BZB nr 3 - Trzeci świat. Bankructwo kilku mitów


PRODUKCJA ŻYWNOŚCI
PRZECIW ŚRODOWISKU NATURALNEMU.
CZY WYNISZCZAMY ŚWIATOWE ZASOBY
CHCĄC NAKARMIĆ KAŻDEGO?

Nie jest mitem stwierdzenie, że klęski ekologiczne nadwerężają nasze zasoby żywności i zagrażają naszemu zdrowiu. Jednakże mity i półprawdy utrudniają nam zrozumienie głównych przyczyn tego stanu rzeczy, oddziaływując na nasze możliwości znajdywania skutecznych rozwiązań. Powinniśmy być świadomi, że presja na środowisko naturalne niszczy źródła, od których zależy produkcja pokarmów. Zarazem powinniśmy szukać rzeczywistych przyczyn zainstaniałej sytuacji i starać się jej zapobiec. Ponad połowa wyjałowionej lub prawie wyjałowionej ziemi świata - co stanowi 1/5 lądowej powierzchni globu i dom dla 80 milionów ludzi - stoi przed niebezpieczeństwem zamiany w pustynie. Przy takim jak dotychczas tempie eksploatacji, połowa z zachowanych lasów tropikalnych ulegnie zagładzie do końca naszego stulecia.

Przy ogólnoświatowym zużyciu pestycydów - rosnącym od zera 40 lat temu do ponad 5 milionów funtów rocznie w ostatnich czasach - każdego dnia co najmniej trzy osoby ulegają zatruciu, a wskutek tego rocznie umiera 10 tys. ludzi na świecie.

W wielu krajach ziemie niegdyś żyzne przypominają dzisiaj pustynny krajobraz księżycowy. Użalanie się, iż przeludnienie i nadmierny wypas bydła niszczą ziemie uprawne, opisuje lecz nie wyjaśnia zachodzącego zjawiska. Podobnie jest w przypadku wynajdywania racji dla wyrębu lasów tropikalnych i konieczności stososwania pestycydów. Wszystko to nie pomaga zrozumieć, dlaczego musimy niszczyć środowisko naturalne w zamian za możliwość wyżywienia ludzi.

rysunek 1

JAK POWSTAJE PUSTYNIA

Przez setki lat afrykańscy rolnicy uprawiając nieurodzajną ziemię stosowali kombinowaną metodę uprawy zbóż, drzew i wypasu bydła (czyli płodozmian). Pozwalało to na utrzymanie płodności ziemi i chroniło ją przed erozją powodowaną działaniem wody i wiatru. Gospodarka tak różnorodna zapewniała zbiory nawet w sezonach ubogich w deszcze, co nie należało przecież do rzadkości.

Pod koniec XIXw. wszystko się zmieniło. Koloniści europejscy, którzy okupowali Afrykę, zaczęli traktować ziemię jak kopalnię, z której mogliby czerpać swój dobrobyt. Skłonili oni tubylców do eksportowej uprawy roślin jednego rodzaju, głównie orzeszków ziemnych (wykorzywanych do produkcji oleju kuchennego i paszy dla bydła) i bawełny przeznaczonej dla francuskich i angielskich fabryk włókienniczych. Ustawiczna uprawa jednego tylko rodzaju rośliny rolnej, bez możliwości wymiany na zboża, drzewa lub pastwiska, doprowadziło do szybkiego wyjałowienia ziemi. Na przykład w Senegalu wystarczy przez dwa lata pod rząd uprawiać orzeszki ziemne, by pozbawić glebę 1/3 jej substancji organicznych. Gwałtownie niszczejąca ziemia zmuszała rolników do poszerzania swoich pól o tereny bardziej wrażliwe, które - choć odpowiednie do wypasu bydła i uprawy drzew - nie nadawały się do kopania lub orki. Większość ziemi została zryta i tylko niewielka jej część leżała odłogiem. Gdy Europejczycy zagarnęli dla siebie obszary żyznej i bogatej w wodę ziemi, przesiedlając i spychając tubylców na tereny nie nadające się do uprawy rolnej, spowodowali tym samym miejscowe przeludnienie i niszczenie zasobów do produkcji żywności. Po odzyskaniu niepodległości przez narody afrykańskie, co nastąpiło na początku lat 60-tych, sytuacja zaostrzyła się jeszcze bardziej. Aby stworzyć system wymiany z zagranicą, który gwarantowałby utrzymanie zachodniego stylu życia elitom miejskim, a także uruchomił inwestycje przemysłowe, rządy Afryki postkolonialnej zwiększyły jeszcze bardziej produkcję rolną tego typu. Spadek cen żywności na rynkach światowych na przełomie lat 70. i 80., zmusił rządzących do rekompensaty utraconej wartości poprzez zwiększenie produkcji rolnej. W konsekwencji sami rolnicy, otrzymując mniej pieniędzy za to co wyprodukowali, musieli wytworzyć więcej by zaspokoić swoje podstawowe potrzeby. Zwiększenie eksportu zbóż doprowadziło do wyjałowienia pastwisk. Ograniczenia rządowe skupiały pasterzy i ich stada na mniejszych terenach pastewnych, często zbyt ubogich w trawę, by wykarmić bydło. Uniemożliwiło to tym samym tradycyjne wędrówki stad w okresie pory deszczowej. Liczba inwentarza żywego podskoczyła drastycznie w ciągu dwóch ostatnich dziesięcioleci. Bydło stało się środkiem na przeżycie dla biednych, źródłem bogactwa i prestiżu społecznego dla bogaczy i obszarników, zaś dla rządów, które promują hodowle większych stad, to większa ilość mięsa przeznaczonego głównie na eksport.

Przy tak silnej presji na glebę, na jej zdolności produkcyjne i ochronne, oczywiste jest, że to wiatr i woda (poprzez erozję gleby), a także susza są sprawcami powstawania pustyń. A wyprodukowana żywność rzadko trafia do tych, którzy są naprawdę głodni.

NISZCZENIE LASÓW TROPIKALNYCH

Bez wątpienia największą katastrofą ekologiczną, jaka przytrafia się naszej planecie, jest nieprzerwana zagłada lasów tropikalnych. Nie da się ich niczym zastąpić, a wyrąb lasów jest zagrożeniem na skalę światową. Od Brazylii do Borneo, od Ameryki Środkowej aż po Wybrzeże Kości Słoniowej nieodmiennie powtarza się ta sama historia. Nie zamierzam rozwodzić się na ten temat, wyjąwszy stwierdzenie jednego faktu. Wielu biednych rolników wycina drzewa, chcąc uzyskać ziemię pod uprawę. Najczęściej nie robią tego z wyboru, lecz z konieczności. Nie są oni zresztą główną przyczyną wylesiania.

Weźmy na przykład Brazylię - kraj, który powinien mieć dosyć ziemi dla wszystkich swoich mieszkańców przy gęstości zaludnienia 39 osób na milę kwadratową (2,6 km2). Jednakże i dzisiaj biedne brazylijskie rodziny przybywają na tereny leśne, wyrębują drzewa, wypalają lasy, sieją zboże na uzyskanej ziemi, a kiedy po kilku latach gleby zostaną wyjałowione, przeniosą się w inne miejsce. Niektórzy ludzie winią duże i ciągle rosnące społeczeństwo Brazylii za tę ciągłą wędrówkę. Zastanawiające jest to, że nie chcą zapytać, dlaczego wybierają oni tak trudną do uprawy ziemię.

Pozbawieni ziemi Brazylijczycy nie karczują jej dlatego, że brakuje im pól uprawnych. Dzieje się tak, bowiem większość najlepszej gatunkowo ziemi tego kraju znajduje się w posiadaniu kilku zaledwie rodzin. 2% z brazylijskich posiadaczy ziemi kontroluje 60% gruntów ornych, z których co najmniej połowa leży odłogiem. 340 największych obszarników ma więcej ziemi niż dwa i pół miliona biednych farmerów. Od dziesiątek lat bogaci farmerzy udaremniają wszelkie próby zmiany struktury własności ziemi. Tylko w 1985r. oni sami, lub wynajmując płatnych morderców, zabili ponad 200 ludzi, którzy domagali się przeprowadzenia reformy rolnej.

Tysiące robotników wiejskich i ich biednych rodzin nie posiada ziemi, zaś szybka mechanizacja rolnictwa - przeprowadzona przy pomocy hojnych subsydiów rządowych - odbiera pola drobnym dzierżawcom. Powoduje to poważne trudności na i tak ograniczonym rynku pracy.

Rząd brazylijski znajduje się z jednej strony pod naciskiem obszarników, którzy nie chcą się z nikim dzielić swoją własnością, zaś z drugiej strony pod presją wyzutych z ziemi robotników rolnych, którzy oczekują znalezienia środków na wyżywienie ich rodzin. W efekcie rząd szuka rozwiązania w wyrębie lasów, ale i one nie są puste i mają swoich właścicieli. Masowy napływ ludzi niesie niebezpieczeństwo zagłady autochtonicznym mieszkańcom lasów - plemionom, które mieszkają tam od wieków.

OSADNICTWO ROLNE

To nie wzrost zaludnienia, a głównie rabunkowa gospodarka rolna zniszczyła większość lasów tropikalnych Amazonii. W latach 60-tych rząd brazylijski faktycznie przekazał miliony arów najlepszych obszarów leśnych zamożnym ludziom lub firmom, takim jak Volkswagen, Nestle czy Mitsubishi, pokrywając jednocześnie ponad 3/4 wydatków związanych z zamianą lasów w pastwiska do wypasu bydła. Wyprodukowana tą drogą wołowina przeznaczona została na rynki europejskie, bliskowschodnie i północno-amerykańskie, a nie - jak by się mogło wydawać - dla głodujących robotników brazylijskich. Faktycznie nie robi się niczego, by rozwiązać problem niedożywienia nękający biednych w Brazylii.

WYRĘB LASÓW

Legalna i nielegalna komercyjna wycinka drzew prowadzi do zagłady lasów tropikalnych. W Indonezji kompanie międzynarodowe zajmujące się wyrębem, Weyeraeuser i Georgia-Pacific, równają z ziemią 2 mln akrów (0,81 mln ha) rocznie, czyli 4x więcej niż wynoszą spustoszenia czynione przez wycinki i wypalanie lasów związane z miejscowym osadnictwem rolnym. Wyrąb komercyjny dokonywany w celu zdobycia kilku zaledwie rzadkich materiałów, poszukiwanych na rynkach światowych, niszczy całe połacie lasów. Olbrzymie, wyrąbane wśród lasów drogi ułatwiają dostęp wielkiej rzeszy rolników i hodowców. Przeprowadzana w ten sposób eksploatacja tropików gwarantuje jedynie krótkoterminowe wpływy. Zaś przy mało skutecznych sztucznych zalesieniach ocenia się, że z 33 krajów, które obecnie są głównymi eskporterami produktów leśnych, do końca tego wieku zachowa się tylko 10. Wzrastająca uprawa żywności, towarzysząca rosnącemu przyrostowi naturalnemu w krajach tropikalnych, nie stanowi zagrożenia dla ziemi i wyrębów. Prawdziwe niebezpieczeństwo przychodzi ze strony narodów uprzemysłowionych. W krajach tych zużycie drewna twardego wzrosło dziesięciokrotnie od r. 1950. Przewyższa to znacznie całkowitą konsumpcję tego artykułu przez wszystkie kraje tropikalne w tym samym czasie. Rządy lokalne, skupione na zwrocie zaciągniętych długów, eksploatują i tak już ograniczone zasoby naturalne, by utrzymać wymianę międzynarodową. Prowadzi to do wyniszczania środków życiowych zwykłych ludzi. Drobni wytwórcy kauczuku, ogrodnicy i rolnicy leśni a także ci, dla których las jest źródłem opału, tracą grunt pod nogami. W istocie rzeczy tylko właściwa gospodarka leśna, stymulująca w naturalny i bezpieczny sposób rozwój lasów (uwzględniająca przede wszystkim interesy ich mieszkańców) przyniesie więcej dochodów niż można to uzyskać wskutek destrukcyjnej wycinki komercyjnej.

Indie

Uttarakhand, znajdującym się na obszarze hinduskich Himalajów, tysiące biednych kobiet wiejskich zrzeszonych w ruchu "Tree Huggers" (Obejmujące drzewa) z powodzeniem interweniowało w rządzie, który w efekcie zakazał wycinania drzew i intensywnego wyrębu lasów. Przy pomocy rozmaitych działań ekonomicznych i akcji sadzenia miliona drzew udało się powstrzymać proces zagłady terenów leśnych.

TRZY SPOSOBY BEZPIECZNEJ EKSPLOATACJI LASÓW

W stosunku do lasów tropikalnych zaczęto stosować nowe metody postępowania, które mają na celu właściwsze ich wykorzystywanie i ochronę przed zagładą. Jeśli postępowanie to utrzyma się i rozwinie, w ciągu najbliższych pięciu lat osiągnie się znaczące rezultaty. Oto trzy przykłady.

Peru

W dolinie Palcazu na wschodnim zboczu Andów grupa Indian Yanesha zorganizowała zrównoważony system wycinania lasów przy pomocy fachowców ze Stanów Zjednoczonych (USAID), wspieranych przez Światowy Fundusz Pomocy Naturze (World Wide Fund for Nature - WWF). Po obu stronach utartych szlaków leśnych wycina się korytarze leśne o szerokości 30 jardów (27 m). Metoda ta przypomina wyręb naturalny, który następuje wtedy, gdy padają stare i ogromne drzewa, tratując wszystko naokoło siebie. Wskutek tego pojawia się dziura w sklepieniu lasu. Uzyskane w ten sposób pasma wolne od drzew zostawia się na 30 lat do regeneracji, bez możliwości jakiegokolwiek wyrębu w tym czasie. W promieniu stu jardów (91 m) od powstałego korytarza nie wolno wycinać drzew w przeciągu 15 lat.

Z 21 tys. akrów (8500 ha) wyznaczonych pod gospodarkę leśną planuje się wycinać nie więcej niż 77 akrów (31 ha) rocznie. Duże drzewa holuje się przy pomocy wołów, które wyrządzają mniej szkód, niż ciężkie maszyny i zabiera się do tartaków. Mniejsze pnie przeznaczane są do budowania domów i ogrodzeń, zaś pozostałe odpady drzewne służą do produkcji węgla drzewnego.

Kolumbia

Około 700 tys. Indian otrzymało ostatnio prawo do życia w lasach o powierzchni 69 500 mil kwadratowych (ok. 180 tys. km2.). Nigdzie indziej nie przyznano Indianom praw do ziemi na taką skalę. Powierzchnia ta stanowi połowę kolumbijskiego obszaru Amazonii, odpowiadając w przybliżeniu wielkości Anglii i Walii. W czasach kolonialnych Indianie byli wykorzystywani i żyli w niewoli. W niedalekiej przeszłości mieli kontakty z misjonarzami, handlowcami i handlarzami kokainy. Ci ostatni chcieli, by Indianie uprawiali im surowiec potrzebny do produkcji narkotyków. Tubylcy próbują zarabiać pieniądze potrzebne na zakup metalowych narzędzi, lekarstw i innych artykułów.

Dr Marin Hilderbrand, antropolog i szef rządowego departamentu chroniącego interesy Indian kolumbijskich twierdzi, że Indianie będą kontrolować i ograniczać rozwój na wielkich i odległych terenach, ponieważ wiedzą najlepiej jak korzystać z lasów nie niszcząc ich.

Kamerun

Cztery lata temu miejscowy rząd przeznaczył 486 mil kwadratowych (1264 km2) na park narodowy, chcąc zachować jeden z najbogatszych na świecie lasów tropikalnych. Wydzielona część znajduje się wewnątrz większego kompleksu leśnego o powierzchni 1.740 mil kwadratowych (4524 km2), który określa się jako strefę buforową. Podjęte działania mają na celu poprawę poziomu życia 300 tys. mieszkańcow lasu i dokonanie przemian w ich świadomości. W przeciwnym razie będą oni kontynuowali niszczącą eksploatację parku. Mimo wydanych zakazów wciąż w nim polują.

Światowy Fundusz Pomocy Naturze (WWF), wspierany przez Brytyjskie Ministerstwo Pomocy Krajom Rozwijającym Się, próbuje ulepszyć miejscowy handel i przetwórstwo owoców leśnych, orzechów i przypraw, zachęcając równocześnie do uprawy ziemi i hodowli bydła takimi metodami, które nie powodują sztucznego dziurawienia sklepienia lasu.

rysunek 2

ILE LASÓW TROPIKALNYCH ZOSTAŁO?

Niszczenie lasów tropikalnych wzmogło sie znacznie w latach 80-tych. Sprawozdanie "Przyjaciół Ziemi" (Friends of the Earth - FoE) podaje ogólny wskaźnik strat o wartości 1,8% w skali rocznej, gdy w r. 1970 wynosił zaledwie 1%. Wielu znawców problemu twierdzi, że 1/4 z tego co zostało ulegnie zagładzie w latach dziewięćdziesiątych. Raporty mówią o zachowaniu 3,01 miliona mil kwadratowych (ok. 7,8 miliona km2), co stanowi 60% lasów istniejących przed rozpoczęciem "najazdu" na tropiki w obecnym stuleciu. Z tegi 2,05 miliona mil kwadratowych (5,33 miliona km2) to dziewicze lasy nietknięte przez wyręb.

ZAGROŻENIE DLA CAŁEGO KLIMATU

Wypalanie lasów w celu otrzymania ziemi uprawnej wytwarza nadmiar dwutlenku węgla w atmosferze, co jest główną przyczyną powszechnego ocieplenia. 3/4 nadmiernej ilości dwutlenku węgla pochodzi z wypalanych lasów, reszta zaś ze spalania paliw kopalnych. Lasy odgrywają czołową rolę w utrzymaniu równowagi przepływu energii, włączając w to promieniowanie słoneczne, parowanie i opady deszczu. Ich wyniszczenie powoduje nadmiar energii słonecznej i niedobór deszczu, co przyniesie znaczne obniżenie produkcji rolnej.

ROŚLINY I ZWIERZĘTA W NIEBEZPIECZEŃSTWIE

Oprócz zatrzymywania opadów deszczowych i hamowania erozji gleby, lasy są siedliskiem nieporównywalnej z niczym różnorodności ptaków i roślin. Określenie znaczenia strat, jakie poniesie człowiek w przypadku zagłady tego bogactwa, jest trudniejsze do oszacowania niż w jakimkolwiek innym przypadku. Jednakże rekordowe tempo wymierania gatunków flory i fauny lasów tropikalnych jest dla biologów najtragiczniejszym aspektem tego zagadnienia.

ZIEMI NIE BRAKUJE

Nawet gdyby wykorzystać tylko 44% wszystkich gruntów ornych kuli ziemskiej (pozostała część leży odłogiem, lub służy do wypasu bydła i produkcji mięsa - jest to najczęściej ziemia o najwyższej jakości) to i tak można wyprodukować wystarczającą ilość żywności bez zagrożenia dla środowiska naturalnego. Problem stanowi to, kogo ta ziemia żywi, do czego się jej używa i co na niej rośnie. Nie można negować hodowli artykułów rolniczych przeznaczonych na eksport. Należy wszakże oddać pierwszeństwo potrzebom żywnościowym ludzi, którzy uprawiają ziemię.

rysunek 3

PESTYCYDY

Dane na temat zagrożenia życia ludzkiego i jego środowiska naturalnego przerażają. Najgorzej jest w krajach Trzeciego Świata. Stosowanie pestycydów na całej kuli ziemskiej zwiększa wydatki rolników o kwotę 14 bilionów dolarów, a towarzyszące temu zatrucia środkami owadobójczymi sięgają nieraz liczby 1,5 miliona przypadków w roku. Co najmniej 1/4 pestycydów produkowanych przez amerykańskie spółki z przeznaczeniem na eksport do krajów Trzeciego Świata objęta jest całkowitym bądź częściowym zakazem w Stanach Zjednoczonych. Większość z nich zostanie użyta przez robotników, którzy nie noszą ochronnych ubrań roboczych, w miejscach gdzie nikt nie troszczy się o bezpieczeństwo i higienę pracy. Nawet jeśli nie spowoduje to bezpośredniej szkody, to warto przytoczyć tutaj relację nauczyciela z Trynidadu. Stwierdził on bowiem, że za każdym razem w dzień po opryskaniu pestycydami plantacji trzciny cukrowej w szkole brakuje dzieci - słabną, na skórze pojawia się wysypka, zaczynają chorować.

CZY PESTYCYDY ZWIĘKSZAJĄ PRODUKCJĘ ŻYWNOŚCI?

W krajach niedorozwiniętych używa się około 800 milionów funtów pestycydów rocznie. Nie stosuje się ich wszakże w hodowli zbóż podstawowych, które stanowią pokarm najuboższych. Przeznacza się je głównie do eksportowej uprawy monokultur zbożowych w warunkach plantacyjnych. A Afryce Zachodniej aż 80% pestycydów służy do tego celu.

Biedni rolnicy i drobni posiadacze ziemscy nie mogą pozwolić sobie na zakup środków owadobójczych. Są one zbyt drogie i dostępne tylko właścicielom wielkich farm produkcyjnych, co idzie w parze z ich wpływami politycznymi. W związku z tym kraje Trzeciego Świata wydają setki milionów dolarów rocznie na subwencjonowanie pestycydów. Otrzymawszy je za darmo, producenci rolni stosują je przesadnie, nie licząc się ze szkodliwym wpływem chemikaliów na zdrowie ludzkie. Często mniej niż 0,1% zużytych środków, stosowanych w opryskiwaniu pól, skutecznie dociera do szkodników. Reszta przenika do ekosystemu skażając ziemię, wodę i powietrze. Wskutek braku informacji fachowej i nieuważnego korzystania ze środków owadobójczych, najbardziej cierpią mieszkańcy Trzeciego Świata. Można domniemywać, że sami robotnicy polowi bywają spryskiwani pestycydami. Zapobiega się w ten sposób rozprzestrzenianiu się szkodników, które mogłyby zostać przeniesione na ciałach ludzkich lub w ubraniach przy przechodzeniu z pola na pole.

SIŁA NAPĘDOWA PESTYCYDÓW

W miarę stosowania pestycydów trzeba ciągle zwiększać ich dawkę - jest to niekończąca się spirala. W ciągu 10-15 lat liczba zabiegów z użyciem pestycydów wzrosła w Ameryce Środkowej z 5 do 28 w sezonie rolnych, przy jednoczesnym podniesieniu z 2 do 8 liczby niszczonych insektów. Bardzo szybko sumy wydawane na pestycydy osiągnęły połowę wszystkich wydatków ponoszonych na produkcję rolną. W jednym kraju za drugim powtarza się ta sama historia. Zwiększa się produkcję zbóż eksportowych by uzyskać dewizy potrzebne na spłatę zaciągniętych długów oraz na zakupy maszyn rolniczych za granicą. Spadek cen zboża i surowców rolnych na rynkach międzynarodowych powoduje, że trzeba zwiększyć areał uprawy. Cały ten proces omija potrzeby żywnościowe ludności miejscowej. Wielu nie może pozwolić sobie na uprawę własnych pól i wynajmuje się do nisko opłacanych prac polowych w majątkach obszarników lub spółek zagranicznych.

Stosowanie pestycydów prowadzi do powstania kultury rolnej wymagającej coraz większej ilości środków owadobójczych. Na początku tępi się insekty za rozsądne kwoty, a plony rzeczywiście są wyższe. Z biegiem czasu atakowane gatunki szkodników uodparniają się. Zachodzi wtedy konieczność zwiększenia ilości pestycydów do walki z masą pasożytniczych organizmów, których rozwój stymulują same pestycydy.

Insekty uodporniły się na prawie wszystkie środki owadobójcze. Im skuteczniejsze są insektycydy, tym szybciej rozwija się system odpornościowy niszczonych szkodników. Tak stało się w przypadku większości gatunków. Powiedzenie, że martwy robak to dobry robak nie sprawdza się tutaj. Każde kolejne rozpylenie pestycydów zabija coraz więcej pożytecznych owadów, które żerują na obfitych zazwyczaj chwastach. Poza tym zagrożenie dla roślin ze strony wielu mniejszych szkodników rośnie, gdyż regularnie stosowanie pestycydów niszczy ich naturalnych rywali i przeciwników.

TRUCIZNA DLA PIĘKNA

Wyższe plony i lepsza jakość żywności nie zawsze idzie w parze z użyciem pestycydów. Perswazyjna reklama wyrobiła w ludziach nastawienie na przyjmowanie świeżych owoców i warzyw jedynie w idealnej postaci, wolnych od wszelkiej skazy. Płacimy wysoką cenę stosując pestycydy dla uzyskania tego powierzchownego piękna. W wielu krajach Ameryki Łacińskiej wzrost spożycia kosztownych i szkodliwych środków grzybobójczych nie ma nic wspólnego z dążeniem do wyprodukowania większej ilości pożywienia, które zaspokoiłoby potrzeby miejscowej ludności. Nadużywanie pestycydów w hodowli warzyw i owoców ma pomóc w osiąganiu wyśrubowanych kryteriów piękna, którymi ocenia się jakość artykułów rolnych na rynkach swiatowych i w sklepach. "Człowiek z Delmonte" może powie "zgoda", ale to hodowcy dostają to, co firmy nazywają "najwyższą ceną", za idealny wygląd owoców i warzyw. Za owoce przeznaczone do przetwórstwa spożywczego (np. na soki), które odbiegają od wyznaczonej normy piękności, płaci się o wiele mniej. Niektórzy przetwórcy pomidorów żądają idealnie wyglądających owoców, nawet jeśli zużyje się je do produkcji sosów lub puree. Około dwie trzecie środków owadobójczych stosuje się w hodowli pomidorów przeznaczonych do przetwórstwa. Niszczą one te robaki grasujące na pomidorach, które w pierwszym rzędzie zagrażają "urodzie" owoców.

Producenci zmuszeni do wytworzenia żywności o jak najbardziej idealnym wyglądzie, wprowadzają pestycydy do środowiska naturalnego, podważając tym samym fundamenty własnego dobrobytu. Pomimo tego, że to farmerzy i robotnicy rolni cierpią bezpośrednio na choroby wywołane przez pestycydy, to i tak wszyscy jedzący wytwarzane przez nich pokarmy ponoszą podobne ryzyko. Wiele substancji chemicznych produkowanych w Europie i Stanach Zjednoczonych, a uznanych za szkodliwe, posyła się bez żadnych skrupułów do krajów Trzeciego Świata. Jak na ironię są one tam wykorzystywane do eksportowej produkcji zboża, które następnie kupują kraje zachodnie. Taka jest ukryta cena, jaką płacimy za używanie pestycydów. Wciąż wiemy zbyt mało o przedłużonym działaniu resztek pestycydów przenikających do ludzkiego ciała.

Taki stan rzeczy będzie trwał dopóty, dopóki fabryki chemiczne będą wykorzystywały swoje wpływy i monopol wiedzy fachowej do przekonania rolników o tym, że jedynie nieprzerwane stosowanie pestycydów gwarantuje im środki egzystencji i rozwiązuje żywieniowe problemy świata. Powołują się oni na brak badań i infromacji o metodach alternatywnych, do których należy między innymi całościowy proces walki ze szkodnikami. Jest to strategia, która oznacza, że sama tylko kontrola chemiczna produkcji płodów rolnych jest niewystarczająca. Stosuje ona płodozmian, genetyczną hodowlę odpornych gatunków zboża i tak zwane uprawy mieszane, w których kilka odmian rośliny rośnie jedna przy drugiej, wprowadza się pasożyty atakujące szkodniki i zwierzęta je zjadające. Poza tym zobowiązuje się robotników do regularnych kontroli pól, w celu stwierdzenia faktycznych zniszczeń, wywołanych przez szkodniki. Unika się w ten sposób "ślepego pryskania" pestycydami po całej powierzchni pola i zbyt częstych zabiegów - "na wszelki wypadek". Technologiczne metody tego rodzaju stosuje się z powodzeniem w wielu krajach, od Chin po Kalifornię. Wstępne oszacowania podają, że amerykańscy farmerzy mogliby ograniczyć o 75% ilość używanych pestycydów, gdyby konsekwentnie posługiwali się tym całościowym procesem walki ze szkodnikami. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z tego, że zrzeszenia producentów środków chemicznych trzymają w swoich szponach przemysł rolniczy. W związku z tym, wykorzystywanie tej metody na dużą skalę, nawet przy dużym zainteresowniu ze strony rolników, nie wydaje się prawdopodobne.

Załóżmy, że stosowanie pestycydów faktycznie zwiększyło produkcję żywności w ciągu minionych 40 lat. Sądzę jednak, że powinniśmy zapytać siebie, jaką cenę płaci za to środowisko naturalne człowieka. Jak długo jeszcze substancje, które przenikają do łańcucha pokarmowego i zatruwają swoje naturalne otoczenia, mogą być używane przy produkcji pokarmów. Do jakiego stopnia gleba musi zostać skażona by przestać rodzić cokolwiek. Czy nie nadszedł najwyższy czas na poszukiwanie alternatywnych metod hodowli zamiast podtrzymywać istniejący system chemiczny.

Wciąż potrzeba nowych pestycydów, by zwalczać opór organizmów, wytworzony właśnie pod wpływem pestycydów. Owady uodporniły się już na wszystkie ważniejsze rodzaje pestycydów.

Trzynastoletni Chandra Deepthi pomagając ojcu przy rozpylaniu pestycydów na rodzinnym polu ryżowym, spostrzegł, że rozpylacz się zablokował. Chłopiec spieszył się na lekcję angielskiego, toteż chciał jak najszybciej zakończyć pracę. Rozebrał dyszę i przeczyścił ją dmuchając w nią mocno. Rozpylacz zaczął funkcjonować ponownie. Chandra uśmiechnął się do zadowolonego ojca. Późnym wieczorem Chandra odczuł poważne kłopoty z oddychaniem, pobiegł więc do szpitala. W kilka minut później lekarz stwierdził zgon chłopca. Powód: zatrucie pestycydami.

Ze sprawozdań szpitala w Sri Lance wynika, że w samym tylko 1981r. około 15 tysięcy ludzi szukało pomocy lekarskiej wskutek zatrucia. Niemal 80% wszystkich zachorowań spowodowały pestycydy.

Amerykańskie zrzeszenia producentów środków chemicznych wykorzystały swoje wpływy w Kongresie USA do zniesienia jakichkolwiek ograniczeń i zakazów stosowania na terenie kraju DDT i innych pestycydów. DDT oraz wszystkie inne środki owadobójcze nie zostają w tym miejscu, w którym je zastosowano, lecz spływają do jezior, strumieni, rzek i oceanów. Ponad 1/4 całej produkcji DDT przedostała się do morza, powodując powszechne skażenie ryb.

DDT stosowane na plantacjach bawełny w Nikaragui zostało wykryte w mięsie wołowym importowanym do Miami. Pestycydy z łatwością przenikają do łańcucha pokarmowego i docierają do tkanek ludzkich. Około 50% testowanych w 1973r. próbek żywności zawierało dostrzegalną ilość resztek środków owadobójczych. Każdy młody Amerykanin nosi w sobie co najmniej 0,003 uncji (0,085 g) pestycydów, które odkładają się w tkance tłuszczowej. Trudno ocenić w tej chwili, czy taka ilość stanowi zagrożenie dla zdrowia ludzkiego, gdyż wciąż zbyt mało wiemy na temat długofalowego działania pestycydów na organizm człowieka.

Żadne insekty żywiące się roślinami nie stanowią zagrożenia dla życia ludzkiego. Pomimo to, Amerykańskie Ministerstwo Zdrowia od ponad 40 lat regularnie obniża dopuszczalną liczbę substancji insektopochodnych w niektórych przypadkach aż pięciokrotnie. Aby sprostać takim wymogom żywieniowym zużycie środków owadobójczych do spryskiwania owoców i warzyw zwiększyło się od 200 do 300%.

Agnus Wright - profesor studiów ekologicznych na Uniwersytecie Stanowym w Sacramento - powiedział w 1986r. Matce Jones, że ludność wiejska Meksyku jest zatruwana po to, byśmy mogli jeść tanie pomidory i inne świeże owoce w różnych porach roku. Na tej żywności jest krew.

Statystyki organizacji Narodów Zjednoczonych dotyczące 80 krajów Trzeciego Świata informują, że 80% wszystkich tamtejszych ziem znajduje się w posiadaniu 3% właścicieli ziemskich. Dlatego też najbogatsi stosują pestycydy do uprawy zboża, które sprzedadzą później do Stanów Zjednoczonych, Europy i Japonii. W tej sytuacji pestycydy faktycznie zwiększają produkcję żywności, jednak nie przeznacza się jej na zaspokojenie potrzeb miejscowej ludności.

Pestycydy, których stosowanie jest zakazane w USA, nadal są produkowane na eksport do krajów Trzeciego Świata.

rysunek 4

BZB nr 3 - Trzeci świat. Bankructwo kilku mitów | Spis treści