"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 11 (101), Listopad '97
Od ostatniej informacji o działalności stowarzyszenia OLE (ZB nr 2(92)/97, s.47) minęło parę miesięcy, czas więc na podsumowanie naszej niedawnej aktywności.
Od początku tego roku prowadzimy bezterminową czy raczej wieloletnią kampanię popularyzacji bicykla jako środka transportu miejskiego, pod niezbyt już oryginalnym (pozdrowienia dla całej sieci "Miasta dla rowerów"!) hasłem "Gdańsk miastem dla rowerów". Na ten rok zaplanowaliśmy w ramach kampanii działania dotyczące głównie edukacji i popularyzacji rowerków, integracji ewentualnego lobby prorowerowego oraz lobbingu wśród władzach miejskich Gdańska. Z racji tego, że podeszliśmy do całej sprawy bardziej długodystansowo czy wręcz nastawiliśmy się na morderczy maraton, rozpoczęliśmy od gromadzenia we własnej bazie danych bardzo różnorodnych informacji: od banku haseł rowerowych, pomysłów na akcje uliczne, po miejską listę adresową, projektowanie logo kampanii, obłaskawianie lokalnych prasowo-medialnych bożków i tym podobne prace żmudne u tzw. podstaw. Potem przyszła pora na własne wydawnictwa i akcje uliczne.
Do tej pory odbyły się trzy duże imprezy, że tak powiem, plenerowe. Pierwszą z nich było wspólne z mieszkańcami Gdańska świętowanie Dnia Ziemi (o którym więcej w dalszej części tekstu), w trakcie którego światło dzienne ujrzał pierwszy numer biuletynu kampanijnego pod tytułem "Niezła Jazda". Kolejną akcją był oficjalnie otwierający kampanię przejazd rowerowy głównymi ulicami Gdańska, zakończony spotkaniem pod Urzędem Miejskim z prezydentem miasta i przewodniczącym Rady Miejskiej, którym wręczyliśmy nasze postulaty. Mimo kapryśno-wiosennego załamania pogody znalazło się jednak ok. stu śmiałków, którzy przy użyciu dzwonków rowerowych, gwizdków, trąbek, a nawet jednego dzwonu okrętowego dokonali rozpoczęcia kampanii Przed wakacjami udało nam się jeszcze włączyć w ogólnopolskie obchody Dnia bez Samochodu, przygotowując w centrum miasta happening dekonstrukcyjny pod hasłem "Pożegnanie z samochodem - nadchodzi era rowera", którego ofiarą padła "dość leciwa" Dacia 1300. W czasie akcji samosmród ten został najpierw publicznie zdemaskowany i odpowiednio oznaczony, jako zagrożenie dla życia miasta, zdrowia mieszkańców i swobodnej przestrzeni życiowej, a następnie zdobyty przez pojazdy nowej ery - czyli rowery, czego symbolem było wskoczenie na jego dach przez skoczka - akrobatę rowerowego. Później rozpoczęła się dekonstrukcyjna licytacja. Zlicytowano pierwsze trzy ciosy młotem w dowolną część tego fetysza współczesnej bezrefleksyjnej cywilizacji wygody. Po mającej szaleńczy przebieg aukcji uzyskano od jej uczestników sumę 50 PLN, która to zasiliła budżet naszego projektu. Równolegle odbywały się pokazy rowerów trzeciej generacji (poziomych), rowerów dziwnych, tandemów i innych bicykli nietypowych, koncert bębniarski, kolportaż literatury rowerowej, bezpłatne przeglądy techniczne welocypedów oraz darmowe opijanie się sokami owocowymi Tymbarka. Kilka tysięcy rozdanych ulotek kilku rodzajów, w tym drugiego numeru naszego biuletynu, oraz bardzo pozytywne relacje w mediach lokalnych, jak i ogólnopolskich dopełniły miary sukcesu tej akcji, kontrowersyjnej przecież z samej swej natury.
Po wakacjach nasililiśmy lobbing w urzędzie oraz nawiązaliśmy kolejne kontakty z potencjalnymi sojusznikami, przygotowując się do walki o uwzględnienie naszych postulatów wobec przyszłorocznego miejskiego budżetu. Nie rezygnujemy także z akcji ulicznych - szczegóły wkrótce!
Kontynuujemy także kampanię "Nie chcemy skończyć na onkologii" (o której celach pisałem już w ZB nr 5(71)/95, s.50; 1(79)/96, s.15; 1(91)/97, s. 11; 2(92)/97, s.47). Zachęceni kampanijnymi sukcesami w paru przypadkach, a zniechęceni porażkami w paru innych przypadkach, czyli ogólnie nastawieni entuzjastycznie, zabraliśmy się do kilku nowych spraw, wśród których znalazły się dwie duże trójmiejskie inwestycje drogowe. Są to projektowane wielopasmowe drogi mające połączyć obszar Trójmiasta leżący na nadmorskiej nizinie z trójmiejską obwodnicą położoną na wysoczyźnie morenowej. Obwodnica ta jest oddzielona od miast lasami Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Budowa wspomnianych tras spowoduje wycinkę setek hektarów lasu, zaś degradację tysięcy hektarów, które znajdą się w bliskości tych dróg po ich wybudowaniu. Dzięki ułatwieniu penetracji nasili się także presja ludzka na cały obszar TPK nawiedzanego i tak już zbyt tłumnie, jak na swoją ekologiczną pojemność. Jednak największym zagrożeniem związanym z budową kolejnych "nitek" transportowych przebiegających w tamtym (tzn. zachodnim) kierunku jest możliwość powstawania nowych osiedli mieszkaniowych w bardzo dużej odległości od centrum, dalszego rozczłonkowywania miast, urbanizacji terenów wokół obwodnicy, co skutecznie uniemożliwi rozwiązanie obecnych problemów komunikacyjnych aglomeracji, zwiększając i tak już tragicznie duży ruch kołowy. Na razie inwestycje te znajdują się na etapie dość zaawansowanych prac projektowych i zmian w planach zagospodarowania przestrzennego, które umożliwiłyby budowę. Nasze działania polegają głównie na prawnych potyczkach z urzędami, składaniu wniosków do wspomnianych planów itp. Szerzej o tej sprawie napiszę w jednym z najbliższych numerów ZB.
Inne inwestycje, z którymi chcemy w przyszłości poważniej powalczyć, to projektowane wyburzenia zabytkowych kamienic w dzielnicy Gdańska - Wrzeszczu, gdzie teren nadrzecznych dzikich ogródków i resztek poniemieckiej zieleni parkowej jest zagrożony budową trasy szybkiego ruchu oraz gigantycznego parkingu. Obecnie przeprowadzamy w tej sprawie akcję informacyjną wśród mieszkańców.
Na zakończenie tego informacyjnego serwisu znad morza chciałem napisać parę słów o tegorocznym Dniu Ziemi, który "wypadł" nam w sobotę, 26 kwietnia. Pomysł na obchody tego święta, nieco już skiepszczonego przez różnych speców od festynów (eko)konsumpcyjnych, "zdolnych" urzędników z wydziałów ochrony środowiska różnych urzędów itp. mieliśmy następujący: zróbmy dokładnie na odwrót, niż to robią "oni", a na pewno uda się nam wyczarować duszka, a może nawet ducha spontanicznej zabawy, niezobowiązującego uczestnictwa, radosnej autokreacji - czyli tego, co zazwyczaj w postaci lekkiej mgiełki unosi się wiosną w powietrzu, gdzieś nad łąkami Był tylko jeden problem - chcieliśmy naszą imprezę zrobić w samym centrum Wrzeszcza - jednej z większych dzielnic Gdańska, na placu otoczonym betonowymi straszydłami z lat 50., tuż obok najruchliwszej arterii samochodowej miasta Niemożliwe? A jednak chyba się udało. Zamiast "disko srolo" z taśmy - żywe bębny, grzechotki, tamburyny Zamiast wysokiej sceny otoczonej przez brygadę ochroniarzy - paręnaście postawionych na chodniku do góry nogami skrzynek po owocach, na które wdrapać się mógł każdy dzieciak, aby samemu pobębnić Zamiast wielkich dmuchanych gumowych zabawek - żywy konik Narcyz, na którym można było nie tylko pojeździć, ale także dać mu jeść albo pić, a nawet co pewien czas dowiedzieć się, że jeździć na razie nie można, bo Narcyz się zmęczył i odpoczywa Zamiast chemicznego fast food, na tackach i w kubkach z politetra-czegośtam - parędziesiąt kilo razowego chleba na zakwasie, zbożowych ciastek, ekomarchewki, jabłka, domowy barszcz w normalnych kubkach - wszystko to znikało w mgnieniu oka w ustach dorosłych i dzieciarni, uliczników z zaułka, jak i wypieszczonych maluchów, które trafiły tam wraz ze swoimi rodzinami w ramach wiosennego spaceru
Przechodzący ludzie przysiadali niby to na moment, aby po chwili przyłączyć się do dzikich pląsów, w które zgodnie wpadli dredowłosi młodzieńcy, młode małżeństwa, szarmanccy żulikowie, dzieciaki, organizatorzy, dziennikarze, niepełnosprawni, buddyści Pierwsze, oszołomione jeszcze słońcem motylki i żuczki, ze zdumieniem obserwowały matki z dziećmi odbijające własnoręcznie szablony; ekologów wciągających na pobliski trzymetrowy obelisk wielkiego kondoma sklejonego z reklamówek - jednorazówek Oj, działo się tego dnia we Wrzeszczu wiele dziwów, a o tym całym królestwie Chwili Obecnej - pięknego, ulotnego "tu i teraz" najwięcej wiedział zawieszony pod niebem i mający na wszystko uważanie wielki czarny szczudlarz
Dobra, odjechałem trochę, było pięknie, to se uż ne wrati, ale być może jakiś drobny ślad w ludziach pozostał. Rozeszło się parę tysięcy ulotek, głównie z zakresu praktycznych porad, jak Ziemi szkodzić mniej, dlaczego mniej konsumować, a jeżeli już konsumować, to w zielonym stylu itp. Pogadaliśmy trochę z mediami i mimo że latawce wykonane z recyklingowych materiałów nie poleciały (z braku wiatru), to nikt nie żałował wielu dni dość ciężkiej pracy. Apel do wszystkich: róbcie takie święta, mimo że z pozoru wydaje się, iż ulice są martwe, ludzie oddaleni od siebie, a ewentualny efekt krótkotrwały - to nieprawda, wszystkie ulice są nasze - a prawdziwego ekologa poznać najłatwiej po tym, że tańcząc stawia stopy tak, jakby całował nimi Matkę Bską Ziemię!
Na zakończenie podziękowania dla wszystkich, którzy wsparli finansowo lub rzeczowo naszą działalność bądź pomogli w inny sposób: dla stowarzyszenia Wrzeszczańskie Komitety Obywatelskie, Stowarzyszenia Ekologii Życia Eko-Istnienie, Ogólnopolskiego Towarzystwa Zagospodarowania Odpadów "3R", Stowarzyszenia Zdrowych Miast Polskich, Fundacji Wspierania Inicjatyw Ekologicznych, Wydawnictwa "Zielone Brygady", Okręgowego Przedsiębiorstwa Surowców Wtórnych w Gdańsku, Hurtowni Zdrowej Żywności "Radix Bis", "Kupców Dominikańskich" Sp. z o.o., agencji poligraficzno-reklamowej "Fopress Nord", specjalne podziękowania także dla Marcina "Cinka" Hyły za pomoc w fundraisingu i nie tylko.
Kampania "Gdańsk miastem dla rowerów" nie mogłaby się rozwinąć bez wsparcia ze strony fundacji Milieukontakt Oost-Europa z Holandii oraz Urzędu Miejskiego w Gdańsku. Za dotacje przekazane odpowiednio z "Activity Fund" i gminnego programu wspierania organizacji pozarządowych dziękujemy. Pełne rozliczenie finansowe z tychże dotacji zostanie przedstawione publicznie po zakończeniu projektów.
Fizyka w ostatnich latach uważana jest przez sozologów za naukę, która jeżeli może coś zrobić dla przyrody, to tylko same szkody. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat aplikacje fizyki jądrowej (bomby A, EJ) spowodowały rozległe skażenia. Dziś fizycy zadają sobie pytanie - jaką przyszłość ma fizyka i co powinna wnieść w życie zwykłych ludzi. Problematyka ta była częścią XXXIV Zjazdu Fizyków Polskich w Katowicach.
Wymienionemu zagadnieniu był poświęcony w całości wykład Herwiga Schoppera pt. Przyszłość fizyki i rola Europejskiego Towarzystwa Fizycznego. W streszczeniu przemówienia czytamy m.in.: Fizyka musi być w dalszym ciągu obecna w kształtowaniu cywilizacji, szczególnie w krajach rozwijających się. Największe jej zadania to: rozwiązanie problemu wytwarzania energii, rozprowadzania jej i oszczędzania, rozwój technik ochrony środowiska, ( ) wprowadzenie nowoczesnych metod diagnostycznych i terapeutycznych, wykorzystujących zjawiska fizyczne. Szczególnie pozytywnie przedstawiał się stosunek wykładowcy do problemu usuwania odpadów radioaktywnych. Na pokazywanych transparencjach problem ten widniał jako jeden z głównych zagadnień wymagających szybkiej interwencji i podjęcia wnikliwych badań. Pan Schopper wspomniał także o mediach, które powinny być niejako pomocą propagandową obecną podczas rozwiązywania poważnych problemów stricte naukowych.
Do aspektów natury sozologicznej nawiązywał też wykład prof. Andrzeja Hrynkiewicza. Przedstawił on szczegółową analizę rozmiarów emisji zanieczyszczeń w przypadku stosowania elektrowni węglowych. Konkluzją było stwierdzenie, iż o wiele bardziej "czyste" są elektrownie na gaz. Profesor Hrynkiewicz reprezentuje jednak już bardziej radykalne poglądy od Herwiga Schoppera. Opowiada się za budową EJ, które uważa za mniej szkodliwe od węglowych i ekonomiczniejsze od gazowych. Duża część środowiska fizyków, niestety, popiera budowę tych zakładów energetycznych. Widać zatem, że jedni badacze chcą jak najszybciej unieszkodliwić odpady promieniotwórcze, inni optują za dalszym wykorzystywaniem energii jądrowej. Ci ostatni mają silne argumenty na poparcie swoich tez. Jest zatem dużo do zrobienia w dziedzinie energetyki, szczególnie w zakresie rozwoju alternatywnych metod produkcji energii.