KILKA UWAG O "ZADYMACH BEZ PRZEMOCY"
Opublikowany w ZB nr 1 tekst Krzysztofa Pióro "Jak robić
zadymy bez przemocy?" spotkał się z największym jak dotąd
odzewem czytelników: były głosy osób zachwyconych, że ktoś
wreszcie opracował przepis, jak zrobić udaną demonstrację, a
nawet jakaś gazetka zapowiedziała przedruk tego tekstu.
Ale były, i to liczne, głosy krytyczne. Przede wszystkim
ironiczne uwagi wywołało drobiazgowe rozwodzenie się nad
takimi oczywistymi (?) szczegółami jak: charakter imprezy,
sposób rozprowadzania ulotek, artykułowania haseł itd. Jest
to tylko częściowo słuszne, gdyż niejedna "zadyma" przybrała
charakter nieoczekiwany dla organizatorów. Dziwił też
postulat specjalnych treningów z psychologiem, socjologiem
itd. Faktycznie, "zieloni" na Zachodzie sporo czasu
poświęcają na przygotowanie się do akcji bezpośrednich, w
czasie których może dojść do wyzwolenia agresji. U nas do
niedawna (?) takie przygotowania przydatne byłyby także przed
"zwykłymi" demonstracjami, które były nieraz atakowane przez
milicję.
Zarzucano Krzysztofowi przecenianie "perfekcyjnego
profesjonalizmu", który miałby zabijać spontaniczność
uczestników akcji. Oczywiście, ale oprócz spontaniczności
potrzebne jest zdrowe minimum przygotowania i dyscypliny.
Ważne jest, aby wszyscy uczestnicy uświadomili sobie cel
akcji w której uczestniczą. Często idzie się na "zadymę", bo
robi ją lubiana firma, lub po prostu - "na zadymę". Tacy
nieuświadomieni uczestnicy to wszak "mięso armatnie".
Kolejna sprawa to wybór "lidera" - zarzucano
Krzysztofowi, że jego scenariusz sprzyja kształtowaniu postaw
przywódczych. Jest w tym sporo racji, takie niebezpieczeństwo
istnieje wszędzie, choć sądzę, że autor miał na myśli osobę
odpowiedzialną za całość imprezy, pilnującą ustalonego
wcześniej wspólnie porządku itd. Aby uniknąć "wodzowstwa"
należy po prostu dbać o rotację tej funkcji.
Najpoważniejsze zastrzeżenie to postulat bezwzględnego
podporządkowania swej osoby liderowi, nawet wbrew własnemu
sumieniu - a więc jak w wojsku!
Równie poważny zarzut, to spłycenie non-violence do
agresji wyłącznie fizycznej i werbalnej, z zupełnym
pominięciem jakże powszechnej agresji mentalnej - ten problem
rozwija właśnie poniższy tekst Mirka Pukacza.
Są tacy, którzy mówią, że stosują non-violence - ale
tylko do czasu, aż milicja zaczyna atakować! Pewnie, jeżeli
robi się akcję z takim nastawieniem, to nie sposób nie
wywołać agresji ze strony milicji!
Pozostaje mi jeszcze przedstawić eskalację środków
nacisku, wymaganą aby można było mówić o działaniu bez
przemocy:
1. Rozmowy. Nie oficjalne, prowadzone za pośrednictwem
instytucji, lecz bezposrednie, na dobrym kontakcie. Dobrze,
jeśli potrafimy zamienić je w stałe kontakty, lub nawet
utrwalić - poprzez udział w mieszanych komisjach, zespołach,
grupach roboczych (oczywiście, o ile nie narusza to naszej
tożsamości). Nasza inicjatywa i aktywny udział w pracach tych
gremiów będzie dowodem naszej dobrej woli.
2. Jeśli osoba, do której chcemy się zwrócić jest dla nas
niedostępna, możemy naszą sprawę przedstawić w ciepłym liście
otwartym. Jeśli ten ktoś zdążył już okazać nam niechęć lub
wrogość, możemy z nim rozmawiać za pośrednictwem oficjalnych
stanowisk, uchwał, rezolucji. Możemy ułożyć petycję, ogłosić
protest, złożyć skargę do administracji lub sądu. Nadal
staramy się być lojalni wobec naszych adwersaży - nie
zaprzestajemy interwencji i nie zrywamy kontaktów, o
wszystkim ich lojalnie informujemy. Nie zaniedbujemy też
informowania opinii publicznej o naszych dążeniach i
działaniach. Jeśli środkom masowego przekazu nie wystarczą
informacje, które im przekazujemy normalną drogą, możemy
urządzić pikietę lub manifestację, jeśli nie stać nas na nic
oryginalniejszego.
3. Działanie bezpośrednie bez przemocy. Środek ostateczny i
rzadko stosowany, narażający zdrowie i życie ludzkie,
wzbudzający egoistyczną jaźń i agresję, której tak dużo mamy
i bez tego.
Rodzi się pytanie - po co te ceregiele? Otóż uczciwy
człowiek powinien zakładać uczciwość przeciwnika. A więc
nawet pokojowo przeprowadzone działanie, jeśli zostało
przygotowane w "konspiracji" i bez powiadomienia przeciwnika,
na miano non-violence jeszcze nie zasługuje!
Andrzej Żwawa
I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie powtarzające się coraz
częściej ataki skinów na pokojowe demonstracje. Jak reagować
na agresję ze strony osób nie będących stroną konfliktu? (pr)
BEZ KAMIENI = BEZ PRZEMOCY?
Trudno jest pisać o działaniu bez przemocy krótko i
ogólnie. Może więc lepiej będzie, jeśli postaram się wskazać
najczęstszy sposób łamania zasady działania bez przemocy -
sposób tak popularny, że aż mało znany i uznany.
Nie każda akcja, w czasie której nie latają butelki i
kamienie, jest akcją "bez przemocy". Przemoc może objawiać
się mniej brutalnie, a niekiedy nie dostrzeżemy jej
zaistnienia bezpośrednio.
Bo przemoc, zanim zamanifestuje swe istnienie fizycznie
i dostrzegalnie, rodzi się w naszych sercach. Najczęściej jej
pierwszą postacią jest stosunek do ludzi, których określamy
mianem przeciwników (wrogów). Ludzi, których niekiedy w ogóle
nie znamy (milicjanci, urzędnicy) traktujemy z ZAŁOŻENIA
wrogo, bo to wynika z założeń akcji. Nie widzimy
możliwości i potrzeby nawiązania z nimi kontaktu. Ich zła
wola i niskie pobudki stają się aksjomatem. Zapominamy o
maksymie Gandhiego: każdy człowiek ma sumienie.
Podział my-wy powoduje, że w sferze ludzkich uczuć
wzrasta ilość emocji negatywnych: oni są naszymi wrogami, a
my ich. Jeśli sferę ludzkich uczuć wyobrazimy sobie jako
taflę wody, to negatywne emocje rozchodzą się po tej tafli
jak fale po wodzie - we wszystkich kierunkach jednakowo; a
więc, gdy wzbudzam w sobie do kogoś nienawiść, wywołuję falę
negatywnych uczuć, która dotrze prędzej czy później do
wszystkich zakątków naszej przestrzeni społecznej, wróci też
kiedyś - odbita i załamana - do mnie. I nieważny jest powód
tych negatywnych uczuć. Ani ich źródło, tzn. czy ja o kimś
źle myślę, czy on o mnie. Jeśli nastąpi jedno, nastąpi i
drugie. Dlatego protestujący w Australii przeciwko wycinaniu
lasów tropikalnych zakopują się po szyję w ziemi. Mogą wtedy
nawiązać kontakt z policjantami (którzy muszą ich odkopać),
zapewnić ich, że nie żywią do nich wrogości i rozstać się z
nimi bez urazy, która wzbudzałaby falę, "falę zła" w sferze
uczuć ludzkich.
Podziały typu my-wy powodują zbijanie się ludzi w stada,
budowanie ideologii do przyjętych postaw, powstawanie
zbiorowych jaźni, co zawsze wiąże się z narastaniem wrogości
pomiędzy ludźmi. Rzadko jednak w naszych działaniach zwracamy
uwagę, aby takich zbiorowych jaźni, bojowo nastawionych wobec
innych, nie tworzyć. Istnienie zbiorowego EGO powoduje
powstanie zbiorowego EGOIZMU. Wydaje się nam, że
jesteśmy szlachetni i dobrzy, bo myślimy nie o sobie, lecz o
SWOICH. W ten sposób nasz indywidualny egoizm znajduje
rozwinięcie w egoiźmie społecznym - zbiorowości ludzkie
zachowują się tak, jakby miały jeden mózg i jedną wolę. Każdy
z uczestników tej zbiorowej jaźni myśli poprzez swą ideologię
(powstającą w celu umocnienia poczucia racji i wyższości), a
przeciwnik? Niech zczeźnie! Im więcej ma problemów i
zmartwień, tym lepiej.
I choć do nikogo nie strzelamy, ani nie podkładamy bomb,
stajemy się sprawcami przemocy. Dlatego proponuję zmienić
używaną u nas formułę "działanie bez przemocy" na "działanie
bez szerzenia przemocy". To powinno dużo wyjaśnić. Miłośnikom
taktyki proponuję natomiast przyjęcie następujących jej
zasad:
1. Nie wzbudzaj w sobie, ani w sercach swych towarzyszy
wrogości i pogardy dla domniemanych przeciwników. Myśl za
siebie - myślenie zbiorowe to pierwszy krok do faszyzmu.
2. Staraj się utrzymywać kontakt z ludźmi, przeciw którym
działasz. Staraj się ich zrozumieć, zrób wszystko, by mieli
oni szansę zrozumieć ciebie.
3. Pozostaw przeciwnikowi honorowe wyjście z sytuacji, w
której go stawiasz. Wygrasz szybciej i łatwiej, a świat
doceni twoją szlachetność.
4. Jeśli wygrałeś, nie triumfuj i nie pastw się nad nikim.
Jeśli przegrałeś, nie dodawaj sobie męczeństwa. Jedno i
drugie rodzi faszyzm.
Tyle miłośnikom taktyki. Miłośnikom skuteczności
działania zaś, których u nas nie brakuje, chcę przypomnieć
słowa Gandhiego: "wybierz właściwe środki - a cel sam się
znajdzie".
Mirosław Pukacz
---
Jeden z punktów "Antystatutu Federacji Zielonych" mówi o
pokojowym działaniu tzn. bez przemocy i pogardy dla
przeciwnika.
Aikido - nazywane "sztuką walki bez walki" - a więc tradycja
zgoła odmienna,zaleca adeptom, żeby tak działać, aby
przeciwnik po ewentualnym pojedynku wyszedł nie jako
pokonany, ale bardziej wzbogacony, uczłowieczony. Aikido
mówi o sobie, że jest drogą zwoływania ludzi razem i jednania
ich miłością, nawet kiedy oni chcą nas zaatakować. Kiedy oni
atakują źli, to przyjmujemy ich z uśmiechem... (aż).
Okladka