Powietrze czyste jak na... Śląsku
Ślązacy, którzy wyjechali ze Śląska w latach osiemdziesiątych, wracając do swoich rodzinnych stron czują się nieswojo. To od nich dowiadujemy się jak wiele się zmieniło. Mówią nam rzeczy niezwykłe: Tu można oddychać! Widać niebo! Czy oni postradali zmysły? Czy kiedyś było inaczej? Wspominając dzieciństwo ze zdumieniem odkrywamy – tak, błękitne niebo było rzadkością!
Minęło dziesięć lat od kiedy ostatni raz pisałem o Śląsku na łamach „Zielonych Brygad”. Żyjąc w okręgu przemysłowym, pisałem o środowisku naturalnym śląskich miast. Nie pisałem jednak o statystykach zanieczyszczeń, o ekologii w wymiarze naukowym lub choćby reporterskim. Przekazywałem swój osobisty odbiór otoczenia, często bardzo różniący się od wyobrażeń i stereotypów na temat śląskiej przyrody. Nawet w najbardziej zabudowanych rejonach Śląska znajdziemy przecież pozostałości gospodarki leśnej i przemysłowej sięgającej nieraz czasów średniowiecznych. Liczne „nieużytki” kryją pozostałości wielkiej puszczy, XIX-wieczne wyrobiska, czy dawne stawy rybne, w których obecnie gospodarują już tylko postacie ze śląskich legend – strzigi i utopce.
Życie na śląskiej bombie ekologicznej nie jest powodem ciągłego stresu. Mieszkamy, pracujemy, cieszymy się i smucimy jak gdziekolwiek na świecie. Oczywiście mamy niebanalne problemy, jak zapadające się domy, krzywe ściany i wieczne remonty dróg. Ale to już stało się codziennym elementem tego sejsmicznego obszaru w środku Europy. To było tutaj przed nami i będzie po nas, nawet długo po zamknięciu ostatniej kopalni. Problemem, który nas doścignie, są stare składowiska odpadów przemysłowych, które każdego dnia zanieczyszczają śląskie wody gruntowe, a także choroby wynikające z otaczającego nadmiernie przemysłu. Ale staramy się tego nie zauważać, jak każda ekipa rządząca w kolejnym budżecie państwa.
Śląsk był przemysłowo eksploatowany już od średniowiecza. Nigdy jednak na skalę zagrażającą życiu ludzi i przyrody. Rabunkową gospodarkę na Śląsku rozpoczęły hitlerowskie Niemcy, a Polska Ludowa tylko temu przyklasnęła. Przemysłowy Śląsk postawił powojenną Polskę na nogi i pozwolił jej trwać. O górnictwie jako „narodowym przemyśle Polski” przypominają już tylko pożółkłe strony starych podręczników do historii. Teraz Śląskowi przypina się łatkę roszczeniowca, a „śląska dojna krowa” już ledwo zipie. Wielu decydentów chciałoby, by Śląsk przeistoczył się w inne zwierzę, najlepiej tygrysa, który wyszarpałby swój kęs w rynku nowych technologii. Przy odchodzącym do historii przemyśle ciężkim i tak wielkim zagęszczeniu ludności, z jakim mamy tu do czynienia, coś trzeba zrobić. Tym bardziej, że niebo się otworzyło...
Kiedyś, we wczesnej podstawówce, otrzymaliśmy na lekcji plastyki zadanie namalowania nocy. Nauczycielka skarciła moją pracę: Skąd tyle kolorów, dlaczego tak wymazane? Czy nie wiesz, że nocą niebo jest czarne, a księżyc biały? Stałem zdumiony. Nigdy nie widziałem białego księżyca! Namalowałem go zwyczajnie, na pomarańczowo, z szeroka żółta poświatą. Nocą przecież niebo nie jest czarne – jest brązowe z szaro, granatowo, burymi chmurami... To prawda, śląska noc nawet na najdalszej podmiejskiej prowincji wyglądała jak surrealistyczny sen. Brakowało tylko tęczy. Dzienne niebo też nie było „nudne”, najczęściej biało-szaro-bure. Musiało wyjątkowo mocno wiać, by pośród dymu i chmur wyłonił się naprawdę czysty błękit. Nigdy w dzieciństwie nie widziałem księżyca w dzień, co obecnie jest oczywiste. Kiedy go pierwszy raz, poza Śląskiem, zobaczyłem na błękitnym niebie, byłem wstrząśnięty. Przecież księżyc widać tylko nocą! Co się stało?
A gwiazdy? Jakie gwiazdy? Może udawało się na nocnym niebie zobaczyć te największe, ale na pewno nie można było wyszczególnić gwiazdozbiorów czy dostrzec tego mrowia białych punkcików, które zapierało dech w piersi podczas wycieczek poza Śląsk. Gwieździste niebo w górach zachwyca każdego mieszczucha, również spoza przemysłowego Śląska. Wiadomo, że samo miasto emituje nocą tyle światła, że „oślepieni” jego blaskiem z trudem dostrzegamy gwiazdy. Inaczej jest na wsi, albo na miejskich nieużytkach, daleko od latarni ulicznych i świetlistych reklam. Pamiętam jednak, że kiedyś na Śląsku nawet na odległych przedmieściach nie widziałem gwiazd, a teraz w samym centrum Katowic widzę je bez trudu. Powietrze na Śląsku zmieniło się więc znacznie. Chociaż stało się to powoli i niepostrzeżenie, wraz z zamykanymi hutami, koksowniami i innymi zakładami przemysłowym.
Żyjemy na Śląsku z czystym niebem, ze skażoną ziemią i zanikającym przemysłem. Tocząca się tutaj rewolucja poprzemysłowa jest naszą codziennością. Skok jakościowy dla środowiska i warunków socjalnych mieszkańców może być równie wielki, jak ten w XIX wieku. Nie wiemy jednak co przyniosą Śląskowi kolejne lata. Czy ludzie i przyroda skorzystają na tym wielkim odejściu przemysłu? Wiedzą to tylko śląskie utopce i strzigi...
Minęło dziesięć lat od kiedy ostatni raz pisałem o Śląsku na łamach „Zielonych Brygad”. Żyjąc w okręgu przemysłowym, pisałem o środowisku naturalnym śląskich miast. Nie pisałem jednak o statystykach zanieczyszczeń, o ekologii w wymiarze naukowym lub choćby reporterskim. Przekazywałem swój osobisty odbiór otoczenia, często bardzo różniący się od wyobrażeń i stereotypów na temat śląskiej przyrody. Nawet w najbardziej zabudowanych rejonach Śląska znajdziemy przecież pozostałości gospodarki leśnej i przemysłowej sięgającej nieraz czasów średniowiecznych. Liczne „nieużytki” kryją pozostałości wielkiej puszczy, XIX-wieczne wyrobiska, czy dawne stawy rybne, w których obecnie gospodarują już tylko postacie ze śląskich legend – strzigi i utopce.
Życie na śląskiej bombie ekologicznej nie jest powodem ciągłego stresu. Mieszkamy, pracujemy, cieszymy się i smucimy jak gdziekolwiek na świecie. Oczywiście mamy niebanalne problemy, jak zapadające się domy, krzywe ściany i wieczne remonty dróg. Ale to już stało się codziennym elementem tego sejsmicznego obszaru w środku Europy. To było tutaj przed nami i będzie po nas, nawet długo po zamknięciu ostatniej kopalni. Problemem, który nas doścignie, są stare składowiska odpadów przemysłowych, które każdego dnia zanieczyszczają śląskie wody gruntowe, a także choroby wynikające z otaczającego nadmiernie przemysłu. Ale staramy się tego nie zauważać, jak każda ekipa rządząca w kolejnym budżecie państwa.
Śląsk był przemysłowo eksploatowany już od średniowiecza. Nigdy jednak na skalę zagrażającą życiu ludzi i przyrody. Rabunkową gospodarkę na Śląsku rozpoczęły hitlerowskie Niemcy, a Polska Ludowa tylko temu przyklasnęła. Przemysłowy Śląsk postawił powojenną Polskę na nogi i pozwolił jej trwać. O górnictwie jako „narodowym przemyśle Polski” przypominają już tylko pożółkłe strony starych podręczników do historii. Teraz Śląskowi przypina się łatkę roszczeniowca, a „śląska dojna krowa” już ledwo zipie. Wielu decydentów chciałoby, by Śląsk przeistoczył się w inne zwierzę, najlepiej tygrysa, który wyszarpałby swój kęs w rynku nowych technologii. Przy odchodzącym do historii przemyśle ciężkim i tak wielkim zagęszczeniu ludności, z jakim mamy tu do czynienia, coś trzeba zrobić. Tym bardziej, że niebo się otworzyło...
Kiedyś, we wczesnej podstawówce, otrzymaliśmy na lekcji plastyki zadanie namalowania nocy. Nauczycielka skarciła moją pracę: Skąd tyle kolorów, dlaczego tak wymazane? Czy nie wiesz, że nocą niebo jest czarne, a księżyc biały? Stałem zdumiony. Nigdy nie widziałem białego księżyca! Namalowałem go zwyczajnie, na pomarańczowo, z szeroka żółta poświatą. Nocą przecież niebo nie jest czarne – jest brązowe z szaro, granatowo, burymi chmurami... To prawda, śląska noc nawet na najdalszej podmiejskiej prowincji wyglądała jak surrealistyczny sen. Brakowało tylko tęczy. Dzienne niebo też nie było „nudne”, najczęściej biało-szaro-bure. Musiało wyjątkowo mocno wiać, by pośród dymu i chmur wyłonił się naprawdę czysty błękit. Nigdy w dzieciństwie nie widziałem księżyca w dzień, co obecnie jest oczywiste. Kiedy go pierwszy raz, poza Śląskiem, zobaczyłem na błękitnym niebie, byłem wstrząśnięty. Przecież księżyc widać tylko nocą! Co się stało?
A gwiazdy? Jakie gwiazdy? Może udawało się na nocnym niebie zobaczyć te największe, ale na pewno nie można było wyszczególnić gwiazdozbiorów czy dostrzec tego mrowia białych punkcików, które zapierało dech w piersi podczas wycieczek poza Śląsk. Gwieździste niebo w górach zachwyca każdego mieszczucha, również spoza przemysłowego Śląska. Wiadomo, że samo miasto emituje nocą tyle światła, że „oślepieni” jego blaskiem z trudem dostrzegamy gwiazdy. Inaczej jest na wsi, albo na miejskich nieużytkach, daleko od latarni ulicznych i świetlistych reklam. Pamiętam jednak, że kiedyś na Śląsku nawet na odległych przedmieściach nie widziałem gwiazd, a teraz w samym centrum Katowic widzę je bez trudu. Powietrze na Śląsku zmieniło się więc znacznie. Chociaż stało się to powoli i niepostrzeżenie, wraz z zamykanymi hutami, koksowniami i innymi zakładami przemysłowym.
Żyjemy na Śląsku z czystym niebem, ze skażoną ziemią i zanikającym przemysłem. Tocząca się tutaj rewolucja poprzemysłowa jest naszą codziennością. Skok jakościowy dla środowiska i warunków socjalnych mieszkańców może być równie wielki, jak ten w XIX wieku. Nie wiemy jednak co przyniosą Śląskowi kolejne lata. Czy ludzie i przyroda skorzystają na tym wielkim odejściu przemysłu? Wiedzą to tylko śląskie utopce i strzigi...