JELONEK
JELONEK
Lipiec, skraj Puszczy Kozienickiej. Wybrałem się na spacer wzdłuż potoku, w którym jeszcze można było wypatrzeć jakieś płotki, woda robiła wrażenie czystej, choć resztki mydlin płynące z prądem przypominały o obecności gospodarstw wiejskich.Już miałem rozbić obóz na łące, by przez parę godzin się poopalać, gdy w odległości kilkudziesięciu metrów zobaczyłem jelonka. Był ranek, sądziłem, że wyszedł z pobliskiego lasu popaść się na łące. Ale zrobił kilka dziwnych, chwiejnych kroków i upadł. Chory? Wściekły?
Podszedłem ostrożnie i zobaczyłem ogromną, zastarzałą ranę na szyi, szarą od kurzu i gęstą od much. Część głowy jelonka też była okaleczona – jakby jakimś tępym narzędziem i raczej było jasne, że zwierzę po prostu umiera.
Odszukałem pracownika leśnictwa, opowiedziałem mu co zobaczyłem, a on obiecał wybrać się zaraz na miejsce, ew. dobić zwierzę, zabezpieczyć przed wiejskimi psami i dać mięso do zbadania na okoliczność wścieklizny. Stwierdził, że w ciągu ostatnich 20 lat, które przepracował w leśnictwie, jest to dopiero drugi taki przypadek. Istotnie, wiejskie zabudowania na skraju lasu robiły wrażenie raczej zamożnych, nastawionych na turystów. Gospodarze więc nie powinni zajmować się kłusownictwem. Ale podobno kilka kilometrów dalej, w sąsiednich wsiach bieda jest większa i tam mogą się zajmować kłusownictwem – tak twierdził mój rozmówca.
Podczas drugiej wojny światowej za nielegalny ubój świni można było zostać skazanym na śmierć. Na jaką karę zasłużyłby wobec tego sprawca cierpień jelonka, który zastawił wnyki lub sidła i dzięki któremu jelonek umierał w męczarniach przez wiele dni?
Z prasy znane są relacje leśników, którzy są bezbronni wobec kłusowników, często posiadających broń palną, nie mających skrupułów, by grozić leśnikowi, jeśli nie śmiercią to postrzeleniem.
Skoro ekolodzy walczą o prawa zwierząt – to może warto poprosić posłów o pakiet ustaw regulujących – w sposób mądry i przemyślany – zjawisko, które w ostatnich latach przybrało w kraju rozmiary niepokojące. Może jednak to nie leśnicy winni się bać kłusowników – a odwrotnie, kłusownicy winni się bać leśników?
A bezrobotni – zanim dostaną zasiłek – powinni może najpierw posprzątać las. Coraz trudniej jest znaleźć kawałek niezaśmieconego lasu czy łąki, zjawisko raczej nieznane w innych krajach Europy. I możliwe, że w przewodnikach turystycznych po kraju znajdziemy wkrótce nowe oznakowanie – współczynnik zaśmiecenia lasów, zanieczyszczenia wód, jezior i rzek. Ilość śmieci na 1 metr kwadratowy...
A wracając do kłusownictwa – czy naprawdę formy opieki społecznej w kraju są aż tak niedoskonałe – by nędza była jedyną przyczyną kłusownictwa? Zdarzało mi się czasem widywać wnętrza chat, mieszkań takich nędzarzy – kolorowy telewizor jako sprzęt niezbędny, bałagan, pusta lodówka, butelki po piwie i wódce. Może raczej należałoby mówić o nędzy duchowej – czyli współczesnych odmianach barbarzyństwa, wtórnego analfabetyzmu?
Mamy nową Rzeczpospolitą. Czyli bardzo dużo nowych rzeczy do i kupowania. I pospolitości tak dużo, że aż nadmiarem prostactwa i barbarzyństwa skrzeczącej.
Paweł Zawadzki