BZB nr 6 - Klejnot spełniający wszelkie życzenia
W rzeczywistości spokój umysłu jest jednym z efektów medytacji, ale nie jest jej celem głównym. Jest raczej podstawą i punktem wyjścia - tak naprawdę medytacja prowadzi do odkrycia naszej pierwotnej natury, natury naszego umysłu - stanu nieuwarunkowanego myślami, emocjami, pozbawionego wszelkich koncepcji, pozwalającego nam na działania w 100% skuteczne, bezwysiłkowe i spontaniczne, na przeżywanie całej doskonałości i pełni egzystencji, na dzielenie się nieuwarunkowaną miłością i spontanicznością z innymi. Stan ten jest stanem, do którego dochodzi się dzięki technikom medytacyjnym, ale po osiągnięciu go pojęcia takie, jak spokój i pomieszanie są pustymi nazwami. Aby odkryć ów wspanialszy niż cokolwiek innego stan, należy wpierw oczyścić swój umysł, co jest procesem żmudnym, a nieraz i bolesnym, gdyż zwracając się ku wnętrzu natrafiamy najpierw na cały ogród zoologiczny przeróżnych neuroz, fobii, urazów i błędnych poglądów, jakie skrzętnie zgromadziła nasza podświadomość. Dzięki medytacji dziwolągi te wyłażą na światło dzienne, a my obserwując to towarzystwo rodem z obrazów Hieronima Boscha czujemy z jednej strony radość i ulgę, a z drugiej możemy odczuwać owo oczyszczanie w dosyć nieprzyjemny sposób. No cóż, skuteczne lekarstwa często są gorzkie. Oczywiście, są różne umysły - jeden potrzebuje aspiryny, a drugi dwóch paczek antybiotyku. Tak czy owak jest to konieczność - cokolwiek jest w nas, musimy to najpierw zaakceptować - to pierwszy krok na drodze samoprzemiany. Następnie możemy zanurzyć się w coraz to głębsze warstwy naszego umysłu, odnajdując w tej głębi ukryte klejnoty. Sam umysł - jak mówią Tybetańczycy - jest Klejnotem Spełniającym Wszelkie Życzenia (Randziung Rikpi Dordże) - realizuje wypadkową naszych świadomych i podświadomych życzeń (często sprzecznych i dlatego nie zawsze dostajemy to, czego świadomie chcemy). Kiedy oczyścimy go - cały świat staje się dla nas Wielkim Prezentem, Wspaniałym Widowiskiem, w którym uczestniczymy z radością, spontanicznie robiąc wszystko dla pożytku innych, którzy jeszcze nie widzą w tak czysty sposób. Póki co jednak medytacja czyni nas coraz bardziej świadomymi, co otwiera nas na ból istniejący w nas i innych - w ten sposób otwiera się nasze serce i nasze "wewnętrzne oczy na świat" - oczy pełne łez oświeconego współodczuwania z innymi istotami. Owo "puste współczucie", jak nazywają je buddyści, zawiera w sobie zjednoczoną bezwarunkową miłość i transcendentalną (przekraczającą) mądrość, pozwalającą znieść podział na "mnie" i "innych", bowiem dopiero od tego momentu litość zamienia się we współodczuwanie.
Koncentracja to tylko technika, która może doprowadzić nas do zrozumienia i przebudzenia naszej świadomości. Jeśli jednak ktokolwiek przywiąże się do techniki i skupi się na niej - stanie się tylko katarynką powtarzającą mantry, kimś zahipnotyzowanym płomieniem świecy, osobą wpadającą w trans (np. tańca). Nieograniczona świadomość, będąca owocem właściwie praktykowanej medytacji, jest ponad wszelkimi technikami, które tak czy owak są tylko zręcznym środkiem do pracy z umysłem.
Warto tutaj ostrzec przed ruchami religijnymi, które stosują różnego rodzaju transy i hipnozę - nie tędy droga do oświecenia! Chodzi o to, aby nasz umysł był jednocześnie zrelaksowany i obecny "tu i teraz" - przytomny.
Oczywiście, dobrze jest używać mantry (np. OM MANI PEME HUNG), ale przy powtarzaniu jej należy zachować pełną świadomość i nie wpadać w trans.
Cóż, każdy ma jakąś listę wykrętów. Mimo to miliony ludzi na świecie medytuje regularnie mimo tych pozornych przeszkód, jakie wymyśla nasze leniwe ego, bojące się rozwoju, który mu zagraża.
Medytacja jest powszechną, uniwersalną i skuteczną metodą przekroczenia własnych ograniczeń, pomieszania, niewiedzy i wypływającego z niej cierpienia, stosowaną na całym świecie od tysięcy lat. Jest prosta - można jej nauczyć w kilka minut - reszta zależy od motywacji i wytrwałości adepta. Ludzie potrafią latami ćwiczyć jakieś nonsensowne sztuczki, tak więc poświęcenie odrobiny czasu dla metody, która może wyprowadzić nas już na zawsze z labiryntu absurdu, chaosu i cierpienia jest czymś niezwykle pożytecznym i chociaż prawdziwi mistrzowie przeważnie nie biorą pieniędzy za same nauki, to jednak ich słowa są dla nas na wagę złota.
Co do nienaukowości medytacji, to od tysięcy lat miliony medytujących przeprowadziło w laboratoriach swoich umysłów niesłychane ilości eksperymentów, które wielu dały wyzwolenie z niewiedzy i odkrycie Prawdy wewnątrz nich. Jakie inne nauki są rozwijane przez tak długi okres czasu i tak wspaniałe przynoszą owoce?
Zachodnia nauka dopiero teraz dochodzi do prawd o rzeczywistości, które oświeceni mistrzowie znali tysiące lat temu (zob. F. Capra, "Tao of Phisics", R. Weber, "W poszukiwaniu jedności"). Zamiast uważać medytację za nienaukową, powinniśmy raczej rozszerzyć nasze pojęcie o tym, czym jest nauka.
Tak naprawdę, gdy praktykuje się właściwie, medytacja prowadzi do głębszego spojrzenia i zrozumienia rzeczywistości, przez co jesteśmy w stanie działać skutecznie i bez niepotrzebnego wysiłku. Pozwala rozróżniać, w co warto się angażować, a w co nie warto. Zintegrowanie medytacji z codzienną aktywnością pozwala na życie bez napięć i stresów. Medytujący staje się jednym z każdą sytuacją, więc co może stanąć mu na przeszkodzie?
Dzięki właściwemu poglądowi na rzeczywistość, nabytemu przez doświadczenie medytacyjne, mniej dotyka nas to, co się wydarza - obserwujemy film zwany życiem bez emocji i przywiązania - świadomi swojej roli odgrywamy ją, ciesząc się wszystkim co nas spotyka, bo wszystko jest grą umysłu i ozdobą pierwotnego stanu umysłu, wszystko staje się nauką dla praktykującego.
Dzięki technikom medytacyjnym (wizualizacja, mantry, pozycje jogi, kierowanie przepływu energii) wychodzi się poza zwykły umysł i doznaje się przebłysku tego, co posiada etykietkę "natura umysłu" lub oświecenie, po to, by następnie pracować nad zintegrowaniem tego stanu z życiem, starając się zachować go 24 godziny na dobę (również podczas snu można zachować przytomną świadomość). W końcowej fazie (w niektórych tradycjach nazywa się ją fazą "nie-medytacji") jogin nie zastanawia się już, jak medytować - żadne techniki nie są potrzebne i żyje się pełnią życia, co osoby postronne mogą uznać za oznakę szaleństwa i wyzbycia się wszelkich zasad (np. moralności). No cóż, jeśli przekroczy się wszelkie umysłowe konwencje i zachowuje się w sposób spontanicznie wolny i współodczuwający, przypomina się czasem boskiego szaleńca. Oczywiście, osoba imitująca ten poziom jest jak najbardziej żałosna i godna politowania (a zdarzają się takie często).
Jakkolwiek na samym początku książki mogą być pomocne (czasem bywa odwrotnie), to jednak przychodzi taki czas, że bez mistrza - duchowego przyjaciela dalszy rozwój jest niemożliwy. Nasze oczy nie są w stanie zobaczyć samych siebie. Bez lustra nie widzi się swojej twarzy - Guru jest jak lustro - odbija się w nim całe nasze pomieszanie i błędne koncepcje. Jest kimś, kto pokazuje nam (łagodnie lub gwałtownie, ale zawsze z pełnią współczucia) mechanizmy, które stworzyliśmy w umyśle, a które puściliśmy w ruch na naszą zgubę.
Guru sypie piach w trybiki naszej szalonej mózgownicy i burzy wszelkie sztywne poglądy na temat nas samych i świata. Guru oznacza śmierć naszego "JA" i przebudzenie do Prawdy, która jest wyjściem poza skorupę "JA". Bez Guru rozwój jest możliwy tylko teoretycznie. Jak znaleźć Guru? Jest takie przysłowie - "Kiedy uczeń jest gotów - pojawia się mistrz". Szukajcie a znajdziecie. Ale to, co znajdziecie zależy tylko od was, baczcie przeto, by nie pomylić złota z kupą gówna. A pomylić się dzisiaj jest bardzo łatwo.
Oby przyniosło to pożytek.
Jacek Budziński
Podwisłocze 2/92,
35-310 Rzeszów
Autor jest wydawcą zine "Der Schwan".