Wydawnictwo Zielone Brygady - dobre z natury

UWAGA!!! WYDAWNICTWO I PORTAL NIE PROWADZĄ DZIAŁALNOŚCI OD 2008 ROKU.

(Szlachetnie) zapanować nad przyrodą

Mój przyjaciel pisze książkę o myślistwie. A właściwie nie o myślistwie, a o zabijaniu. A może nie o zabijaniu, a o swojej drodze odchodzenia od zabijania... Przez kilkadziesiąt lat polował, a teraz, kiedy od kilku lat nie poluje, próbuje dotrzeć do źródeł przyczyn, że człowiek zabija bez potrzeby. Fascynująca książka. Znam jej kilka rozdziałów i czytałem je jednym tchem. Chociaż człowiek zabija przyrodę przede wszystkim poza myślistwem – zwiększając konsumpcję i produkcję, budując nowe autostrady, osiedla, fabryki, produkując miliardy ton odpadów i śmieci, wycinając lasy, osuszając mokradła, rozwijając masową turystykę itp. – to jednak myślistwo ukazuje samą istotę problemu: bogaty człowiek, który nie cierpi głodu, głosi, że kocha przyrodę, udaje się do lasu, żeby zabić dla samej przyjemności zabicia dzikiego, wolnego zwierzęcia. Nie jest zachłanny, więc nazywa to szlachetnym sportem.

ZABIJANIE POWSZECHNE
Może jeszcze trudniejszym pytaniem od pytania dlaczego ludzie zabijają, byłoby pytanie: dlaczego mieliby nie zabijać? Wszak życie to nieustanne zabijanie: poza niezbyt lubianymi przez nas, „miłującymi pokój” destruentami, odżywiającymi się trupami i odchodami, wszystkie podziwiane przez nas formy życia zabijają. Ktoś powie, że nie zabijają bez konieczności, niepotrzebnie. A jednak to nie takie proste. Przyrodnicy musieli się nieźle nagłowić, żeby usprawiedliwić rzeź jednej rodziny szympansów na innej, albo fakt zabicia przez drapieżnika znacznie większej ilości ofiar niż był w stanie skonsumować. Czasami, odwołując się do socjobiologii, podobnie wyjaśniamy i ludzką agresję. Choć oczywiście zastrzegając zaraz, że Homo sapiens to inna kategoria, posiadająca wolę, autonomię (kantowska idea wolności) i co za tym idzie, powinien kierować się zasadami moralności. Odnoszę jednak wrażenie, że pisząc książkę o tym, dlaczego myśliwi zabijają, lub szerzej, dlaczego człowiek zabija przyrodę, autorzy piszący o zagadce niszczenia przyrody i zabijania odwołują się po prostu do sfery wiary, nie nauki czy racjonalizacji. Głęboko wierzą, że zabijanie jest złem – i dopiero wychodząc z takiego przekonania mogą cokolwiek napisać o problemie zabijania przyrody przez człowieka.

ZABIJANIE JEST NIEPRZYJEMNE
Czy naprawdę wierzę w bezwzględne zło zabijania? Nie. Raczej zbytnio siebie lubię, żeby skazywać się na cierpienia spowodowane zadawaniem lub oglądaniem śmierci (myślę tu o śmierci nienaturalnej; kiedy bliski mi, stary człowiek umarł w moich rękach nie odczuwałem niczego niewłaściwego). Co prawda wegetarianinem zostałem wiele lat zanim po raz pierwszy zobaczyłem ubój świni, ale w tym przypadku zadecydowała wyobraźnia - mogłem sobie wyobrazić, co towarzyszy zabijaniu świni i to mnie brzydziło. Oczywiście, śmierć tzw. wyżej rozwiniętych zwierząt powoduje u mnie więcej cierpienia niż śmierć muchy, a zabitemu komarowi nie potrafię głęboko współczuć. Ale już widok wyciętego lasu często jest przyczyną bólu podobnego do tego, jaki odczuwam widząc śmierć, dajmy na to psa. A więc nie tylko stopień odczuwania bólu przez zabijane istoty jest przyczyną mojego dyskomfortu, także osobisty stosunek to tego, co ulega zabiciu. Podobnie nie umiem podzielić determinacji obrońców życia poczętego bez rozszerzenia go na życie niepoczęte – czyli zabijanie środowiska życia owego „poczętego człowieka”. Uwarunkowanie ideologiczne czy religijne słabo trafia mi do przekonania. Utrata czegoś/kogoś bliskiego, kochanego lub pięknego – tak! to jest osobisty powód, by powiedzieć – nie! Pierwsza odpowiedź na pytanie: dlaczego ludzie zabijają przyrodę, brzmi dla mnie: bo nie jest dla nich bliska, nie kochają jej i nie zachwycają się nią. Człowiek, który kocha, nie pragnie zabić czy zawładnąć lub kontrolować przedmiot swojej miłości.

CORAZ DALEJ OD PRZYRODY
Ale dlaczego przyroda ma być dla nas bliska? Kiedy żyliśmy zbierając i polując, nie mieliśmy w ogóle pojęcia, że istnieje coś takiego jak przyroda. To było nasze środowisko życia przez zbieranie i przez zabijanie. Ten, kto zebrał lub zabił więcej, zapewniał lepsze utrzymanie przy życiu. Niewiele wiemy o odległej historii człowieka, przypuszcza się jednak, że istniały tabu. Skąd pochodzi tabu? Nie wiadomo. Chyba dość dawno tabu wiązało się też z zabijaniem. W przeciwnym razie człowiek nie wymyślałby tylu rytuałów wokół zabicia. Widocznie zabicie niepotrzebne było jakimś problemem dla człowieka.

W procesie oddzielania się od przyrody zaczęliśmy uprawiać rośliny i hodować zwierzęta. Zamknęliśmy je w gettach, które dla nas stały się magazynami pożywienia. Podział pracy powodował, że związki z przyrodą stawały się coraz bardziej abstrakcyjne, często ograniczone do tych właśnie gett. Stawaliśmy się coraz bardziej ludźmi we współczesnym rozumieniu tego słowa, czyli rozwijała się nasza kultura. Rozwijała się w opozycji do natury, przyrody. Kulturalny – to przeciwieństwo dzikiego. Naturę trzeba było podbić, zdobyć, ujarzmić. Do dzisiaj tak myślimy, dlatego o wyprawach kosmicznych mówimy „podbój kosmosu”.

CZEGO OCZY NIE WIDZĄ...
W miarę rozwoju narzędzi kontakt z przyrodą coraz bardziej się oddalał. Rozwijały się też narzędzia zabijania i coraz odleglejszy był też kontakt z ofiarą. Myślę, że właśnie ze względu na pewne ludzkie tabu zabijania, na dość powszechny wstręt wobec widoku cierpienia, krwi, agonii, mord własnymi rękami musi być znacznie mocniej umotywowany niż pociągnięcie za cyngiel do sylwetki widzianej w lunecie. Trudno uwierzyć, że lotnik, który zrzucił bombę na Hiroszimę, wykonałby rozkaz osobistego zamordowania tysięcy ludzi w tym mieście (choć byłoby to bardziej „humanitarne” niż zrzucenie bomby atomowej). W końcu „tylko” pociągnął za dźwignię widząc w dole nierealne siatki ulic. Wegetarianie często mawiają, że wielu ludzi jedzących mięso zmieniłoby dietę, gdyby weszli do rzeźni i sami musieli zabić. Kiedy jedziemy szybko dużym samochodem po szerokiej autostradzie, nie widzimy hekatomby ofiar, jakie pochłonęła budowa autostrady, produkcja samochodu, przemysł rafineryjny i wydobywczy. W świecie współczesnej cywilizacji związki z przyrodą są już tak odległe i nieczytelne, że trudno o uczucie bólu czy smutku na widok np. nowego modelu jeszcze szybszego samolotu. Dlatego cierpimy raczej na widok zmarzniętego psa na ulicy niż ginących gatunków, złamanego przez chuligana drzewka na osiedlu niż wycinanej puszczy. Nowoczesny, higieniczny azyl dla psów czy surowe karanie niszczycieli zieleni miejskiej to cele, które możemy w miarę łatwo osiągnąć, bo nie narażają na zmianę kierunku, w którym zmierza cywilizacja. Gdzieś tam daleko jest jakaś dzika przyroda, ale czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Na „romantycznej” miłości do przyrody można też zarobić, zamieniając zasoby przyrody w „produkty turystyczne” lub inny produkt dający się sprzedać. Z perspektywy gospodarki przyroda ma taką wartość, ile pieniędzy można za nią dostać. Celem parków narodowych nie jest więc już tylko ochrona przyrody dla niej samej i dla poznawania dzikiej przyrody – ich celem jest także turystyka, w parkach można na obszarach objętych tzw. ochroną krajobrazową budować hotele i urządzenia pozwalające na sprzedawanie tego towaru.

POWRÓT DO NATURY, ŻEBY JĄ KONTROLOWAĆ
Żeby racjonalnie usprawiedliwić zabijanie przyrody, rozwijały się różne kulturowe formy dualizmu „swój” – „obcy”. Dzikiego, okrutnego zwierza łatwiej zabić, niż te budzącego uczucia przyjaźni czy sympatii. Zatęchłe bagna, wylęgarnię komarów łatwiej osuszyć, niż ukochany krajobraz. Dzikie knieje z powalonymi kłodami łatwiej było cywilizować przecinając siatką dróg i wprowadzając porządek, niż piękny swą pierwotnością las. Nieobliczalne rzeki bez sprzeciwu prostowano, a rozlewiska meliorowano. Dzika, naturalna przyroda była zawsze dla postępu cywilizacji groźna i zła. Obca. Dzisiaj te podziały nie są już tak potrzebne w relacjach z przyrodą, bo jest ona daleko; chyba, że spotka nas tornado, powódź czy tsunami. Ale to są ciągle zdarzenia incydentalne i „daleko” od nas. Pozostało polowanie. Wszak to bogaci mężczyźni z miast, z elit politycznych i biznesowych wyjeżdżają ze swoich willi drogimi, terenowymi autami, żeby wrócić na chwilę do roli silnego samca w otoczeniu pierwotnej przyrody. Odreagować stresy, napięcia, wrócić do utraconej naturalności, pielęgnować siłę. Stąd w polowaniach zachowało się jeszcze tyle zrytualizowanych zachowań usprawiedliwiających zabijanie. Wynoszą one myślistwo do, jak lubią mawiać sami myśliwi, szlachetnego sportu i tradycji. Nie dostrzegają swojej groteskowości. Są dzisiaj bodaj najchętniej przedstawianą grupą w dowcipach rysunkowych.

BEZ NAS ŚWIAT ZGINIE
W dzisiejszych czasach doszedł jeszcze jeden ważny argument, który usprawiedliwia całą ludzką zachłanność wobec resztek dzikiej przyrody. Tym argumentem jest powszechny antropocentryzm. Wyrzeczenie się pozycji kontrolera i zarządzającego dobrami przyrodniczymi jest największym wyzwaniem dla ego człowieka. Na razie człowiek tego wyzwania nie zamierza podjąć. Dzięki oddaleniu od przyrody, postępowi technicznemu, globalizacji i mechanizmom rynkowym, utwierdziliśmy się w przekonaniu, że musimy kontrolować las (nawet w rezerwatach), musimy kontrolować populację zwierzyny, musimy regulować rzeki, musimy monitorować zwierzęta, bo jak zabraknie nam jakiejś informacji – niechybnie zginiemy albo zginie świat. Jeśli stracimy kontrolę nad przyrodą – staniemy w obliczu swojej dzikiej natury, której boimy się tym bardziej, im dalej odchodzimy od świata przyrody dzikiej w świat wirtualny. Ale konfrontacja z dziką naturą jest nieuchronna, a kontrola przyrody niemożliwa.

PS
Usłyszałem zdanie pewnego ekologa, że myślistwo jest szlachetne. Mnie bardziej jednak przekonują słowa nieekologa - Jerzego Pilcha: kiedy bierzesz do ręki strzelbę, świat zamienia się w zbiór celów.
Janusz Korbel

Komentarze

gvc hbfgdcg 04-10-2007
głupie