POŁĄCZENI NA ŚMIERĆ CZY ŻYCIE?
POŁĄCZENI NA ŚMIERĆ CZY ŻYCIE?
Dzisiaj nieomal każdy już zdaje sobie sprawę z tego, że człowiek źle obchodzi się z planetą, którą zamieszkuje. Zaśmieca ją, truje, wyrąbuje, pali, ograbia, zabija, gwałci prawa życia i dostosowuje przyrodę do swoich iluzorycznych wyobrażeń i nienasyconych potrzeb. Zapomina, że Ziemia jest żywą istotą, stworzoną przez Boga, matką – karmicielką, która podobnie jak człowiek żyje, oddycha, ma swoje biosystemy, swój „krwioobieg” i też podobnie jak człowiek czuje, cierpi, choruje, zmaga się i w konsekwencji otrząsa. To co dokonuje się wbrew prawom życia, narusza kosmiczny, boski ład i porządek. Człowiek przez swoją bezmyślną, rabunkową działalność rozregulował jej naturalne mechanizmy i dziś poradzić sobie z tym już nie może. Co dzień wymierają na Ziemi gatunki roślin i zwierząt, ponieważ człowiek przestał rozumieć i odczuwać przyrodę, zaczął natomiast imać się barbarzyńskich sposobów wymuszania na niej swojej woli i przywracania w niej na siłę tzw. równowagi, choć w nim samym tej równowagi nie ma. Wymownym tego przykładem jest choćby myślistwo.
Do atawistycznych ciągot człowieka-łowcy dorobiona została ideologia „dobroczyńcy”, który rzekomo w trosce o życie – musi zabijać życie. Ale przez lufy strzelb, tak samo jak przez lufy karabinów lub armat, niczego nie da się załatwić. To bardzo krótkowzroczne myślenie, że przez odstrzał przywróci się zachwianą równowagę ekologiczną.
Dopóki się w ten sposób w naturę ingeruje, dopóty ona sama nie jest w stanie wyregulować się. Ziemi należy przede wszystkim dać odpoczynek i odetchnienie, pozwolić aby mogła sama zaleczyć swoje rany i zregenerować się. Człowiek powinien jej w tym nie przeszkadzać, lecz uwierzyć w jej wrodzoną, daną od Stwórcy siłę i mądrość. Wtedy jest szansa na to, że jej naturalne samoregulatory zadziałają i że człowiek znów dozna jej bogactwa i żyzności. Tak już dzieje się w pewnych miejscach na ziemi, gdzie ludzie to zrozumieli i zaczęli żyć dla przyrody i zwierząt, a nie ich kosztem.
Ziemia w swojej istocie jest bowiem ludziom bardzo przyjazna i jak każda ludzka matka pragnie, aby jej dzieci były zdrowe i syte. Ale gdy te dzieci coraz bardziej, bez opamiętania, zatruwają ją, niszczą i ryją jej ciało, rozrywają jej atmosferę, zanieczyszczają morza i rzeki, bombardują i bezczeszczą jej życie – wtedy mówi NIE i zaczyna otrząsać się. Zrzucając z siebie jarzmo człowieka, wyrzuca na wierzch – w postaci katastrof i kataklizmów huraganów, powodzi i trzęsień ziemi – nagromadzoną przez pokolenia negatywną energię ludzkiej zachłanności i agresji. Takie są naturalne prawa, że żadna energia nie ginie, tylko odkłada się, kumuluje aż do momentu, kiedy w bardziej widzialny sposób zamanifestuje to, czego człowiek po prostu zobaczyć nie chce. Nie można bowiem w nieskończoność wyrządzać zła i nie ponosić konsekwencji.
Dopóki będziemy nękać przyrodę i zwierzęta, dopóty sami będziemy nękani i zostaniemy potraktowani tak, jak sami traktowaliśmy życie innych. Zabijanie zwierząt oznacza więc śmierć dla człowieka. Życie jest bowiem niepodzielną całością i jednością. Zwierzęta i ludzie noszą w sobie to samo boskie tchnienie i ziemia jest tak samo dla nich jak i dla nas ojczyzną. Nie szukajmy więc usprawiedliwień, by je zabijać nawet gdy bywają groźne i czynią nam szkody. To my zabraliśmy im życiową przestrzeń a wraz z nią wiele z tego, co im do przetrwania niezbędne. Zajęci głównie sobą przestaliśmy rozumieć zwierzęta i wczuwać się w ich naturalne potrzeby. Jeżeli nauczymy się znowu dzielić z nimi choćby małą częścią naszych plonów i zwracać im to, co bezprawnie zagarnęliśmy, to z czasem przestaną być dla nas tylko szkodnikami i odpłacą nam za to swoją przyjaźnią i wiernością, tak jak to czynią zwierzęta udomowione. Czy naprawdę nic nam nie mówi to, że zwierzęta polne i leśne uciekają przed nami? Ile krzywd wcześniej musieliśmy im wyrządzić, aby takie były ich reakcje.
Zwierzęta potrzebują czasu i prawdziwej, a nie udawanej troski, potrzebują naszej uwagi, cierpliwości i miłości, naszych dobrowolnie przyjętych wyrzeczeń, a nie tego, żeby wciąż robić z nich tylko „kozły ofiarne” – wtedy ich mechanizmy obronne zaczną się zmieniać.
Nie usprawiedliwiajmy naszych zbrodni wobec zwierząt tym, że to sam pan Bóg stworzył taki świat, w którym jedne formy istnienia muszą być pożerane przez inne. To nie Bóg, który jest miłością, harmonią, pokojem stworzył taki bezsensowny świat. To się zaczęło z chwilą oddzielenia i upadku, w niezmiernie długim procesie przemiany tego, co świetliste w grubomaterialne i najbardziej wykrystalizowało się w świadomości i zachowaniu człowieka. Dlatego właśnie człowiek jest za to odpowiedzialny i sam musi to wszystko na powrót „odkręcić”. Wszystkie będące w nim programy egoizmu, samolubstwa, strachu i agresji, którymi przez tysiące lat promieniował na zwierzęta, musi teraz sam w sobie rozpoznać i zmienić – a także zadośćuczynić – nie czekając na żaden cud z nieba. Wtedy i zwierzęta, nawet te najdziksze, powoli będą stawać się ufne i łagodne. Bo czyż nie jest objawione, że „lew będzie leżał znów obok baranka”?
Dlaczego więc to, co było najważniejszym posłaniem – celem i zadaniem chrześcijaństwa – zbudowanie prawdziwego królestwa pokoju – stało się utopią i zostało włożone między bajki, a zbrodnia, udręka, niewola zgotowana istotom słabszym i bezbronnym pozostała normą i codzienną praktyką – moralnie usankcjonowanym prawem. Nawet dla tych, którzy uważają się za humanistów lub gorliwych katolików, hodowanie zwierząt na rzeź, zjadanie ich czy uprawianie myślistwa jest czymś naturalnym i oczywistym.
Jak długo potrwa jeszcze ten ogromny w skali mord, ubój, odstrzał, maltretowanie zwierząt dla nauki? Jak długo jeszcze zwierzęta pozostawać będą w ustroju niewolniczym – urzeczowione, uprzedmiotowione, pozbawione często elementarnych praw do życia, rozwoju, wolności, przestrzeni? Jak długo będą one dla nas tylko statystycznym pogłowiem, a nie żywymi czującymi jak my istotami, naszymi młodszymi braćmi w stworzeniu? Dlaczego zabijaniu zwierząt towarzyszy często sadystyczna bezmyślność lub przyjemność jak na przykład u myśliwych, którzy rzekomo zwierzęta znają i kochają. Wyraża się to m.in. w tym, że najpierw zwierzęta są przez nich odpowiednio wabione, a gdy te ufnie podchodzą strzela się do nich z ambony lub urządza się na nie mordercze nagonki, podczas których zziajane, zgonione, zaszczute, osaczone, przerażone i już na wpół żywe, dobijane są bez żenady – czyżby jeszcze mało nam było własnych doświadczeń z wojny i obozów koncentracyjnych, skoro nie wykształciła się w nas elementarna wrażliwość? Wiele zwierząt zranionych, z rozerwanymi wnętrznościami, dogorywa jeszcze potem przez wiele dni w straszliwych męczarniach, podczas gdy panowie myśliwi podziwiają swoje trofea i urządzają „wielkie żarcie” i to na dodatek w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.
Borykamy się z terroryzmem w naszych międzyludzkich stosunkach, a czy wobec zwierząt sami nie jesteśmy terrorystami? Co człowiek czyni swoim współbraciom i współstworzeniom, czyni sam sobie. Myślistwo nie jest – jak się z pozoru wydaje – czymś lepszym w porównaniu z kłusownictwem czy np. z gangsterstwem. Natura tych zjawisk jest bardzo podobna i cechuje ją ta sama chęć panoszenia się, ta sama niewrażliwość, brak wiedzy czy raczej wyobraźni, jeżeli chodzi o skutki własnych poczynań.
Myślistwo to w gruncie rzeczy jeden z najohydniejszych procederów uprawianych do dziś przez człowieka i to uprawianych w aureoli ludzkiego i „boskiego” prawa. Bo przecież Kościół ten proceder nie tylko akceptuje, ale i błogosławi np. w święto patrona myśliwych – św. Huberta.
Czy wiemy, że przed wizytą papieża w Sofii zrobiono tzw. czystkę i wybito 60 tys. bezpańskich psów? Takie jest oblicze chrześcijańskiego miłosierdzia. Nasuwa się więc kolejne pytanie: czy te milionowe tłumy gromadzące się przed obliczem najwyższego moralnego autorytetu tak naprawdę są świadome tego, że na ich własne zbawienie składa się też zbawienie od męki życia i umierania podległych im istot, i że zbawiony może być tylko ten człowiek, który sam najpierw stanie się wybawcą dla innych stworzeń, bo czy jest sprawiedliwe, aby pragnąć zbawienia tylko dla siebie a inne istoty pozostawiać w uciemiężeniu?
Na szczęście nie wszyscy tak opatrznie pojmują rolę człowieka-pana, któremu wszystko wolno i wszystko się należy. Wiele ludzkich sumień porusza się już i w wielu sercach rodzi się potrzeba prawdziwej łączności z życiem, w różnych jego formach i przejawach. Powstają organizacje i stowarzyszenia, które sprawują opiekę lub walczą o prawa dla zwierząt, organizują różne akcje na rzecz obrony tych, którzy milczą i o swoich cierpieniach mówić nie umieją. Jest więc nadzieja, że coraz więcej ludzi pojmie ten podstawowy nakaz moralny naszych czasów i że zaczniemy wreszcie żyć dla życia, a nie dla śmierci.
Janina Pominkiewicz
rys. Łukasz K.
http://www.rysunkizapraszam.glt.pl