CZY URATUJE NAS 50 KM NA GODZINĘ?
Odważna decyzja władz Warszawy w sprawie „pilotażowego” wdrożenia ograniczenia prędkości w terenie zabudowanym do 50 km/godzinę (czyli tyle, ile wolno jeździć we wszystkich wyżej niż Polska „rozwiniętych” krajach Europy) pokazuje, że w Polsce można jednak zrobić coś sensownego i pożytecznego. I to mimo histerycznego sprzeciwu hałaśliwej grupy części kierowców – co można było zauważyć choćby w Internecie.Pierwsze rezultaty opublikowane po półtora miesiąca (18.9. – 30.10.2000) obowiązywania nowego ograniczenia są bardzo obiecujące. Trzeba tu jednak wskazać na dwie sprawy. Po pierwsze, cieszyliśmy się bardzo dobrą pogodą – a ta ma duży wpływ na wypadkowość. Po drugie – trzykrotnie wyższa niż w analogicznym okresie 1999 r. liczba wypisanych mandatów pokazuje, że policja w zupełnie wyjątkowy sposób podeszła do egzekwowania przepisów, co z pewnością miało wpływ na zachowanie kierowców.
Pytanie brzmi: jak będą wyglądały realne wskaźniki kontrolne po roku czy dwóch latach obowiązywania nowych przepisów? Mam na myśli nie tylko najbardziej oczywistą informację, czyli liczbę śmiertelnych ofiar wypadków drogowych, ale także stopień przestrzegania ograniczeń prędkości i subiektywne poczucie bezpieczeństwa, odczuwane przez słabszych użytkowników dróg – rowerzystów i pieszych.
Kwestią kluczową wydaje się tu jakość pracy policji – zamiast dzisiejszej „akcyjności” konieczna jest twarda rutyna i stały monitoring ulic (także przy pomocy telewizji przemysłowej) aby przekraczający dopuszczalną prędkość kierowca miał świadomość nieuchronności kary. Ważna jest też dalsza determinacja władz oraz – co bardzo istotne – postawa mediów. Dotychczas informacja medialna o stołecznym programie pilotażowym była obfita a w wielu przypadkach wręcz wzorcowa.
Dużym niedociągnięciem, na które narzekają kierowcy, jest niedostosowanie do nowego ograniczenia sygnalizacji świetlnej na ulicach Warszawy. Komunikat prasowy na ten temat milczy, a poczta pantoflowa, którą ta informacja się rozprzestrzenia, może w przyszłości narobić wiele złego.
A jest o co walczyć – tak wyraźnie zmniejszona liczba wypadków może zaowocować coraz powszechniejszą świadomością, że ulice naszych miast są relatywnie bezpieczne – choć coraz bardziej zakorkowane. A to może skłonić wiele osób do przesiadki na rower – i to zanim samorządy w Polsce dojdą do wniosku, że warto ułatwiać ruch rowerowy, budując drogi rowerowe.
Marcin Hyła
Miasta dla rowerów
http://rowery.org.pl
Miasta dla rowerów
http://rowery.org.pl