Wydawnictwo Zielone Brygady - dobre z natury

UWAGA!!! WYDAWNICTWO I PORTAL NIE PROWADZĄ DZIAŁALNOŚCI OD 2008 ROKU.

Wyprostować, obwałować, przegrodzić!

Wraz z odejściem słusznie minionej epoki, która rościła sobie prawo do kontrolowania i regulowania wszystkich aspektów życia społecznego i gospodarki, powinny zniknąć też poglądy dotyczące możliwości kontrolowani i ujarzmiania przyrody na swoją modłę.

Niestety – nie zniknęły wszystkie. Część z nich ma się bardzo dobrze, a zwłaszcza industrialne, XIX wieczne, szkodliwe poglądy dotyczące regulacji rzek. Coraz częściej – z przerażeniem – czytam w prasie o kolejnych podejmowanych próbach wyregulowania, obwałowania i przegrodzenia kolejnej rzeki. Najczęściej decydenci swoje zapędy spod znaku buldożera i betoniarki tłumaczą koniecznością ochrony przeciwpowodziowej, wsparciem turystyki, a nawet … ochroną środowiska! To, że ich rozumowanie nie przedstawia sobą dużej wartości, postaram się udowodnić poniżej.

Nie chcę powrotu do jaskiń

WYPROSTOWAĆ, OBWAŁOWAĆ, PRZEGRODZIĆ!

Zacznijmy od ochrony przeciwpowodziowej – najczęściej wysuwanego wniosku za regulacją rzek. Według części hydrotechników rzeka o wyprofilowanych brzegach, podniesionych wałach i pogłębiona chroni osiedla ludzkie przed powodzią. Częściej jest to jednak zaklinanie rzeczywistości, niż prawda. Rzeka posiada swoje tradycyjne koryto, ale posiada też obszar, który regularnie zalewa. Można ją od tego obszaru odciąć, stawiając wały. To nie znaczy jednak, że rzeka da się tak prosto ujarzmić. Owszem, przy niewielkich wezbraniach będzie płynąć tam, gdzie człowiek jej kazał. Jednak przy wielkich wodach może przelać się przez wały. I wówczas mamy tragedię, ponieważ tuż za wałami, powstają zwykle osiedla, założone przez ludzi, którzy uwierzyli w ich moc. Gdy nie było wałów, rzeka wylewała na swój naturalny taras zalewowy, co najwyżej odcinając człowieka na pewien czas od łąk i pastwisk. Gdy powstają wały, a wraz z nimi zabudowania tuż na zawalu – nieszczęście zjawi się prędzej czy później. Można oczywiście stawiać wały daleko od rzeki – byłby to pewien kompromis. Ale człowiek w swej zachłanności nie chce się podzielić terenem z rzeką, ściągając sobie na głowę nieszczęście.

Powodzie będą się pojawiać coraz częściej – i to z kilku powodów. Przede wszystkim z powodu przekształcania powierzchni ziemi przez człowieka. Gleba pozbawiona lasów, orana wzdłuż stoków, zabetonowana drogami (ponad 5% powierzchni Polski stanowi asfalt!) i miastami nie wchłania wody. Opady spływają z dużą prędkością w stronę rzek, podnosząc poziom wody. I podnoszenie wałów niewiele da – rzeka znajdzie sobie ujście i uderzy z większą siła niszczenia. Nie dajmy sobie wmówić, że jeżeli do obwałowania doda się retencjonowanie – czyli przegradzanie i piętrzenie dużych rzek, to będziemy mogli spać spokojnie. Stawianie zapór na dużych rzekach służy niemalże tylko interesom tych, którzy je budują. Zapory nizinne w polskich warunkach mają minimalne zdolności gromadzenia wody – ot, w przypadku powodzi nie więcej niż pół dnia. Za to niszczą środowisko w sposób straszliwy. Ale o tym kiedy indziej.

Regulowanie i obwałowywanie rzek jest działaniem sprzecznym z ideą ochrony środowiska. Podkreślam to, ponieważ docierają do ekologów sygnały, że firmy doradcze oferują samorządom pomoc w uzyskaniu pieniędzy unijnych z puli ekologicznej na … “prostowanie rzek” właśnie. Otóż rzeka pogłębiona, wyprostowana, pozbawiona kontaktu z brzegiem traci swoje zdolności do samooczyszczania i pogarsza się w niej życie biologiczne. Jest to ważne w naszych warunkach, gdyż wciąż sporo ścieków z miast, wsi i zakładów trafia nieoczyszczona do rzek. Kto nie wierzy, niech przespaceruje się nad naszą Długą na terenie Zielonki. Płynie ona głębokim, uregulowanym korytem, obwałowana jak kanał, pozbawiona roślinności i ryb. Jej zdolności do oczyszczania są nikłe, a dodatkowo jest podtruwana kiepsko oczyszczonymi ściekami z oczyszczalni “Krym”. Rzeki o wolnym nurcie, rozlewiskach, z roślinnością wodną oczyszczają się same znacznie lepiej niż robi to niejedna oczyszczalnia.

Pytanie – dlaczego więc wciąż tyle kilometrów rzek jest regulowanych, często w sposób nie mający minimalnego nawet uzasadnienia – nasuwa się samo. Otóż odpowiedzi są dwie – pierwsza to nieświadomość decydentów, którzy dają się przekonać, że uregulowanie rzeki ochroni miejscową ludność przed powodzią i poprawi stan środowiska. Druga odpowiedź, niestety smutniejsza – wiąże się z pieniędzmi. Firma budująca obwałowania i regulująca brzegi nie inwestuje kapitału, nie ponosi ryzyka. Wszystko odbywa się za pieniądze publiczne, a zarabiają wykonawcy. Dlatego właścicielom firm budownictwa hydrotechnicznego opłaca się przekonywać, że ich działania czemuś zapobiegną, a czemuś pomogą. Oni z tego żyją. Niestety odbywa się to kosztem pieniędzy podatników i publicznego dobra jakim jest niezniszczona przyroda i naturalna rzeka.

I na koniec, żeby nie pozostawić wrażenia, że “chcę powrotu do jaskiń”. Rozwój cywilizacji i osadnictwa nie pozostawia wyboru – w jakiś sposób człowiek musi w jakiś sposób regulować rzeki. Niech to jednak odbywa się w sposób racjonalny. Wały nie muszą iść tuż przy korycie, powinny zostawić rzekom swobodę. Należy tworzyć i zachowywać istniejące poldery – obszary, gdzie przekierowuje się wodę powodziową. Nie należy zabudowywać naturalnych tarasów zalewowych rzek. A rzeki już przekształcone należy renaturalizować – czyli przywracać im zbliżony do naturalnego charakter. Niech na to idą pieniądze publiczne, a nie na betonowanie brzegów i podnoszenie wałów. Czego wszystkim hydrotechnikom i Czytelnikowi życzę.

Krzysztof Napiórkowski
ul. Sienkiewicza 10
05-220 Zielonka
napiorkowski@poczta.onet.pl



Autor jest członkiem Klubu Ekologicznego Zielonka. Współtworzył wiele opracowań z zakresu rozwoju zrównoważonego i chrony środowiska w wojsku. Tekst ukazał się w: “Informator Zielonkowski” nr 3/2004 http://www.informator.zielonka.pl.



Krzysztof Napiórkowski