Wydawnictwo Zielone Brygady - dobre z natury

UWAGA!!! WYDAWNICTWO I PORTAL NIE PROWADZĄ DZIAŁALNOŚCI OD 2008 ROKU.

Krew języka

czyli o języku politycznej poprawności mówi prof. dr hab. Andrzej Szahaj
w rozmowie z Jolą Workowską

Magdalena Środa, pełnomocnik ds. wyrównywania statusu, zaproponowała, by zmienić słowo „aborcja” na inny, mniej negatywnie nacechowany wyraz. Zmieniając słowo „aborcja” wykażemy się polityczną poprawnością czy manipulacją?

A.Sz.: W przypadku słowa „aborcja” nie widzę podstaw ani motywów do tego, by zmieniając słowo, polepszyć rzeczywistość społeczną. Manipulowanie przy słowie „aborcja’ nie ma dla mnie sensu i nie wiem, co dzięki temu mielibyśmy osiągnąć. W przypadku zmiany „kaleki” na „niepełnosprawnego”, „cygana” na „roma” – chodziło o określone grupy społeczne, które poprzez nazwę były stygmatyzowane, ponieważ znaczenie, jakie powszechnie wiązano z tymi wyrazami, było pejoratywne. W przypadku słowa „aborcja” – nie wiem o jaką grupę miałoby chodzić; kto miałby być adresatem? „Aborcja” to zabieg, zdarzenie, a nie etykietka, którą możemy przypiąć jakiejś grupie ludzi.

W moim rozumieniu zabiegi związane z polityczną poprawnością mają o tyle sens, o ile dokonują się pomiędzy poszczególnymi grupami społecznymi i służyć mają temu, by grupy społeczne nie miały poczucia asymetryczności, podległości, opresji.

J.W.: Konsekwencją liberalizmu jest wprowadzenie zasad politycznej poprawności w życiu społeczno-politycznym, czyli przyjęcie zasady nie krzywdzenia innych ludzi. W przypadku tzw. umiarkowanej wersji wielokulturowości oznacza to werbalną emancypację wszystkich grup, czyli… skłamstwo. Przecież wiadomo, że nie wszyscy są równi.

A.Sz.: Polityczna poprawność nie jest kłamstwem, tylko jednym z założeń liberalizmu, zgodnie z którym najgorszą rzeczą jaką można czynić, jest krzywdzenie innych ludzi. (Tak to swego czasu ujęła Judith Shklar). W dyskursie publicznym należy używać takich słów, które nie ranią nikogo. Język bowiem nie tylko opisuje rzeczywistość; on ją aktywnie kreuje. Dlatego też zmiana języka powoduje często zmianę wyobrażeń społecznych, a zatem rzeczywistości społecznej.

J.W.: Czy polityczna poprawność nie odnosi się do pewnych słów zamiast sądów? Czy mówiąc: „Jesteś głupim Czarnuchem” powiem coś innego, niż mówiąc: „Jesteś głupim Afroamerykaninem”?

A.Sz.: Kłopot z polityczną poprawnością jest taki, że jest to leczenie objawów, a nie przyczyn. Wierzy się, że lecząc objawy, uda się stopniowo wyleczyć przyczyny, czyli karząc ludziom inaczej mówić, doprowadzi się także do zmiany sposobu ich myślenia, jak i zachowania. Słowem, zwolennicy politycznej poprawności sądzą, że mówić inaczej to myśleć inaczej, a myśleć inaczej to działać inaczej. Zmiany językowe maja pociągać za sobą zmia-ny w interakcjach społecznych. Pytaniem otwartym jest, czy te zabiegi nie przynoszą przypadkiem więcej złego niż dobrego przez to, że powstaje złudne przekonanie, iż samą manipulacją słowami i znaczeniami, uda się wyleczyć głębiej tkwiące przyczyny napięć pomiędzy różnymi grupami ludzi, niechęć, brak szacunku, a nawet nienawiść. Co do obecnie niepoprawnego politycznie określenia - Czarni i poprawnego - Afroamerykanie, to chodzi o zmianę sposobu klasyfikowania ludzi, z takiego, który czyni jego głównym elementem kolor skóry, na taki, który podkreśla raczej miejsce geograficzne, z którego się pochodzi. Zmiana ta ma sens, wziąwszy pod uwagę wciąż istniejący kontekst społeczny klasyfikowania ludzi według koloru ich skóry.

J.W.: Polityczna poprawność odbywa się w imię idei niekrzywdzenia innych. Czy państwo nie powinno działać w imię idei prawdy?

A.Sz.: Przywołując w tym kontekście kategorię prawdy, podpisujemy się pod doktryną filozoficzną, w myśl której język odbija rzeczywistość niezależną od języka. Zwolennicy politycznej poprawności twierdzą, że takiej rzeczywistości nie ma; istnieje taka rzeczywistość społeczna, jaką wykreujemy w interakcjach społecznych, a język jest jednym z najważniejszych ich elementów. Zmieniając język, mamy szansę na rozpoczęcie procesu zmia-ny samej rzeczywistości.

J.W.: W imię czego?

A.Sz.: W imię spełniania życzeń określonych grup społecznych, które doświadczają dyskryminacji; grupy te nie wyrażają zgody na to, by nazywać je w ten, a nie w inny sposób. Uważa się, że należy brać pod uwagę ten sprzeciw i uzgadniać z zainteresowanymi sposób, w jaki chcą, aby ich określać. Przekonanie o tym, że jest to sprzeczne z jakąś ideą prawdy, to przekonanie, że istnieje jakaś prawda na temat rzeczywistości społecznej, która nie zależy od punktu widzenia, która nie jest – w jakimś sensie ideologicznie czy politycznie – uwarunkowana. Taka teza wydaje się wątpliwa. Każdy sposób mówienia jest - w jakimś sensie – stronniczy. Zawsze istniała jakaś forma politycznej poprawności – niepisane reguły używania wyrażeń w dyskursie publicznym. A jeśli tak, to polityczna poprawność nie jest przejściem od prawdy do fałszu, tylko jest przejściem od pewnej wizji świata do wizji innej.

J.W.: Jest różnica, jeżeli w języku politycznej poprawności nie robię czegoś ze względu na dobro ogólne, lub jeśli zaniecham czegoś ze strachu, że ktoś się poczuje urażony. Moja wolność wypowiedzi zostaje ograniczona.

A.Sz.: Nikt Pani nie zabrania używać słów, które nie są poprawne politycznie, tyle tylko, że używając tych wyrażeń, naraża się Pani na określone sankcje społeczne. Są ludzie, którzy z rozkoszą gwałcą zasady politycznej poprawności i nie wygląda na to, żeby czuli się ograniczeni w swej wolności. Oczywiście są kraje, w których można stracić pracę za niepoprawne politycznie wyrażenie się czy zachowanie, ale to rzecz jasna nieporozumienie. Z drugiej strony jednak warto pamiętać, że w większości systemów prawnych państw zachodnich, istnieją klauzule dotyczące możliwości karania za wyrażenia czy mowę, które nawołują do waśni rasowych czy narodowościowych. Czy polityczna poprawność ogranicza wolność? Jeżeli wolność będziemy pojmowali jako swawolę, jako chęć czynienia wszystkiego, co nam przyjdzie do głowy – to tak. Ale wolność w kulturze zachodniej to była zawsze wolność ograniczona. Spór o polityczną poprawność to spór o to, kto ma definiować ograniczenia i na czym mają one polegać. Jej przeciwnicy walczą zajadle o zachowanie monopolu w tej kwestii, zwolennicy chcą go złamać. Jak zwykle toczy się walka polityczna o władzę i dominację w sferze kultury oraz polityki. Przeciwnicy politycznej poprawności chcą z reguły zachować status quo, jej zwolennicy prą do zmian.

J.W.: To nie przypadek sprawił, że sprawa politycznej poprawności pojawiła się właśnie w społeczeństwie amerykańskim.

A.Sz.: Oczywiście, że nie. Jedną z przyczyn jest ogromne zróżnicowanie wewnętrzne Stanów Zjednoczonych, które powoduje, że sprawa zachowania pokoju społecznego staje się kluczowa, bowiem wiadomo, że nienawistna czy obraźliwa mowa może być wstępem do niebezpiecznych zachowań. W tej perspektywie polityczna poprawność stanowi drugie oblicze multikulturalizmu, który nakazuje uznać wartość różniących się od siebie kultur i grup będących ich nośnikami.

J.W.: Polityczna poprawność wprowadza nowy typ ograniczeń i pojawia się nowa kasta kapłanów, którzy kreują dopuszczalny język.

A.Sz.: Jeżeli przyjmiemy tezę, że zawsze istnieje jakaś forma politycznej poprawności, to można jedynie powiedzieć, że przechodzimy od jednego typu ograniczeń do drugiego. A ryzyko pojawienia się kasty monopolizującej język i znaczenia istnieje zawsze, i jedynym ratunkiem jest brak monopolu na polityczną poprawność, walka różnych jej wizji. Demokracja i publiczna debata.

J.W.: Bałkanizacja Ameryki może stać się faktem. Czy Polsce zagraża amerykanizacja, czyli powierzchowność życia, zanik więzi społecznych, zmiana stylu jedzenia?

A.Sz.: Z pewnością amerykanizacja na płaszczyźnie kultury masowej już stała się faktem. Inne zjawiska, o których Pani wspomina nie mają bezpośredniego związku z kulturą masową, ani z amerykanizacją, wiążą się raczej z tzw. późnym kapitalizmem.

J.W.: Rozwój kapitalizmu w USA doprowadził do deficytu wzajemnego zaufania i braku poczucia solidarności. Efektem zaniku głębszych więzi jest legalizacja poprawności politycznej. Czy w Polsce grozi nam to samo?

A.Sz.: Nie sądzę. Polityczna poprawność w umiarkowanych dawkach może wyjść nam na zdrowie. Może ona stymulować zmianę naszej kultury w kierunku większej wrażliwości na cierpienia, jakie mogą być powodowane tzw. mową nienawistną oraz wszelkimi formami dyskryminacji grup mniejszościowych, które nie mają wystarczającej siły, aby się skutecznie bronić. Jednak penalizacja jakichkolwiek zachowań, które podpadają obecnie pod rubrykę niepoprawnych politycznie jest zawsze ogromnie ryzykowna. Zdecydowanie lepiej, jeśli polityczna poprawność, którą może lepiej nazywać po prostu przyzwoitością, staje się elementem milcząco respektowanej kultury politycznej, przyczyniając się do zmiany sposobu traktowania słabszych, eliminowania opresji i krzywdy ze wzajemnych stosunków społecznych. Czasami może ona zamienić się rzecz jasna w absurd, przybrać formy niebezpieczne, stanowiąc ograniczenie swobody wypowiedzi tam, gdzie jest to zupełnie niepotrzebne. W rękach fundamentalistów cnoty, polityczna poprawność to nie narzędzie reformy stosunków społecznych, lecz tropienia nieprawomyślności we wszystkich bez mała aspektach życia. Z ich punktu widzenia wszyscy są podejrzani. No, ale tak działa każdy fundamentalizm.

J.W.: Wielokulturowość jest odpowiedzią na globalizację.

A.Sz.: Tak brzmi jedna z hipotez. Sądzi się, że im bardziej czujemy, że zaczynają nad nami dominować siły bezosobowe, z którymi nie potrafimy się zidentyfikować, tym bardziej narasta w nas chęć wyróżnienia się i znajdowania takich miejsc w anonimowej przestrzeni, w których moglibyśmy się poczuć bezpiecznie, u siebie. Wielokulturowość jest w tej perspektywie odpowiedzią na potrzebę bycia we wspólnocie, pomiędzy swoimi.
Jola Workowska
jaworek@autocom.pl

Doktorantka UJ, sekretarz krakowskiego oddziału SDP.
Jola Workowska