CO NAM ZOSTAŁO Z TYCH LAT...
„Gazeta w Krakowie” z 26.7.2001 (W. Pelowski, „Ratunek przez likwidację”) doniosła o tym, że zapowiedź likwidacji ZM SKAWINA SA skłoniła tamtejsze związki zawodowe do zgłoszenia pogotowia strajkowego. Warto zatem przypomnieć nieodległą przeszłość tego zakładu, dziś jakby nieco zapomnianą. Otóż występujący w jego nazwie skrót ZM to „Zakłady Metalurgiczne”, którą to nazwę uzyskał z początkiem lat 80-tych (oczywiście bez końcowych liter SA), po tym jak w dotychczasowej hucie aluminium w Skawinie zlikwidowano elektrolityczną produkcję aluminium. Zmieniono wtedy profil zakładu z wytwórstwa na przetwórstwo aluminium (oraz produkcję masy anodowej potrzebnej do elektrolitycznej produkcji aluminium, ale już w innych zakładach). Zmian tych dokonano pod naciskiem opinii publicznej z okresu „16 miesięcy Solidarności”, wzburzonej ujawnioną niszczycielskością huty, której fluorowe emisje zagrażały zdrowiu ludzi, zwierzętom i roślinom a także krakowskim zabytkom (szczególnie głośno było o zniszczeniach złotej blachy pokrywającej kopułę Kaplicy Zygmuntowskiej w Katedrze na Wawelu).Hutę tę wzniesiono w planie 6-letnim (uruchomiono w 1954 r.), prawie równocześnie z nowohuckim kombinatem metalurgicznym: Hutą Lenina. Oba zakłady stanowiły wykwit zbrodniczego obłędu „socjalistycznego uprzemysłowienia” kra¬ju. Koncepcję tej „socjalistycznej industrializacji” wypracował sam Stalin. W Polsce w wyniku tych industrializacyjnych szaleństw najbardziej ucierpiał właśnie Kraków, uznany przez rządzących komunistów za siedlisko „klerykalnej reakcji” (o czym miał świadczyć m.in. wynik referendum w 1946 r.). Ten stan rzeczy należało zatem szybko zmienić w imię ideologicznych fantasmagorii wg których zapleczem „władzy socjalistycznej” miała być „wielkoprzemysłowa klasa robotnicza”, do wykreowania której przystąpiono wznosząc w rejonie Krakowa wielkie zakłady przemysłu ciężkiego. Fantasmagorie te okazały się – jak dziś powszechnie wiadomo – z punktu widzenia komunistów całkowicie chybione. Spowodowały mnóstwo rozległych i głębokich zniszczeń ekologicznych w dotkniętych plagą uprzemysłowienia rejonach. Ta właśnie okoliczność przyczyniła się do uczynienia z Krakowa na początku lat 80-tych kolebki polskiego ruchu ekologicznego: tutaj we wrześniu 1980 r. powstał Polski Klub Ekologiczny – pierwsza w Polsce autentycznie społeczna organizacja ekologiczna, a z końcem lat 80-tych Federacja Zielonych oraz kilku efemerycznych i wzajemnie się zwalczających partii ekologicznych.
Po likwidacji ekstremalnie szkodliwej elektrolitycznej produkcji aluminium skawiński zakład przestał budzić zainteresowanie opinii publicznej. Zaistniałe po 1989 r. warunki gospodarki rynkowej wpłynęły na zmniejszenie jego produkcji i zatrudnienia. To ostatnie – jak podaje wspomniane na początku doniesienie prasowe – spadło do poziomu 286 osób (!). Posiadał on niegdyś wielotysięczną załogę, a jako pierwszy w kraju zakład wytwarzający aluminium (dopiero po latach zbudowano hutę aluminium w Koninie) był pożywką dla komunistycznej propagandy, oraz obiektem dumy rządzących komunistów. Mniej już eksponowano w tej propagandzie okoliczność, że aluminium to przede wszystkim materiał strategiczny, szczególnie potrzebny dla przemysłu lotniczego (tak przecież wówczas ważnego dla „obrony kraju” zagrożonego przez „amerykańskich imperialistów”).
Niszcząca środowisko skawińska huta aluminium odeszła szczęśliwie w bezpowrotną przeszłość, a prasowa wzmianka o kłopotach jej żałosnej pozostałości mogła posłużyć za kanwę dla zgoła niesentymentalnych (wbrew tytułowi niniejszej notki) przypomnień.
Gorzej sprawa przedstawia się z drugą (a właściwie, jeśli chodzi o chronologię i rozmiary, to pierwszą) pozostałością z „tamtych piekielnych lat” (takie były bowiem w istocie) - nowohuckim kombinatem metalurgicznym. Stanowi on, z uwagi na ilość zatrudnianych osób, na tyle poważny problem polityczno-socjalny, że żadna siła polityczna nie odważyła się pozostawić go na pastwę wolnego rynku, w wyniku funkcjonowania którego dawno by upadł. Utrzymywany jest zatem na koszt społeczeństwa – i chociaż, wskutek nieuchronnego kurczenia się jego mocy wytwórczych oraz spadku produkcji stał się ekologicznie mniej uciążliwy, to jednak nadal figuruje na czarnej liście najbardziej uciążliwych zakładów. Nie pomogła i święcona woda – 4.5.1990 JE Kardynał Franciszek Macharski dokonał poświęcenia nowohuckiego kombinatu, przemianowanego wówczas z „Huty im. Lenina” na „Hutę im. Tadeusza Sendzimira” („Gazeta w Krakowie” z 5.5.1990). Oczywiście sytuacja ekologiczna rejonu Krakowa uległa ogromnej poprawie poczynając od lat 90-tych, przynajmniej jeśli chodzi o niszczące oddziaływanie zlokalizowanego tam przemysłu ciężkiego (powstają natomiast nowe rodzaje zagrożeń ekologicznych, właściwych dla gospodarki rynkowej i wzrastającej konsumpcji, jak choćby problemy związane z motoryzacją i nierozkładalnymi odpadami postkonsumpcyjnymi – ale to już inna, nowa dla nas grupa zagadnień). Przestano też o tych sprawach wypowiadać się publicznie i to zarówno dlatego, że stały się mniej odczuwalne, jak też z uwagi na ich polityczno-socjalny wydźwięk: wszak chodzi o zachowanie tysięcy miejsc pracy i stąd nie ma siły politycznej, której problem ten byłby obojętny. Argument ten stanowił o potężnej sile presji społecznej wobec administracji publicznej oraz ugrupowań politycznych wszelkich orientacji, a także i presji moralnej (kto wszak odważyłby się pozbawić ludzi pracy!), co odbiło się nawet pewnym echem w Polskim Klubie Ekologicznym (o czym pisałem już kilkakrotnie, także na łamach ZB).
Jest skądinąd sprawą oczywistą, iż eksponowane dziś funkcje Krakowa, jako ośrodka nauki, kultury i turystyki, są nie do pogodzenia z funkcjonowaniem w jego obszarze najbardziej brudnego i uciążliwego dla środowiska przemysłu jakim jest surowcowa metalurgia. Wypada tylko żywić nadzieję, że ten ostatni będzie – mimo wszystkich prób jego obrony – stopniowo obumierał. Pozostawi jednak po sobie trudny do rozwiązania węzeł problemów w postaci rozległych zniszczeń i deformacji krajobrazu (gigantycznej hałdy żużlu, skażonej ziemi, wielkich instalacji przemysłowych, wielkoblokowych slamsów).
Andrzej Delorme
PSJuż po złożeniu tego tekstu w ZB media przyniosły kolejne potwierdzenia moich krytycznych opinii. Donoszono o dalszym wzroście zadłużenia HTS wobec dostawcy energii (który miał w związku z tym ograniczyć dalsze dostawy), kolei (tutaj sprawa oparła się aż o czynniki rządowe) oraz innych kooperantów, którzy grożą postawieniem zakładu w stan upadłości. Zaś na płaszczyźnie ogólnej przypominano tezę o dominacji w polityce kolejnych rządów interesów partykularnych grup związanych z branżami wykreowanymi przez komunizm (górnictwem, hutnictwem i zbrojeniówką) nad interesami ogólnospołecznymi. W połowie sierpnia opinią publiczną wstrząsnęła informacja o gigantycznym deficycie finansów publicznych, u genezy którego – jak powiedział w rozmowie z tyg. WPROST min. Jarosław Bauc – leżą zbyt wolna restrukturyzacja gospodarki, głównie dotycząca ww. branż – co dodaje od siebie, zbyt wolna jej demonopolizacja i zbyt powolny rozwój konkurencji (zob. „Wprost” nr 34/2001, s. 3). Posługując się astrofizyczną metaforą, można rzec, że to „czarne dziury” gospodarki, jakimi są wielkie zakłady przemysłowe przemysłu ciężkiego, ciągną nas w dół, chłonąc bezużytecznie środki finansowe państwa.
Niestety – oportunistyczni politycy (innych chyba u nas nie ma) wszelkiej maści (od lewicy po prawicę) – wspierają te, w istocie ANTYSPOŁECZNE, partykularne grupy interesów, jako liczący się elektorat; do tego hałaśliwie broniący swych interesów, czym zagłusza ewentualne obiekcje ze strony słabo politycznie oraz intelektualnie wyrobionej reszty społeczeństwa. Wszak chodzi o słuszną przecież „obronę miejsc pracy”, a któż ośmieli się pytać czy są one społeczeństwu potrzebne i czyim się to dzieje kosztem? Stąd w programie wyborczym SLD – UP zapis, że koalicja ta będzie zabiegać o „dokończenie procesu restrukturyzacji huty im. Sendzimira oraz zapewnienie ze strony państwa możliwości stabilnego funkcjonowania tego przedsiębiorstwa”, natomiast AWSP wystawiło kandydaturę Mieczysława Gila – od lat zaangażowanego w obronę tego zakładu.