Atomowo, czyli niezdrowo
5 października 2006 r. – ta data przejdzie do historii! Warszawa, ul. Konopnickiej 6 – historyczny adres Ruchu Ekologiczno Pokojowego „Wolę być”, redakcji „Na Przełaj”, Rozgłośni Harcerskiej (obecnie Radiostacja). Wciąż jest tu Teatr Buffo.
W jednej z sal stoi stół – okrągły stół. Ale to bynajmniej nie opowieść o królu Arturze, tylko inauguracja sezonu antyatomowego w Polsce. Na spotkanie przybyli goście aż z Francji – Ewa Chantre i Andre Lariviere z sieci Sortir de nucleaire. Nie zabrakło też polskich wojowników o prawdę na temat energii nuklearnej, przedstawicieli: Greenpeace, WWF, Zielonych 2004 oraz innych działaczy. Spotkanie nie odbyłoby się bez gościnności YMCA, dla którego specjalne podziękowania.
Zamiast dalej wymieniać (chociaż biada dziennikarzom, którzy kogoś pominęli!) wyjaśnię po co właściwie to wszystko. Po pierwsze, dawno temu naukowcy wynaleźli sposób, aby zaprząc siłę atomową, żeby była użyteczna człowiekowi. Po drugie w miarę upływu czasu, owa „użyteczność” coraz częściej i bardziej jest negowana. Po trzecie w Polsce przeżywamy zaszczytny okres, nazywany zupełnie oficjalnie i mylnie „czasem konsultacji społecznej” w sprawie energii atomowej.
I właśnie na to przede wszystkim zwrócono uwagę na wstępie. Na trudność przebicia się z rzetelnymi informacjami na temat energii jądrowej, szczególnie w wysokonakładowych czasopismach. Prasa faktycznie porusza temat energii jądrowej, ale gloryfikacja „wspaniałej energii jądrowej” już dawno opuściła rozsądne granice rzetelnej nauki, a nawet fantazji naukowej. Z drugiej strony nie wiadomo jak wytłumaczyć sprostowaniom i artykułom, że nie zostały opublikowane. Ponieważ, żyjemy w demokratycznym kraju, nie może być przecież mowy o propagandzie! I tutaj stara dobra zasada „jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze” wyjaśnia sprawę...
Fenomen Francji polega na tym, że 77% tamtejszej elektryczności pochodzi właśnie z elektrowni jądrowych. Jednak w całej Europie Zachodniej modne jest odchodzenie od energii atomowej. Społeczeństwa, które odczuły na własnej skórze ten sposób pozyskiwania energii, powiedziały w końcu zdecydowane NIE. Ale pamiętajmy, że elektrownie atomowe to w gruncie rzeczy niezły biznes dla tych, którzy je promują! Tym bardziej, że we Francji ok. 98% środków przeznaczonych na badania i rozwój energetyczny, trafia na mędrkowanie nad energią nuklearną. Np. w 1999 r. było to 517 milionów euro. Pozostałe 2% zasiliło badania nad alternatywami. A to jedynie kropla w morzu! Zyski ze sprzedaży energii, składowania odpadów, produkcji plutonu są dużo większe. Tak dużych pieniędzy ciężko się wyrzec. Co zrobić, kiedy społeczeństwo wychodzi na ulice i nie chce nowych reaktorów? Wtedy trzeba znaleźć inne społeczeństwo. Najlepiej takie, którego wiedza o energii jądrowej jest niewielka. Stąd mamy na świecie do czynienia z absurdalną sytuacją odchodzenia od energii jądrowej w państwach wysokorozwiniętych i przenoszenia „punktu ciężkości” do krajów rozwijających się: głównie Azji, choć ostatnio „zaatakowano” Finlandię, a teraz także Polskę. W końcu jeżeli coś gdzieś się nie sprawdziło to nie można wyciągnąć z tego wniosków.
Właśnie to było głównym tematem spotkania. Rozmawiano o tym, jak doprowadzić do rzetelnej dyskusji. Jak zapobiec fałszowaniu, czy ukrywaniu danych o efektach promieniowania. Wspomniano o Czarnobylu, o którym krążą przeróżne legendy. Chociażby taka, że w wyniku eksplozji zginęły jedynie 32 osoby, a 2000 osób dotkniętych jest uleczalnym rakiem tarczycy! Nie radzę tego powtarzać w strefie skażonej, w której mieszka wciąż 2 miliony osób i gdzie większość wciąż boryka się z chorobami popromiennymi, dziećmi-potworkami, skażoną żywnością. Prawdziwego rozmiaru tragedii najprawdopodobniej nigdy nie da się ustalić.
Zaznaczono, że w samej Francji w 2002 r. odnotowano 516 incydentów w elektrowniach jądrowych, co daje jeden na jakieś 16 godzin. Przegrzanie, przecieki, skandale związane z przechowywaniem odpadów – tak wygląda życie codzienne reaktorów. To w dużej mierze kolos na glinianych nogach, który w każdej chwili może się rozsypać, a potencjalnych zagrożeń nie potrafimy w żaden sensowny sposób przewidzieć.
Przedmiotem sporu zgromadzonych był sposób przemawiania do ludzi. Można to robić poprzez używanie argumentów ekologicznych, ale te mogą nie poskutkować w stosunku do ludzi, którzy w gruncie rzeczy żyją z dnia na dzień. W końcu nie wszystkich interesuje to, czy po nich życie na Ziemi będzie możliwe. Względy ekonomiczne też zdecydowanie zdają się stać po stronie alternatywnych źródeł energii. Szczególnie, że w wyliczeniach „przypadkiem” nie uwzględnia się wszystkich kosztów energii jądrowej, jak koszty rozbiórki (elektrownię trzeba rozebrać po ok. 25 latach działania i do końca jeszcze nie wiadomo jak to robić), czy koszty dotacji do działalności atomowej. Ważne też są czynniki społeczne, jak centralizacja energii jądrowej i wynikające z tego zachwianie zrównoważonego rozwoju, czy ograniczenie miejsc pracy. Ostatecznie uznano, że trzeba brać pod uwagę wszystkie aspekty.
Inną ważną kwestią poruszoną na spotkaniu były alternatywne źródła energii. Bo łatwo siedzieć na kamieniu i szukać dziury w całym, ale jeszcze łatwiej zapomnieć o zaproponowaniu czegoś w zamian. Wymieniano mnóstwo koncepcji i oceniano je względem energii jądrowej. Do działania można zaprząc wiatr, słońce, wodę. Z nowszych pomysłów omówiono wykorzystanie biomasy oraz kolektorów fotowoltaicznych. Podawano przykłady krajów, które wykorzystują odnawialne źródła energii lub skutecznie odchodzą od energii jądrowej, jak Niemcy, czy Hiszpania. Alternatywne źródła energii wygrywają z atomowymi na wszystkich polach. Zaznaczono też wagę oszczędzania. Nie chodzi tutaj o przeprowadzkę do jaskiń i na drzewa, a o ekologiczne i ekonomiczne zarazem budownictwo. Rozsądnie zbudowane i urządzone mieszkanie sprawia, że rachunki za prąd spadną o więcej niż połowę, bez zmniejszenia standardu życia.
Mimo stwierdzenia wielu trudności i przeciwności losu, spotkanie zakończyło się w przyjemnej i pełnej nadziei atmosferze. A uczestnicy po dobrym wstępie zaczynają zsynchronizowaną działalność. Zatem podejrzewam, że jeszcze o nich usłyszymy nie raz!
Może kiedyś przyjdzie taki czas, kiedy ludzie usłyszą prawdę o Czarnobylu, prawdę o energii jądrowej. Utopia? Nie, kiedyś, jak wszystko, energetyka jądrowa dzisiejszej generacji będzie przestarzała i nikt nie będzie miał interesu w tym, żeby kłamać. Powie się wtedy o niej, jak o ołowianych rurach trawiących od środka rzymska cywilizację... Ciekawym tylko, czy nie będzie za późno – powiedział dziadek głaszcząc wnuczka po drugiej główce...
Piotr Działak
piotr-wielki@wp.pl
W jednej z sal stoi stół – okrągły stół. Ale to bynajmniej nie opowieść o królu Arturze, tylko inauguracja sezonu antyatomowego w Polsce. Na spotkanie przybyli goście aż z Francji – Ewa Chantre i Andre Lariviere z sieci Sortir de nucleaire. Nie zabrakło też polskich wojowników o prawdę na temat energii nuklearnej, przedstawicieli: Greenpeace, WWF, Zielonych 2004 oraz innych działaczy. Spotkanie nie odbyłoby się bez gościnności YMCA, dla którego specjalne podziękowania.
Zamiast dalej wymieniać (chociaż biada dziennikarzom, którzy kogoś pominęli!) wyjaśnię po co właściwie to wszystko. Po pierwsze, dawno temu naukowcy wynaleźli sposób, aby zaprząc siłę atomową, żeby była użyteczna człowiekowi. Po drugie w miarę upływu czasu, owa „użyteczność” coraz częściej i bardziej jest negowana. Po trzecie w Polsce przeżywamy zaszczytny okres, nazywany zupełnie oficjalnie i mylnie „czasem konsultacji społecznej” w sprawie energii atomowej.
I właśnie na to przede wszystkim zwrócono uwagę na wstępie. Na trudność przebicia się z rzetelnymi informacjami na temat energii jądrowej, szczególnie w wysokonakładowych czasopismach. Prasa faktycznie porusza temat energii jądrowej, ale gloryfikacja „wspaniałej energii jądrowej” już dawno opuściła rozsądne granice rzetelnej nauki, a nawet fantazji naukowej. Z drugiej strony nie wiadomo jak wytłumaczyć sprostowaniom i artykułom, że nie zostały opublikowane. Ponieważ, żyjemy w demokratycznym kraju, nie może być przecież mowy o propagandzie! I tutaj stara dobra zasada „jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze” wyjaśnia sprawę...
Fenomen Francji polega na tym, że 77% tamtejszej elektryczności pochodzi właśnie z elektrowni jądrowych. Jednak w całej Europie Zachodniej modne jest odchodzenie od energii atomowej. Społeczeństwa, które odczuły na własnej skórze ten sposób pozyskiwania energii, powiedziały w końcu zdecydowane NIE. Ale pamiętajmy, że elektrownie atomowe to w gruncie rzeczy niezły biznes dla tych, którzy je promują! Tym bardziej, że we Francji ok. 98% środków przeznaczonych na badania i rozwój energetyczny, trafia na mędrkowanie nad energią nuklearną. Np. w 1999 r. było to 517 milionów euro. Pozostałe 2% zasiliło badania nad alternatywami. A to jedynie kropla w morzu! Zyski ze sprzedaży energii, składowania odpadów, produkcji plutonu są dużo większe. Tak dużych pieniędzy ciężko się wyrzec. Co zrobić, kiedy społeczeństwo wychodzi na ulice i nie chce nowych reaktorów? Wtedy trzeba znaleźć inne społeczeństwo. Najlepiej takie, którego wiedza o energii jądrowej jest niewielka. Stąd mamy na świecie do czynienia z absurdalną sytuacją odchodzenia od energii jądrowej w państwach wysokorozwiniętych i przenoszenia „punktu ciężkości” do krajów rozwijających się: głównie Azji, choć ostatnio „zaatakowano” Finlandię, a teraz także Polskę. W końcu jeżeli coś gdzieś się nie sprawdziło to nie można wyciągnąć z tego wniosków.
Właśnie to było głównym tematem spotkania. Rozmawiano o tym, jak doprowadzić do rzetelnej dyskusji. Jak zapobiec fałszowaniu, czy ukrywaniu danych o efektach promieniowania. Wspomniano o Czarnobylu, o którym krążą przeróżne legendy. Chociażby taka, że w wyniku eksplozji zginęły jedynie 32 osoby, a 2000 osób dotkniętych jest uleczalnym rakiem tarczycy! Nie radzę tego powtarzać w strefie skażonej, w której mieszka wciąż 2 miliony osób i gdzie większość wciąż boryka się z chorobami popromiennymi, dziećmi-potworkami, skażoną żywnością. Prawdziwego rozmiaru tragedii najprawdopodobniej nigdy nie da się ustalić.
Zaznaczono, że w samej Francji w 2002 r. odnotowano 516 incydentów w elektrowniach jądrowych, co daje jeden na jakieś 16 godzin. Przegrzanie, przecieki, skandale związane z przechowywaniem odpadów – tak wygląda życie codzienne reaktorów. To w dużej mierze kolos na glinianych nogach, który w każdej chwili może się rozsypać, a potencjalnych zagrożeń nie potrafimy w żaden sensowny sposób przewidzieć.
Przedmiotem sporu zgromadzonych był sposób przemawiania do ludzi. Można to robić poprzez używanie argumentów ekologicznych, ale te mogą nie poskutkować w stosunku do ludzi, którzy w gruncie rzeczy żyją z dnia na dzień. W końcu nie wszystkich interesuje to, czy po nich życie na Ziemi będzie możliwe. Względy ekonomiczne też zdecydowanie zdają się stać po stronie alternatywnych źródeł energii. Szczególnie, że w wyliczeniach „przypadkiem” nie uwzględnia się wszystkich kosztów energii jądrowej, jak koszty rozbiórki (elektrownię trzeba rozebrać po ok. 25 latach działania i do końca jeszcze nie wiadomo jak to robić), czy koszty dotacji do działalności atomowej. Ważne też są czynniki społeczne, jak centralizacja energii jądrowej i wynikające z tego zachwianie zrównoważonego rozwoju, czy ograniczenie miejsc pracy. Ostatecznie uznano, że trzeba brać pod uwagę wszystkie aspekty.
Inną ważną kwestią poruszoną na spotkaniu były alternatywne źródła energii. Bo łatwo siedzieć na kamieniu i szukać dziury w całym, ale jeszcze łatwiej zapomnieć o zaproponowaniu czegoś w zamian. Wymieniano mnóstwo koncepcji i oceniano je względem energii jądrowej. Do działania można zaprząc wiatr, słońce, wodę. Z nowszych pomysłów omówiono wykorzystanie biomasy oraz kolektorów fotowoltaicznych. Podawano przykłady krajów, które wykorzystują odnawialne źródła energii lub skutecznie odchodzą od energii jądrowej, jak Niemcy, czy Hiszpania. Alternatywne źródła energii wygrywają z atomowymi na wszystkich polach. Zaznaczono też wagę oszczędzania. Nie chodzi tutaj o przeprowadzkę do jaskiń i na drzewa, a o ekologiczne i ekonomiczne zarazem budownictwo. Rozsądnie zbudowane i urządzone mieszkanie sprawia, że rachunki za prąd spadną o więcej niż połowę, bez zmniejszenia standardu życia.
Mimo stwierdzenia wielu trudności i przeciwności losu, spotkanie zakończyło się w przyjemnej i pełnej nadziei atmosferze. A uczestnicy po dobrym wstępie zaczynają zsynchronizowaną działalność. Zatem podejrzewam, że jeszcze o nich usłyszymy nie raz!
Może kiedyś przyjdzie taki czas, kiedy ludzie usłyszą prawdę o Czarnobylu, prawdę o energii jądrowej. Utopia? Nie, kiedyś, jak wszystko, energetyka jądrowa dzisiejszej generacji będzie przestarzała i nikt nie będzie miał interesu w tym, żeby kłamać. Powie się wtedy o niej, jak o ołowianych rurach trawiących od środka rzymska cywilizację... Ciekawym tylko, czy nie będzie za późno – powiedział dziadek głaszcząc wnuczka po drugiej główce...
Piotr Działak
piotr-wielki@wp.pl
Autor jest administratorem nowopowstałej listy przeciwników energetyki jądrowej http://lists.most.org.pl/cgi-bin/mailman/listinfo/anty-atom