JEDNOŚĆ JEDYNEGO BOGA
JEDNOŚĆ JEDYNEGO BOGA
Trzy tygodnie temu trafiła w moje ręce książka niezwykła w formie i treści. Z gałązką kwiecia na okładce – rysunek Marty Radziszewskiej – i finansami w tytule Demokracja finansowa Jacka A. Rossakiewicza, wkracza odważnie w obszar narodowego tabu, czyli poważnych rozważań na temat etyki doktryny (neo)liberalnej, której rzecznikami są przedstawiciele najwyższych organów władzy w naszym kraju – Prezydent, Premier, Szef Rady Polityki Pieniężnej, minister finansów, prezes NBP oraz członkowie większości ugrupowań politycznych. Dodać należy, że na liberalnych fundamentach wspiera się obecna struktura światowego pieniądza, a na proliberalnych hasłach odbywa triumfalny wjazd Polski do Unii Europejskiej. I oto Demokracja finansowa podważa główny atrybut współczesnego liberalizmu, jakim jest oprocentowanie kapitału, zwane w dawnych czasach lichwą. To ta cecha pieniądza – lichwa – sprawia, że dobra są rozdzielane nieproporcjonalnie do wkładu pracy ludzi je wytwarzających. W efekcie właściciele kapitału nie muszą pracować, aby żyć, gdyż utrzymuje ich procent bankowy czy procent giełdowy. Żyją z wyzysku. Lichwa jest więc pierwotnym źródłem niesprawiedliwości społecznej, rozpoznanym przez Jezusa 2000 lat temu i uwewnętrznionym przez uczniów i spadkobierców Jego przekazu. W książce J. A. Rossakiewicza znaleźć możemy wiele cytatów z Biblii dokumentujących to przesłanie.
Autor Demokracji finansowej rzetelnie dokumentuje powyższą historię i zwraca uwagę, że także Islam zdecydowanie potępia lichwę, rozpoznając ją jako źródło moralnego zła, tak więc dwie największe religie świata optują za jej zniesieniem.
Wraz z napływem złota z Ameryki do Europy rozpoczęła się niespotykana w innych kulturach asocjacja pieniądza europejskiego z tym kruszcem, która w wyniku ekspansji kolonizacyjnej rozlała się na cały świat. Trwała ona nieprzerwanie aż do połowy lat 70-tych XX wieku, kiedy to dolar ostatecznie utracił parytet złota.
To dobrze, że nastąpił proces odłączenia pieniędzy od złota, twierdzi autor Demokracji finansowej, bowiem złoto – jako trwały środek oszczędnościowy – przyczyniło się do wzrostu zainteresowania oprocentowanymi lokatami, stając się ogniskiem bezpiecznej koncentracji kapitału wśród nielicznych i przyczyną jego niedoborów wśród mas. Można dodać, że rola złota w okresach kryzysów i wojen polegała na możliwości odtworzenia przez jego właścicieli przywilejów utraconych w wyniku zakłóceń obowiązującego porządku prawnego.
Oprocentowanie wycofanego z obiegu kapitału stało się z czasem głównym źródłem dochodu wśród jego posiadaczy, zwłaszcza od kiedy ustał gwałtowny napływ złota z zamorskich kolonii. To wtedy – czyli ponad 300 lat temu – zaczęły się też kształtować zręby obecnego, neoliberalnego systemu prawa, opartego na konkurencji i promującego nieokiełznaną chciwość. System ten uformował mentalność przemysłowców, bankierów i polityków, a z czasem i ich wyborców w systemach parlamentarnych, którą autor określa mianem mentalności homo rapax (człowieka zachłannego) i przeciwstawia mentalności człowieka rozumnego, kierującego się interesem gatunku ludzkiego i imperatywem miłości.
W szerszym kontekście etycznym całego rodzaju ludzkiego, a nie tylko jego wybranego narodu, należy zdaniem J. Rossakiewicza stawiać kwestie porozumiewania się gospodarczego ludzi przy użyciu pieniędzy. W świecie zanikających granic i mieszających się ras oraz orientacji światopoglądowych, anachronizm dualizmu etycznego lansowanego w kręgach właścicieli kapitału staje się dziś coraz bardziej widoczny. Narody i rasy wybrane nie istnieją, bo Bóg jest jeden dla wszystkich ludzi, a Jego miłość nie zna granic. Wybrana jest zatem cała ludzkość i wśród niej lichwa powinna zostać potępiona – zdaje się mówić posłanie Rossakiewicza do tradycjonalnie zorientowanych Żydów.
Do tych stwierdzeń dodałbym to, że światowy system ekonomiczny posługuje się dziś wyrafinowanymi mechanizmami lichwy, jak prawa patentowe i autorskie, wpływy z tytułu własności ziemskiej czy frakcyjne rezerwy bankowe. Połączone działanie tych instrumentów prawnych kreuje niespotykane bogactwo dla nielicznych, tworzone pieniędzmi, które stanowią długi obywateli, firm i rządów wobec kasty ludzi uprzywilejowanych. Zastawem hipotecznym tych długów jest dziedzictwo całej ludzkości wypracowane przez tysiąclecia, oraz nieodnawialne zasoby surowcowe planety. Pierwszą pochodną starej lichwy jest dziś kreacja przez banki pustego pieniądza dłużnego zwanego dla słodkiej niepoznaki kredytem.
Lecz książka J. Rossakowicza to nie tylko diagnoza kryzysu wartości u homo rapax, ale także próba naszkicowania programu pozytywnego, opartego na sprawiedliwości, rozumie i postulowanej przez główne religie miłości.
Osią tego programu jest narodowa emisja stałego zasiłku dla wszystkich obywateli kraju, deponowanego w ratach miesięcznych na ich kontach osobistych. Innymi słowy, jest to propozycja równego podziału dużej części budżetu narodowego między wszystkich mieszkańców kraju.
Wziąłem szybko kalkulator i policzyłem. Gdyby zaniedbać nasze zadłużenie zagraniczne i podzielić równo 80% polskiego budżetu, wypadłoby tego zasiłku po ok. 5 tys. zł rocznie na obywatela. To sporo. Do dodania na konta bardziej operatywnych jednostek pozostawałaby jeszcze lwia część produktu krajowego, czyli załóżmy, że średnio po 20 tys. zł na statystyczną osobę, czyli średnio po 40 tys. zł rocznie dla każdego aktywnego zawodowo obywatela, o ile połowę obywateli uzna się za aktywnych zawodowo. Z założeń tych wynika, że średnie dochody 4-osobowej rodziny wynosiłyby od 1670 zł miesięcznie (wszyscy bezrobotni), poprzez 4580 zł (jedna osoba w rodzinie pracuje), do 7500 zł (dwie osoby w rodzinie pracują). Wizja dość optymistyczna, oparta na danych statystycznych.
Rządowi pozostawałoby 50 mld zł rocznie na wszystkie wydatki, co dawałoby mu 1250000 państwowych etatów, każdy po 40 tys. zł rocznie. Przy 50% poziomie zatrudnienia, pracownikiem budżetowym byłby zatem co 15-ty zatrudniony. Innymi słowy, budżet dysponowałby ponad 6-cioma procentami krajowych etatów – w sam raz na sprawny rząd, wojsko, straż, policję, szkoły publiczne i służbę zdrowia. Resztę opłacaliby sami obywatele.
Wydaje mi się, że wizję tę należałoby kontynuować i uszczegóławiać z zastosowaniem mechanizmu demurrage czyli opłaty za przetrzymywanie pieniądza, najbardziej efektywnego sposobu pobierania podatku, poddającego się z łatwością całkowitej automatyzacji. Poprzez wprowadzenie demurrage uczyniłoby się także zadość postulatowi zniesienia lichwy, co zadowoliłoby zarówno wyznawców Jedynego Boga, jak i dalekowschodnich zwolenników Jedności.
Polecam Demokrację finansową Jacka Andrzeja Rossakiewicza jako cenną lekturę, gdyż jest napisana z pasją i uczciwością oraz porusza najgłębsze pokłady intuicji i myśli skierowanych w stronę sanacji chorej Rzeczypospolitej. Zawiera też wiele ciekawych informacji, wypełniających luki tej recenzji. Kwestie etyczne mają w rozważaniach ekonomicznych Jacka Rossakiewicza znaczenie pierwszorzędne.
Krzysztof Lewandowski
16.6.2003
recenzja książki Jacka Andrzeja Rossakiewicza Demokracja finansowa, Wydawnictwo Media Via, Warszawa 2003.
16.6.2003