Wydawnictwo Zielone Brygady - dobre z natury

UWAGA!!! WYDAWNICTWO I PORTAL NIE PROWADZĄ DZIAŁALNOŚCI OD 2008 ROKU.

Syndrom Auschwitz???

SYNDROM AUSCHWITZ???

Poniższy tekst ukazał się na witrynie onet.pl w pierwszym kwartale bieżącego roku. Jest to polskie tłumaczenie niemieckiego artykułu z “Frankfurter Rundschau” (zanim ono trafiło do Internetu, było opublikowane w “Forum”). Przedstawiam tu kopię internetową z nieznacznymi skrótami:

...Tysiące ptaków wyciąga się z klatek i wrzuca do worków. Następnie głośno gdaczący ładunek trafia do głębokich dołów. Spychacz zasypuje żyjące jeszcze stworzenia. W ten sposób rozbrojono kolejną biologiczną bombę z opóźnionym zapłonem. Ale nie ma powodu do ulgi. Przecież ptasia grypa to nie jedyna choroba, którą przejmujemy od zwierząt.

Gdy w 1989 r. ptasia grypa zaatakowała włoskie hodowle drobiu, wyginęło wprawdzie 1,3 mln kur, ale nie zachorował żaden człowiek. Dziesięć lat później, gdy po raz pierwszy pojawił się podtyp H5N1 jako sprawca epidemii, w Hongkongu padło 1,5 mln kur. Jednocześnie jednak zachorowało także 18 osób, z których 6 zmarło.

Podczas obecnej epidemii, która wzięła początek w październiku 2003?w Korei Południowej, a obecnie grasuje w Kambodży, Tajlandii, Chinach, Hongkongu, Japonii i Pakistanie, ciężko zachorowało już blisko 30 osób. Ilość pacjentów, zmarłych wskutek ostrego zapalenia płuc, sięga obecnie 12. Ponieważ epidemia nie osiągnęła jeszcze swego szczytowego punktu, należy się liczyć z kolejnymi zgonami.

Wirus ptasiej grypy odznacza się pewną szczególną cechą: w trakcie epidemii tworzą się jego nowe, groźniejsze odmiany. Podczas pierwszej epidemii ptasiej grypy w Stanach Zjednoczonych w latach 1983 – 1984 zabójcza odmiana wirusa pojawiła się po upływie 5 miesięcy. Obecnie w Azji Południowo-Wschodniej przejście od LPAI do HPAI musiało nastąpić już w ciągu kilku tygodni.

Typ wirusa, oznaczany skrótem H5N1, wyróżnia się jednak jeszcze jedną cechą szczególną. Zarazek ten wyjątkowo często ulega mutacji, a przy tym wymienia z innymi mikroorganizmami informacje genetyczne, gdy tylko znajdzie się w odpowiednim środowisku (takim, jak komórka ludzkiej śluzówki). Pierwsze wyniki badań wskazują na to, że taki zmutowany wirus może przenosić się bezpośrednio z jednego zarażonego człowieka na drugiego.

W swoim najnowszym biuletynie na temat sytuacji epidemiologicznej w Azji Południowo-Wschodniej Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) donosi, iż według zgodnej opinii ekspertów “następna pandemia grypy jest nieunikniona, a być może nastąpi już wkrótce”. Dręczące pytanie brzmi: czy ta nowa epidemia o globalnym zasięgu zostanie wywołana przez wirusa ludzkiej grypy czy też przez “virunculusa”, który swe chorobotwórcze właściwości będzie zawdzięczał połączeniu informacji genetycznych dwóch wirusów: ludzkiego i zwierzęcego...

Tyle mówi donos prasowy, a gdy czytam o konsekwencjach barbarzyńskiej ingerencji w mechanizmy ekologiczne – zawsze mnie ogarniają niedobre przeczucia, które sięgają dalej w przyszłość. Naiwnym biologom i lekarzom wydaje się, że wystarczą zaostrzone normy sanitarne oraz większe dawki antybiotyków, którymi faszerowane jest wszystko co żyje i co ma styczność z człowiekiem – a “homo sapiens” będzie “happy”. Rzeczywistość jest jednak inna: im brutalniejszy gwałt na Naturze – tym bardziej złowrogi odzew.

Człowiek spożywał mięso od setek tysięcy, a może nawet milionów lat. Ale to “mięso” żyło sobie wolne i swobodne na łonie natury i jadło to, co jego zwierzęca lub ptasia natura lubiła. Nawet kury do połowy XX wieku grasowały sobie po polach i ogródkach zaś świnie i krowy pasły się na pastwiskach. Zachowane zostało minimum kontaktu ze środowiskiem, więc zwierzęta oraz ptaki były dość zdrowe i dawały nieskażone produkty rolno-spożywcze. Oprócz trychinozy i paru rodzajów pasożytów, nie było też groźnych chorób i epidemii odzwierzęcych.

Ale cóż? Od II połowy XX wieku nastąpił gwałtownym proces, który można nazwać Totalną Denaturacją Wszystkiego. A więc zaczęto na masową skalę stosować pestycydy, azotany, hormony, antybiotyki które zaczęły niszczyć naturalną równowagę na wszystkich poziomach życia biologicznego. Nie tylko niszczyły, ale także tworzyły – nowe i coraz groźniejsze mutacje mikrobów chorobotwórczych.

Co ma do tego “Syndrom Auschwitz-Birkenau”? Może brzmi to sarkastycznie, ale kiedyś “Krasule” i “Czubatki” żyły otoczone miłością. Zanim gospodarz sięgnął po nóż, aby załatwić sobie porcję cielęciny lub rosół z kury, mówił do reprezentantów trzody i ptactwa po imieniu, a śmierć starał się zadać bezboleśnie i szybko Tak się jednak złożyło, że w XX wieku wynaleziono nie tylko ludobójstwo i eksterminację – także innym istotom żywym stworzono “kacety”! Kurczaki stłoczone w ciasnych klatkach, nafaszerowane chemią, antybiotykami i hormonami nie oglądały słońca ani trawy. Dorosłe kury żyją w pudłach między dwoma transporterami: jeden dostarczał paszę, a drugi odprowadzał odchody i jajka... Także krowy stały się maszynami do produkcji befsztyków i mleka. Do stodół, kurników i obór wprowadzono także “obowiązkowy kanibalizm” – czyli trawę, siano, korzonki, robactwo i inną strawę naturalną zastąpiono produktami uzyskanymi z utylizacji padliny, resztek poubojowych i innego paskudztwa.

Może jakiś następca słynnego Hr. Giegera (autora scenariuszy i twórcy potworów do filmowego cyklu “Nostromo-Obcy”) nakręci kiedyś film o kosmicznych nazistach-ludożercach. Oto propozycja super-horroru fantastycznego: gatunek “homo sapiens” zostaje zamknięty w gigantycznych więzieniach-fabrykach... Jest faszerowany sterydami i psychotropami celem zwiększenia wydajności pracy... Oczywiście jest też karmiony utylizowanymi trupami swojego własnego gatunku. Najdorodniejsze dziewczyny są hodowane nie w celach seksualno-orgiastycznych, lecz idą jako smakołyk na stoły władców... Seks został wyeliminowany z życia ujarzmionego gatunku – od mężczyzn jest tylko regularnie pobierana sperma, a rodzicielki zamknięte w klatkach – rodzą “in vitro” kilka lub kilkanaście sztuk potomstwa, a potem idą na rzeź lub inną utylizację... Od czasu do czasu wybucha bunt lub epidemia – a wtedy fabryki są po prostu palone wraz z żywym personelem – likwidowane są również handlowe partie dorodnych egzemplarzy żeńskich, gdy tylko zaistnieje podejrzenie epidemii... Jednak w końcu wybucha skuteczne powstanie i zemsta ujarzmionych Ziemian jest straszliwa... Oczywiście – zadziałał także czynnik pomocniczy, gdyż w organizmach ludzi karmionych przetworzonymi trupami wytworzyły się priony i zanim kosmiczni barbarzyńcy się zorientowali, również ich zaatakowała “choroba wściekłych ludzi” – czyli kosmiczna mutacja Kreutzfeldta-Jacoba. W efekcie osłabli, wpadli w chaos organizacyjny, stracili czujność i dyscyplinę, więc zostali zaatakowani i pokonani. A ludzie? Pozbywszy się najeźdźców, powrócili do równowagi i ozdrowieli – choć nie wiadomo, na jak długo. Na wszelki jednak wypadek zaczęli nieco bardziej PO LUDZKU traktować bydlęta i ptactwo...

Bądźmy jednak realistami: takiego horroru nie podejmie się nakręcić żaden reżyser – nawet nekrofil o najbardziej okrutnej wyobraźni. Po drugie – kury i krowy to przecież nie są ludzie, więc nie mają duszy, inteligencji, wrażliwości... Nie zbuntują się i żadnego paskudnego numeru nam nie wytną... Ale czy na pewno???

Feliks Chodkiewicz
felicjus@poczta.onet.pl

PS
Niniejszą impresję napisałem zaraz po przeczytaniu publikacji wspomnianej na wstępie. Cieszę się opinią “wizjonera–amatora” i daleko mi do legendarnego Nostradamusa (który napisał w sumie kilkaset swoich słynnych “czterowierszy” – z czego sprawdziło się coś ponad 20 sztuk). Gdyby jednak porównać procentowy współczynnik trafień?... mhmmm... mhmmm...

Feliks Chodkiewicz