"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 11 (101), Listopad '97
Trwa walka Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miasta Krakowa z resztkami dzikiej przyrody w Krakowie. Tym razem w lesie przy ul. Lilli Wenedy.
Jak podaje "Gazeta w Krakowie"*) miasto wykupiło grunty o łącznej powierzchni 16 ha. Po ich oczyszczeniu i zmeliorowaniu park przetnie sieć oświetlonych alejek. Prace, mające kosztować ok. 3 mln zł, zostaną zakończone za 2 lata. Teraz trwa wycinanie zbędnych drzew i krzewów. Przedtem królowały tam drzewa samosiejki, komary przy bagnie, śmieci dookoła i rezydenci meliny, urządzonej w szałasie.
Znowu te wstrętne samosiejki i do tego jeszcze bagno i komary. Aby czasem nie odezwali się obrońcy dzikiego życia, posłużono się także argumentem lumpów i śmieci. Wszystko to po to, aby w miejsce lasu powstał kolejny ucywilizowany (a jednocześnie ubogi przyrodniczo) park, w którym pozostaną tylko szlachetne gatunki roślin.
A może należałoby tylko pozbierać śmieci (można to było zrobić niedawno, w ramach akcji "Sprzątanie Świata"), z lumpami zrobić porządek przy pomocy policji i Straży Miejskiej i zostawić las w spokoju, aby dzieci i młodzież mogły zobaczyć coś, co przypomina prawdziwy las, a nie Planty. Pieniądze zaś, jakie wydaje się na meliorację i wycinkę - przeznaczyć na urządzenie parku (nawet takiego ucywilizowanego), na którymś ze zdegradowanych miejsc, po uprzątnięciu stamtąd gruzu, asfaltu, dzikiego wysypiska. Wygląda jednak na to, że takie śmiecio-wysypiska nie przeszkadzają władzom miasta. Im solą w oku są te drzewa i krzewy, które śmiały same wyrosnąć, bez ich decyzji i aprobaty.
*) Makijaż Lilli Wenedy [w:] "Gazeta w Krakowie" z 27-28.9.97.
Gigantomania często tylko z pozoru ułatwia życie, rychło pokazując swoje negatywne strony. Poszkodowanymi są nierozdzielnie: przyroda i ludzie.
W miejscowości Kocobędz, sąsiadującej z przejściem granicznym w Boguszowicach, planuje się budowę ogromnego parkingu o powierzchni 4 ha, przeznaczonego dla ciężarowych TIR-ów. Stało się to za przyzwoleniem stosownych (niestosownych?) władz, które nie konsultowały podjętej decyzji z mieszkańcami tamtejszych i przyległych terenów. Najbardziej wskazaną w takim wypadku formą konsultacji społecznej jest referendum. W idealnym układzie mądra władza winna nawet arbitralnie podejmować decyzje chroniące przyrodę, w sytuacji, gdy egoizm społeczności lokalnej skazuje ją na zniszczenie. Ale to raczej marzenie ściętej głowy, gdyż najczęściej jest odwrotnie, chociaż istnieje Ministerstwo Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa Wracajmy jednak do zasadniczego wątku. Otóż, nikt też ze strony czeskiej nie konsultował tej niefortunnej inwestycji ze stroną polską (chodzi mi głównie o mieszkańców). O ile wiem, nie poinformowano odpowiednio wcześniej polsko-cieszyńskiego wydziału zajmującego się ochroną środowiska naturalnego.
Parking jest tak pomyślany, że stojące na stanowiskach samochody będą na miejscu gotowe do odprawy celnej. Jednak cała ta wygoda i techniczna - tak się przynajmniej wydaje - poprawność projektu nie zmienią faktu, że skoncentrowane w wielkiej liczbie samochody ciężarowe będą zagrażały przyrodzie. Szczególnie zimą, gdy będą miały przez dłuższy czas zapuszczone silniki. Wówczas fala spalin popłynie głównie (róża wiatrów) na polską stronę. U naszych południowych sąsiadów trwa już akcja zbierania podpisów od osób przeciwnych takiemu usytuowaniu inwestycji.