Wilka nogi żywią
Wilka nogi żywią, powiedział mi dawno temu pewien stary kłusownik z białowieskiego rodu. Byłem wówczas bardzo młodym i ambitnym przyrodnikiem. Nie miałem odwagi zapytać się starego wygi, co właściwie znaczą te słowa. Przyszedł jednak dzień, gdy dane mi było pojąć i poczuć w nogach całą głębię tego krótkiego zdania.
Biebrzańskie błota. Mroźny styczniowy poranek. Bezkresna przestrzeń i cisza niemalże doskonała. Nisko padające promienie wschodzącego słońca roziskrzają miliony lodowych kryształów na nagich gałązkach krzaczastych wierzb. Biel, brąz i mnóstwo ciszy. W tym przedziwnym miejscu wszystko zdaje się być jakimś snem lub oczekiwaniem. Nierealny świat, tak blisko miasta, ludzi i zarazem tak nieskończenie daleko od wszystkich zwyczajnych, codziennych spraw. Stoję urzeczony całą surowością tego skrawka ziemi. Chłonąc bezkresność biebrzańskich bagien niemalże zapominam o celu wyprawy. Wyjeżdżając z miasta kilka godzin wcześniej, postanowiłem podjąć trop wilka, który poprzedniego dnia przechodził w pobliżu wsi Budy. Miałem iść po śladach tak długo, aż odnajdę ślady wilczej uczty i przekonam się, co w tej pustce żywi wilka poza jego własnymi nogami.
Biebrza w okolicach Bud wyrzeźbiła sobie, przez tysiące lat, dolinę o szerokości kilkunastu kilometrów. Teren podmokły, niedogodny dla człowieka, nigdy nie został do końca skolonizowany. Wilkom to jednak nie przeszkadza. Radzą sobie w głębokich lasach, w górach, na niedostępnych bagnach. Wszędzie, byle z dala od ludzi, którzy bezlitośnie tępią te zwierzęta od tysięcy lat. Spotkanie oko w oko z nimi jest jednak niezwykle trudne. Cały teren bagien biebrzańskich, o obszarze niemal tysiąca kilometrów kwadratowych, daje schronienie zaledwie kilkunastu wilkom skupionym w dwie – trzy rodziny zwane watahami. Na czele takiej wilczej rodziny stoi największy samiec – basior. Nieco niżej w hierarchii stada znajduje się jego towarzyszka – wadera. Pozostali członkowie rodziny to młode wilki, zazwyczaj potomstwo rodzicielskiej pary dominującej. Zwierzęta stare, niedołężne oraz niektóre dojrzałe seksualnie samce wypędzone z watahy żyją samotnie. Życie takiego wilka samotnika nie jest ani łatwe, ani przyjemne, jak miałem okazję się przekonać.
Podstawową zdobyczą wilków w naszym kraju są jelenie i dziki. Polowanie na duże i silne zwierzęta wymaga współpracy i dobrej organizacji. Pojedynczy wilk, o wadze około 50 kilogramów, ma niewielkie szanse w starciu ze stukilogramowym dzikiem, czy siedemdziesięciokilowym jeleniem.
Poprzednia noc była mroźna i bezwietrzna. Z łatwością odnalazłem trop. Ślady wilczych łap wyglądały tak świeżo, jakby zwierz przechodził tędy przed chwilą. Początek tropu znajdował się na leśnym dukcie zmierzającym w kierunku bagien. Po wejściu na otwartą przestrzeń wilk zaczął myszkować truchtem pomiędzy kępiastymi wierzbami, gęsto porastającymi skraj lasu i bagien. Poszukiwania nie przyniosły najwyraźniej rezultatu i zwierzę ruszyło skrajem mieszanego lasu, wzdłuż skraju rzecznej doliny. Trop ciągnął się równolegle do ściany lasu na odcinku ponad pięciu kilometrów, skręcając niekiedy w gęstwinę młodych świerków i kęp olch, obficie porastających wilgotny brzeg moczarów. W pobliżu wsi Olszowa Droga wilk skręcił prostopadle na zachód, prosto w kierunku rzeki. Teraz naprawdę przydałyby się biegówki. Chodzenie po tym bardzo podmokłym terenie, nawet zimą, jest niezwykle trudne, a nawet niebezpieczne. Wilk sznurował prosto jakby do z góry upatrzonego miejsca. Mozolnie posuwałem się po tropie, gdy nagle, w odległości kilkudziesięciu metrów, spoza kępy wierzb wyłoniły się dwa łosie. Samica, zwana łoszą, prowadziła w stronę lasu niewielkiego cielaka. Zwierzęta przystanęły na chwilę, popatrzyły na mnie bez większego zainteresowania i spokojnie podjęły przerwaną wędrówkę. Po krótkim odpoczynku ruszyłem dalej. Słońce zaczynało się zbliżać ku zachodowi, a z przebiegu tropu wynikało, że mój wilk nic jeszcze nie upolował. Wędrowałem dalej w stronę rzeki, przecinając nieliczne tropy gryzoni i dwukrotnie trop gronostaja. Zmęczenie coraz bardziej dawało się we znaki. Od rana przeszedłem w trudnym terenie ponad 20 kilometrów. A wilk? Z pewnością więcej i nic nie wskazywało na to, aby odniósł on tego dnia sukces łowiecki. Nisko wiszące nad horyzontem słońce przypomniało, że najwyższy czas wracać. Droga powrotna, którą w większości odbyłem przy świetle latarki, dłużyła się wyjątkowo okrutnie. Wędrując przez biebrzańskie pustkowia rozmyślałem nad wilczym życiem, nad niekończącą się pogonią za czymś, co wcale nie zamierza być tego dnia kolacją.
Biebrzańskie błota. Mroźny styczniowy poranek. Bezkresna przestrzeń i cisza niemalże doskonała. Nisko padające promienie wschodzącego słońca roziskrzają miliony lodowych kryształów na nagich gałązkach krzaczastych wierzb. Biel, brąz i mnóstwo ciszy. W tym przedziwnym miejscu wszystko zdaje się być jakimś snem lub oczekiwaniem. Nierealny świat, tak blisko miasta, ludzi i zarazem tak nieskończenie daleko od wszystkich zwyczajnych, codziennych spraw. Stoję urzeczony całą surowością tego skrawka ziemi. Chłonąc bezkresność biebrzańskich bagien niemalże zapominam o celu wyprawy. Wyjeżdżając z miasta kilka godzin wcześniej, postanowiłem podjąć trop wilka, który poprzedniego dnia przechodził w pobliżu wsi Budy. Miałem iść po śladach tak długo, aż odnajdę ślady wilczej uczty i przekonam się, co w tej pustce żywi wilka poza jego własnymi nogami.
Biebrza w okolicach Bud wyrzeźbiła sobie, przez tysiące lat, dolinę o szerokości kilkunastu kilometrów. Teren podmokły, niedogodny dla człowieka, nigdy nie został do końca skolonizowany. Wilkom to jednak nie przeszkadza. Radzą sobie w głębokich lasach, w górach, na niedostępnych bagnach. Wszędzie, byle z dala od ludzi, którzy bezlitośnie tępią te zwierzęta od tysięcy lat. Spotkanie oko w oko z nimi jest jednak niezwykle trudne. Cały teren bagien biebrzańskich, o obszarze niemal tysiąca kilometrów kwadratowych, daje schronienie zaledwie kilkunastu wilkom skupionym w dwie – trzy rodziny zwane watahami. Na czele takiej wilczej rodziny stoi największy samiec – basior. Nieco niżej w hierarchii stada znajduje się jego towarzyszka – wadera. Pozostali członkowie rodziny to młode wilki, zazwyczaj potomstwo rodzicielskiej pary dominującej. Zwierzęta stare, niedołężne oraz niektóre dojrzałe seksualnie samce wypędzone z watahy żyją samotnie. Życie takiego wilka samotnika nie jest ani łatwe, ani przyjemne, jak miałem okazję się przekonać.
Podstawową zdobyczą wilków w naszym kraju są jelenie i dziki. Polowanie na duże i silne zwierzęta wymaga współpracy i dobrej organizacji. Pojedynczy wilk, o wadze około 50 kilogramów, ma niewielkie szanse w starciu ze stukilogramowym dzikiem, czy siedemdziesięciokilowym jeleniem.
Poprzednia noc była mroźna i bezwietrzna. Z łatwością odnalazłem trop. Ślady wilczych łap wyglądały tak świeżo, jakby zwierz przechodził tędy przed chwilą. Początek tropu znajdował się na leśnym dukcie zmierzającym w kierunku bagien. Po wejściu na otwartą przestrzeń wilk zaczął myszkować truchtem pomiędzy kępiastymi wierzbami, gęsto porastającymi skraj lasu i bagien. Poszukiwania nie przyniosły najwyraźniej rezultatu i zwierzę ruszyło skrajem mieszanego lasu, wzdłuż skraju rzecznej doliny. Trop ciągnął się równolegle do ściany lasu na odcinku ponad pięciu kilometrów, skręcając niekiedy w gęstwinę młodych świerków i kęp olch, obficie porastających wilgotny brzeg moczarów. W pobliżu wsi Olszowa Droga wilk skręcił prostopadle na zachód, prosto w kierunku rzeki. Teraz naprawdę przydałyby się biegówki. Chodzenie po tym bardzo podmokłym terenie, nawet zimą, jest niezwykle trudne, a nawet niebezpieczne. Wilk sznurował prosto jakby do z góry upatrzonego miejsca. Mozolnie posuwałem się po tropie, gdy nagle, w odległości kilkudziesięciu metrów, spoza kępy wierzb wyłoniły się dwa łosie. Samica, zwana łoszą, prowadziła w stronę lasu niewielkiego cielaka. Zwierzęta przystanęły na chwilę, popatrzyły na mnie bez większego zainteresowania i spokojnie podjęły przerwaną wędrówkę. Po krótkim odpoczynku ruszyłem dalej. Słońce zaczynało się zbliżać ku zachodowi, a z przebiegu tropu wynikało, że mój wilk nic jeszcze nie upolował. Wędrowałem dalej w stronę rzeki, przecinając nieliczne tropy gryzoni i dwukrotnie trop gronostaja. Zmęczenie coraz bardziej dawało się we znaki. Od rana przeszedłem w trudnym terenie ponad 20 kilometrów. A wilk? Z pewnością więcej i nic nie wskazywało na to, aby odniósł on tego dnia sukces łowiecki. Nisko wiszące nad horyzontem słońce przypomniało, że najwyższy czas wracać. Droga powrotna, którą w większości odbyłem przy świetle latarki, dłużyła się wyjątkowo okrutnie. Wędrując przez biebrzańskie pustkowia rozmyślałem nad wilczym życiem, nad niekończącą się pogonią za czymś, co wcale nie zamierza być tego dnia kolacją.
Tomasz Lippoman
Białowieskie Biuro Turystyczne
Białowieża Travel
tel. 0-85/676 28 06, 0-509 434 012
biuro@bialowieza.com.pl
www.bialowieza.com.pl
Autor organizuje wycieczki przyrodnicze na terenie Podlasia w szczególności obserwacje zwierząt w Parkach Narodowych.Białowieskie Biuro Turystyczne
Białowieża Travel
tel. 0-85/676 28 06, 0-509 434 012
biuro@bialowieza.com.pl
www.bialowieza.com.pl