ECHA ZAMIERZCHŁEJ PRZESZŁOŚCI
Władysław Kielan, przewodniczący Komisji Robotniczej Hutników związku zawodowego „Solidarność” w Hucie im. Tadeusza Sendzimira, wypowiadając się publicznie ws. środków zaradczych podejmowanych wobec narastających trudności tego zakładu, wspominał także, że „powraca temat zamknięcia części surowcowej HTS” (o czym doniósł „Nasz Dziennik” z 4.12.2001 w notce „Krok ku koncernowi”).Skłania to do możliwie krótkiego przypomnienia dziejów tej idei, dzisiaj motywowanej racjami ekonomicznymi, ale powstałej przed laty jako proekologicznej, jako że to właśnie metalurgiczna produkcja surowcowa niosła największe zagrożenia dla zabytków Krakowa oraz dla zdrowia i jakości życia jego mieszkańców.
W maju 1981 r. upubliczniono projekt likwidacji części surowcowej ówczesnej Huty Lenina, firmowany wspólnie przez NSZZ „Solidarność” i Polski Klub Ekologiczny (PKE). W ówczesnych warunkach komunistycznego panowania nie miał on szans realizacji, a po recydywie komunizmu w wyniku wprowadzenia stanu wojennego sama idea takiej restrukturyzacji Huty znikła z publicznego dyskursu.
Wróciła po 10 latach, już w niepodległej Polsce, napotykając nieoczekiwanie na opór m.in. ze strony jej współautorów zgłaszających ongiś projekt z ramienia PKE (sic!). Z początkiem lat 90-tych zasiadali oni w Prezydium Zarządu Głównego PKE i z tej to pozycji wystąpili z nową „proekologiczną ekspertyzą” wspierającą starania Huty (już przemianowanej na „im. Sendzimira”) o budowę linii do ciągłego odlewania stali (cos), wprawdzie zmniejszającą nieco uciążliwość dla środowiska, ale utrwalającą surowcowy charakter zakładu, (której uciążliwości dla środowiska nie daje się w całości wyeliminować!). Zajęte stanowisko uzasadniali potrzebą zachowania jak największej ilości miejsc pracy w kombinacie. Uzyskali w tym solidarne wsparcie ze strony pozostałych członków Prezydium ZG PKE, a ich „ekspertyzę” zarekomendowano pod firmą PKE ówczesnemu premierowi J. K. Bieleckiemu (który na wysłane do niego pismo ZG PKE nie raczył nawet odpowiedzieć).
Te haniebne (jak na organizacje mieniącą się być ekologiczną!) praktyki starałem się zdemaskować m.in. na łamach ZB 5(23)/91 (Jak dawna nomenklatura w barwach ekologii broni huty w Krakowie), a później całą tę aferę prezentowałem przy różnych okazjach: najobszerniej w mojej książce „Antyekologiczna spuścizna totalitaryzmu” (Kraków 1995), gdzie też załączyłem jej najważniejszą dokumentację. Główni „bohaterowie” afery wprawdzie odeszli niebawem z PKE, ale z różnych względów (które trudno byłoby tu omawiać) nie udało się jej rozliczyć do końca na gruncie PKE.
Tymczasem cos w Hucie zbudowano (oczywiście z publicznych funduszy!), co jednak nie uchroniło zakładu przed pogłębiającymi się z biegiem czasu kłopotami ekonomicznymi, przybierającymi od pewnego czasu wręcz dramatyczny charakter (trudności płatnicze, rysująca się perspektywa upadku). Nie uchroniło też zatrudnienia, ciągle spadającego.
W latach 90-tych media informowały o opiniach kanadyjskiej firmy konsultingowej zalecającej likwidację części surowcowej Huty ze względów ekonomicznych. Tak więc idea ta w ciągu 20 lat ciągle powraca, czy to z powoływaniem się na racje ekologiczne (które legły u jej narodzin), czy też ekonomiczne (już w warunkach gospodarki rynkowej). Sama Huta zaś, mimo postępującego spadku produkcji (zbawiennego dla sytuacji ekologicznej Krakowa) twardo figuruje na krajowej liście zakładów najbardziej dla środowiska uciążliwych (nazywanej też „czarną listą”).
Na kanwie najświeższego wystąpienia Wł. Kiliana należało zatem przypomnieć tę, nieco już zacierającą się w pamięci, przeszłość zmagań ze skutkami wszechstronnie dla Krakowa zgubnego, narzuconego miastu uprzemysłowienia na modłę stalinowską.
Andrzej Delorme