OSTATNI MOHIKANIE – ZA MIEDZĄ
Wczesnośredniowieczna wioska Horno (w języku łużyckim Rogów) była częścią obszaru tradycyjnie zamieszkałego przez Łużyczan. Ich słowiańscy przodkowie osiedlili się na terenie Łużyc, w pobliżu obecnej polsko-czeskiej granicy, na długo przed germanizacją. Z 60 000 Łużyczan, dwie trzecie stanowią głównie katolicy żyjący w południowej części Saksonii (Górnołużyczanie), a pozostała jedna trzecia to przede wszystkim protestanci znani także jako Wendowie (Dolnołużyczanie), żyjący w Brandenburgii. Łużyczanie doświadczyli zdziesiątkowania na zamieszkałym przez siebie obszarze oraz rozproszenia języka i kultury w efekcie bezwzględnego wydobycia węgla brunatnego podczas ostatniego stulecia.73 łużyckie wioski zostały zniszczone w l. 1945-1989, a ich mieszkańcy przesiedleni do blokowisk razem z migrantami z różnych zakątków NRD, którzy napływali do Łużyc przyciągnięci wizją pracy przy wydobyciu węgla brunatnego. Z powodu tego brutalnego przerwania tradycyjnego życia wiejskiego i narzuconej asymilacji, kultura łużycka zaczęła dogorywać.
W 1989 r. polityczne przemiany w NRD doprowadziły do obietnicy, że w przyszłości już żadna łużycka wioska nie zostanie poświęcona dla wydobycia węgla brunatnego. Oprócz importowanej energii i radzieckich reaktorów jądrowych, NRD była całkowicie zależna od wydobycia węgla brunatnego dla wytwarzania elektryczności i ciepła. Zupełnie inne warunki istniały na zachodnioniemieckim rynku energetycznym. Łużyczanie, a w szczególności ludzie z Horna (których poinformowano w 1977 r., że ich wieś zostanie przesiedlona w 1996) ponowili wysiłki, aby zyskać pewność, że już żadna łużycka wioska nie zostanie zniszczona. Początkowo wydawało się, że ich oczekiwania zostaną zaspokojone. Ochrona łużyckich osad przed dalszym niszczeniem przez wydobycie węgla została zastrzeżona w nowej krajowej konstytucji Brandenburgii (Art. 25).
pocztówka Roberta Brytana (foto.)
Nie mogli jednak przewidzieć tego, że nastąpi prywatyzacja nie tylko przemysłu wydobywczego oraz energetycznego w Łużycach, ale całej polityki energetycznej. Zniszczenie Horna i przesiedlenie jego mieszkańców zostało umieszczone w kontrakcie dotyczącym przejęcia własności przez firmę wydobywczą LAUBAG w 1994 r. Po tym wydarzeniu LAUBAG i jego zachodnioniemieccy udziałowcy byli w stanie dyktować warunki rządowi krajowemu; należący do niego minister rolnictwa przyznał wobec reprezentantów mieszkańców Horno w 1997 r.: „Jestem szantażowany!”
Takie podejście do konstytucyjnej ochrony osad łużyckich było typowe dla upadłego moralnie rządu krajowego, którego zakłamana taktyka wobec ludzi z Horno odzwierciedlała zawoalowane interesy przemysłu (i związku) wydobywczego.
Propagowano kłamstwo, że zniszczenie Horno było konieczne dla ocalenia stanowisk pracy w przemyśle wydobywczym. Prawda jednak była taka, że ponad 90% miejsc pracy w tym przemyśle w Łużycach zostało zlikwidowanych w niekończącym się procesie usprawnienia technologii, który nie miał nic wspólnego z Hornem.
Rząd Branderburgii stwierdził, że Artykuł 25 rzeczywiście miał chronić łużyckie obszary zamieszkania, ale nie osady, tzn. nie wioski same w sobie! A zatem Horno mogło zostać złożone w ofierze, a jego mieszkańcy przymusowo przesiedleni bez naruszenia konstytucji krajowej! Taka haniebna interpretacja konstytucji wyraźnie odrzucała intencje jej ojców założycieli, mających na celu ochronę łużyckich wiosek przed dalszym wyniszczaniem; niemniej jednak była jedynym argumentem, jaki mógłby zostać wysunięty przez rząd przed Sądem Konstytucyjnym. Zatem od tego czasu rząd wywierał stały polityczny nacisk na to, aby sędziowie Sądu Konstytucyjnego – wszyscy nominowani przez partie polityczne i wybierani przez parlament krajowy – trzymali się wytyczonej linii.
Wbrew twierdzeniom rządu, firmy LAUBAG i związków zawodowych („Horno lub 70 000 miejsc pracy!”) bitwa o ocalenie Horno nigdy nie dotyczyła tylko 300 mieszkańców wsi. Wioska Horno, na szczycie Wzgórza Horno (100 metrów nad poziomem rzeki Nysy) jest bramą wejściową na obszar wokół miasta granicznego Gubin, rejonu bogatego w jeziora i lasy, który jak dotąd udało się ocalić przed zniszczeniem. Ocalenie Horno umożliwiłoby ochronę regionu Gubina przed dewastacją. Dałoby też miejscowej ludności trochę nadziei na odnowę gospodarczą w przyszłości. Np. miasto Gubin, mające w 1990 r. ok. 30 000 mieszkańców, straciło 10 000 miejsc pracy po zamknięciu fabryk w przemyśle chemicznym i tekstylnym.
Jako że kiedyś oficjalną polityką NRD było poświęcenie całego regionu południowo-wschodniej Branderburgii kopalnictwu, zachodnioniemieckim koncernom energetycznym dano wolną rękę do zarządzania wschodnioniemieckim przemysłem wydobycia węgla brunatnego i przemysłem energetycznym zgodnie z własnymi interesami. A oczywiście ich głównym celem było położenie łap na sieci wysokiego napięcia.
Z 17 działających kopalni w r. 1989, tylko 4 – tzn. 3 w Brandenburgii i 1 w Saksonii – wydobywały węgiel w r. 2000. Wiele tradycyjnie górniczych obszarów zostało zamkniętych. W przypadku kopalni Greifenhain, gdzie wioski już zostały przesiedlone, można by nadal wydobywać 200 milionów ton węgla brunatnego. Zachodnioniemieckie władze kopalni bardzo wcześnie miały wgląd w plany dotyczące starych kopalni NRD i nie zrobiły nic, aby ochronić wioski przeznaczone do zniszczenia. Ich stanowisko zostało jasno wyrażone: Jeśli jesteś przeciwko niszczeniu wiosek, jesteś przeciwko wydobyciu węgla. A jeśli jesteś przeciwko wydobyciu węgla, to jesteś za utratą miejsc pracy w tym regionie. Jednakże ich prawdziwym celem nie były miejsca pracy, a korzyści finansowe. Np. pominięcie Horno oznaczałoby, że w ciągu 6 lat korzyści byłyby mniejsze o 100-300 milionów marek. W rezultacie ani LAUBAG, ani rząd Brandenburgii nie zrobiły nic, aby uniknąć zniszczenia wiekowych wiosek.
Co więcej, władze zachodnioniemieckiego górnictwa, które przybyły do Łużyc we wczesnych latach 90., nie wiedziały praktycznie nic o istnieniu mniejszości łużyckiej, której ziemie były systematycznie dewastowane w ciągu wcześniejszych 45 lat wydobycia. Z kolei miejscowi kierownicy kopalń byli całkowicie świadomi tego problemu (w 1990 r. kopalnia Janschwalde działała w samym środku łużyckiej wioski Grodzisko, sprawiając mieszkańcom trudne do zniesienia uciążliwości), ale ich jedynym celem była kontynuacja wydobycia, nieważne jakim kosztem. Natomiast politycy w nowopowstałym parlamencie Brandenburgii udawali, że nie zauważają istniejącego problemu w nadziei, że jakoś się rozwiąże. Rezultat tego był taki, że rząd Brandenburgii przepychał nową konstytucję wraz z jednoznacznym przepisem o ochronie łużyckich wiosek, a w tym samym czasie snuł plany dotyczące węgla brunatnego, które przewidywały zniszczenie Horno i innych wiosek! Wraz z prywatyzacją LAUBAG w 1994 r. ogłoszone zostało – i dotąd nie zostało zdementowane – że 5 z wcześniejszych 17 kopalni działać będzie długoterminowo. Jest to takie samo kłamstwo jak „bezpieczeństwo miejsc pracy”.
Nieistniejąca już wieś łużycka Wochozy (Nochten) koło Hamor (Boxberg), źródło: Domowina (foto)
Na spotkaniu w Poczdamie w końcu 1993 r. doszło do porozumienia pomiędzy przedstawicielami rządu krajowego i reprezentantami rządu federalnego odpowiedzialnymi za sprzedaż wschodnioniemieckiego przemysłu węgla brunatnego, na mocy którego tylko 3 z owych kopalni mogły liczyć na dłuższe działanie w przyszłości. Aby uniknąć protestów górników, umowa ta nigdy nie została oficjalnie potwierdzona. Jednak w należącym do LAUBAG kontrakcie zakupu z 1994 r., którego szczegóły w ciągu następnych lat wydostały się na światło dzienne, dano nowym właścicielom możliwość zlikwidowania 2 z 5 tzw. długoterminowych kopalni. Jedna z owych pięciu kopalni – kopalnia Reichwalde – już nie dostarcza węgla brunatnego i jej działalność została oficjalnie „zawieszona” w końcu lat 90. Druga kopalnia – Cottbus North w Brandenburgii – ma być zamknięta, ponieważ sąsiednia kopalnia Janschwalde, obecnie zagrażająca Hornu, opanowuje Wzgórze Horno w kierunku Gubina. Kopalnia Janschwalde, która zaopatruje pobliską elektrownię o takiej samej nazwie, spaliła 25 milionów ton węgla brunatnego w r. 2000, emitując tym samym 23 miliony CO2 do atmosfery! Fakt ciągłej redukcji zatrudnienia w kopalniach jest dobrze zilustrowany poprzez przykład kopalni Janschwalde, która jest zupełnie zmechanizowana i zatrudnia na swym terenie jedynie garstkę bezpośrednich pracowników. Około 40% pracowników LAUBAG pracuje w administracji, następne 35-40% w sektorze usług (transport, odwadnianie, utrzymanie). Pracownicy LAUBAG są zapewniani, nie tylko przez swoich pracodawców, ale także przez rząd federalny i rządy krajowe, że teraz, kiedy LAUBAG i VEAG zostały zakupione przez HEW/VATTENFALL, mają zapewnione miejsca pracy, ponieważ nowy właściciel nie będzie kontynuował mechanizacji! Prawda jest taka, że górnicy i pracownicy elektrowni są ciągle oszukiwani przez rząd krajowy, pracodawców, oraz oficjałów związkowych. Obecnie (2001 r.) niewiele ponad 3 000 osób jest zatrudnionych przez LAUBAG w Brandenburgii. Do r. 2006 liczba ta prawdopodobnie nie wynosić będzie więcej niż 1 500.
Procedury planowania dotyczące górnictwa są przeprowadzane na dwóch poziomach: firmy górnicze przedstawiają Krajowemu Urzędowi Górniczemu (Oberbergamt) ogólne plany dotyczące każdej poszczególnej fabryki, które muszą być przezeń zatwierdzone zgodnie z warunkami Federalnej Ustawy ds. Górnictwa. Biorąc pod uwagę, że Oberbergamt podlega Krajowemu Ministerstwu Gospodarki, nie dziwi fakt, że działa w ciągłej zmowie z firmami górniczymi. Ta okoliczność regularnie ma swoje odzwierciedlenie w publicznych zeznaniach urzędników.
Drugi poziom planowania dotyczy włączenia planów firmy górniczej do planów rządu krajowego dotyczących danego regionu. (…)
W 1994 r. Horno wniosło pierwszą sprawę sądową przeciwko planom firmy LAUBAG dotyczącym kopalni Janschwalde, które zostały zatwierdzone w 1993. Sąd Administracyjny z powodów politycznych ignorował sprawę Horna przez 5 lat, lekceważąc w ten sposób Konstytucję Federalną, która gwarantuje prawo do procesu. Dopiero w 1998 r. sprawa została rozpatrzona i odrzucona.
W 1994 r. Horno wniosło także sprawę przeciwko planom związanym z kopalnią Janschwalde (dotyczącym wydobycia węgla brunatnego), które zostały przyjęte przez rząd krajowy w poprzednim roku. W czerwcu 1995 r. Sąd Konstytucyjny Brandenburgii uznał te plany za niekonstytucyjne i unieważnione, ponieważ przewidywały one zlikwidowanie miejscowości Horno. To był pierwszy większy sukces Horno w jego walce o ocalenie swojej społeczności.
Sąd Konstytucyjny musiał podjąć decyzję nie tylko ws. samej treści Art. 25, ale też ocenić cały proces legislacyjny. Sąd musiał być przekonany, że w procesie legislacyjnym w tej sprawie zostały przedstawione i wyważone wszystkie argumenty za i przeciw tej ustawie. Ten konstytucyjny wymóg, będący filarem demokracji, dał zwolennikom Horno trochę nadziei, jako że cały proces legislacyjny w tej sprawie był zwykłą farsą: zanim projekt tej ustawy został wniesiony przed parlament, dwie partie polityczne – Społeczna Demokracja SPD i Chrześcijańska Demokracja CDU, tworzące razem większość parlamentarną, publicznie ogłosiły, że będą głosować za nią. W efekcie proces ustawodawczy był jedynie formalnością, liczne czytania przeprowadzone jedynie na pokaz, a rezultat był dawno przewidziany. Taka procedura stanowiła jawne naruszenie konstytucji. Sąd Konstytucyjny nie mógł tego nie zauważyć.
Nieistniejąca już wieś łużycka Wochozy (Nochten) koło Hamor (Boxberg), źródło: Domowina (foto.)
Przy samym końcu procesu legislacyjnego wybuchł duży skandal, w który wplątani byli przywódcy SPD, mający na celu (lekceważąc parlamentarne procedury) powstrzymanie jakichkolwiek działań mogących przeszkodzić przyjęciu tej ustawy: przyjęcie ustawy miało być nadzorowane przez parlamentarny Komitet ds. Środowiska. W szczególności na samym końcu procesu ustawodawczego, przed samym głosowaniem w parlamencie, miał on zebrać wszystkie dane i przedstawić swoją rekomendację przed Landtagiem. Krótko przed tym przywódcy SPD wywęszyli, że większość komitetu zamierza głosować przeciwko tej ustawie, domagając się jej odrzucenia. Rezultat tego był taki, że na dzień przed walnym posiedzeniem Komitetu, SPD usunęła tych członków Komitetu, którzy zamierzali głosować przeciwko ustawie i zastąpili ich osobami które będą głosować na „tak”. Podobnych kroków SPD oczekiwała od CDU, ale ci od razu odrzucili taką możliwość. Następnego dnia Komitet zdecydował większością 6 do 4 głosów, że rekomenduje przyjęcie ustawy. Manipulacja ta była szeroko opisywana i krytykowana we wszystkich gazetach i nie uszła uwadze Sądu Konstytucyjnego.
W ciągu roku od przyjęcia ustawy aż do znalezienia się sprawy PDS w Krajowym Sądzie Konstytucyjnym wzmogły się polityczne naciski na Sąd. Niemalże mafijne sojusze skompromitowanych polityków krajowych, pozbawiony skrupułów przemysł górniczy (mający ponad 100-letnie doświadczenie w neutralizowaniu i wykorzystywaniu polityków), oraz związek górniczy, działający ramię w ramię z szefami przemysłu wydobywczego, chwytali każdą okazję, aby insynuować, że nie tylko przemysł górniczy, ale również cały region łużycki, a nawet Brandenburgia, były zależne od zniszczenia Horno. (…)
19.3.1998 Sąd Konstytucyjny upublicznił rozprawę przeciwko ustawie dotyczącej Horna. Przy śniadaniu sędziowie mogli przeczytać w gazetach reportaże o demonstracjach, które odbyły się poprzedniego dnia w Janschwalde: „5000 górników – ramię w ramię – demonstrują przeciwko utracie miejsc pracy i opowiadają się za zniszczeniem Horno” („Berlinen Morgenpost”).
Na początku rozprawy nastąpiła widoczna zmiana procedury. Sędziemu, który został wybrany przez Sąd, aby formalnie przedstawił swoją opinię oraz fakty związane z tą sprawą, nie udzielono prawa głosu. Zamiast niego sprawę przedstawił dr Macke, przewodniczący sądu. Był to złowróżbny znak. Sędzia, o którym wspomnieliśmy, światowej sławy prawnik prof. dr Karl-Heinz Schoneburg, był jedynym spośród dziewięciu sędziów, który miał niekwestionowane kwalifikacje do przedstawienia intencji ojców Konstytucji Brandenburgii, ponieważ był jednym z nich! Kiedy ujawniono werdykt Sądu, było aż nadto widoczne, że jego nadzwyczajna wiedza o historii i treści Art. 25 została całkowicie zlekceważona.
Sąd wcześniej ogłosił gotowość nie tylko wysłuchania PDS, ale także skarg wniesionych przez Horno i Domowinę (Związek Łużyczan). Dopiero 19 marca okazało się, że Sąd postanowił podjąć decyzję odnośnie konstytucyjnych praw Łużyczan, bez wysłuchania samych Łużyczan. Domowiny nie zaproszono do uczestnictwa w rozprawie. Pod koniec posiedzenia przewodniczący Sądu ogłosił, że podjętą decyzję ujawni 14 maja. Jednakże prawnicy reprezentujący DOMOWINĘ mocno protestowali przeciwko temu, że Łużyczanom nie dano szansy przedstawienia sprawy. W rezultacie druga publiczna rozprawa została zaplanowana na 18 czerwca.
Kiedy Sąd zebrał się ponownie 18.6.1998 w celu wysłuchania przedstawicieli Łużyczan, miał już napisany 130-stronicowy werdykt. Ciągnęły się godziny daremnej dyskusji, podczas której przedstawiciele rządu ogłosili przed Sądem – wymachując dokumentami – że poprzedniego dnia została podpisana umowa pomiędzy reprezentantami firmy LAUBAG i VEAG z jednej strony, a Rządem Krajowym z drugiej, „gwarantująca 4 000 długoterminowych miejsc pracy w kompleksie Janschwalde, 2 500 na terenach górniczych Janschwalde i Cottbus-North oraz 1 500 w elektrowni Janschwalde”. Była to karta atutowa rządu, ale Dr Norbert Kirch z Ministerstwa Gospodarki, który nią zagrał, kłamał! Umowa, jak się okazało prawnie niewiążąca, a zatem bezwartościowa, rzeczywiście została podpisana poprzedniego dnia, ale VEAG nie brał w tym udziału! W rzeczywistości tylko tydzień wcześniej, jeden z dyrektorów firmy VAEG, dr Dubslaff, ogłosił podczas spotkania roboczego w elektrowni Janschwalde, że w Janschwalde zostanie zatrudnionych jedynie dwa i pół razy więcej ludzi, niż w nowej elektrowni Schwarze Pumpe – gdzie tylko 300 osób było na liście płac!
Wczesnym wieczorem Sąd ogłosił swój werdykt, uchwalony większością głosów (7 do 2): Ustawa w sprawie Horno nie naruszyła Konstytucji Brandenburgii! Profesor Schoneburg, reprezentujący mniejszość, określił decyzję Sądu jako „naruszenie Konstytucji”. Jego głos drżał ze wzburzenia, gdy mówił, ze oprócz niego czterech innych członków Komitetu Konstytucyjnego było obecnych w Sądzie tego dnia i wszyscy oni podzielają opinię, że Art. 25 Konstytucji miał wyraźnie na celu ochronę wiosek łużyckich przed dalszym niszczeniem.
Jakiś czas później jeden z sędziów, dr Knippel, wiceprzewodniczący Krajowego Sądu Konstytucyjnego, tak powiedział o tym skandalicznym werdykcie: „Ważne jest to, że Sąd nadal jest zdolny do podejmowania decyzji”. Był to niesłychany komentarz – tak naprawdę dyskwalifikujący Knippla – mówiący, że Sąd Konstytucyjny miał decydować o konstytucyjnych prawach łużyckiej mniejszości. Oznaczało to, że nic w Konstytucji Brandenburgii nie było święte, a sama Konstytucja była podporządkowana politycznym oczekiwaniom.
Ludzie, którzy dobrze znali Przewodniczącego Sądu Konstytucyjnego, twierdzili że w głębi duszy był rozdarty przez decyzję Sądu. Akurat! Przewodniczący Sądu wie bardzo dobrze, za co odpowiedzialni są jego koledzy. Łużyczanie zostali zdradzeni, ich konstytucyjne prawa zdeptane, a ludzi z Horna pozostawiono na pastwę losu.
Na ten karygodny werdykt rzuciła światło decyzja Sądu Konstytucyjnego Saksonii z lipca 2000, dotycząca podobnej sprawy: wioska Heuersdorf w pobliżu Lipska, podobnie jak Horno walczyła przez wiele lat przeciwko zniszczeniu i przymusowemu przesiedleniu ze względu na wydobycie węgla brunatnego. W marcu 1998 Landtag Saksonii przyjął ustawę „Heuersdorf”, która ograbiała tę społeczność ze statusu samodzielnej miejscowości i włączała ludność składającą się z 270 mieszkańców do miasta Regis-Breitingen. Heuersdorf wniosło sprawę przeciwko tej ustawie do Sądu Konstytucyjnego Saksonii, który w lipcu 2000 ogłosił, że ustawa „Heuersdorf” jest niezgodna z Krajową Konstytucją, a zatem jest nieważna, co oznaczało konieczność przywrócenia Heuersdorf statusu samodzielnej miejscowości. Z punktu widzenia Horno szczególnie interesujące było uzasadnienie Sądu dla odrzucenia ustawy „Heuersdorf”.
Sąd wyraźnie skrytykował ustawę, przygotowaną przez rząd, która „niewystarczająco wzięła pod uwagę zmiany, które się dokonały dzięki liberalizacji europejskiego rynku energetycznego, które były dobrze widoczne w czasie przyjmowania tej ustawy”.
Ustawa rządu była oparta na modelu zamkniętego rynku, a to podstawowe założenie było nie do utrzymania. Wzmożone zużycie elektryczności we wschodniej części Niemiec w następstwie rozwoju ekonomicznego „niekonieczne musi wpłynąć na wzrost sprzedaży elektryczności przez VEAG”. To, czego brakowało w ustawie rządu, to przedstawienie prognozy, która wykazałaby, że zniszczenie Heuersdorf jest konieczne. Wkrótce po tym, jak Sąd Konstytucyjny Saksonii ogłosił swoją decyzję, Rząd Krajowy wezwał przedstawicieli wiodących instytutów ekonomii do Drezna, prosząc ich, aby przygotowali opinię potwierdzającą konieczność zniszczenia Heuersdorf. Wszystkie instytuty odmówiły!
Mając do czynienia z podobną sytuacją Sąd Konstytucyjny Brandenburgii mógł i powinien był stwierdzić, że ustawa ws. Horna jest niezgodna z Konstytucją, pomijając nawet kwestię konstytucyjnych praw Łużyczan! Są dwa powody, dla których tak nie zrobił: po pierwsze, polityczny nacisk w konserwatywnej Saksonii był mniejszy niż w „społeczno-demokratycznej” Brandenburgii, a po drugie, większość sędziów Brandenburgii wykazała się brakiem profesjonalizmu i brakiem uczciwości.
W grudniu 1998 trzynastu mieszkańców Horno wraz z Domowiną wniosło sprawę do Europejskiego Trybunału ds. Przestrzegania Praw Człowieka, przeciwko Rządowi Federalnemu Niemiec, twierdząc, że doszło do naruszenia ich praw zagwarantowanych w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Utrzymywali, że nie było wystarczającego uzasadnienia dla złamania owych praw, zwłaszcza z perspektywy dobra publicznego, ponieważ nie było pilnej potrzeby wydobycia węgla brunatnego pod Horno lub produkcji elektryczności w elektrowni Janschwalde, co mogłoby usprawiedliwić zniszczenie ich rodzimej wioski Horno. Co więcej, w tym przypadku dostawa prądu była zapewniona, a miejsca pracy nie byłyby zagrożone przez ominięcie Horno.
W maju 2000 Trybunał Europejski odrzucił ten pozew. Potwierdził wprawdzie poważne naruszenie praw mieszkańców Horno, ale nie dostrzegł pogwałcenia ich praw człowieka, ponieważ Rząd Federalny usprawiedliwił zniszczenie Horna jako konieczne dla dobra stanu Brandenburgii. Sąd stwierdził też, że naruszenie praw ludzi z Horno było niewielkie, ponieważ zaoferowano im przesiedlenie do miejscowości oddalonej tylko o 20 km. (…)
SYTUACJA W HORNIE W MARCU 2001
Jest jeszcze pewna ilość pozwów wniesionych przez Horno, które czekają na rozpatrzenie – w Sądzie Administracyjnym oraz w Krajowym i Federalnym Trybunale Konstytucyjnym. (…)
transparent z hasłem „Rogów żyje walczy i zostanie tu”, źródło: Horno Alliance (foto.)
Koparki firmy LAUBAG, zbliżające od południowej strony, są już tylko 1 500 metrów od Horno. Wzgórze Horno jest podkopywane pod stopami mieszkańców, ziemia i lasy znajdujące się od wieków w rękach ludzi z Horna nabyte przez LAUBAG, który systematycznie niszczy okolice wioski chcąc z całej siły zmusić mieszkańców do przesiedlenia. (Patrz również: „Podkopywanie społeczności” napisane przez Maurice Frank, http://www.motherjones.com/news_wire/horno.html). Ich rozumowanie jest całkiem proste: Jeśli ludzie z Horno poddadzą się presji i zaakceptują przesiedlenie, będą zmuszeni oddać swoje domy do dyspozycji LAUBAG i zbudować sobie nowe gdzie indziej. Nie będą mogli zbudować domów w Forst i w tym samym czasie pozostać właścicielami budynków w Hornie, bo uniemożliwiłoby to późniejszą walkę w sądach przeciwko wywłaszczeniu. W rezultacie mieszkańcy są ograbiani z praw własności za pełnym przyzwoleniem rządu i sądownictwa. Teraz właśnie tę sprawę Horno wniosło przed Krajowy i Federalny Sąd Konstytucyjny.
Pomimo, że koparki firmy LAUBAG są już w zasięgu wzroku, odważni mieszkańcy nie zaprzestali walki. Opór przeciwko wypędzeniu jest nadal bardzo silny. 60 rodzin, które zgodziły się przenieść do Forst, wyznaczyło znanego berlińskiego prawnika do ochrony ich interesów i wynegocjowania umowy dot. przesiedlenia z LAUBAG. Jednakże większość z tych 60 rodzin, nawet jeśli będą musieli przeprowadzić się do Forst, zdecydowanie odmawia sprzedaży swoich domów w Hornie firmie LAUBAG, albo kupna domów od LAUBAG we Forst. Jeżeli już nastąpi przymusowe przesiedlenie, ludzie z Horna zgodzą się tylko na wymianę „jeden do jednego, stare na nowe”. I – po raz pierwszy w opłakanej historii niszczenia wiosek ze względu na wydobycie węgla brunatnego w Niemczech – będzie musiała być zbudowana całkiem nowa wioska. Ale ten etap jeszcze nie nastąpił. Walka trwa nadal!
Michael Gromm
Horno, March 2001
Horno, March 2001