Moje drugie Ja
Kochająca rodzina, dobra praca, wymarzony samochód nie są już źródłem radości. Bo-gaty Polak zaczyna odczuwać pustkę swojego życia. W momencie, w którym osiągnął sta-bilną sytuację życiową wchodzi w smugę cienia; porzuca dom, pracę, rodzinę.
Problemy związane z wiekiem dojrzałym określane są mianem kryzysu połowy życia i analizowane są od wieków w teologii a od stu lat w psychologii. Zjawisko to dotyka 30 – 70% ludzi na świecie, co pozwala nadać mu rangę kryzysu globalnego i jednocześnie po-zwala zastanowić się, czy dzięki globalizacji nie możemy lepiej zrozumieć i wyjaśnić in-dywidualnych przeżyć jednostki. O problemach związanych z wiekiem miedzianym, jak okres ten nazwał Owidiusz, mówi ks. Stanisław Obirek SJ, dyrektor Centrum Kultury i Dialogu przy Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej „Ignatianum” oraz kierownik Katedry Historii i Filozofii Kultury.
Jola Workowska – Mam rodzinę, dom, pracę. Najnowszym modelem mercedesa podjeż-dżam pod szkołę dzieci. Do szczęścia nie brakuje mi niczego, oprócz...szczęścia. Dlaczego życie mnie nie cieszy?
Ks. Stanisław Obirek – Radość nie wypływa ze spełnienia lecz z oczekiwania na speł-nienie. Nie czuje się Pani szczęśliwa, bo wykorzystała Pani już wszystkie możliwości z pa-lety życia; kolejny samochód, nowy dom czy młody mąż nie przyda już blasku życiu.
Jestem pod wpływem Zygmunta Baumana, który mówi o przesyceniu: jeżeli zakocham się i jest mi dobrze, następnym razem pragnę jeszcze większego uczucia. Kolejne zakocha-nia muszą być pełniejsze i głębsze. Pogoń za nowym doświadczeniem jest bliska syndromu impotenta i może właśnie dlatego jest Pani nieszczęśliwa....
Moje konto bankowe mnie zniewala? Ludzie latami marzą o wygranej w Lotku, a ksiądz mówi, że moje pieniądze są przyczyną depresji?
Biedny wciąż o czymś marzy, czegoś chce, do czegoś dąży. On żyje nadzieją na zdoby-cie kawałka chleba. O czym marzy bogaty? O radości, której nigdzie nie może kupić. Świa-domość, że kolejne futro niczego nie zmieni, rodzi się bardzo powoli. Reklama wmawia szczęście; wierzymy, że jogurt z żywymi bakteriami i bezprzewodowy dostęp do internetu uczynią nasze życie lepszym. Pozwalamy otulić się reklamie. Magia działa: wyrzucamy do-bre komórki i kupujemy te z aparatem cyfrowym. I wciąż czekamy na szczęście. Lata mijają a zmarszczek przybywa, mimo, że od lat stosujemy najlepsze kremy. I wówczas rodzi się nuda.
Jestem ofiarą reklamy?
Tak, jeżeli mnoży Pani dobra, szybko je konsumuje i nie odczuwa radości.
Don Giovanni zmieniał kochanki z nudy czy z ułomności?. Dla Trelińskiego „Don Giovanni” nie jest historią człowieka, który szuka uciech tego świata. W czasie przedsta-wienia w Teatrze Wielkim Don Giovanni został przedstawiony jako ktoś, kto próbuje wyjść z zamkniętego kręgu, poszukuje końca, zmierza bardziej w stronę Komandora, w stronę śmierci i przecięcia swojej drogi. Zygmunt Baumann, który mówi o przesyceniu powołuje się na analizy Kierkegaarda.
Może nuda związana jest z naszym ograniczeniem. Nie możemy posiadać wszystkiego; albo szczęście, albo pieniądze.
Mam przeświadczenie, że pieniądze szczęścia nie dają. I inni ludzie też nie. Żadna rela-cja z bliźnim nie wypełnia mnie do końca. Czasami nudzę się z ludźmi. Wiem, że nie jest to budujące, ale mam takie doświadczenie przygodności: czego się nie dotknę, z kim nie po-rozmawiam, wciąż mam poczucie pustki. I to otwiera mnie na inny wymiar. Zaczynam żyć Bogiem.
Sugeruje ksiądz, że im więcej człowiek będzie posiadał i konsumował, tym większą ma szansę, by zdobyć Królestwo Niebieskie......
Jest szansa, że znudzony posiadaniem człowiek doświadczy kryzysu i będzie musiał otworzyć się na nowy wymiar.
Znam ludzi, którzy doświadczyli końca świata, bo ktoś bliski nie sprostał ich oczeki-waniom. Myślę, że nie można budować szczęścia ani na pieniądzach, ani na ludziach. Na-wet, gdy jest to ukochany mąż, matka, dziecko.
Gdy mam kryzys, sięgam po alkohol, narkotyki.
Można się zapić lub przebudzić do nowego życia.
Cioran twierdzi, że nie ma niczego poza naszym życiem. Jeśli nie ma Boga, a ja prze-żywam kryzys, do jakiego nowego życia mam się przebudzić?
Bóg nie jest wszystkim potrzebny. Jeśli rodzina i pełny portfel nie daje Pani poczucia szczęścia, musi Pani znaleźć odpowiedź na pytanie o sens życia.
Uważam, tak jak Frankl, że pytaniem podstawowym jest pytanie o sens. W każdym z nas jest potrzeba zrozumienia.
Czytam biografię, pamiętniki, powieści i poematy i wciąż nie mogę zrozumieć. Kiedyś powiedział ksiądz, że życia nie możemy nauczyć się od innych. Literatura – napisał ksiądz – jest przeklęstwem, liczy się tylko doświadczenie krwi. Jak pogodzić to z chrześcijańskim imperatywem „bycia dla drugiego”?
O poznaniu krwią pisał wiele Gombrowicz, Hesse, Dostojewski.
W kulturze polskiej „bycie dla drugiego” jest podszyte hipokryzją; w środowiskach katolickich promowane są frazesy altruistyczne, za którymi kryje się nieuporządkowany świat, w którym człowiek nie potrafi być sam ze sobą, a do szczęścia potrzeba mu zawsze innych, aby praktykować miłość, która często jest upokarzaniem. Dla mnie jest obce bycie dla innych.
Czyli każdy sam musi dojść do mądrości?
Tak. Jest takie głębokie przekonanie buddyjskie, że jeżeli chce się o własnych nogach podążać, trzeba odrzucić szczudła. Może dzięki buddyzmowi wyczyścimy te śmieci, które narosły kulturowo, a które powodują, że ludzie katują się wzajemnie niby sobie pomagając. I w środowiskach zakonnych to szczególnie widać, pobożność staje się tam narzędziem zniewalania innych. Jak dyskutować ze stwierdzeniem: Tak chce Pan Bóg !
Jako zakonnik musi ksiądz być posłuszny woli przełożonego.
Przełożonego słucham, bo muszę, gdyż taki jest regulamin, a nie wola Boga. Pamiętam, jak przeżywałem poważny kryzys, gdy przełożony kazał mi robić coś, co wydawało mi się zupełnym idiotyzmem. I wówczas był taki moment, że zakwestionowałem wszystko. Byłem bliski rezygnacji. Wiedziałem, że wszystko, co robiłem było dobre. I nagle muszę wszystko odłożyć i rozpocząć dzieło, które zalecił przełożony. Ile we mnie było buntu, agresji i złości – jeden Bóg wie. Dziś z wdzięcznością myślę o moim przełożonym. Dzięki jego decyzji, mogłem się lepiej poznać. Z tego buntu i złości, wyszedłem oczyszczony, nie w mistycz-nych kategoriach.
Muszę to przeżyć? Nie mogę przeczytać, by być oczyszczonym?
Tak, absolutnie trzeba to przeżyć. Gdy czytam, zastanawiam się, przebywam w innym wymiarze. Perspektywa Boga objawia się w doświadczeniu.
Skoro wszystkiego muszę doświadczyć na własnej skórze, to oznacza, że biedni Polacy mogą jeszcze długo żyć w przeświadczeniu, że byliby szczęśliwi, gdyby los się do nich uśmiechnął.
Tak. Czar pieniędzy trwać będzie, choć uważam, że świat zachodni stoi przed ogrom-nym zwrotem cywilizacyjnym, który wiąże się z bardzo prozaiczną sprawą: z niemożnością mnożenia dóbr. Ilość bezrobotnych będzie coraz większa, czyli nie będą kupować towarów. Konsumpcja zmaleje i jest szansa, że człowiek skoncentruje się na sobie samym.
Doktorantka UJ, sekretarz krakowskiego oddziału SDP.
Problemy związane z wiekiem dojrzałym określane są mianem kryzysu połowy życia i analizowane są od wieków w teologii a od stu lat w psychologii. Zjawisko to dotyka 30 – 70% ludzi na świecie, co pozwala nadać mu rangę kryzysu globalnego i jednocześnie po-zwala zastanowić się, czy dzięki globalizacji nie możemy lepiej zrozumieć i wyjaśnić in-dywidualnych przeżyć jednostki. O problemach związanych z wiekiem miedzianym, jak okres ten nazwał Owidiusz, mówi ks. Stanisław Obirek SJ, dyrektor Centrum Kultury i Dialogu przy Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej „Ignatianum” oraz kierownik Katedry Historii i Filozofii Kultury.
Jola Workowska – Mam rodzinę, dom, pracę. Najnowszym modelem mercedesa podjeż-dżam pod szkołę dzieci. Do szczęścia nie brakuje mi niczego, oprócz...szczęścia. Dlaczego życie mnie nie cieszy?
Ks. Stanisław Obirek – Radość nie wypływa ze spełnienia lecz z oczekiwania na speł-nienie. Nie czuje się Pani szczęśliwa, bo wykorzystała Pani już wszystkie możliwości z pa-lety życia; kolejny samochód, nowy dom czy młody mąż nie przyda już blasku życiu.
Jestem pod wpływem Zygmunta Baumana, który mówi o przesyceniu: jeżeli zakocham się i jest mi dobrze, następnym razem pragnę jeszcze większego uczucia. Kolejne zakocha-nia muszą być pełniejsze i głębsze. Pogoń za nowym doświadczeniem jest bliska syndromu impotenta i może właśnie dlatego jest Pani nieszczęśliwa....
Moje konto bankowe mnie zniewala? Ludzie latami marzą o wygranej w Lotku, a ksiądz mówi, że moje pieniądze są przyczyną depresji?
Biedny wciąż o czymś marzy, czegoś chce, do czegoś dąży. On żyje nadzieją na zdoby-cie kawałka chleba. O czym marzy bogaty? O radości, której nigdzie nie może kupić. Świa-domość, że kolejne futro niczego nie zmieni, rodzi się bardzo powoli. Reklama wmawia szczęście; wierzymy, że jogurt z żywymi bakteriami i bezprzewodowy dostęp do internetu uczynią nasze życie lepszym. Pozwalamy otulić się reklamie. Magia działa: wyrzucamy do-bre komórki i kupujemy te z aparatem cyfrowym. I wciąż czekamy na szczęście. Lata mijają a zmarszczek przybywa, mimo, że od lat stosujemy najlepsze kremy. I wówczas rodzi się nuda.
Jestem ofiarą reklamy?
Tak, jeżeli mnoży Pani dobra, szybko je konsumuje i nie odczuwa radości.
Don Giovanni zmieniał kochanki z nudy czy z ułomności?. Dla Trelińskiego „Don Giovanni” nie jest historią człowieka, który szuka uciech tego świata. W czasie przedsta-wienia w Teatrze Wielkim Don Giovanni został przedstawiony jako ktoś, kto próbuje wyjść z zamkniętego kręgu, poszukuje końca, zmierza bardziej w stronę Komandora, w stronę śmierci i przecięcia swojej drogi. Zygmunt Baumann, który mówi o przesyceniu powołuje się na analizy Kierkegaarda.
Może nuda związana jest z naszym ograniczeniem. Nie możemy posiadać wszystkiego; albo szczęście, albo pieniądze.
Mam przeświadczenie, że pieniądze szczęścia nie dają. I inni ludzie też nie. Żadna rela-cja z bliźnim nie wypełnia mnie do końca. Czasami nudzę się z ludźmi. Wiem, że nie jest to budujące, ale mam takie doświadczenie przygodności: czego się nie dotknę, z kim nie po-rozmawiam, wciąż mam poczucie pustki. I to otwiera mnie na inny wymiar. Zaczynam żyć Bogiem.
Sugeruje ksiądz, że im więcej człowiek będzie posiadał i konsumował, tym większą ma szansę, by zdobyć Królestwo Niebieskie......
Jest szansa, że znudzony posiadaniem człowiek doświadczy kryzysu i będzie musiał otworzyć się na nowy wymiar.
Znam ludzi, którzy doświadczyli końca świata, bo ktoś bliski nie sprostał ich oczeki-waniom. Myślę, że nie można budować szczęścia ani na pieniądzach, ani na ludziach. Na-wet, gdy jest to ukochany mąż, matka, dziecko.
Gdy mam kryzys, sięgam po alkohol, narkotyki.
Można się zapić lub przebudzić do nowego życia.
Cioran twierdzi, że nie ma niczego poza naszym życiem. Jeśli nie ma Boga, a ja prze-żywam kryzys, do jakiego nowego życia mam się przebudzić?
Bóg nie jest wszystkim potrzebny. Jeśli rodzina i pełny portfel nie daje Pani poczucia szczęścia, musi Pani znaleźć odpowiedź na pytanie o sens życia.
Uważam, tak jak Frankl, że pytaniem podstawowym jest pytanie o sens. W każdym z nas jest potrzeba zrozumienia.
Czytam biografię, pamiętniki, powieści i poematy i wciąż nie mogę zrozumieć. Kiedyś powiedział ksiądz, że życia nie możemy nauczyć się od innych. Literatura – napisał ksiądz – jest przeklęstwem, liczy się tylko doświadczenie krwi. Jak pogodzić to z chrześcijańskim imperatywem „bycia dla drugiego”?
O poznaniu krwią pisał wiele Gombrowicz, Hesse, Dostojewski.
W kulturze polskiej „bycie dla drugiego” jest podszyte hipokryzją; w środowiskach katolickich promowane są frazesy altruistyczne, za którymi kryje się nieuporządkowany świat, w którym człowiek nie potrafi być sam ze sobą, a do szczęścia potrzeba mu zawsze innych, aby praktykować miłość, która często jest upokarzaniem. Dla mnie jest obce bycie dla innych.
Czyli każdy sam musi dojść do mądrości?
Tak. Jest takie głębokie przekonanie buddyjskie, że jeżeli chce się o własnych nogach podążać, trzeba odrzucić szczudła. Może dzięki buddyzmowi wyczyścimy te śmieci, które narosły kulturowo, a które powodują, że ludzie katują się wzajemnie niby sobie pomagając. I w środowiskach zakonnych to szczególnie widać, pobożność staje się tam narzędziem zniewalania innych. Jak dyskutować ze stwierdzeniem: Tak chce Pan Bóg !
Jako zakonnik musi ksiądz być posłuszny woli przełożonego.
Przełożonego słucham, bo muszę, gdyż taki jest regulamin, a nie wola Boga. Pamiętam, jak przeżywałem poważny kryzys, gdy przełożony kazał mi robić coś, co wydawało mi się zupełnym idiotyzmem. I wówczas był taki moment, że zakwestionowałem wszystko. Byłem bliski rezygnacji. Wiedziałem, że wszystko, co robiłem było dobre. I nagle muszę wszystko odłożyć i rozpocząć dzieło, które zalecił przełożony. Ile we mnie było buntu, agresji i złości – jeden Bóg wie. Dziś z wdzięcznością myślę o moim przełożonym. Dzięki jego decyzji, mogłem się lepiej poznać. Z tego buntu i złości, wyszedłem oczyszczony, nie w mistycz-nych kategoriach.
Muszę to przeżyć? Nie mogę przeczytać, by być oczyszczonym?
Tak, absolutnie trzeba to przeżyć. Gdy czytam, zastanawiam się, przebywam w innym wymiarze. Perspektywa Boga objawia się w doświadczeniu.
Skoro wszystkiego muszę doświadczyć na własnej skórze, to oznacza, że biedni Polacy mogą jeszcze długo żyć w przeświadczeniu, że byliby szczęśliwi, gdyby los się do nich uśmiechnął.
Tak. Czar pieniędzy trwać będzie, choć uważam, że świat zachodni stoi przed ogrom-nym zwrotem cywilizacyjnym, który wiąże się z bardzo prozaiczną sprawą: z niemożnością mnożenia dóbr. Ilość bezrobotnych będzie coraz większa, czyli nie będą kupować towarów. Konsumpcja zmaleje i jest szansa, że człowiek skoncentruje się na sobie samym.
Doktorantka UJ, sekretarz krakowskiego oddziału SDP.