ZACZĘŁO SIĘ W HIROSZIMIE
Bomba zrzucona 6.8.1945 na Hiroszimę eksplodowała 600 m ponad budynkiem, którego ruina pozostała jako Kopuła Bomby Atomowej ku przestrodze ludzkości. W tym dniu zaczęła się tragedia napromieniowanych osób ...i manipulacja prawdą o fatalnych skutkach atomu.CO MYŚMY ZROBILI?
„Newsweek” z 24.7.1995 opisał wspomnienia pilota bombowca B-29, który dostarczył bombę: „Oślepiające światło wypełniło kabinę. Odwróciliśmy się, by spojrzeć na Hiroszimę. Miasto było skryte za tą straszną chmurą ...gotującą się, unoszącą się jak grzyb.” Przez moment nie padło słowo. Pomocnik pilota powiedział, że czuje rozszczepienie jądrowe – miało smak ołowiu. Odwrócił się od widoku, by zapisać w dzienniku: „Mój Boże, co myśmy zrobili?”
Wg http://www.csi.ad.jp/ABOMB/ od bomby zmarło ok. 200 tys. osób (ponad 140 tys. do końca 1945 r.). 3 dni po Hiroszimie bomba Fat Man (grubas) spadła na Nagasaki. Choć Grubas był znacznie mocniejszy od Chłopczyka, dzięki innej topografii Nagasaki, zostało ono mniej zniszczone – do końca 1945 r. w Nagasaki od bomby zmarło ok. 70 tys. osób.
NIE BĘDZIE WIĘCEJ ŚMIERCI
Po okupacji Japonii w październiku 1945 r. USA oznajmiło: „nie będzie więcej przypadków śmierci wskutek bomb atomowych w Hiroszimie i Nagasaki.” – pisze dr Rosalie Bertell w książce pt. No Immediate Danger: Prognosis for a Radioactive Earth. Autorka zna historię badań ofiar bomb: „Pod okiem Sił Okupacyjnych żaden japoński uczony czy lekarz nie mógł badać pozostających przy życiu ofiar bomb atomowych.” Mimo to japoński hematolog odkrył wzrost liczby przypadków białaczki, ale wyniki skrytykowali badacze USA w Hiroszimie i Komisja Ofiar Bomb Atomowych (Atomic Bomb Casualty Commission), obecnie Fundacja Badań Skutków Promieniowania (Radiation Effects Research Foundation).
Lekarz namówił studenta medycyny, by udokumentował białaczkę. Po 2 latach badań, a ok. 5 lat po wybuchu bomby, wyniki opublikowano. Badacze amerykańscy nie mogli już zaprzeczać, „obrócili się” o 180 stopni i położyli swoje nazwiska na pracy Japończyka. Kiedy wreszcie rozpoczęto badania skutków bomb atomowych na ofiarach wg stanu na 1950 r., pominięto wcześniejsze i o wiele liczniejsze przypadki. Do 1965 r. nie opublikowano wyników z danymi dozymetrycznymi, bo dopiero wtedy opracował je John Auxier z Laboratoriów Oak Ridge w USA. W 1980 r. orzeczono, że dawki są błędne i opracowano nowe w 1986 r. „Magazyn Science wspaniale opisał niezdolność przedstawienia przez Johna Auxiera arkuszy obliczeniowych, na podstawie których określił dawki.” – podaje Bertell. Rzekomo zniszczył je pomyłkowo w czasie przeprowadzki. Na tej podstawie ICRP (International Commission on Radiological Protection) przyjęło wyższe dawki dopuszczalne w 1990 r.
W USA nie obniżono dotąd dozwolonych dawek. Amerykańskie normy radiologiczne z 1952 r. oparto na badaniach ofiar wybuchów atomowych, co wg Bertell jest absurdalne: „Większość osób w przemyśle atomowym stawia znak równości między ’dozwolonym‘ i ’bezpiecznym’, a jeśli próbować wytłumaczyć, że nawet dozwolone dawki napromieniowania stwarzają poważne ryzyko dla organizmu, nazywają krytyka ‘uczuciowym’ i ‘nienaukowym’.” Jako bezpieczny limit napromieniowania przez zubożony uran w wojnach, USA zastosowało chyba normy z 1952 r. dla pracowników przemysłu jądrowego. Może dlatego władze lekceważą zagrożenia dla wojska i ludności po bitwach uranowych nad Zatoką Perską, na Bałkanach, a może i w Afganistanie.
OD RENTGENA DO ZU
Międzynarodowy Komitet Ochrony przed Promieniami Rentgena i Radu (International X-ray and Radium Protection Committee, IXRPC) powstał w 1928 r. z inicjatywy lekarzy, którzy potrzebowali ciała doradczego nt. ochrony radiologicznej. Po próbach pierwszych bomb atomowych i zdetonowaniu dwóch w Japonii, w 1946 r. rząd USA zdał sobie sprawę z potrzeby utajnienia atomistyki. Zdelegalizował prywatne posiadanie materiałów promieniotwórczych i założył Komisję Energii Atomowej (Atomic Energy Commission, AEC) dla celów zarządzania dziedziną nuklearną. IXRCP zastąpiono Państwową Radą Ochrony Radiologicznej (National Council on Radiation Protection, NCRP), bo zagrożenie nie było już tylko ze strony prześwietleń rentgenowskich i radu. Badania odkryły zmiany genetyczne u owadów. Podobna możliwość u ludzi wymagała, by dla ochrony osób zaangażowanych w rozwoju i próbach broni atomowej dawki dopuszczalne w rentgenie rozszerzyć na promieniowanie gamma i nowe izotopy.
NCRP ustalił pod presją AEC dopuszczalne normy radiologiczne na takim poziomie, by nie były przeszkodą w badaniach i rozwoju broni, i energii jądrowej. Po „ustaleniach” z AEC, NCRP obniżyło w 1947 r. normy dopuszczalne dla dawek zewnętrznych z 0,7 miliremów na 0,3 miliremów (3 milisiwerty) na tydzień. Obecna norma dla pracowników atomowych jest ponad 20-krotnie mniejsza (np. w Euratom Basic Safety Standards Directive), a dla ludności – ponad 1000 razy mniejsza.
Z 8 podkomitetów NCRP najważniejsze były Nr 1 nt. norm promieniowania zewnętrznego i Nr 2 nt. zagrożenia wskutek promieniowania wewnętrznego. Raport Podkomitetu Nr 1 z 1947 r. wyszedł dopiero w 1953 r. z powodu braku decyzji Podkomitetu Nr 2, który wobec braku wiedzy nie mógł ustalić norm dla napromieniowania komórek i narządów od wewnątrz organizmu. Poza tym zakorzenione w definicji dawki uśrednianie nie nadawało się do analizy napromieniowania na poziomie komórki. Egzekutywa NCRP zakończyła rozważania Podkomitetu Nr 2, wydając w 1951 r. wnioski z niedokończonych analiz zagrożenia wewnętrznego.
1953 r. to wg ECRR (European Committee on Radiation Risk, Europejski Komitet Ryzyka Radiologicznego), „moment zaplombowania ‘tajemniczej skrzynki’ (black-box) modelu ryzyka radiologicznego”. Black-box jest wypełniony prowizorką. Nie jest w stanie analizować małych fragmentów tkanki, więc zastosowania do przypadków napromieniowania wewnętrznego są nieodpowiedzialne. Mankament wyszedł w całej okazałości przy okazji porównań z rzeczywistymi szkodami u ludzi po katastrofach siłowni jądrowych i po skażeniu bronią ze zubożonego uranu (ZU).
LITANIA GRZECHÓW
Promotorem nieadekwatnej analizy ryzyka radiologicznego jest Międzynarodowa Komisja Ochrony Radiologicznej (International Commission on Radiological Protection, ICRP) i jej oddziały w poszczególnych państwach. ICRP powstało być może aby odwrócić uwagę od związku NCRP z rozwojem techniki jądrowej w USA. Być może była to próba nadania międzynarodowego autorytetu wątpliwym metodom analizy. W 1998 r. na spotkaniu w Parlamencie Europejskim niezależni badacze wyszczególnili zafałszowania badań ofiar Hiroszimy i wywodzących się z nich modeli analitycznych ICRP. Podsumował je przygotowywany obecnie do publikacji raport ECRR:
1. Profesor Alice Stewart – Podstawa modelu ryzyka ICRP opracowanego wg przypadków z Hiroszimy nie jest miarodajna, bo grupy badane, jak i grupy porównawcze były manipulowane dla osiągnięcia pożądanych rezultatów.
2. Dr Chris Busby – Modele ryzyka radiologicznego nie są w stanie określić ryzyka spowodowanego przez napromieniowanie dawkami wewnętrznymi.
3. Dr David Summer – Jednostka pomiaru napromieniowania (siwert) zawiera subiektywne osądy i nie jest jednostką fizyczną.
4. Dr Rosalie Bertell – Podstawa oceniania zagrożenia przez ICRP jest niedemokratyczna i nieobiektywna – przez członków komisji i z powodu historycznego pochodzenia.
Wg ECRR nie można ekstrapolować skutków małych dawek (mutacje komórek) na podstawie dużych dawek, bo te ostatnie zabijają komórki, więc nie ma z czego wnioskować o mutacjach. Wnioskować o przewlekłych skutkach z ostrych przypadków też nie ma sensu, bo wrażliwość komórki w obu przypadkach jest inna. Podobnie nie można uogólniać skutków u Japończyków na inne grupy (bo podatność jest zróżnicowana) ani konsekwencji u tych, którzy przeżyli napromieniowanie w Hiroszimie (bo pomija się zmarłych) – na skażenie np. po katastrofie siłowni.
Równie nieracjonalne było wybranie grup porównawczych spośród ludności Hiroszimy, bo była jednak napromieniowana małymi dawkami, więc „zgubiono” w ten sposób ich następstwa. Badania rozpoczęto późno po wybuchu bomby, „gubiąc” wczesne wypadki śmierci. Zachorowania i dolegliwości inne niż rak zignorowano, zatem suma skutków została zaniżona w badaniach i później w opracowaniu modeli ryzyka. Także nieprawidłowo ustalono uszkodzenia genetyczne wskutek napromieniowania.
W modelu ICRP i pochodnych założono proporcjonalność skutków w stosunku do dawki – „po prostu nieprawda” skomentował dr Busby. Konsekwencji dawek wewnętrznych nie można uogólniać z dawek zewnętrznych, które napromieniowują organizm bardziej równomiernie. Wg niezależnych badaczy, małe ale wewnętrzne dawki powodują szkody porównywalne do znacznie silniejszych dawek zewnętrznych.
WE WŁASNYM SOSIE
Przewodniczący NCRP Lauriston Taylor stał się członkiem egzekutywy ICRP. Podkomitety NCRP Nr 1 i Nr 2 zduplikowano w ICRP, wstawiając przewodniczących podkomitetów z NCRP. Obsadzanie stanowisk w niby niezależnych organizacjach tymi samymi osobami stało się precedensem dla praktyk stosowanych do dziś. Obecny przewodniczący ICRP jest dyrektorem NRPB (National Radiological Protection Board, Państwowy Zarząd Ochrony Radiologicznej w Zjednoczonym Królestwie). Obie organizacje mają wspólne osoby i na innych stołkach oraz zazębiają się z UNSCEAR (UN Scientific Committee on the Effects of Atomic Radiation, Komitet ONZ ds. Skutków Promieniowania Atomowego) i grupy BEIR (Committee on the Biological Effects of Ionizing Radiation, Komitet Skutków Biologicznych Promieniowania Jonizującego).
Nie powstrzymało to jednak NRPB, by powiedzieć ustawodawczej agencji środowiska (Environment Agency), że UNSCEAR i ICRP są „zupełnie odrębnymi instytucjami”, czego nie kwestionowano. W ten sposób oświadczenia jednej organizacji nt. ryzyka radiologicznego nabierają wiarygodności po powtórzeniu ich przez inne, „niezależne” organizacje. Wszystkie nieprawidłowości procesu oceny ryzyka można jednak przypisać rozwojowi NCRP-ICRP oraz ich aparatowi analitycznemu. Więcej o tej haniebnej historii jest w książce K. Caulfielda Multiple Exposure: Chronicles of the Radiation Age.
ZMOWA CZY UMOWA?
Od momentu powstania w strukturach ONZ, Światowa Organizacja Zdrowia (WHO, World Health Organization) chciała zajmować się także chorobami wynikłymi z napromieniowania. Lata 1950. to okres wprowadzania programu „Atomy dla pokoju”, gdy ogół nie zdawał sobie sprawy z zagrożeń atomowych. W 1956 r. WHO zwołała spotkanie genetyków. Był tam Amerykanin Hermann Joseph Műller, nagrodzony w 1946 r. Noblem za badania nad mutacjami genów wskutek napromieniowania, opublikowane jeszcze w 1927 r. Genetycy potwierdzili, że „zdrowiu potomków zagraża postępujący rozwój przemysłu nuklearnego i wzrost ilości źródeł radioaktywnych [...] wyłaniające się mutacje genetyczne u człowieka są fatalne obecnie i dla przyszłych pokoleń.”
Takimi wnioskami WHO zagroziło „pokojowym zastosowaniom” energii atomowej. Rok później zwołało więc grupę specjalistów od zdrowia umysłowego. Ta grupa podkreślała potrzebę zapobiegania obawom, lękom, a nawet panice z postępem rozwoju energii atomowej. WHO zaprosiło prof. Tubiana z Francji, namiętnego zwolennika energii jądrowej i specjalistę od raka, a nie od dolegliwości psychicznych. Działając w interesie przemysłu atomowego, grupa stwierdziła, że publiki nie można w pełni informować o zagrożeniach: „Najbardziej zadowalającym rozwiązaniem dla przyszłego wykorzystania energii atomowej w celach pokojowych byłoby wychować nowe pokolenie akceptujące niewiedzę i nieokreśloność.” Wg statutu WHO ma m.in. informować w sferze opieki nad zdrowiem oraz sprzyjać tworzeniu międzynarodowej opinii publicznej oświeconej w ochronie zdrowia.
Zasadniczy cel utworzonej w 1956 r. (10 lat po WHO) Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (International Atomic Energy Agency, IAEA) to „przyspieszanie i rozszerzanie wkładu energii atomowej do pokoju światowego, zdrowia i pomyślności na całym świecie”. „Zdrowie” ludzkości włączono do celów zwolenników energii jądrowej. Widząc we WHO konkurenta na polu „zdrowia”, 28.5.1959 IAEA zawarło umowę z WHO: „W każdym wypadku, gdy któraś ze stron zamierza wszcząć program lub działalność w temacie, który w znacznym stopniu może interesować lub interesuje drugą stronę, pierwsza strona musi porozumieć się z drugą w celu uregulowania sprawy wzajemnym uzgodnieniem.” Czyli WHO musi uzyskać pozwolenie, gdy zamierza badać wypadki siłowni jądrowych, skutki użycia broni uranowej, itd.
Umowa stwierdza ponadto, że IAEA i WHO „mogą być zmuszone stosować pewne ograniczenia dla zabezpieczania dostarczonej im tajnej informacji”. Jeśli WHO miałoby informacje np. o poważnym uszczerbku zdrowia publicznego w wyniku napromieniowania, IAEA może je utajnić dla „ochrony opinii publicznej przed obawami i lękami”. Artykuł przeczy statutowi WHO odnośnie jawności i pełnej informacji dla ochrony zdrowia.
PO CZARNOBYLU
„Sytuacja jest opanowana, szkody były mocno przesadzone” ogłosiła konferencja IAEA w Wiedniu 4 miesiące po zjawieniu się „badaczy” w Czarnobylu, zaraz po katastrofie. Szef IAEA Hans Blix oświadczył w „Le Monde”, że – zważywszy dobrodziejstwa atomu – „świat mógłby tolerować jeden Czarnobyl na rok”. A w 5. rocznicę katastrofy IAEA zaprzeczyło, że nastąpiły poważne skutki zdrowotne, włącznie z rakiem tarczycy, którego wzrost szeroko opublikowano poza IAEA.
WHO milczało, nie wykazując przywództwa w badaniach, nie zwołując konferencji, nie odwiedzając miejsca katastrofy. Po upadku ZSRR, WHO zabrało się do roboty na żądanie Ukrainy, Białorusi i Rosji. Ale badania zakończono po 5 latach w 1996 r., podczas gdy poważne rodzaje raka rozwijają się co najmniej 10 lat. Nie wiadomo dlaczego badano zęby bez analizy zawartości strontu 90 – wyznacznika skażenia organizmu. Nie badano również skutków dziedzicznych przewidywanych przez specjalistów na konferencji WHO w 1956 r.
W 1995 r. dyrektor WHO Hiroshi Nakajima zwołał konferencję pod nazwą „10 lat po Czarnobylu” – specjalnie 50 lat po wybuchu bomb atomowych w Hiroszimie i Nagasaki. Uczestniczyło w niej 700 osób z całego świata, w tym ministrowie zdrowia z 3 byłych republik ZSRR dotkniętych katastrofą w Czarnobylu. Wielu niezależnych specjalistów przedstawiło wyniki swoich badań. Materiały z konferencji nigdy nie zostały opublikowane.
(C) Piotr Bein