Warszawski "Dzień Ziemi" 2004
Warszawski “Dzień Ziemi” 2004
“DZIEŃ ZIEMI” dzień pierwszy
Wtorek, 20 kwietnia, godzina 10.00, Ratusz, Plac Bankowy, s. 131.
Sala na pierwszym piętrze była pełna, na parterze gości witała wystawa fotografii wybranych parków warszawskich. Seminarium “Przestrzenie publiczne Warszawy ogrodami miasta XXI wieku” składało się z pięciu wystąpień:
Michał Borowski, Naczelny Architekt Miasta: Elementy przyrodnicze w planowaniu przestrzennym Warszawy jako czynnik jakości życia mieszkańców.
Aleksander Haber, Miejski Architekt Krajobrazu: zabytkowe parki Warszawy w europejskim programie dziedzictwa kulturowego.
Prof. dr hab. Jan Szyszko, Kierownik Katedry Architektury Krajobrazu SGGW: Wiślany park przyrodniczy szansą zrównoważonego rozwoju aglomeracji warszawskiej.
Olgierd Dziekoński, doradca prezydenta m. st. Warszawy: Metody standaryzacji zarządzania parkami Warszawy, program pilotażowy.
Dr Paweł Kuczyński, ośrodek Konsultacji i Dialogu Społecznego m. st. Warszawy: Parki i place Warszawy jako miejsce spotkań – spojrzenie socjologa.
Uwagi malkontenta: Prelegenci powiedzieli, co mieli do powiedzenia, po czym, bez żadnej dyskusji, zaproszono wszystkich do zastawionego stołu. Kawa, herbata, kanapki, ciasta, mięsiwa, soki, itd. Po prostu “zatkano gęby” ewentualnym oponentom i ciekawskim, których pytania mogłyby być nazbyt dociekliwe. To całkiem nowy styl prowadzenia “dialogu” władzy ze społeczeństwem. Referaty brzmiały poważnie, naukowo, jak przystało na majestat Ratusza; miałem wrażenie, że zaczynają się odrywać od rzeczywistości tej spotykanej codziennie na ulicach miasta. Nie usłyszałem ani słowa na temat drzew w mieście (badania prof. Haliny Barbary Szczepanowskiej mówiły o zmniejszeniu się ilości drzew w mieście, co na to odpowiedzialni rajcy?) W swoim czasie Dariusz Bartoszewicz z “Gazety Stołecznej”, romantyczny samotnik, prowadził akcję ratowania drzew w mieście, cieszącą się ogromnym odzewem mieszkańców Warszawy (otrzymał kilka tysięcy listów). Ale nikt nie wpadł na pomysł, by zaprosić go do zabrania głosu… Czyżby jego znajomość problemu, poparta tysiącami listów warszawiaków była kłopotliwa dla rajców? Zmusiła ich do myślenia i wyjścia zza biurka? Rozmów z mieszkańcami miasta?
Kilka lat temu na podobnej konferencji w Ratuszu spytałem, czy i kiedy pojawią się tablice informujące o aktualnym stanie zanieczyszczeń powietrza. Tablic nie ma do dziś… Pytałem też, kto i czy w ogóle prowadzi stały monitoring powietrza w Warszawie, bada relacje między ilością samochodów a zdolnością zieleni miejskiej do oczyszczania powietrza. Nie otrzymałem wówczas odpowiedzi i można sądzić, że pytanie jest nadal aktualne.
Nadzieje budzi fakt, iż jeden z prelegentów stwierdził, że zna z osobistego doświadczenia relacje architektury i zieleni w Szwecji. Pytanie czy będzie mógł i potrafił te wzorce przenieść do Warszawy, czy uczyni miasto bardziej przyjazne dla zieleni niż dla betonu, asfaltu, agresywnej architektury i JWP Samochodu.
Pan Aleksander Haber, któremu ongiś podobał się mój projekt ogrodnika osiedlowego (skoro istnieją osiedlowe parkingi) – jakoś nie pamiętał tego… Jego projekt rewaloryzacji i modernizacji parków miejskich jest o tyle ciekawy (towarzyszy mu wystawa i broszura), że obejmuje wybrane parki ale np. nie ma w nim słowa o dużym parku “na Książęcem” czyli parku między mostem Poniatowskiego, Muzeum Wojska Polskiego a Solcem. Park zabytkowy, projektowany ongiś przez Kazimierza Poniatowskiego brata króla Stanisława. Pytany o ten park, stwierdził krótko, że to problem pieniędzy… (na nowe Lancie dla urzędników?)
Istnieje stara bajka o zającu, którego wśród serdecznych przyjaciół psy zjadły… i obawiam się, czy ten los nie spotka zieleni Warszawy… Mimo powagi i majestatu rajców, ich dobrych chęci, itd. Może dlatego nie było żadnej dyskusji, wręcz uniemożliwiono zadawanie pytań? “Zatykając gęby” żarciem? Nie przeczę, że było dobre, ale odpowiedzi na kilka pytań byłyby równie interesujące…
Prelekcja o wiślanym parku przyrodniczym budziła nadzieję, że sprawy trafiły w odpowiednie ręce; prof. Jan Szyszko mówił ze znajomością problemu, zapałem i entuzjazmem. Chciałbym mieć nadzieje, że pokona “opór materii” czyli biurokrację i zachłanność urbanistów.
Dr Paweł Kuczyński w referacie “Parki i place okiem socjologa” nie wyszedł poza obserwacje znane choćby każdemu mieszkańcowi Krakowa. Jedyne naprawdę istotne pytanie dotyczyło kwestii “właścicielskiej” czyli kto ma być gospodarzem przestrzeni współużytkowanych przez mieszkańców miasta czyli parków i placów miejskich? Ciekaw, że takich nie stawia JWP Samochód, po prostu rozpychając się po chamsku i anektując każdy kawałek miejsca… A skoro socjolog pyta, kto jest odpowiedzialny za parki miejskie – to odpowiem pytaniem: za co płaci podatki mieszkaniec Warszawy? I może warto go spytać – tego który płaci podatki – czy woli zieleń czy też beton i asfalt?
Nie mogłem się też oprzeć wrażeniu, że referat p. Pawła Kuczyńskiego winien być uzupełniony o rzetelną znajomość książki prof. H. B. Szczepanowskiej Drzewa w mieście i dopiero wtedy dałby obraz sytuacji bardziej obiektywny i zbliżony do realiów życia w mieście.
Dzień drugi “DNIA ZIEMI”
Czwartek, 22 kwietnia, ul. Rakowicka 32, SGGW.
Konferencja przygotowana przez Instytut Ekologii i Bioetyki Uniwersytetu Kardynała St. Wyszyńskiego i Woj. Ośrodek Doradztwa Rolniczego w Warszawie.
Blisko 50 nazwisk z tytułami naukowymi, dyskutuje w 9 panelach, nt.: edukacja środowiskowa, współczesne problemy agrobiznesu, wokół zrównoważonego rozwoju, agroturystyka, problemy kryzysu ekologicznego, bezpieczeństwo żywnościowe.
Brałem udział w tylko jednym panelu. Dziwiąc się że sala jest pustawa (brak kontaktów roboczych między referentami a ich słuchaczami i zainteresowanymi? Nieumiejętność i brak wyobraźni socjologicznej w dotarciu z informacją do wszystkich potencjalnie zainteresowanych tematyką?).
Czytając program konferencji można odnieść wrażenie, że wyczerpuje prawie wszystkie zagadnienia i ważniejsze problemy. Pytanie, jak się to przełoży na codzienną praktykę …
Zainteresował mnie referat mgr Pauliny Legutko-Kobus z KUL o edukacji środowiskowej i uspołecznianiu programów ochrony gmin wiejskich. Acz, dyletant, dziwiłem się trochę, że nie wykorzystano doświadczeń p. Jadwigi Łopaty w tej materii. Choć prelegentka zapewniała mnie, ze je zna. Ponieważ inni prelegenci, mówili o edukacji ekologicznej – spytałem, czy i w jakim stopniu w tej edukacji są przydatne czasopisma ekologiczne, takie jak “Zielone Brygady” czy “Dzikie Życie”… Odpowiedź była dyplomatyczna, grzeczna i wyjaśniająca (m.in. przestaliśmy dostawać za darmo te pisma…). Moje stwierdzenie, że redakcje tych pism składają się z e zbyt małej ilości wolontariuszy i to raczej nauczyciele winni szukać tych pism – więc ta kwestia (wydawałoby się, iż rzeczowa) – zabrzmiała jakoś kłopotliwie i niezręcznie. Po prostu dobrej woli nauczycieli nie ma w nadmiarze, podobnie jak stosownej ilości wolontariuszy w redakcjach. W tej sytuacji sam się dziwię sobie, że znajduję czas na bezinteresowne pisanie o ekologii, mając jednocześnie dziury w domowym budżecie…
Ważna Pani powiedziała mi, że przecież mamy demokrację (tzn. “każdy sobie rzepkę skrobie”? Każdy na nowo odkrywa Amerykę? Nie obowiązuje pojęcie “wspólnego dobra”? Mądrze pojętego interesu społecznego?), ale stół był zastawiony równie dobrze jak w Ratuszu, więc może zmilczeć kłopotliwe pytania…
Zasłyszana uwaga: prywatne uczelnie bardziej dbają o dobrą edukację ekologiczną…
Dzień trzeci “DNIA ZIEMI”
Piątek, 23 kwietnia, Ministerstwo Środowiska, sala 324.
Ten dzień uważam za najciekawszy; a oto tematy:
Anna Kalinowska: “Dary Ziemi na świecie w programach Małego GEFu”
Izabella Byszewska: “Wykorzystanie darów Ziemi w produkcie lokalnym”
Mieczysław Babalski: “Stare odmiany zbóż w ekologicznym przetwórstwie”
Grzegorz Hodun: “Skarby starych sadów”
Elżbieta Priwiezieńcew: “GMO nie jest darem Ziemi”
Ewa Sieniarska: “Kurpiowski model jako przykład różnorodności biologicznej”
Swoją własną prywatną nagrodę i uznanie przyznaję panu Mieczysławowi Babalskiemu, wytwórcy makaronu BIO, który bardzo ciekawie mówił o swojej podróży do farmerów amerykańskich, starych odmianach żyta i pszenicy, ekologii w swoim gospodarstwie. Było to znakomite wystąpienie, że dziwie się, iż TVP jeszcze nie nakręciła filmu dokumentalnego o działalności pp. Babalskich – filmu, który powinien oglądnąć każdy polski rolnik szukający swej szansy, zwłaszcza teraz.
Równie znakomite i ciekawe było wystąpienie p. Grzegorza Hoduna, który jest “detektywem” poszukującym starych odmian owoców, ziół, roślin i zebrał już sporo arcyciekawych doświadczeń w tej materii. Temat na kolejny film dokumentalny!!!
Aktywność Ewy Sieniarskiej to wzorzec do opisania i temat na kolejny film! Ewę znam od dawna, należałoby ją koniecznie sklonować, by na każdy powiat wypadała jedna – i wtedy można byłoby być spokojnym o przyszłość ekologiczną polskiej wsi. Od dawna wydaje “Biuletyn Niecodzienny” znakomicie redagowany, zajmuje się promocją ekologii i edukacją ekologiczną. Dla setek małych gospodarstw rolnych aktywność p. Jadwigi Łopaty, Ewy Sieniarskiej – to deski ratunku!!! zwłaszcza teraz!!! Kolejny “nobel ekologiczny” powinna otrzymać Ewa Sieniarska! (zob.: www.rolbio.org)
Czy mam zastrzeżenia do tego dnia? Tak, mam – mianowicie na sali znajdowało się dużo młodych ludzi, być może z jednej szkoły, zaproszonych przez np. nauczycielkę biologii. To ewidentnie marnotrawstwo gdyż słuchaczami tej konferencji powinni być dziennikarze z małych pism lokalnych z całego kraju, redaktorzy z TV edukacyjnej i edukacji ekologicznych, społecznicy, urzędnicy odpowiedzialni za rolnictwo, aktywiści PSLu i innych partii, którym ponoć na sercu leży dobro polskiej wsi.
Organizatorom zabrakło wyobraźni socjologicznej i środków?
Dzień czwarty i ostatni “DNIA ZIEMI”
Festyn na Polach Mokotowskich, niedziela, 25 kwietnia.
Mżyło, a nawet deszczyło, niestety. Wydałem sporo pieniędzy na chleb, ser, miód i jaj ekologiczne, próbowałem lokalnych przysmaków. Gdyby ulotki opisujące ten festyn parę dni wcześniej ktoś rozdał na bazarach warszawskich, (i okolicznych miejscowościach), hurtowniach, gdzie rolnicy spotykają się z właścicielami sklepów, może w parafiach w promieniu stu km od Warszawy – to publiczności i pożytku z takiego festynu byłoby więcej…
Uwagę zwracała “ścieżka ekologiczna” uczniowie na specjalnym kartonie kolekcjonowali pieczątki poszczególnych stoisk reprezentujących parki narodowe, przy okazji “odpytywani” z wiedzy … pomysł bardzo dobry, tyle że pytam, czy wszystkie szkoły w Warszawie wiedziały o Dniu Ziemi, i jego walorach edukacyjnych … czy nauczyciele biologii zostali powiadomieni, czy media w wystarczającym stopniu informowały o tym. Bo publiczności na Polach Mokotowskich mogło być kilka razy więcej…
Przy okazji: może warto byłoby następnym razem wykorzystać Skarpę Wiślaną – organizując stoiska od Rynku na Mariensztacie aż do Łazienek?
Byłaby to okazja sprawdzenia, jak funkcjonuje ten szlak spacerowy (i rowerowy), a może publiczności byłoby więcej niż na Polach Mokotowskich. A Wisła też na tyle blisko, że spacerowicze mieliby okazję sobie o niej przypomnieć.
“DZIEŃ ZIEMI” dzień pierwszy
Wtorek, 20 kwietnia, godzina 10.00, Ratusz, Plac Bankowy, s. 131.
Sala na pierwszym piętrze była pełna, na parterze gości witała wystawa fotografii wybranych parków warszawskich. Seminarium “Przestrzenie publiczne Warszawy ogrodami miasta XXI wieku” składało się z pięciu wystąpień:
Michał Borowski, Naczelny Architekt Miasta: Elementy przyrodnicze w planowaniu przestrzennym Warszawy jako czynnik jakości życia mieszkańców.
Aleksander Haber, Miejski Architekt Krajobrazu: zabytkowe parki Warszawy w europejskim programie dziedzictwa kulturowego.
Prof. dr hab. Jan Szyszko, Kierownik Katedry Architektury Krajobrazu SGGW: Wiślany park przyrodniczy szansą zrównoważonego rozwoju aglomeracji warszawskiej.
Olgierd Dziekoński, doradca prezydenta m. st. Warszawy: Metody standaryzacji zarządzania parkami Warszawy, program pilotażowy.
Dr Paweł Kuczyński, ośrodek Konsultacji i Dialogu Społecznego m. st. Warszawy: Parki i place Warszawy jako miejsce spotkań – spojrzenie socjologa.
Uwagi malkontenta: Prelegenci powiedzieli, co mieli do powiedzenia, po czym, bez żadnej dyskusji, zaproszono wszystkich do zastawionego stołu. Kawa, herbata, kanapki, ciasta, mięsiwa, soki, itd. Po prostu “zatkano gęby” ewentualnym oponentom i ciekawskim, których pytania mogłyby być nazbyt dociekliwe. To całkiem nowy styl prowadzenia “dialogu” władzy ze społeczeństwem. Referaty brzmiały poważnie, naukowo, jak przystało na majestat Ratusza; miałem wrażenie, że zaczynają się odrywać od rzeczywistości tej spotykanej codziennie na ulicach miasta. Nie usłyszałem ani słowa na temat drzew w mieście (badania prof. Haliny Barbary Szczepanowskiej mówiły o zmniejszeniu się ilości drzew w mieście, co na to odpowiedzialni rajcy?) W swoim czasie Dariusz Bartoszewicz z “Gazety Stołecznej”, romantyczny samotnik, prowadził akcję ratowania drzew w mieście, cieszącą się ogromnym odzewem mieszkańców Warszawy (otrzymał kilka tysięcy listów). Ale nikt nie wpadł na pomysł, by zaprosić go do zabrania głosu… Czyżby jego znajomość problemu, poparta tysiącami listów warszawiaków była kłopotliwa dla rajców? Zmusiła ich do myślenia i wyjścia zza biurka? Rozmów z mieszkańcami miasta?
Kilka lat temu na podobnej konferencji w Ratuszu spytałem, czy i kiedy pojawią się tablice informujące o aktualnym stanie zanieczyszczeń powietrza. Tablic nie ma do dziś… Pytałem też, kto i czy w ogóle prowadzi stały monitoring powietrza w Warszawie, bada relacje między ilością samochodów a zdolnością zieleni miejskiej do oczyszczania powietrza. Nie otrzymałem wówczas odpowiedzi i można sądzić, że pytanie jest nadal aktualne.
Nadzieje budzi fakt, iż jeden z prelegentów stwierdził, że zna z osobistego doświadczenia relacje architektury i zieleni w Szwecji. Pytanie czy będzie mógł i potrafił te wzorce przenieść do Warszawy, czy uczyni miasto bardziej przyjazne dla zieleni niż dla betonu, asfaltu, agresywnej architektury i JWP Samochodu.
Pan Aleksander Haber, któremu ongiś podobał się mój projekt ogrodnika osiedlowego (skoro istnieją osiedlowe parkingi) – jakoś nie pamiętał tego… Jego projekt rewaloryzacji i modernizacji parków miejskich jest o tyle ciekawy (towarzyszy mu wystawa i broszura), że obejmuje wybrane parki ale np. nie ma w nim słowa o dużym parku “na Książęcem” czyli parku między mostem Poniatowskiego, Muzeum Wojska Polskiego a Solcem. Park zabytkowy, projektowany ongiś przez Kazimierza Poniatowskiego brata króla Stanisława. Pytany o ten park, stwierdził krótko, że to problem pieniędzy… (na nowe Lancie dla urzędników?)
Istnieje stara bajka o zającu, którego wśród serdecznych przyjaciół psy zjadły… i obawiam się, czy ten los nie spotka zieleni Warszawy… Mimo powagi i majestatu rajców, ich dobrych chęci, itd. Może dlatego nie było żadnej dyskusji, wręcz uniemożliwiono zadawanie pytań? “Zatykając gęby” żarciem? Nie przeczę, że było dobre, ale odpowiedzi na kilka pytań byłyby równie interesujące…
Prelekcja o wiślanym parku przyrodniczym budziła nadzieję, że sprawy trafiły w odpowiednie ręce; prof. Jan Szyszko mówił ze znajomością problemu, zapałem i entuzjazmem. Chciałbym mieć nadzieje, że pokona “opór materii” czyli biurokrację i zachłanność urbanistów.
Dr Paweł Kuczyński w referacie “Parki i place okiem socjologa” nie wyszedł poza obserwacje znane choćby każdemu mieszkańcowi Krakowa. Jedyne naprawdę istotne pytanie dotyczyło kwestii “właścicielskiej” czyli kto ma być gospodarzem przestrzeni współużytkowanych przez mieszkańców miasta czyli parków i placów miejskich? Ciekaw, że takich nie stawia JWP Samochód, po prostu rozpychając się po chamsku i anektując każdy kawałek miejsca… A skoro socjolog pyta, kto jest odpowiedzialny za parki miejskie – to odpowiem pytaniem: za co płaci podatki mieszkaniec Warszawy? I może warto go spytać – tego który płaci podatki – czy woli zieleń czy też beton i asfalt?
Nie mogłem się też oprzeć wrażeniu, że referat p. Pawła Kuczyńskiego winien być uzupełniony o rzetelną znajomość książki prof. H. B. Szczepanowskiej Drzewa w mieście i dopiero wtedy dałby obraz sytuacji bardziej obiektywny i zbliżony do realiów życia w mieście.
Dzień drugi “DNIA ZIEMI”
Czwartek, 22 kwietnia, ul. Rakowicka 32, SGGW.
Konferencja przygotowana przez Instytut Ekologii i Bioetyki Uniwersytetu Kardynała St. Wyszyńskiego i Woj. Ośrodek Doradztwa Rolniczego w Warszawie.
Blisko 50 nazwisk z tytułami naukowymi, dyskutuje w 9 panelach, nt.: edukacja środowiskowa, współczesne problemy agrobiznesu, wokół zrównoważonego rozwoju, agroturystyka, problemy kryzysu ekologicznego, bezpieczeństwo żywnościowe.
Brałem udział w tylko jednym panelu. Dziwiąc się że sala jest pustawa (brak kontaktów roboczych między referentami a ich słuchaczami i zainteresowanymi? Nieumiejętność i brak wyobraźni socjologicznej w dotarciu z informacją do wszystkich potencjalnie zainteresowanych tematyką?).
Czytając program konferencji można odnieść wrażenie, że wyczerpuje prawie wszystkie zagadnienia i ważniejsze problemy. Pytanie, jak się to przełoży na codzienną praktykę …
Zainteresował mnie referat mgr Pauliny Legutko-Kobus z KUL o edukacji środowiskowej i uspołecznianiu programów ochrony gmin wiejskich. Acz, dyletant, dziwiłem się trochę, że nie wykorzystano doświadczeń p. Jadwigi Łopaty w tej materii. Choć prelegentka zapewniała mnie, ze je zna. Ponieważ inni prelegenci, mówili o edukacji ekologicznej – spytałem, czy i w jakim stopniu w tej edukacji są przydatne czasopisma ekologiczne, takie jak “Zielone Brygady” czy “Dzikie Życie”… Odpowiedź była dyplomatyczna, grzeczna i wyjaśniająca (m.in. przestaliśmy dostawać za darmo te pisma…). Moje stwierdzenie, że redakcje tych pism składają się z e zbyt małej ilości wolontariuszy i to raczej nauczyciele winni szukać tych pism – więc ta kwestia (wydawałoby się, iż rzeczowa) – zabrzmiała jakoś kłopotliwie i niezręcznie. Po prostu dobrej woli nauczycieli nie ma w nadmiarze, podobnie jak stosownej ilości wolontariuszy w redakcjach. W tej sytuacji sam się dziwię sobie, że znajduję czas na bezinteresowne pisanie o ekologii, mając jednocześnie dziury w domowym budżecie…
Ważna Pani powiedziała mi, że przecież mamy demokrację (tzn. “każdy sobie rzepkę skrobie”? Każdy na nowo odkrywa Amerykę? Nie obowiązuje pojęcie “wspólnego dobra”? Mądrze pojętego interesu społecznego?), ale stół był zastawiony równie dobrze jak w Ratuszu, więc może zmilczeć kłopotliwe pytania…
Zasłyszana uwaga: prywatne uczelnie bardziej dbają o dobrą edukację ekologiczną…
Dzień trzeci “DNIA ZIEMI”
Piątek, 23 kwietnia, Ministerstwo Środowiska, sala 324.
Ten dzień uważam za najciekawszy; a oto tematy:
Anna Kalinowska: “Dary Ziemi na świecie w programach Małego GEFu”
Izabella Byszewska: “Wykorzystanie darów Ziemi w produkcie lokalnym”
Mieczysław Babalski: “Stare odmiany zbóż w ekologicznym przetwórstwie”
Grzegorz Hodun: “Skarby starych sadów”
Elżbieta Priwiezieńcew: “GMO nie jest darem Ziemi”
Ewa Sieniarska: “Kurpiowski model jako przykład różnorodności biologicznej”
Swoją własną prywatną nagrodę i uznanie przyznaję panu Mieczysławowi Babalskiemu, wytwórcy makaronu BIO, który bardzo ciekawie mówił o swojej podróży do farmerów amerykańskich, starych odmianach żyta i pszenicy, ekologii w swoim gospodarstwie. Było to znakomite wystąpienie, że dziwie się, iż TVP jeszcze nie nakręciła filmu dokumentalnego o działalności pp. Babalskich – filmu, który powinien oglądnąć każdy polski rolnik szukający swej szansy, zwłaszcza teraz.
Równie znakomite i ciekawe było wystąpienie p. Grzegorza Hoduna, który jest “detektywem” poszukującym starych odmian owoców, ziół, roślin i zebrał już sporo arcyciekawych doświadczeń w tej materii. Temat na kolejny film dokumentalny!!!
Aktywność Ewy Sieniarskiej to wzorzec do opisania i temat na kolejny film! Ewę znam od dawna, należałoby ją koniecznie sklonować, by na każdy powiat wypadała jedna – i wtedy można byłoby być spokojnym o przyszłość ekologiczną polskiej wsi. Od dawna wydaje “Biuletyn Niecodzienny” znakomicie redagowany, zajmuje się promocją ekologii i edukacją ekologiczną. Dla setek małych gospodarstw rolnych aktywność p. Jadwigi Łopaty, Ewy Sieniarskiej – to deski ratunku!!! zwłaszcza teraz!!! Kolejny “nobel ekologiczny” powinna otrzymać Ewa Sieniarska! (zob.: www.rolbio.org)
Czy mam zastrzeżenia do tego dnia? Tak, mam – mianowicie na sali znajdowało się dużo młodych ludzi, być może z jednej szkoły, zaproszonych przez np. nauczycielkę biologii. To ewidentnie marnotrawstwo gdyż słuchaczami tej konferencji powinni być dziennikarze z małych pism lokalnych z całego kraju, redaktorzy z TV edukacyjnej i edukacji ekologicznych, społecznicy, urzędnicy odpowiedzialni za rolnictwo, aktywiści PSLu i innych partii, którym ponoć na sercu leży dobro polskiej wsi.
Organizatorom zabrakło wyobraźni socjologicznej i środków?
Dzień czwarty i ostatni “DNIA ZIEMI”
Festyn na Polach Mokotowskich, niedziela, 25 kwietnia.
Mżyło, a nawet deszczyło, niestety. Wydałem sporo pieniędzy na chleb, ser, miód i jaj ekologiczne, próbowałem lokalnych przysmaków. Gdyby ulotki opisujące ten festyn parę dni wcześniej ktoś rozdał na bazarach warszawskich, (i okolicznych miejscowościach), hurtowniach, gdzie rolnicy spotykają się z właścicielami sklepów, może w parafiach w promieniu stu km od Warszawy – to publiczności i pożytku z takiego festynu byłoby więcej…
Uwagę zwracała “ścieżka ekologiczna” uczniowie na specjalnym kartonie kolekcjonowali pieczątki poszczególnych stoisk reprezentujących parki narodowe, przy okazji “odpytywani” z wiedzy … pomysł bardzo dobry, tyle że pytam, czy wszystkie szkoły w Warszawie wiedziały o Dniu Ziemi, i jego walorach edukacyjnych … czy nauczyciele biologii zostali powiadomieni, czy media w wystarczającym stopniu informowały o tym. Bo publiczności na Polach Mokotowskich mogło być kilka razy więcej…
Przy okazji: może warto byłoby następnym razem wykorzystać Skarpę Wiślaną – organizując stoiska od Rynku na Mariensztacie aż do Łazienek?
Byłaby to okazja sprawdzenia, jak funkcjonuje ten szlak spacerowy (i rowerowy), a może publiczności byłoby więcej niż na Polach Mokotowskich. A Wisła też na tyle blisko, że spacerowicze mieliby okazję sobie o niej przypomnieć.
Wasz Korespondent
Paweł Zawadzki
Paweł Zawadzki