"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 11 (101), Listopad '97
Interesujące informacje na temat skutków regulacji rzek przyniósł "Magazyn Gazety Wyborczej". Jacek Hugo Bader podróżował śladami bohaterów Ogniem i mieczem. W 3 kolejnych częściach reportażu znalazły się różne ciekawe spostrzeżenia, także z dziedziny ekologii. Dotyczyły one skażenia radioaktywnego oraz właśnie wielkich inwestycji hydrotechnicznych na Ukrainie. Ale oddajmy głos autorowi:
W okresie radzieckiej gigantomanii cały dolny odcinek rzeki, dobrą połowę jej biegu, zamieniono w sześć ogromnych zalewów. Ostatnia zapora i elektrownia wodna powstały w 1975 r. kiedy doskonale było wiadomo, że rzece nie starczy energii na uruchomienie istniejących już elektrowni. Zgwałcony został cały rzeczny ekosystem. Pod wodą znalazły się najwspanialsze w Europie ostoje ptactwa wodnego. Wyginęły wędrujące ryby, rzeka straciła zdolność do samooczyszczania. Natomiast płytka, ale szeroko rozlana woda w upalne lata rozgrzewa się tak bardzo, że ginie w niej całe życie biologiczne. Korzyści z zalania doliny Dniepru są minimalne. Rzeka stała się spławna, do czego wystarczyłby zresztą tylko jeden zalew, ten który zatopił sławne porohy powyżej miasta Zaporoża. Ale pod wodą znalazły się najlepsze ziemie.
Był czas, kiedy w Związku Radzieckim zalewano, co się tylko da. W okresie budownictwa socjalistycznego w całym ZSRR zatopiono obszar równy terytorium Francji. Pod wodą zniknęło 165 miast. Niektóre zapory powstawały po nic albo jakby na złość. Amu-Daria w pustynnym Uzbekistanie zalała najlepsze pastwiska w kraju. Ekolodzy obliczyli, że gdyby palić w klasycznej elektrowni trawę, która rosła w tym miejscu, uzyskano by więcej energii niż ze zbudowanej elektrowni. W Kaniowie na Dnieprze woda zbierana jest przez 20 godzin na dobę, żeby elektrownia mogła pracować przez cztery godziny największego poboru mocy. Trzecia część energii uzyskana z wód Dniepru przeznaczona jest na likwidację szkód spowodowanych zalewami. Na przykład na wypompowywanie wody z kopalń w rejonie Krzywego Rogu i Dniepropietrowska.
Po ostatnich powodziach w Polsce lobby hydrotechniczne i część polityków nie wahają się wykorzystywać emocji społecznych w swojej propagandzie. W takiej sytuacji to dobrze, gdy rzetelne informacje o negatywnych skutkach regulacji ukazują się w gazetach wielonakładowych. Szkoda tylko, że nie czytamy o nich częściej.
Na podstawie: Jacek Hugo Bader, Śladami trylogii [w:] "Magazyn Gazety Wyborczej" z 26.9.97.
Rozumiemy, że na terenach południowej i zachodniej Polski, które w lipcu dotknęła powódź, potrzebne jest szybkie odtworzenie utraconego majątku narodowego i prywatnego - a więc szybka odbudowa zniszczonej lub uszkodzonej zabudowy mieszkaniowej, infrastruktury i innych obiektów w miastach i na wsi. Wiadomo, że w tym celu zasadne jest uproszczenie wszelkich procedur administracyjnych. Nie może to jednak odbywać się ze szkodą dla tych terenów i ludzi tam mieszkających lub dla ich następców.
Tereny objęte wielką powodzią są w stanie dużej nierównowagi środowiskowej, a w związku z tym cechują się dużo mniejszą odpornością na zniszczenie ich środowiska, niż to miało miejsce przed powodzią, co szczególnie odnosi się do wód podziemnych. W czasie powodzi w wielu miejscach doszło do silnej degradacji środowiska, miały też miejsce liczne jego skażenia. Bardzo istotne jest, aby w okresie odbudowy i modernizacji tych terenów nie przyczyniać się do pogłębiania niekorzystnych zjawisk oraz aby w jak największym stopniu przeciwdziałać pojawieniu się nowych zagrożeń. Z tego względu konieczne jest przyglądanie się ze zdwojoną uwagą wszelkim zamierzonym działaniom.
Tymczasem decyzja Ministra OŚZNiL z 12.8.br., pozornie ułatwiając działania związane z odbudową terenów popowodziowych, stwarza warunki do popełniania błędów, które mogą przynieść nowe zagrożenia.
Minister poprzez rozporządzenie zmieniające rozporządzenie w sprawie określenia rodzajów inwestycji szkodliwych dla środowiska i zdrowia ludzi oraz ocen oddziaływania na środowisko (Dz.U. Nr 101, poz. 634 z dn. 28.8.97) zezwala na uzyskanie na tych terenach dokumentów przesądzających o lokalizacji wielu inwestycji oraz pozwoleń na ich budowę bez wykonywania ocen oddziaływania na środowisko (OOŚ). Dotyczy to nie tylko odbudowy obiektów zniszczonych przez powódź, ale również realizacji wielu nowych obiektów. Minister zawiesił na rok działanie części przepisów rozporządzenia z 1995 r. w sprawie określenia rodzajów inwestycji szkodliwych dla środowiska i zdrowia ludzi oraz OOŚ (Rozp. MOŚZNiL z 13.5.95, Dz.U. Nr 52/95, poz. 284 oraz 96/96, poz. 446), w którym znajduje się między innymi wykaz inwestycji zaliczanych do kategorii inwestycji mogących pogorszyć stan środowiska. Dla inwestycji zaliczanych do tej kategorii podstawą uzgodnień prowadzących do uzyskiwania decyzji przesądzającej o miejscu i warunkach lokalizacji inwestycji i decyzji o pozwoleniu na budowę (gdy uzgadnia się rozwiązania projektowe inwestycji zawarte w projekcie budowlanym) są OOŚ.
W wyniku skreślenia z ww. listy wielu inwestycji będzie więc można bez oceny możliwych konsekwencji środowiskowych zezwolić na terenach popowodziowych na realizację między innymi następujących inwestycji:
Przedstawiamy tu tylko niektóre, najbardziej znamienne typy inwestycji, jakie zostały skreślone z ww. listy. Jak widać, są to inwestycje ewidentnie oddziaływujące niekorzystnie na środowisko i podczas procedury lokalizacyjnej (nawet jeżeli jest to tylko odbudowa czegoś, co dawniej w tym samym miejscu istniało) powinny bezwzględnie zostać poddane OOŚ. W warunkach polskich procedura OOŚ polega na przygotowaniu ekspertyzy określającej w miarę szczegółowo wszelkie prognozowane oddziaływania projektowanej inwestycji (zarówno negatywne, jak i pozytywne) oraz proponującej rozwiązania i środki minimalizujące negatywne oddziaływania. Procedura ta służy nie tylko do podejmowania decyzji o dopuszczeniu lub nie do realizacji inwestycji, ale również do określania warunków dopuszczenia do jej realizacji.
W stworzonej przez ministra ochrony środowiska sytuacji nie będzie się wykorzystywać również tej nauki, jaką dała nam tegoroczna powódź i nie będzie się przyglądać obiektom odbudowywanym, jak i projektowanym od nowa inwestycjom z punktu widzenia tego, jak będą one w przyszłości wpływać na zwiększenie zagrożenia skażeniami podczas nowej powodzi, na ile będą zwiększać samo zagrożenie powodziowe oraz w jakim stopniu one same mogłyby być zagrożone przez powódź podobnej skali.
Brak obowiązku wykonania OOŚ dla ww., jak i wielu jeszcze innych inwestycji skreślonych z tej listy spowoduje też, że sprawy oddziaływania hałasu nie będą praktycznie uwzględniane na żadnym etapie realizacji tych inwestycji.
Takie generalne odstąpienie od procedury OOŚ, jakie zastosowano w omawianym rozporządzeniu (i to bez wprowadzenia choćby obowiązku wypełnienia karty informacyjnej, jaka mogłaby stanowić skróconą formę wstępnej OOŚ), jest nieodpowiedzialne i lekkomyślne - wręcz szkodliwe i stanowi duże cofnięcie się Polski na drodze unowocześniania jej systemu prawnego dotyczącego problematyki ochrony środowiska. Nadmienić należy, że odstąpienie od procedury OOŚ jest niezgodne z przepisami obowiązującymi w Unii Europejskiej i procedurami Banku Światowego.
Omawiane tu rozporządzenie Ministra OŚZNiL jest też niebezpieczne z tego względu, że może być w przyszłości traktowane jako precedens, na który można się będzie powoływać przy innych okazjach i zawieszać działanie bardzo istotnego rozporządzenia z 1995 r. w sprawie określenia rodzajów inwestycji szkodliwych dla środowiska i zdrowia ludzi oraz OOŚ.
Wielki pośpiech, w jakim przygotowywano omawiane tu rozporządzenie, zaważył na jego nieprecyzyjności. A oto przykłady:
Nie sprecyzowano, co to znaczy tereny objęte powodzią w lipcu 1997 r., co stwarza niebezpieczną możliwość bardzo dowolnego stosowania rozporządzenia, choć Rada Ministrów określiła, które gminy uznano za dotknięte powodziowym kataklizmem. Od 14.8.br. obowiązują bowiem (Dz.U. 97/97, poz. 594-596 z 14.8.97) 3 oddzielne wykazy, w których określono gminy:
1) na obszarze których wystąpiła powódź,
2) na obszarze których stosuje się szczególne zasady odbudowy i remontu obiektów budowlanych zniszczonych lub uszkodzonych wskutek powodzi,
3) szczególnie dotknięte powodzią.
Podany w rozporządzeniu okres jego obowiązywania trzeba uznać za nie istniejący - zapisano bowiem od dnia 28 sierpnia do dnia 31 lipca 1998 r. Domyślać się tylko można, że chodziło o okres 28.8.97-31.7.98. Nie jest więc właściwie możliwe wykonywanie tego rozporządzenia, co stanowi jedyny optymistyczny akcent w tej sprawie.
Urzędnicy uzasadniając wycinkę drzew i krzewów nad Wisłą i nad Rudawą w Krakowie, powołują się na art. 66 ustęp 1 Prawa wodnego. Prezydent Krakowa Józef Lassota w swym piśmie1) uzasadniającym wycinkę zacytował nawet ten artykuł prawie w całości. Można powziąć podejrzenie, że prezydent Krakowa nie zawsze czyta to, co pisze, ponieważ cytowany przez niego przepis bynajmniej wycinki nie uzasadnia - z zakazu sadzenia nie można logicznie wyprowadzić nakazu wycinania. Pisałem już o tym.2) Ale to tylko jeden aspekt sprawy. Drugi omówię po przytoczeniu (pełnym) omawianego przepisu. ARTYKUŁ 66 USTĘP 1
Na obszarze położonym między wałem przeciwpowodziowym a korytem wody płynącej zabrania się wznoszenia obiektów budowlanych, składania materiałów, zmieniania ukształtowania powierzchni gruntu [podkr. moje - S. Z.], sadzenia drzew i krzewów oraz wykonywania urządzeń lub robót, które mogą utrudniać ochronę tych obszarów przed powodzią, nie dotyczy to robót związanych z regulacją i utrzymaniem wód śródlądowych.
Ustawa "Prawo wodne" została uchwalona w 1974 r., a więc prawie ćwierć wieku temu. Art. 66 ustęp 1 znajduje się w nim od samego początku.3) A zatem od 23 lat między wałem przeciwpowodziowym a korytem wody płynącej zakazane jest (o ile nie ma to związku z regulacją lub utrzymaniem wód) wznoszenie obiektów budowlanych, składanie materiałów oraz zmienianie ukształtowania powierzchni gruntu. PRAWO SOBIE
Kilka krótkich wycieczek wystarczy, aby przekonać się, że w międzywalu Wisły art. 66 ustęp 1 jest łamany. Nad rzeką znajdziemy i obiekty budowlane, i składowane materiały (czytaj śmieci). Bardziej szczegółowo pisałem już o tym.4)
Czy prezydent Krakowa, który powołuje się na prawo, poparł wycinkę nadwiślańskich drzew, pofatygował się nad Wisłę chociaż raz? Wątpię. I tym bardziej wątpię, aby uczynił to w przyszłości. Niedawno został posłem (z ramienia Unii Wolności) i - jak oświadczył5) - zamierza obie te funkcje (prezydent-poseł) łączyć. Według mnie lepiej by było, aby ograniczył się tylko do roli posła. Jako tylko-poseł mógłby przyrodzie szkodzić mniej.
1) Pismo prezydenta Krakowa Józefa Lassoty z 28.7.97 do przewodniczącego Rady Miasta Krakowa Stanisława Handzlika.
2) Stanisław Zubek, Zakaz sadzenia a nakaz wycinania [w:] "Biuletyn PKE", wrzesień '97, s.24.
3) Ustawa z dn. 24 października 1974 r. "Prawo wodne" (Dz. U. z 1974 r. Nr 38, pozycja 230).
4) Stanisław Zubek, Czy tylko drzewa przeszkadzają? [w:] ZB nr 9(99)/97, s.10.
5) Józef Lassota, Drodzy Krakowianie!, rozsyłana pocztą reklamówka wyborcza.