DLACZEGO W POLSCE NIE ISTNIEJE
SPOŁECZNY RUCH EKOLOGICZNY?
Wraz z pluralizmem politycznym w całym kraju zaczęły się
mnożyć różne grupy, partie, ruchy, w tym także ekologiczne.
Grupy te okazały się bardzo różnorodne, tak pod względem form
działania, jak i struktur wewnętrznych. Mamy całą gamę - od
partii poprzez stronnictwa i komitety obywatelskie do
ruchów. Od grup hierarchicznych do odrzucających
jakiekolwiek struktury. Początkowo zaowocowało to wzmożoną
działalnością we wszystkich sferach życia politycznego.
Wszystko to sprawiało wrażenie społecznego ruchu walczącego
o swoje prawa do życia. Rok wystarczył, aby obraz się
zmienił. Dzisiaj mamy grupę działaczy, którzy wyłonili sięz
dawnych grup, zarzynających się w walce o sprawy, w które
wierzą oraz grupę szaleńców gotowych na wszystko,
działających bez większej refleksji. Ruch społeczny się
załamał zanim rzeczywiście się narodził. Smutne to, ale nie
sądzę, że można było tego uniknąć.
Każdy z nas istnieje w danym momencie historycznym,
wśród określonych wartości, kryteriów i systemów działania,
kreujących nasze spojrzenie na świat. Wszystkie te grupy
powstały w określonych warunkach geopolitycznych, założone
przez ludzi o określonej przez uwarunkowanie kulturowe
mentalności. Część z grup ekologicznych przyjęła
tradycyjną, polityczną formę działania, np. Polska Partia
Zielonych: statut, rzecznicy itp. Zaowocowało to sporami
frakcyjnymi, zrozumiałymi dla takiej formy działalności, a
w rezultacie brakiem czasu i energii na zainteresowanie się
problemami ekologicznymi. Większość jednak grup, wychodząc
z założenia, że każda sformalizowana organizacja
staje się tworem statycznym i zaczyna krępować swych członków
odrzuciła tradycyjną formę działalności i spontanicznie
rzuciła się, aby zrobić porządek z tym wszystkim. Tych sił
witalnych starczyło na kilka nieźle przepracowanych
miesięcy. Później zaczęły się problemy. Spowodowały je,
według mnie, cztery główne przyczyny:
1. szyld,
2. brak bazy,
3. kontakty zagraniczne,
4. mentalność.
Ostatni punkt uważam za najważniejszy. Wyjaśnia on
zresztą, dlaczego trzy poprzednie rozkładają od wewnątrz
większość ruchów społecznych. Jak już wyżej wspomniałem,
wszyscy wychowujemy się w pewnych uwarunkowaniach
kulturowych: tradycja, wartości, kryteria itd. Wszystko to
wpływa na
nasz odbiór rzeczywistości, sposób życia, sposób oceniania
wszystkiego co nas otacza. Oczywiście reguluje też naszą
działalność społeczną. Grupy, które odrzuciły formę
działania poprzez organizację, przeważnie przyjmują jakąś
nazwę, a często coś w rodzaju deklaracji ideowej oraz zasad
działania, które mają charakteryzować ową grupę i formy jej
działania. W ten sposób dana grupa, która nie chce stworzyć
bytu ograniczającego inwencję jednostki, a więc bytu ponad
potrzebę, tworzy go w inny sposób. Nie będę się wdawał w spór
czy taki byt jest realny, czy nie? Najważniejsze, że
kryteria zawarte w naszym umyśle powodują, że zaczynamy
traktować go jak organizację. Czyli czujemy się
odpowiedzialni za jej odbiór na zewnątrz; rozróżniamy czas,
który na nią poświęcamy (często stwierdzamy, że go po prostu
tracimy); zaczynamy działać dla bytu, który stworzyliśmy, a
nie dla celu, dla którego powstał. Nasza działalność,
zamiast dążyć do poprawy sytuacji ekologicznej, zbacza na
dążenie, aby pisali o nas w gazetach i żebyśmy byli znani i
popularni. Czyli podświadomie tworzy się w naszych umysłach
organizacja, która zaczyna wpływać na nasz sposób myślenia,
działania i podchodzenia do rzeczywistości. Zaczynają się
stresy i rodzi się chęć przeciwdziałania im. Stresów tych nie
łączy się jednak z własną mentalnością, lecz przeważnie z
nierealizowaniem zamierzeń, jakie grupa przed sobą
postawiła. Szuka się wtedy własnych słabości. W naszych
warunkach przeważnie stwierdza się, że jest to brak bazy
materialnej. Kłopoty z papierem, maszyną do pisania,
poligrafią, lokalem, telefonem powodują, że wiele grup
stwierdza, że brak tego wszystkiego czy też ciągłe
trudności z tym związane ograniczają ich działalność. W
efekcie główną swoją energię skierowują na zapewnienie
sobie tej bazy. Powoduje to nowe stresy. Wynika to z tego, że
własną słabość próbuje się zrzucić na czynniki zewnętrzne.
Trudno jest wtedy zorganizować zadowalającą grupę bazę
materialną. Jest to następny krok do rozkładu grupy. Za
swoje stresy obciąża się własny statut, deklarację ideową,
ludzi którzy je tworzyli.
Zgubny wpływ mają też kontakty zagraniczne. Niestety,
powszechna trudność wyjazdów za granicę powoduje, że są one
bardzo atrakcyjne. Kontakty zagraniczne umożliwiają
wyjazdy. Są one zarezerwowane dla ludzi posługujących się
językiem umożliwiającym kontakt. Niewiele osób w naszym kraju
posiada tę umiejętność. W rezultacie często jeżdżą osoby nie
najbardziej kompetentne. W ich rękach skupia się większość
korespondencji, informacji, środków oraz pieniędzy z
zagranicy. Te wszystkie elementy, wcześniej czy później,
stają się przedmiotem wewnątrzgrupowych sporów. Coraz
więcej uczestników takiej grupy jest rozdrażnionych,
rozczarowanych i zniechęconych do jakiejkolwiek
działalności
społecznej. Pozostają tylko najbardziej wierzący w sprawę,
którzy bez względu na wszystko i wszystkich będą walczyć o
własną prawdę oraz, jak to nazwałem, szaleńcy, którzy
działają bez większej refleksji i prawie jest im wszystko
jedno, po co wychodzą na ulicę. Wielu ludzi przestaje
jednak cokolwiek robić albo zajmuje się tylko marudzeniem i
szukaniem winnych.
Jak już zaznaczyłem, problem tkwi w mentalności, a
właściwie w przepaści pomiędzy naszą mentalnością, a formami
w jakich chcemy działać. Rozumowo jesteśmy w stanie
przekroczyć uwarunkowania, w których istniejemy i stworzyć
formy, które według nas prowadzą ku lepszej przyszłości.
Niestety nie potrafimy, a raczej nie próbujemy zmienić
naszych kryteriów postrzegania świata, naszej mentalności. W
rezultacie gubimy siebie pomiędzy załatwianiem papieru a
szukaniem w gazetach informacji o sobie. Tą samą wartością
staje się nasze zdjęcie w gazecie i zamknięcie elektrowni
atomowej (no, może trochę przesadziłem). Oczywiście odczuwamy
coraz mniej zadowolenia z tego, co robimy, a w efekcie
zauważamy, że nie realizujemy tego, co nam leży czy też
leżało w rzeczywistości na duszy.
Czy tak zawsze musi być? Sądzę, że nie. Poddajmy się
większej refleksji nad sobą, a może wtedy okaże się, że
papier i lokal jest łatwo załatwić, a w dodatku jedna rzeka
mniej śmierdzi. Nie traktujmy danej organizacji, ruchu itd.
jako czegoś, co jest poza nami. Działanie nasze nie powinno
kolidować z wewnętrznym stanem emocjonalnym. Wtedy
wszystko co będziemy robić, będzie to po prostu życie,
życie pełne sensu.
Leszek Michno
Federacja Zielonych
Grupa Wrocławska
Okladka