze życie gospodarcze i społeczne, w tym również gospodarstwa rolne. Koń roboczy przeciwstawia się tej agresji. Dzisiaj - nareszcie - zainteresowani koniem roboczym są już nie tylko hobbyści czy rolnicze wspólnoty religijne (amisze itp. ), ale również ci, którzy chcą produkować nie tylko z zyskiem, ale i zdrowo, i niezależnie. Niestety, przez lata fascynacji traktorem zaprzestano pracy nad maszynami rolniczymi przystosowanymi do pracy z końmi. Dzisiaj na nowo należy odtwarzać i udoskonalać narzędzia i maszyny oddane przedwcześnie do lamusa. By przebiegało to sprawniej, w USA i w Europie Zachodniej powstają stowarzyszenia, które mają na celu promocję konia roboczego. W Niemczech wychodzi periodyk "Das Zugpferd" ("Koń Pociągowy"), w którym m.in. wznawia się stare publikacje na temat trakcji konnej. Podobne pisma wychodzą w USA, Anglii i Norwegii. Tak więc na Zachodzie ludzie nauki, ekolodzy, rolnicy i hodowcy znowu zwrócili się w stronę konia roboczego, i jak głosi motto artykułu umieszczonego w szwajcarskiej prasie fachowej: Jeśli dziś konie są stosowane w pracach rolniczych, ma to różne przyczyny, ale z nostalgicznym powrotem do starych czasów nie ma to nic wspólnego. A co u nas...Gdy w USA, Niemczech, Szwajcarii na nowo zaczynają produkować maszyny przystosowane do zaprzęgu, w Polsce, w dobie pogoni za naszym wyobrażeniem światowego farmerstwa, produkuje się ich coraz mniej.

ZAPROSZENIE DO AKCJI

Akcja MIASTO DLA ROWERÓW spotkała się z ogromnym zainteresowaniem różnych środowisk ekologicznych w całym kraju. Ciekawe, czy akcja WIEŚ DLA KONI miałaby szansę przynajmniej na część takiego poparcia, jakim cieszył się projekt cyklizacji naszych miast i miasteczek? rysunek 9

Zdaję sobie sprawę z trudności. Rower posiada - a przynajmniej chyba powinien - każdy ekolog, z traktorami i końmi sprawa wygląda trochę inaczej. Idea wypierania traktorów przez konie dotyczy głównie wsi, więc popularyzowanie konia przez miastowych ekologów może być zadaniem niezmiernie trudnym (chociaż coraz częściej na Zachodzie przy drobnych pracach w mieście: cysterno-polewaczki, zamiatarka ulic, pielęgnacja trawników, na nowo zatrudnia się konie; nie wydzielają spalin i są "kawałkiem natury" w betonowej dżungli). Jednak - na szczęście - również w naszym kraju są ludzie związani z rolnictwem, którzy chcą popularyzować konia roboczego.

Może więc znaleźliby się w ruchu "zielonych" antytraktorzyści mający ochotę im pomóc? Stworzenie grupy nacisku wspomagającej naukowców w szukaniu funduszy na prace badawcze, opracowującej formy promocji "końskich" gospodarstw, szukającej sojuszników wśród decydentów czy wreszcie walczącej np. z coraz częstszymi drogowymi zakazami wjazdu dla pojazdów konnych nie byłoby, jak sądzę, zadaniem przerastającym możliwości środowiska ekologicznego. Na początek dobrym polem dla akcji antytraktorowej i prokońskiej są, jak mi się zdaje, gospodarstwa ekologiczne i agroturystyczne. Z uwagi na poziom świadomości ekologicznej ich właścicieli od nich właśnie można byłoby zacząć akcję detraktoryzacji wsi polskiej. Pamiętajmy! - traktory to zanieczyszczenie i choroby; traktory to dopłacane paliwo; traktory to nierentowne i zatruwające środowisko fabryki; traktory to brak samodzielności gospodarstwa.

Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych osób zajmujących się prawami zwierząt, idea masowego powrotu konia roboczego do gospodarstw może budzić kontrowersje. rysunek 10

Sam nie jestem wolny od obaw, czy wraz ze wzrostem użytkowania konia roboczego będzie wzrastała świadomość ich właścicieli. Świadomość, że mają do czynienia z żywą istotą, czującą i posiadającą swoje prawa. Jednak póki co, Polska jest potentatem w produkcji koniny. Konie rzeźne eksportujemy w ogromnych ilościach do Zachodniej Europy. Zapewne aktywistom ruchu znane są, odkryte przez niemieckich dziennikarzy "transporty śmierci". Są to ciężarówki, które w makabrycznych warunkach - bez ruchu, światła, a często nawet wody i paszy - wożą konie do zagranicznych rzeźni, oddalonych o setki, a nawet tysiące kilometrów. Niewiele więc ryzykujemy. Koń hodowany na rzeź to barbarzyństwo, z którym mamy do czynienia od lat i z którym - o ile mi wiadomo - nikt w kraju nie walczy. rysunek 11

Może więc przynajmniej poprzez powrót do pracy w gospodarstwie na nowo uda się odbudować związek pomiędzy rolnikiem a zwierzęciem, któremu po kilkunastu latach pracy pozwala się dożyć ostatnich dni na końskiej emeryturze. Takie przypadki nie były w przeszłości aż taką rzadkością. (Swoją drogą ciekawe, na ile wyeliminowanie konia z prac polowych przyczyniło się do jego popularyzacji jako dania). Wierzę, iż w miarę uczciwa koegzystencja pomiędzy ludźmi a innymi zwierzętami domowymi jest możliwa. Wierzę, że podobnie jak pies przewodnik, pies stróżujący, pies ratownik górski czy wodny, tak koń może być zwierzęciem, z którym - pomimo rozwoju cywilizacyjnego - współpraca może i powinna rozwijać się nadal. Oczywiście, by nie zdawać się tylko na dobroć serca poszczególnych rolników, wraz z rozpoczęciem akcji WIEŚ DLA KONI należałoby zastanowić się nad projektem w rodzaju Stajni Spokojnej Starości - czyli miejsc, w których mogliby znaleźć schronienie końscy emeryci i renciści. Projekt takiego końskiego schroniska zasługuje na zainteresowanie, bez względu na powodzenie akcji WIEŚ DLA KONI. Głównym zadaniem Stajni Spokojnej Starości byłoby niesienie pomocy tym koniom, których właściciele, nie mając możliwości utrzymywania bezproduktywnych zwierząt, nie chcą oddawać do rzeźni. Dzisiaj większość koni rzeźnych eksportujemy na Zachód. Gdy wejdziemy do Unii Europejskiej, będzie już za późno, bo prawdopodobnie przejmiemy od jej mieszkańców nawyki żywieniowe i zaczniemy sami jeść koninę i karmić nią swoje psy i koty, jak wszyscy tzw. cywilizowani ludzie... Jak tu się wzruszać losem koni, jeśli nie wzruszają się nim wrażliwi Francuzi czy Włosi? Póki co, Stajnia Spokojnej Starości mogłaby być sygnałem, że potrafimy odwdzięczyć się koniom za ich pracę, a zachodnich wzorców kulinarnych nie przyjmujemy bezkrytycznie. rysunek 12

Warto wykorzystać istniejący jeszcze "przesąd", że Polak nie je końskiego mięsa. To chyba jedyny przypadek, gdy naszą tradycję (hej, hej, ułani...) można wprzęgnąć, jeśli nie do szerzenia wegetarianizmu, to do wzbudzania minimalnej empatii. Idąca pod nóż kobyłka, która całe życie pracowała dla człowieka, bardziej wzrusza niż kura, świnka czy buhaj. (Patriotom zawsze można rzucać w twarz pytanie: czy zjedliby kotlety z Kasztanki Piłsudskiego?) Jeśli ktoś ma coś wspólnego z takim miejscem jak SSS lub słyszał o takim - proszę o kontakt.

ZAKOŃCZENIE

Osoby zainteresowane tematem odsyłam do publikacji prof. Ewalda Sasimowskiego (której powyższy tekst w sporej części jest streszczeniem). Jeśli otrzymam zaadresowaną kopertę A5 i znaczek za 1,50 zł, mogę wysłać ksero z artykułów profesora publikowanych w miesięczniku "Koń Polski".

Sam, chociaż pracuję trochę z końmi, nie jestem związany z rolnictwem, toteż z chęcią wysłucham uwag ludzi z nim związanych profesjonalnie. Jeszcze raz zapraszam wszystkich zainteresowanych tworzeniem końskiej sekcji w ruchu ekologicznym do współpracy, a wszystkich innych do dyskusji.

PS

Przytoczę tu pewne zdarzenie, którego byłem świadkiem. Do weterynarza zgłaszają się panie z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Panie zjawiły się z ogromnymi pretensjami, ponieważ zauważyły, iż pomimo ujemnej temperatury konie pod jego opieką biegają po padoku, a tu mróz i śnieg. Panie stanowczo zaczęły domagać się, by konie schować do... ciepłych boksów! Gdzie "koniki" powinny przezimować, najlepiej całą zimę. Zastosowanie się do poleceń pań byłoby wydaniem na zwierzęta wyroku śmierci, a w najlepszym razie spowodowałoby u koni ogromne komplikacje zdrowotne.


BZB nr 26 - My, zwierzęta | Spis treści