TROCHĘ EKOLOGII, TROCHĘ KULTURY
Ekologów wojujących z globalizacją może ucieszy kilka cytatów ze znakomitej książki Andrzeja Bieńkowskiego pt.: „Ostatni wiejscy muzykanci. Ludzie, obyczaje, muzyka.” (Prószyński i S-ka, Warszawa, 2001)... „zostaliśmy kiedyś na noc u śpiewaczki Anny Koprek. Spaliśmy w małej izbie, w domku na skraju lasów. Wcześnie rano obudził mnie głos Anny Koprek: „No już dobrze, już spokój, spokojny bądź, dobrze, cicho, cicho, dobrze...” Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że jest sama, tylko dokłada chrustu pod kuchnię. Dopiero po chwili zorientowałem się, że rozmawia z ogniem, uspokaja go, bo trzaskał i smolił. Było dla mnie ważnym przeżyciem, kiedy zrozumiałem, że dla jej pokolenia (1905) „gusła” były czymś normalnym, codziennym, że cały świat wokół ożywiony i martwy, daje nam znaki, przestrogi, wróżby, pouczenia, a tylko od nas zależy, czy potrafimy je odczytać. Anna Koprek to potrafiła. Wiedziała, co mówi kura, kiedy o określonej porze gdacze, co mówi wiatr, kiedy wieje przy czerwonym zachodzie, albo kiedy słońce jest „bystre”, co będzie jutro.”...
„O sile muzyki, która rozlegała sie w tym świecie naturalnych dźwięków. Kiedy było wesele w sąsiedniej wsi, to ludzie wychodzili na łąki, żeby „po rosie” wieczorem nasłuchiwać granej z daleka muzyki...”
Sympatykom rocka dedykuję taki cytat:
„Kapela sobie wypiła i wpadła w trans, zaczęła grać dla siebie, kłócić się między sobą. Zupełnie o mnie zapomnieli i wtedy „Józio Muzykant” zaczął się zachowywać jak Jimmi Hendrix, kładł się na plecach, klękał, grał na skrzypcach ustawionych pionowo. Byłem zdumiony i zachwycony. Nigdy więcej nie powtórzył takiego zachowania. Powiedział mi, że przypomniały mu się młode lata, kiedy grał swoje, nieraz trwające kilka godzin improwizacje, a „dziewczęta po rękach mnie całowały i uczyły miłości” – mówił. U wielu muzyków widziałem podobne zachowania, choć może nie tak wyraziste i intensywne. Co ciekawe, pojawiały się one tylko wtedy, kiedy grali te archaiczne mazurki-śpiewaki, obery ciągłe. Kiedy w latach sześćdziesiątych na wiejskie wesela zawitał rock’n’roll, grający go muzykanci stali sztywno i nieruchomo. Wykonywali muzykę, która ich ani ziębiła, ani grzała.”
Co uzupełnia wypowiedź skrzypka Józefa Kasiaka: „Teraz nastała dzika amerykańska muzyka, ludzie nie mają pojęcia o tańcu, tylko się kiwają, a poza tym co to za muzykanci, jak im prąd wyłączyć, to nic nie zagrają, wtedy zobaczymy, kto lepszy.”
Człowiek jest częścią przyrody. Więc jego kultura może harmonijnie współistnieje z przyrodą? Może kiedy zanikały, ginęły rzadkie okazy fauny i flory – może ginęły rzadkie i piękne melodie ostatnich wiejskich muzykantów?
MacŚwiat, czyli betonowa pustynia, wypełniona sieczką tego samego na całym świecie mechaniczno-elektrycznego łomotu... czyżbyśmy ku takiej przyszłości zmierzali?
A książkę Andrzeja Bieńkowskiego o ostatnich wiejskich muzykantach polecam gorąco, choćby dla niezwykłego, wręcz egzotycznego obrazu polskiej wsi – tej, która pamiętała czasy harmonijnego współżycia z przyrodą.
Paweł Zawadzki