Wydawnictwo Zielone Brygady - dobre z natury

UWAGA!!! WYDAWNICTWO I PORTAL NIE PROWADZĄ DZIAŁALNOŚCI OD 2008 ROKU.

Spalanie sciółki

Każdy z nas lubi się oburzać na innych i myśleć, że to oni są winni wszelkich naszych nieszczęść, niepowodzeń, zawodów, a nawet złego stanu zdrowia. Inni, nie my, są też winni zanieczyszczeniu środowiska, powstawaniu dziury ozonowej i globalnemu ocieplaniu się klimatu.

Inni, czyli ONI. Oni nie dopilnowali, oni podjęli złe decyzje, oni spowodowali szkody. ONI. A my?

Czy MY nie jesteśmy równie winni, jak ci bezosobowi ONI? Nasze poczynania – jako osób prywatnych – uznajemy za niegroźne.

Cóż takiego złego mogę zrobić środowisku naturalnemu, nawet gdybym miał złą wolę, a takiej przecież nie mam – myśli sobie czasem tzw. szary – przyzwoity! obywatel. I co robi – ten mający dobrą wolę – obywatel? Wyrzuca olbrzymie ilości wziętych ze sklepu plastikowych opakowań, nie segreguje odpadów – o tym wiedzą wszyscy. Co jeszcze? Jeśli ktoś przejedzie się w sezonie wiosennym lub jesiennym do miejscowości, gdzie są leśne działki rekreacyjne – zbliżając się do nich – poczuje charakterystyczny swąd, a potem zobaczy, że na każdej posesji pali się ognisko. To właściciele robią porządki. Chcą mieć wokół swoich domków czysto i schludnie. Nie wiadomo dlaczego, powszechnie przyjęło się przekonanie, że prywatny kawałek lasu należy jakby pozamiatać, czyli wygrabić ze ściółki. Właściciel, który tego nie zrobi, jest uważany przez sąsiadów za nieporządnego. Najpierw więc wszyscy grabią cały swój teren i układają niepotrzebne – ich zdaniem – liście, igliwie i szyszki na kupki. Potem z kupek powstają sterty, a wtedy te sterty się podpala. Przy okazji pali się też śmieci – opakowania z papieru, tektury, plastiku, czasem gumy… Opary wdychają wszyscy wokół. Wiosną i jesienią ściółka jest wilgotna i pali się długo, dając charakterystyczny zapach i gęsty, biały dym. Niektórzy spalają nagromadzone sterty dopiero latem. Wtedy nie ma dymu, ściółka spala się jasnym płomieniem – ale jest duże zagrożenie pożarowe. W obydwu przypadkach do atmosfery uwalniane są olbrzymie ilości tlenków węgla i innych toksycznych związków. Olbrzymie? Tak, bo proceder jest nagminny – robią to po prostu wszyscy właściciele działek i ogrodów. Nieliczni, których na to stać – wynajmują pracowników do wywiezienia ściółki z ich terenu. Co dzieje się z nią dalej? Nikt jej przecież nie potrzebuje. Jest wysypywana przy drodze i często również spalana. Podobno istnieje przepis, zabraniający palenia ogniska w lesie (nawet prywatnym) bez odpowiedniego zezwolenia. Może i tak, ale nie słyszałam jeszcze o przypadku, aby ktoś poniósł konsekwencje z tego tytułu, nawet jeśli spalał ściółkę w czasie zagrożenia pożarowego, narażając na wielkie niebezpieczeństwo (nie tylko swoje) życie i mienie.

Ciekawe mogłyby być liczby, wynikające z przemnożenia ilości działek rekreacyjnych przez ilość szkodliwych substancji, uwalnianych do atmosfery w wyniku palenia ściółki, np. przez 3 dni w roku.

Każdy z nas lubi się oburzać na innych i myśleć, że to oni są winni wszelkich naszych nieszczęść, niepowodzeń, zawodów, a nawet złego stanu zdrowia. Inni – nie my – są też winni zanieczyszczeniu środowiska, powstawaniu dziury ozonowej i globalnemu ocieplaniu się klimatu. Nasze poczynania, jako osób prywatnych, postrzegamy jako niegroźne.

A może powinniśmy zacząć być krytyczni nie tylko wobec innych, ale i wobec siebie?

Powyższy artykuł w pliku PDF:
Jurata Bogna Serafińska