KRASNOLUDEK - ZABÓJCA PRZED SĄDEM

Tytuł tego eseju zasugerować może prawnokarny charakter rozważan. Tak jednak nie jest. Krasnoludek-zabójca nie jest bowiem zwykłym podmiotem praw i obowiązków. Kimże więc jest i jak to się stało, że mimo braku podmiotowości prawnej stanął przed sądem?

Zacznijmy od odpowiedzi na pierwsze pytanie. Któż to taki "krasnoludek-zabójca"? Nie jest to na szczęście istota z krwi i kości, a jedynie niewinnie dla wielu wyglądająca figurka ogrodowa. Wraz z nadejściem do Polski kapitalizmu, oprócz innych związanych z tym systemem niespodzianek, przybył też i taki rodzimy krasnoludek. Najwcześniej do produkcji tego tworu przystąpiono w Nowej Soli i okolicach. Zadecydowały o tym w równym stopniu co najmniej dwa czynniki. Pierwszy ma charakter kulturowy i wiąże się z germanskim rodowodem krasnala-figury gipsowej. Otóż, po raz pierwszy pojawił się on na świecie w XIX wieku w Szwajcarii, jako produkt znużonego brakiem jakiejś sensownej pracy garncarza. Zwyczaj krasnoludkowy przyjął się najszybciej w Niemczech, nie dziwi więc umiejscowienie polskiego zagłębia krasnoludkowego nieopodal granicy polsko-niemieckiej. Drugi czynnik to wszechobecna niestety ekonomia. Nowa Sól dotknięta jest w znacznym stopniu bezrobociem, które obecnie przekracza tam 20%. W efekcie działania mechanizmów tzw. wolnego rynku, zamknięto tam dwa spore zakłady pracy będące wcześniej źródłem zatrudnienia dla wielu nowosolan. Teraz, w zamian, funkcjonuje w mieście i okolicach około 200 manufaktur specjalizujących się w produkcji figur gipsowych. Wśród owych figur zdecydowaną przewagę posiadają krasnale, ale producenci i kupujący nie gardzą także dinozaurami, dalmatynczykami, amerykanskimi czarnymi muzykami jazzowymi i oczywiście, także jak najbardziej amerykanską Statuą Wolności. Dodatkową zachętą umiejscowienia tej produkcji w Polsce jest cena naszego rodzimego krasnala, która jest od czterech do pięciu razy niższa od tej, płaconej za ów fenomen w Niemczech. Dzieje się tak dlatego, że wielu polskich pracowników pracuje w Nowej Soli "na czarno", a oprócz tego, do produkcji używa się najgorszego sortu lakierów i żywic chemoutwardzalnych bez żadnej dbałości o wymogi środowiska i jakby tego jeszcze było mało, trwa powszechna i niepohamowana kradzież niemieckich wzorów krasnala. Wystarczy przywieźć jeden niemiecki prototyp i powielić go piracko w tysiącach egzemplarzy...

Ktoś jednak może zapytać - na czym polega problem z produkcją krasnala, który nie daje spać spokojnie ekologom? Przecież jeśli ludzie tego chcą, a dodatkowo tworzy się nowe miejsca pracy (chociażby nielegalnie) w zniszczonym bezrobociem mieście, to wszystko jest w jak najlepszym porządku. Otóż, niestety tak nie jest. Krasnal to śmiertelne zagrożenie dla zdrowia i życia tak pracujących w manufakturach robotników, jak i żyjących w ich sąsiedztwie ludzi. Większość produkcji odbywającej się przy użyciu przeróżnych farb, rozpuszczalników i środków chemoutwardzalnych oraz emitującej do środowiska spory hałas, odbywa się tzw. "domowym sposobem". Na potrzeby wylęgarni krasnali przystosowano rozliczne szopy, garaże, komórki i stodoły. Zdarza się także produkcja w mieszkaniach prywatnych i foliowych namiotach! Tak najwyraźniej nowosolskie władze i Sanepid zrozumiały tzw. swobodę gospodarczą.

Sprawa tymczasem jest naprawdę poważna. O ile z trudem, ale można, znosić powstający podczas szlifowania krasnala hałas, o tyle wyziewy farb i rozpuszczalników stosowanych na stanowiskach malowania gipsowych tworów, stanowią bezpośrednie zagrożenie dla życia i zdrowia pracujących w zakładach produkcyjnych stracenców oraz - co o wiele gorsze - ludzi zmuszonych do życia w sąsiedztwie jednej z takich krasnoludkowych szop produkcyjnych.

"Kilka dni temu zmarł mężczyzna zatrudniony w wytwórni figur gipsowych w gminie Otyn (woj. zielonogórskie). Malował krasnoludki farbami nitro. Ponieważ wykonywał to szybko i dobrze, więc codziennie pracował na dwie zmiany. Mężczyzna najprawdopodobniej zatruł się oparami lakierów zawierających trujący benzen. O tym, że w firmach produkujących figury gipsowe naruszane są obowiązujące wymogi BHP, wiedzą nie tylko właściciele. Jak na razie, ci ostatni niewiele sobie robią z mandatów Sanepidu i kar nakładanych przez kolegium. Płacą i nadal produkują. Nie interesuje ich fakt, że ich pracownicy są pacjentami poradni dermatologicznej i laryngologicznej. Gdy odejdą, przyjdą następni, dla których "pieniądze na życie", ważniejsze są niż własne zdrowie."

(Ofiara krasnali, Express Zachodni, nr 139 (227) 1994, s. 1)

To, co oczywiste dla dziennikarza i wszystkich ludzi, którzy znali niejakiego pana Z., nieszczęsnego bohatera zacytowanego tekstu, przez długi czas nie było oczywiste dla miejscowego ZOZ-u i wciąż nie jest dla Sanepidu. Oto fragment pisma Dyrektora ZOZ w Nowej Soli skierowanego do Okręgu Lubuskiego Polskiego Klubu Ekologicznego:

"(...) w okresie ostatnich dwóch lat w oddziale wewnętrznym tut. Szpitala leczono z (prawdopodobnego) w/w powodu około 15 osób.

Z uwagi na częste nie ujawnianie informacji dot. przyczyn zachorowania jak i miejsca pracy (bezrobotni) trudno określić precyzyjną liczbę pacjentów oraz bezpośrednie przyczyny wystąpienia choroby."

Obecnie, Dyrektor ZOZ o tyle zmienił zdanie, że dostrzega realne zagrożenie zdrowotne. świadczy o tym jedno z jego ostatnich skierowanych do Polskiego Klubu Ekologicznego (PKE) pism:

"W tut. Szpitalu stwierdzono na przestrzeni ostatnich kilku lat przypadki zatruć mogących mieć związek z zanieczyszczeniem środowiska.

W związku z powyższym zwracam się do Panstwa o kontakt i przekaz informacji dot. przedmiotowego zagadnienia. Zwłaszcza przypadków zatruć i uciążliwości, które z uwagi na miejsce zamieszkania bądź pracy zainteresowanych, mogą być wynikiem emitacji woni lub zatrudnienia w szkodliwych dla zdrowia warunkach."

Rzecz jednakże w tym, aby wiedza o istniejących w rejonie Nowej Soli zagrożeniach zdrowotnych nie opierała się na wierze lub uznaniu, ale na rzetelnych badaniach. Niestety, jak dotąd żaden niezawisły sąd karny lub cywilny nie badał sprawy przeciwko producentowi krasnali. A wielka szkoda, zważywszy na fakt, że w orzecznictwie cywilnym w sprawach o negatywny wpływ emisji przedsiębiorstwa funkcjonuje bardzo szeroka koncepcja związku przyczynowego. Sąd Najwyższy orzekł w takiej sprawie w 1976 roku w następujący sposób:

"Związek przyczynowy między określonym schorzeniem poszkodowanego a ruchem przedsiębiorstwa lub zakładu przemysłowego emitującego szkodliwe dla zdrowia substancje należy uznać za wykazany już w razie ustalenia, że poszkodowany był narażony na działanie szkodliwych zanieczyszczen, emitowanych przez to przedsiębiorstwo lub zakład, których normalnym następstwem może być schorzenie poszkodowanego."

(Wyrok Sądu Najwyższego z 6. 10. 1976r., sygn. akt IV CR 380/76, ONSCP 1976, z. 5-6, poz. 93)

Rzetelne postępowanie dowodowe w sprawie być może przekonałoby dotychczasowych niedowiarków do uczynienia czegoś konkretnego, aby znaleźć jej rozwiązanie. Swego czasu, po przeprowadzeniu z PKE rozmowy na temat istniejącej w rejonie Nowej Soli sytuacji, szereg konkretnych działan obiecał podjąć Wojewoda Zielonogórski. Niestety, zapału wystarczyło mu tylko na czas rozmowy. A szkoda, gdyż jedna z obietnic dotyczyła przeprowadzenia kompleksowych badan stanu zdrowia ludzi związanych z produkcją krasnali.

(Szczegóły na temat rozmów z wojewodą i mizernych tego efektów, patrz: O krasnoludkach i zatruwanych nowosolanach historii ciąg dalszy, Biuletyn Informacyjny ZG PKE, nr 7(26) grudzien 1995, ss. 16-18.)

Z punktu widzenia organów, które powinny wykazywać zainteresowanie sprawą, problem w zasadzie nie istnieje. W opinii tak Terenowego, jak i Wojewódzkiego Inspektora Sanitarnego, produkcję nowosolskich krasnoludkarzy (tak ich się zwie w miejscowym slangu) uznać można jedynie za dokuczliwą. Przyjęcie takiego, a nie innego założenia implikuje bardzo poważne skutki. Na podstawie bowiem obowiązujących przepisów Ustawy z 14. 03. 1985r. o Panstwowej Inspekcji Sanitarnej (Dz. U. nr 12/1985 poz. 49, wraz z późn.. zmianami) istnieje możliwość konkretnego działania Sanepidu w sytuacji takiej jak opisana. W art. 27 ust. 2 tej ustawy czytamy: "panstwowy inspektor sanitarny nakazuje unieruchomienie zakładu pracy, maszyny lub jego części" i dalej w tym samym ustępie: "decyzje w tych sprawach podlegają natychmiastowemu wykonaniu." Niemniej, aby przepis ten znalazł zastosowanie, naruszenie wymagan higienicznych i zdrowotnych, musi w opinii inspektora spowodować "bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia ludzi" (również art. 27 ust. 2). Jak już powiedziano, w opisywanej sytuacji, produkcja konsekwentnie uznawana jest za jedynie "dokuczliwą". Stąd, jedyną konsekwencją jaka daje się zauważyć w działaniach nowosolskiego i zielonogórskiego Sanepidu, jest konsekwentna bezczynność. Swoją drogą jest to niezwykle ciekawa postawa w świetle zwłaszcza art. 5 pkt 1) powołanej ustawy, który do zakresu działania Panstwowej Inspekcji Sanitarnej zalicza także "dokonywanie analiz i ocen epidemiologicznych". I ponownie, aby to przeprowadzić, należałoby uznać, że istniejący stan rzeczy wyczerpuje znamiona pojęcia "innych chorób powodowanych warunkami środowiska", jak to formułuje art. 2 ustawy. Konkluzja może więc być tylko jedna - Panstwowa Inspekcja Sanitarna nie wykonuje swoich ustawowych obowiązków nie usiłując nawet badać zagadnienia kompleksowo. Tym bardziej wobec faktu, że nikt w Nowej Soli nie przeczy występowaniu problemu, o czym świadczy już dwukrotne zorganizowanie przez Urząd Miasta prawdziwych konferencji z gośćmi z zewnątrz na temat tego "cuchnącego zagadnienia".

(Patrz np.: Dwie twarze krasnali, Gazeta Lubuska 2. 09. 1995, s. 3)

Aby dopełnić obrazu, dodać należy, że dla miejscowej prokuratury, zbyt niejasne są sformułowania art. 107 Ustawy z 31. 01. 1980r. o ochronie i kształtowaniu środowiska (tekst jedn. Dz. U. nr 49/1994, poz. 196). Owa niejasność ma jej uniemożliwiać podjęcie jakichkolwiek działan w sprawie. Ocenmy sami, oto brzmienie tego artykułu:

Art. 107

1. Kto narusza obowiązek ochrony środowiska i powoduje chociażby nieumyślnie zanieczyszczenie wody, powietrza lub powierzchni ziemi tak, że może to narazić na niebezpieczenstwo życie lub zdrowie ludzkie, spowodować w znacznych rozmiarach zniszczenia w świecie roślinnym lub zwierzęcym albo wyrządzić poważne szkody gospodarcze,

podlega karze pozbawienia wolności do lat 3

2. Jeżeli sprawca działa nieumyślnie,

podlega karze pozbawienia wolności do roku, ograniczenia wolności albo grzywny.

3. Jeżeli następstwem czynu określonego w ust. 1 jest śmierć, ciężkie uszkodzenie ciała lub ciężki rozstrój zdrowia człowieka,

sprawca podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.

Wydaje się mimo wszystko, że przepisy zawarte w zacytowanym artykule sformułowane są w miarę jasno. Nie zaszkodzi jednak zadedykować dodatkowo nowosolskim prokuratorom tezę Uchwały Sądu Najwyższego z 24. 05. 1988r. (sygn. akt VI KZP 2/88):

"Obowiązek ochrony środowiska w rozumieniu art. 107 ustawy z 31 stycznia 1980r. o ochronie i kształtowaniu środowiska (Dz. U. Nr 3, poz. 6) może wynikać zarówno z przepisów tej ustawy, jak i innych aktów prawnych.

Naruszenie obowiązku określonego w art. 107 tej ustawy nie może wynikać z zasady prawidłowego gospodarowania.

Natomiast gospodarowanie, które zmierza do osiągnięcia pozytywnych rezultatów produkcyjnych, lecz bez odpowiedniego zabezpieczenia środowiska, powodujące zanieczyszczenie go w sposób określony w art. 107 tej ustawy, stanowi naruszenie obowiązku wymienionego w tym przepisie.

(OSPiKA 1989/1 poz. 9)

Polecam zwłaszcza ostatni akapit i zastanowienie się, czy emitowanie octanu metylu i butylu, benzo(a)pirenu i jego pochodnych, styrenu oraz ksylenu-toluenu przez przerobioną na manufakturę szopę lub garaż znajdujące się dodatkowo w odległości kilkunastu metrów od zabudowan mieszkalnych, nie stanowi właśnie braku odpowiedniego zabezpieczenia środowiska, o którym wyraźnie mówi cytowana uchwała.

Przyjrzyjmy się teraz jakie spustoszenia w organizmie ludzkim powoduje narażenie na oddziaływanie emitowanych przez nowosolskie wylęgarnie krasnali związków chemicznych. PKE znajduje się w posiadaniu sporządzonego przez naukowców z Uniwersytetu Jagiellonskiego dokumentu pt. Dane toksykologiczne dotyczące związków występujących w atmosferze wokół zakładu produkującego "krasnale". Oto niektóre zawarte w nim informacje:

1. octan metylu: powoduje m. in. duszności, przekrwienie tchawicy i zmiany obrazu krwi

2. octan butylu: może powodować zatory naczyniowe płuc, mózgu, wątroby i nerek; uszkodzenia wątroby mogą mieć charakter stały; mieszanina tego związku z toluenem, ksylenem, alkoholem butylowym i innymi rozpuszczalnikami organicznymi daje trwałe uszkodzenie rogówki oczu.

3. benzo(a)piren i pochodne: związki te powodować mogą zachorowania na raka, co może się ujawnić nawet do 20 lat od czasu ekspozycji; zgony u ludzi były notowane po rocznych długotrwałych ekspozycjach; oprócz tego, efektem ekspozycji są przewlekłe nieżyty oskrzeli i zapalenie skóry (również zagrożenie rakiem skóry) oraz nadwrażliwość na światło.

4. styren: powoduje zapalenie skóry i zmiany w obrazie komórkowym krwi; powoduje także szereg zaburzen neurologicznych takich jak bezsenność, znużenie, depresje pseudoneurasteniczne, zaburzenia mózgowe, u kobiet występują dodatkowo zaburzenia cyklu menstruacyjnego; dowiedziono także rakotwórczego działania tego związku.

5. ksylen-toluen: może powodować anemię, zwłaszcza w korelacji z benzenem; przy chronicznym oddziaływaniu dochodzi do zmniejszenia liczby białych ciałek krwi; długotrwałe działanie uszkadza serce, wątrobę i nerki.

Taka właśnie "atmosfera" jak opisana powyżej występuje w okolicach zakładów produkujących krasnale. Na długotrwałe ekspozycje naraża się w ten sposób także dzieci. Przestrzeganie zaś wyznaczonych zakładom tzw. norm dopuszczalnej emisji, w świetle tego co przedstawiono, jest z etycznego punktu widzenia sprawą jak najbardziej drugorzędną.

Czas teraz na udzielenie odpowiedzi na drugie z postawionych na początku niniejszego tekstu pytan, które brzmiało - jak to się stało, że krasnoludek stanął przed sądem? Stało się tak dzięki determinacji rodziny G. z Kiełcza, która podjęła ponad 2 lata temu walkę przeciwko zakładowi produkcji figur gipsowych H. w Kiełczu. Zabudowania mieszkalne panstwa G. znajdują się w odległości kilkunastu metrów od zakładu. W sprawie wszczęto cały szereg postępowan administracyjnych, które wykazały totalną inercję wszystkich umocowanych do jej załatwienia podmiotów. Do toczących się postępowan, w oparciu o art. 31 par. 1 pkt 2) k. p. a. przystąpił także PKE. Oczywiście, znając wcześniejsze doświadczenia rodziny G., PKE nie liczył na realne rozwiązanie problemu przez organy miejscowej administracji. Rozwiązaniem miał być według założen długoplanowych, Naczelny Sąd Administracyjny.

Tak też się stało. Oto skrócona wersja, skierowanej do NSA (Ośrodek Zamiejscowy w Poznaniu), przez PKE skargi:

SKARGA

na decyzję Panstwowego Wojewódzkiego Inspektora Sanitarnego w Zielonej Górze z dn. 28. 07. 1995r. utrzymującą w mocy decyzję Panstwowego Terenowego Inspektora Sanitarnego w Nowej Soli z dn. 21. 06. 1995r. (Uchylenie tej decyzji przez sąd to praktycznie brak zgody na działalność zakładu ze strony Sanepidu)

Na podstawie art. 196 k. p. a. zaskarżam w całości powyższą decyzję (...) zarzucając jej naruszenia prawa materialnego tj. nieuwzględnienie wymagan ochrony powietrza wypływających z art. art. 25, 26, 27 i 28 ust. 2 Ustawy o ochronie i kształtowaniu środowiska (...) oraz nieuwzględnienie wskazan interpretacyjnych płynących z art. 9 i 30 ust. 2 powołanej ustawy.

Do naruszenia prawa doszło także poprzez nieuwzględnienie wymagan płynących z art. 5 pkt 1) Ustawy o Panstwowej Inspekcji Sanitarnej (...), a także błędną interpretację art. 27 ust. 2 Ustawy o Panstwowej Inspekcji Sanitarnej.

Zaskarżonej decyzji zarzucam także naruszenie prawa proceduralnego tj. niedostarczenie skarżącemu treści "decyzji o dopuszczalnej emisji" określonej w par. 3 ust. 1 rozp. MOśZNiL w sprawie ochrony powietrza przed zanieczyszczeniem (...).

Wskazując na powyższe podstawy wnoszę:

1. O uchylenie zaskarżonej decyzji w całości.

2. Zwrot kosztów postępowania odwoławczego od strony pozwanej na rzecz skarżącego.

Oto zaś wyjątki z uzasadnienia:

(...) W zaskarżonej sprawie nie powołano jak dotychczas, co budzić musi zdziwienie, odpowiednich przepisów Ustawy o ochronie i kształtowaniu środowiska z 1980 roku. W uzasadnieniu swojej decyzji PWIS pisze: "Przeprowadzone w ostatnim roku pomiary powietrza oraz hałasu (...) nie pozwalają na przyjęcie, iż zostały naruszone wymagania higieniczne i zdrowotne w stopniu powodującym bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia ludzi zamieszkujących w jego pobliżu". Pomijając niejasność sformułowania "pomiary powietrza", ważniejsze jest przyznanie przez PWIS, że doszło do naruszen wymagan higienicznych i zdrowotnych. świadczy o tym dobitnie sformułowamie "(...) nie pozwalają na przyjęcie, iż zostały naruszone wymagania higieniczne i zdrowotne w stopniu powodującym (...)". Jednocześnie w art. 26 Ustawy o ochronie... mówi się o "ujemnym wpływie na zdrowie człowieka, klimat, przyrodę żywą, glebę, wodę lub o innych szkodach w środowisku". Już taka sytuacja kreuje tym samym, zgodnie z zaleceniami ustawowymi, stan zanieczyszczenia powietrza. Ochrona zaś powietrza, zgodnie z wymogami art. 25 Ustawy o ochronie (...), polega nie tylko na zapobieganiu "przekraczania dopuszczalnych stężen", ale także na "ograniczaniu i eliminowaniu" wprowadzanych do powietrza ilości substancji zanieczyszczających. Tym samym, jedynie nieprzekraczanie dopuszczalnych dla zakładu pana W. norm, co jak twierdzi PWIS ma miejsce, jest niewystarczające. Zwłaszcza w świetle oczywistej szkodliwości związanej z pracą podobnych zakładów produkujących tzw. figury gipsowe w Nowej Soli i okolicach.

Ustawa o ochronie... nakłada, zgodnie zresztą z zasadą wyrażoną w jej art. 9 dotyczącym zapewnienia skuteczności ochrony środowiska, pewne zobowiązania na podmioty będące przyczyną negatywnej emisji. Jej art. 27 nakłada na nie obowiązek stosowania metod, technologii i środków technicznych chroniących powietrze. Nie wyraża on niestety, znanej panstwom Europy Zachodniej, zasady stosowania najlepszej z możliwych techniki (the best available technology)... Nie oznacza to jednak, że normy dopuszczalnej emisji mogą być ustalane w oderwaniu od możliwości technicznych emitenta. Jeśli więc mimo spoczywających na panu W. jako właścicielu zakładu zobowiązan płynących z art. 27 ustawy o ochronie... nie dysponuje on możliwością stosowania przyjaznych środowisku technologii i w związku z tym, wyznaczono jego zakładowi liberalne normy - nie można jednocześnie dopuszczać, zgodnie z duchem art. 9 i 25 ustawy, do li tylko sztywnego badania faktu nieprzekraczania przez zakład pana W. norm.

(...)

Ustawa o ochronie... nie wyłącza ani nie ogranicza odpowiedzialności jednostek organizacyjnych lub osób fizycznych za szkody powodowane zanieczyszczeniem powietrza, nawet w przypadku nieprzekraczania przez te podmioty dopuszczalnych norm emisji. Wskazanie takie płynie wyraźnie z art. 30 ust. 2 ustawy. Jak więc widać, ochrona wypływająca z powoływanej ustawy idzie swoim zakresem bardzo daleko. Tymczasem, nie zostało to w ogóle uwzględnione w dotychczasowych decyzjach, które zapadły w sprawie.

Co prawda, wobec istnienia szczegółowych regulacji dotyczących ochrony powietrza, charakter prawny regulacji płynących z ustawy o ochronie... nie jest do konca jasny. Zwrócić jednak wypada w tej mierze uwagę na orzeczenie NSA z 3. 04. 1989r. (sygn. akt IV SA 77/89), które nadaje przepisom zawartym w powoływanej wyżej ustawie charakter lex specialis w zakresie ochrony środowiska. świadczy to dobitnie o wadze, jaką NSA przykłada do przepisów ustawy, które zdaniem skarżącego zasługują na uwzględnienie. Jak już powiedziano, nie powoływał ich natomiast żaden organ wydający decyzje w zaskarżonej sprawie.

(...)

Zdaniem skarżącego, działalność zakładu pana W. powoduje "bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia ludzi" w rozumieniu art. 27 ust. 2 ustawy o Panstwowej Inspekcji Sanitarnej, z czego płyną konkretne możliwości działania dla panstwowego inspektora sanitarnego - aż do unieruchomienia szkodliwego zakładu włącznie. Dopiero taka jego postawa byłaby zgodna ze wskazaniami płynącymi z Rozdziału I ustawy o Panstwowej... określającego zadania i zakres działania PIS.

(...)

Na koniec, podkreślić należy wagę wymogów ochrony środowiska dla stanu zdrowia ludności oraz przyszłości rozumianej jako rozwój, a nie degradacja. Degradacja bowiem, często oznacza rozwój za wszelką cenę. Ze względu więc na delikatność materii, skarżący zaleca stosowanie w procesie interpretacji przepisów prawnych dotyczących ochrony środowiska, zasadę przezorności, a nie tylko suchą zasadę prewencji. Wszelkie zaś luki i nieścisłości prawne istniejące w tej materii powinny być interpretowane zawsze na korzyść środowiska.

Tyle skarga. Podczas samej rozprawy, na którą przyszło czekać niemal pół roku od daty przekazania skargi, padły dodatkowe jeszcze argumenty. PKE przytaczał raczej prawo materialne, a wspierający Klub prokurator z Prokuratury Apelacyjnej w Poznaniu, argumenty z zakresu prawa proceduralnego. Pośród tych, prezentowanych przez PKE znalazło się miejsce też na przypomnienie konstytucyjnych uprawnien zatruwanej rodziny G. Otóż, z art. 71 Konstytucji RP z 22. 07. 1952r, który to przepis utrzymany pozostaje w mocy na podstawie art. 77 Ustawy Konstytucyjnej z 17. 10. 1992r., wypływa gwarantowane tam każdemu obywatelowi prawo do korzystania z wartości środowiska. W przypadku rodziny G. nie jest ono oczywiście respektowane. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt niemożności przesądzenia we współczesnej Polsce o charakterze prawnym przepisów konstytucyjnych przyznających obywatelom konkretne uprawnienia. Niemniej, przytoczenie tego przepisu konstytucyjnego ma sens w świetle jednego z ostatnich orzeczen Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie Lopez-Ostra przeciwko Hiszpanii, w którym Trybunał przychylił się do twierdzen skarżącego, że bezpośrednie sąsiedztwo uciążliwego dla środowiska zakładu narusza art. 8 Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności (EKPC), czyli prawo do prywatności i prawo do życia w rodzinie. Polska jak wiadomo, jest stroną EKPC, konwencja ta zaś podlega dynamicznej interpretacji dokonywanej na bieżąco przez Europejską Komisję i Europejski Trybunał Praw Człowieka. Oprócz tego, Polska na mocy odpowiednich postanowien konwencji, poddała się jurysdykcji Europejskiego Trybunału, a obywatele RP już teraz przekazują różnorodne skargi do Europejskiej Komisji. Można więc wyobrazić sobie taką sytuację, że Trybunał zajmie się podobną "ekologiczną" sprawą polską i orzeknie zgodnie z wypracowanym dotąd kierunkiem orzecznictwa. Wygląda to optymistycznie, ale dotyczy przyszłości.

Cóż więc dzieje się tu i teraz? Rozpoczynając optymistyczną część odpowiedzi należy przedstawić sentencję wyroku NSA w opisywanej sprawie rodziny G. Oto ona:

"Naczelny Sąd Administracyjny, Ośrodek Zamiejscowy w Poznaniu, Wydział II

(...) w przedmiocie odmowy uchylenia decyzji dotyczącej wyrażenia zgody na działalność zakładu:

I. Uchyla zaskarżoną decyzję i poprzedzającą ją decyzję Panstwowego Terenowego Inspektora Sanitarnego w Nowej Soli z dnia 21 czerwca 1995r. nr IS-090-15/94.

II. Zasądza od Panstwowego Wojewódzkiego Inspektora sanitarnego w Zielonej Górze na rzecz Polskiego Klubu Ekologicznego Okręg Lubuski w Nowej Soli kwotę 10 zł tytułem zwrotu kosztów sądowych."

Sprawa więc została wygrana. Uzasadnienie do wyroku nie wnosi jednak szczególnie istotnych nowych treści do orzecznictwa. Sąd oparł się niestety niemalże tylko na przesłankach formalnych do uchylenia zaskarżonej decyzji (przekroczenie przez Sanepid kompetencji przy wydawaniu decyzji i błędne zastosowanie przepisów k. p. a.). W sprawie interpretacji art. 27 ust. 2 ustawy o PIS, sąd zajął stanowisko salomonowe, czyli nie da się stwierdzić, w świetle dotychczasowych ustalen, czy nowosolska skrzacia twórczość jest tylko "dokuczliwa", czy też powoduje "bezpośrednie zagrożenie życia i zdrowia". Zabrakło także ustosunkowaniem się do powołanych przepisów prawa materialnego z ustawy o ochronie i kształtowaniu środowiska. Szkoda, że sąd nie zechciał zająć się ich interpretacją, ale znalazł po prostu mniej rewolucyjne przesłanki do przychylenia się ku żądaniom skargi i wybrał właśnie taką - prostszą drogę. Prosta droga zaś, jak mawiał A. Porchia, skraca co prawda czas, ale także i życie.

Co do wygrania samej sprawy, stwierdzić należy, że rzeczywistość ani drgnęła. Pan W. nadal pracuje pełną parą nie robiąc sobie absolutnie nic z wyroku. Powiedzmy jednak, że jest on nieświadomym obywatelem wyznającym prehistoryczne podejście do zagadnienia prawa funkcjonujące współcześnie pod nazwą "prawo pięści". Gorzej z nowosolską prokuraturą, Sanepidem i kilkoma innymi jeszcze instytucjami, które mimo wyroku postanowiły jednak zgodnie nie przeszkadzać panu W. w dalszym łamaniu prawa. Ekolodzy to jednak ludzie z natury rzeczy przepojeni idealizmem, stąd PKE postanowił mimo wszystko sięgnąć po prawo jeszcze raz i wystąpił zgodnie z art. 56 ust. 1 ustawy z 11. 05. 1995r. o Naczelnym Sądzie Administracyjnym (Dz. U. nr 74/1995, poz. 368) do wydającego wyrok w sprawie sądu o podjęcie przyznanych mu tą ustawą działan, które jak wciąż wierzymy, uczynią jakiś wyłom w zwartym jak na razie nowosolskim ekologicznym bezprawiu.

Na koniec jeszcze fragment pewnego uzasadnienia do orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego:

"Sprawie ochrony środowiska Konstytucja RP poświęca art. 71 (...) Wynika z niego, iż prawo do korzystania przez obywateli ze środowiska naturalnego, a Konstytucja ma niewątpliwie na myśli środowisko odpowiadające standardom środowiska o odpowiedniej jakości i o zapewnionej równowadze ekologicznej, należy do podstawowych praw obywateli naszego kraju. Prawu temu odpowiada zarazem obowiązek obywateli (i innych podmiotów) ochrony środowiska naturalnego. W przepisie tym zakotwiczona jest także, jako swoista jego funkcja, troska panstwa o jakość środowiska naturalnego i stwarzanie warunków dla jego zachowania w należytym stanie dla współczesnych i przyszłych pokolen. Taka wykładnia tej normy konstytucyjnej wynika przede wszystkim z treści preambuły do ustawy z 31 stycznia 1980r. o ochronie i kształtowaniu środowiska."

(Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 17. 12. 1991r., sygn. akt U 2/91, OTK Rok: 1991)

Owa troska panstwa, o której się mówi w zacytowanym orzeczeniu, dotąd będzie jedynie pustobrzmiącym życzeniem, dokąd panstwo nie wykaże elementarnego zainteresowania dopuszczaniem do jaskrawego łamania wskazan prawa ochrony środowiska przez terenowych tego panstwa urzędników.

Autor pracuje w Polskim Klubie Ekologicznym jako koordynator ds. polityki. Zajmuje się także działaniami na rzecz zapewnienia w Polsce przestrzegania przepisów prawa ochrony środowiska, reprezentując bądź to jednostki, bądź grupy ludzi.