NEOLUDDYZM
Zadziwia sam fakt, że pod sztandary czegoś o nazwie Drugi Kongres Luddystów ściągnęło ponad 350 ludzi z 29 stanów.Jeszcze bardziej niezwykłe jest to, że – mimo oczywistych i nieuniknionych różnic – po trzech dniach przemówień i debat rozjechali się ożywiani niewyrażoną, lecz łatwo wyczuwalną wolą sprzeciwu, na skalę indywidualną lub na arenie politycznej, wobec czegoś, co na Kongresie określono mianem osobliwej i przerażającej techniki Ery Komputerowej.
Zgromadzili się w tym miejscu głęboko zaniepokojeni zjawiskami tej epoki, zaś kilkunastu mówców zaprezentowało szeroki wachlarz teorii na jej temat. Clifoord Stoll, cybernetyk - apostata, przekonywał, że zagrożenie nie pochodzi od samych komputerów – to niezła zabawa – ale ciarki przechodzą mi o grzbiecie na myśl o kulturze komputerowej, otoczonej wielkim szumem i mamiącej obietnicami. Pisarka Stephanie Mills, „luddystka, bioregionalistka i feministka”, mówiła o uzależnieniu od techniki i stwierdziła, że odpowiednie podejście mogłoby polegać na stosowaniu techniki jako przyprawy na talerzu trybu życia, używanej z umiarem.
TECHNICZNE TORTURY
Judy Luce, położna z Vermont, mówiła o swoim zawodzie jako o akcie oporu wobec medycznych elit i ich koncepcji, że im więcej techniki, tym lepiej oraz że ciało jest maszyną, a kobieta pojemnikiem.
Scott Savage, redaktor czasopisma Plain, finansującego kongres, opowiedział się za luddyzmem bez agresji, podkreślającym rolę miłości – do wspólnoty, do Boga – która przekonywałaby coraz większą liczbę ludzi, aż osiągnęlibyśmy masę krytyczną na modłę Gandhiego. Pisarz Bill McKibben trafnie podsumował dotychczasową dyskusję słowami: Gdyby cała technika przynosiła nam szczęście, wszelkie inne argumenty przeciw niej straciłyby na znaczeniu. Ale tak nie jest – czego można dowieść – co więcej, zadaje nam ona tylko różnego rodzaju tortury i przysparza zmartwień.
Od samego początku zgadzano się, że wszelki opór nie miałby charakteru przemocy. Drugi Kongres zaakcentował swą odmienność od pierwszego z 1812 r., kiedy to niezadowoleni robotnicy przemysłowi Anglii zgromadzili się w okolicach Manchesteru i, pod przewodnictwem mitycznego generała Ludda, zdecydowali się na podpalanie fabryk i nocne napady na bogaczy. Tym razem wszyscy jednogłośnie orzekli, że taktyka przemocy jest bezprawna i bezskuteczna, nawet jeśli pominąć jej niemoralną naturę.
ZGODA NA NIEZGODĘ
Nie wszyscy jednak zgadzali się co do innych form działania, które można by uznać za „pozbawione przemocy”. Wielu spośród co bardziej religijnie nastawionych delegatów – około jednej trzeciej obecnych było wyznawcami religii pacyfistycznych – uważało, że każde starcie, każde uszkodzenie maszyny stanowi akt przemocy, odpłacanie złem za zło. Jeszcze inni wyrażali pogląd, że dewastacja świata natury przez nowoczesną technikę postępuje w takim tempie, iż rozbieranie czy unieruchamianie urządzeń byłoby jedynie wyrazem zupełnie słusznego sprzeciwu. Pewien młody człowiek przedstawił wręcz argument, że pokojowo nastawiony Jezus uciekł się do akcji bezpośredniej, gdy przyszło wypędzić ze świątyni lichwiarzy i wywrócić ich stoły.
W sumie zgodzono się na brak zgody. Niech każdy zdecyduje sam, co uważa za czyny wyzbyte przemocy – jak ujął to Savage. Takie rozwiązanie dawało jednak bardzo szeroki wybór, poczynając od nazwania techniki wrogiem, rozpowszechniania filozofii luddystowskiej z możliwie największą mocą i w całej pełni, pośród zdezorientowanego i rozbitego społeczeństwa – jak mówiłem w swej zasadniczej deklaracji, odpowiadając na propozycję McKibbena, byśmy wszyscy wyłączyli z sieci telewizory i zakryli je robionymi na drutach narzutami.
JEDNOGŁOŚNY CHÓR
Spośród sugestii pośrednich wymieniłbym: ambiwalentny i sceptyczny stosunek do wszelkiej nowoczesnej techniki, wycofanie się ze światowego rynku żywnościowego dzięki pieczeniu własnego chleba i jedzeniu żywności miejscowej i wytwarzanej o danej porze roku, przerwanie skuwającego nam umysły łańcucha, który łączy więcej i lepiej, odnalezienie wzorów sprzeciwu w trybie życia mennonitów i plemion indiańskich, proste życie, otwarte na cnoty samotności i ciszy, wciągnięcie sąsiadów do walki z telewizorami w supermarketach i samochodami na ulicach, stworzenie kontrkultury oporu, która przenikałaby całe społeczeństwo; zrozumienie, że nie wszyscy podróżujący ku mądrości znajdują się w tym samym punkcie.
Na koniec uczestnicy kongresy wysłuchali deklaracji środków działania, która miała stać się ustaloną taktyką, lecz nie została przyjęta. Po namyśle doszedłem do wniosku, że świadczy to raczej o sile niż o słabości ruchu. Tym więc sposobem środki, za pomocą których będziemy kształtować luddyzm, będą równie zróżnicowane jak setki uczestników kongresu i być może dzięki temu – gdyż harmonie wzruszają bardziej niż jednogłośny chór – staną się bardziej skuteczne.
Kirkpatrick Sale
tłum. Jacek Spólny
tłum. Jacek Spólny
„Fourth World Rewiev” No. 77&78