"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 12 (102), Grudzień '97


ZDANIEM BISKUPA…

Z Jego Eminencją ks. arcybiskupem-seniorem Bolesławem Pylakiem rozmawiamy o wegetarianizmie, ekologii i alternatywnej medycynie.

- Przede wszystkim dziękuję w imieniu własnym i Redakcji za zaszczyt i uprzejmość, jakich doznajemy od Księdza Biskupa. Jesteśmy wdzięczni za znalezienie czasu na udzielenie wypowiedzi naszej Redakcji. Spodziewamy się zatem wypowiedzi Księdza Biskupa na tematy interesujące naszych Czytelników, które będą wypowiedziami osobistymi, ale też w sposób oczywisty zgodne z nauką Kościoła, skoro przemawia hierarcha Kościoła katolickiego. Spory procent naszych Czytelników i Sympatyków to praktykujący katolicy, większość z nich jest wegetarianinami lub skłonna jest przejść na taką dietę. Czy bycie wegetarianinem jest w zgodzie z nauką Kościoła?

- Wegetarianizm to system odżywiania się tylko produktami roślinnymi. Określenie pochodzi od słowa vegetarius - roślinny. Są różne jakby szczeble wegetarianizmu: jest wegetarianizm ścisły - tylko roślinne pokarmy, ale jest też wegetarianizm jakby poszerzony, a więc można spożywać jajka, masło, mleko, produkty mleczne, nawet i ryby. Jakie stanowisko zajmuje Kościół? Człowiek musi się odżywiać, żeby żyć. Musi otrzymać składniki istotne dla życia, tzn. białko, tłuszcze, węglowodany, mikroelementy, witaminy. Teraz jesteśmy na tej Ziemi, Ziemia to jest po prostu nasza matka. Z niej czerpiemy tę żywność. Tutaj człowiek jest królem stworzenia, panem. I mamy te Słowa Boże: Czyńcie sobie Ziemię poddaną, więc właściwie wszystko na tej Ziemi jest poddane człowiekowi, czyli ma on prawo z tego korzystać. Oczywiście nie jesteśmy właścicielami tylko użytkownikami. Musimy mieć to dobro wspólne za nadrzędny cel. Jeśli chodzi o to, czy mięso jeść czy nie jeść, Kościół nie naucza, że jedzenie mięsa jest czymś złym. Tu decyduje fizjologia organizmu. W przyrodzie mamy gatunki tylko mięsożerne, tylko roślinożerne i wszystkożerne. Czy człowiek - gatunek ludzki jest mięsożerny czy tylko roślinożerny? Tak na moje rozeznanie człowiek jest bardziej roślinożerny. Organizmy niektórych, jak wynika z moich obserwacji, są bardzo nastawione na mięsożerność, innych natomiast na roślinożerność. Mój organizm, na przykład, mięsa nie lubi, ale nie twierdzę, że ktoś nie może mieć innego spojrzenia na tę sprawę, i że on źle robi jedząc mięso. Widocznie taki jest jego organizm. Tutaj właściwie każdy organizm jest trochę inny. Nie można decydować za innych, ale trzeba przyznać, że w sumie nasze społeczeństwo obyczajowo jest bardzo nastawione na jedzenie mięsa.

- Czy te obyczajowe względy tłumaczą księży katolickich, którzy mówią tak: "Jeżeli ktoś przechodzi na wegetarianizm, to grozi to zbliżeniem się do jakiejś sekty"?

- Oczywiście, że nie.

- Zatem skąd, zdaniem księdza biskupa, bierze się takie kojarzenie wegetarianizmu z sektami?

- Myślę, że to zwłaszcza te sekty ze Wschodu, z Dalekiego Wschodu. To jest dla nas pewna nowość. Zwłaszcza młodzi są zainteresowani tą nowością. Coś takiego nowego, samo w sobie, nie jest złe. Ja bym jednak tak bardzo się nie zacieśniał, iż wegetarianizm jest wyróżnikiem jakichś tam sekt. Dla mnie to kwestia medycyny, biologii, a nie światopoglądu. Fakt, że pewne sekty stawiają to jakoś bardzo skrajnie, uważam za ich błąd. Tego nie można tylko w ten sposób rozumieć.

- Ocena Księdza Biskupa - jeżeli wolno mi pozwolić sobie na komentarz - jest bardzo wyważona. Chciałbym jednak zapytać, jak Ksiądz Biskup skomentowałby telewizyjną wypowiedź jednego z księży: Jeżeli wegetarianizm motywowany jest względami zdrowotnymi, Kościół katolicki nie ma nic przeciwko. Natomiast jeżeli wegetarianizm motywowany jest względami natury etycznej, to grozi to sekciarstwem. A przecież małe dzieci - kilkuletnie wręcz - które widziały cierpienia zwierząt, nie chcą później ich jeść. Czy dziecko czy też dorosłego, który z tego powodu chce odrzucić jedzenie mięsa, można w jakikolwiek sposób potępić moralnie?

- Ocena moralna każdego czynu składa się z trzech punktów: czyn dobry musi być sam w sobie dobry, cel dobry i okoliczności dobre. Zatem tutaj: dziecko reaguje na cierpienia zwierząt - to ładnie, chociaż nie należy do końca utożsamiać cierpienia zwierząt z cierpieniem człowieka. Nie zapominajmy, że są również ludzie, którzy bardzo się rozczulają nad cierpieniem pieska, a jednocześnie zabijają nie narodzone dziecko.

Ale wróćmy do tego dziecka: sama rzecz w sobie na pewno dobra, cel też na pewno, ale okoliczności...? Jeżeli to dziecko nie otrzyma odpowiedniej ilości np. białka, to nie będzie się prawidłowo rozwijało. I tutaj matka zamożna może odpowiednio dobrać różne składniki roślinne, ale w przeciętnej rodzinie, gdzie jest kilkoro dzieci i przeważnie - na dodatek - korzystają z wyżywienia zbiorowego w szkole, nie ma ani ekonomicznych, ani organizacyjnych możliwości zorganizowania pełnowartościowego, wegetariańskiego jedzenia. Nie rozczulajmy się tutaj nad cierpieniem zwierzęcia, tylko bierzmy sobie za cel dobro człowieka.

- Zatem wątpliwość istnieje tylko w odniesieniu do tej trzeciej cechy uczynku - okoliczności, na które możemy mieć wpływ jako ludzie, jako społeczeństwo.

- Ja za pokutę mogę sobie zadać, że nie będę jadł mięsa np. w Wielkim Poście, i są tacy ludzie. To motywacja nie tylko zdrowotna, ale również religijna. Na pewno ma ona swoją wartość.

- Chciałbym poruszyć problem nurtujący mnie od lat. Sprawa cierpienia zwierząt, związku emocjonalnego człowieka ze zwierzęciem i wartości tego związku. Zostałem nauczony przez matkę takiej definicji hitleryzmu, która miała mi uzmysłowić podłość tego systemu. Opisała mi pewną praktykę, stosowaną w szkołach SS: młody adept tej szkoły śmierci musiał wychować od szczeniaka psa i jego egzaminem do późniejszego bycia mordercą było zastrzelenie owego ukochanego psa. Czyli przez negację uznawano wartość miłości człowieka do zwierzęcia, skoro uznano ten barbarzyński czyn jako wystarczający egzamin z pozbawionego moralnej refleksji posłuszeństwa. Dodajmy, że wywodzące się z bardzo różnych światopoglądowych źródeł koncepcje pedagogiczne zgodnie twierdzą, że dobrze się wychowa to dziecko, które miłości będzie się uczyło również poprzez miłość do zwierząt.

- Oczywiście. Ja przykładowo to zobrazuję. Święty Franciszek z Asyżu chyba powinien być patronem ekologii.

- Jest tak spostrzegany przez ekologów. Nie znam oficjalnego stanowiska Watykanu.

- Jego spojrzenie na świat oczyma Bożymi - Boży świat tworzący cząstkę tego kosmosu, a w tym nasi bracia zwierzęta, rośliny oraz człowiek. Oczywiście kocham cały świat i każde zwierzę, dlatego że Pan Bóg je stworzył. Toteż mam pozytywny stosunek do całości. Oczywiście jeśli będzie agresja w stosunku do zwierzęcia, to później przeniesie się ona na człowieka. I tutaj to wychowanie wnętrza, ale bez jakiejś takiej przesady, bo na przykład kiedy mnie komary dziobały, to bez wyrzutów sumienia, po prostu w obronie własnej, likwidowałem je. Tak samo w przypadku, gdy atakuje mnie jakieś zwierzę. Wtedy nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Ale czym innym jest maltretowanie czy - jak niedawno czytałem w prasie - karmienie gęsi na siłę, ażeby tę wątrobę aż jej rozsadzało. No, to jest nie tylko nieetyczne, ale powiedziałbym, że nawet jest grzechem.

- Mało tego, grzechem prowadzącym do grzechu następnego, bo do grzechu obżarstwa, bo czymże jest jedzenie takich frykasów. To nie jest zaspokajanie głodu i potrzeby utrzymania się przy życiu.

- To już jest nie tylko obżarstwo, ale zło samo w sobie. I tutaj ja może przytoczę rozmowę wielkiego człowieka - Schweitzera - filozofa, muzykologa i lekarza. Założył on szpital w Afryce - to było w czasie I wojny światowej - i operował tubylców. Pewne zoperowane części ciał wyrzucał gdzieś tam do jakiegoś zbiornika. I później podpatrzył, że ci Murzyni brali to i jedli. Ludożerstwo. Wziął na rozmowę naczelnika tego plemienia i pyta, jak to się dzieje, że człowiek je człowieka? On mu wyjaśnił: przecież oni to robią z głodu. A wy, w Europie, zabijacie siebie wzajemnie. I w imię czego? W imię głodu? I tu on miał rację, ten prymitywny człowiek. Człowiek głodny ma prawo ratować swoje życie, nawet kosztem życia zwierzęcia.

- Spójrzmy na wegetarianizm jeszcze od strony czysto ekologicznej. Gdyby świat, oczywiście nie skokowo, tylko w jakiejś perspektywie czasowej odszedł od obyczaju jedzenia mięsa, a przeszedł na obyczaj spożywania produktów roślinnych, można by było na tych samych terenach rolniczych, niemal takim samym wysiłkiem, wyprodukować 10-krotnie większą ilość jedzenia, nie byłoby problemu głodu. Ponieważ nie jest potrzebne aż tak dużo jedzenia, można by było zwolnić tempo eksploatacji Ziemi. Jakie jest zdanie Księdza Biskupa w tej kwestii?

- Na pewno człowiek - w znaczeniu ludzkość - wyżywiłby się taniej w oparciu o produkty rolne niż w oparciu o zabijanie zwierząt. Bo wyhodowanie tego zwierzęcia kosztuje więcej produktów rolnych niż bezpośrednie spożycie tych produktów przez człowieka. Niestety, decyduje pieniądz. Ponieważ jest zapotrzebowanie na szynkę, to hoduje się świnie na szynkę. A trochę otrzeźwienia jest potrzebne. Mnie się zdaje że nasze społeczeństwo jest fizycznie bardzo schorzałe, a jedną z przyczyn tego jest nadmiar spożywanego tłuszczu zwierzęcego. Jak trzeba by informować, żeby to choć trochę odniosło skutek? Złe obyczaje żywieniowe są tak głęboko zakorzenione... Człowiek wie, że coś mu szkodzi, a robi to. Wie, że papieros przyczynia się do raka, czyta o tym na pudełku, a pali. Tak samo i tu. Człowiek wie, że nadmiar tłuszczu powoduje więcej cholesterolu we krwi, że będzie miał zwężone tętnice i prawdopodobnie zawał, a kotleta rąbie. Owszem, jak ma 20 lat, to jeszcze to strawi, ale potem, powyżej 50-tki, już poniesie konsekwencje swojej głupoty. Nie chcę obrażać naszej nacji, ale my nigdy nie grzeszyliśmy nadmiarem myślenia. Mamy dużo zalet, ale emocje zwyciężają. Tu mass media mają dużo do zrobienia. Na plus powiem jeszcze to, że powstają sklepy ze zdrową żywnością. Człowiek może kupić coś zdrowego. Może czasem troszkę drożej, ale ma pewność - tu u nas w Lublinie też jest taki sklep i ja z niego korzystam - ale w Polsce takich sklepów jeszcze zbyt wiele nie ma.

- Czy Kościół nie powinien promować zdrowego rolnictwa? Wielu chłopów bardziej posłucha księdza niż agronoma.

- Ja próbowałem, kiedyś rozmawiałem z rolnikami. Tylko mówią tak. Produkt będzie droższy i teraz nasi ludzie przyzwyczajeni do dawnego stylu odżywiania będą kupować to tańsze, gorsze. A poza tym przy naszej nieuczciwości będą tacy, którzy wyprodukują zły towar i sprzedadzą go jako ten ekologiczny. Przy naszej nieuczciwości byłoby to chyba częstym przypadkiem. Mamy takie fakty. Mój brat kupował ogórki od znajomego ogrodnika. Ogrodnik mówił: To ci dam, bo to jest bez nawozów sztucznych, a to inne to na sprzedaż. To nasza nieuczciwość. Jak to uleczyć?

- Leczenie nieuczciwości to jest sprawa duchowości, to kamyczek do ogródka Księdza Biskupa.

- Owszem, owszem. Ale przytoczę przykład ziem zachodnich. PGR-y padły. Dano 300 ha ziemi siostrom. (Byli księża, którzy zrezygnowali z proponowanych im 9 lat temu 15 ha przy swoich plebaniach. Złożyło się to na jedno duże gospodarstwo). Siostry postawiły na hodowlę kóz. Mleko, sery kozie - zbyt jest. Te siostry to gwarancja gospodarowania w oparciu o uczciwość. A PGR-y były deficytowe. Tymczasem miejscowe mass media bardzo to negatywnie oceniły: Będziecie parobkami u księży - pisano. Taka była ocena, a ludzie mają pracę i widzą jej sens. To funkcjonuje do dziś. Rolnictwo ekologiczne ma przed sobą przyszłość. Na Zachodzie ma to wzięcie - ludzie kupują, bo wiedzą, co kupują; i my - wydaje mi się - w tym kierunku pójdziemy. A nasze rolnictwo musi się jakoś ratować, bo jest zagrożone, i musi przejść na rolnictwo specjalistyczne. Zatruliśmy już tę Matkę Ziemię, oj, zatruliśmy, i to dużo. Ten proces idzie dalej i dlatego ekologia ma rację.

- Wprowadzanie w życie zaleceń ekologów wymaga zmian w świadomości społecznej. Podobnie jest z medycyną alternatywną.

- Medycyna niekonwencjonalna dopełnia tej naszej szkolnej medycyny. Myślę, że przyszłość to musi być jakaś symbioza. Nasza oficjalna medycyna nie chce uznać tych innych sposobów leczenia, ale człowiek szuka zdrowia. A droga do tego może być taka czy inna. Ja osobiście byłem już chyba przeznaczony do Wieczności - brakowało mi mikroelementów. Dwa i pół roku leczono mnie tu różnymi antybiotykami, zniszczono mi wątrobę, słuch. Poprawa nastąpiła, gdy przez przyjaciół trafiłem do Szwajcarii do ośrodka lekarzy antropozofów - tam lekarz mi powiedział: Zostawmy filozofię obok. Zajmujemy się medycyną, leczymy tym i tym. Dawano mi głównie mikroelementy, bo przecież mi ich brakowało. Leki mają swoje. Sieją metale, roślina na tym rośnie i z tego robią leki. Chemii żadnej. Niedawno utworzyli wyższą szkołę medyczną w Niemczech. Będą mieli swoich lekarzy. Dotychczas to byli zwykli lekarze, tylko po pewnej praktyce. Uważam, że uratowali mi życie, raz i drugi mi pomogli - mam zaufanie do tej medycyny, która u nas jest nieznana. Dlatego po powrocie mówiłem o tym naszym lekarzom, bo uznałem, że warto. W sumie uważam, że chory człowiek szuka ratunku wszędzie, czasem nawet i lekarze szukają ratunku poza oficjalną medycyną. Choćby u nas, pod Lubartowem, jest taka zwykła kobiecina, która zestawia kości. Profesor z Krakowa miał unieruchomioną rękę - nie podaję nazwiska (znane nazwisko) - mój siostrzeniec pojechał z nim do tej Serlinki, jak ją nazywają. Obłożyła sadłem i chłop może pisać, a tak prawa ręka była unieruchomiona. Ja z kolei miałem złamany palec i lekarze mi chcieli robić operację. Palec był sztywny. Pojechałem tam do niej, obłożyła mi tym sadłem, nosiłem parę tygodni. Z góry powiedziała: Będzie trochę krzywy, ale będzie ruchomy. No i proszę bardzo - palcem ruszam. Czyli medycyna niekonwencjonalna - prosta kobiecina, no ale działa skutecznie. Wydaje mi się, że można by nieraz czegoś nauczyć się od tych "znachorów". Trochę pychy za dużo u naszych medyków. Pokora to jest zawsze jakaś cnota.

- Trochę tej pokory wobec starych, sprawdzonych metod daje się już zauważyć. Obecnie lekarze europejscy nie odważyliby się medycynę chińską nazywać znachorstwem. Są jednak takie metody leczenia, które wiążą się z pewna wiedzą o oddziaływaniu kamieni, kolorów, numerologią, astrologią. Czy Ksiądz Biskup ma wyrobione zdanie na ten temat.

- Nie tylko zdanie, ale ja nawet w pewnym sensie z tego korzystam. To nie są bajki, to są fakty. To jest nie do zbicia. Np. akupresura, akupunktura, radiestezja - to są całe gałęzie wiedzy. Na radiestezji trochę się znam. Dzięki temu ja się po prostu bronię. Mam zestaw różnych wahadeł (w Warszawie mam takiego pana Baja, który robi wspaniałe wahadła), diagnozuję - co jest, co było. "Co będzie?" - tutaj ja, niestety, nie mogę, ale są tacy. Był taki ojciec Klimuszko, miał takie uzdolnienia, ale to prekognicja.

- A jak Kościół traktuje prekognicję?

- Tego, co jest naturalne, zgodne z naturą Kościół nie może negować. Po prostu to nie jest Prawda Wiary tylko prawda fizykalna.

Wracając do radiestezji. Tylko 20% ludzi jest uzdolnionych w dużym stopniu, a dla pozostałych 80% to już jest kwestia wiary. Muszą uwierzyć temu komuś, człowiekowi, który ma taką wrażliwość. Ja nie muszę przyjmować na wiarę, bo ja wiem. Jak mam jakieś schorzenie, to się pytam. Podświadomość to jest jak ten komputer. Ona wie wszystko, co było i co jest. Jasno postawione pytanie - jasna odpowiedź, i niezawodna. Można sobie też pomagać specjalnym wahadłem. Oczywiście kto nie jest wrażliwy, to dla niego może to być bajka, ale rzadko spotykam ludzi absolutnie niewrażliwych. Na tym się znam i nieraz w kręgu moich przyjaciół ktoś mnie prosi o pomoc. Ksiądz nie mógł spać, pojechałem. Stwierdziłem, że łóżko było na skrzyżowaniu linii geopatycznych. Przesunął o metr i śpi dobrze. Trzeba tu diabła szukać? To jest fakt. Dzisiaj to już taka cywilizacja. Nie możemy się już od niej, zwłaszcza od tych różnych szkodliwych promieniowań, naturalnych czy sztucznych, tak łatwo odizolować. Np. telewizory czy komputery powinny mieć jakieś urządzenia, żeby zlikwidować szkodliwe pole, które emitują. Giną ludzie - nie wiedzą dlaczego. A tu trzeba im otwierać oczy. Człowiek ma prawo się bronić. Ja w kręgu bliskich to pomagam, ale tak szerzej to nie, bo dla wielu ludzi to jest czarna magia. No i gadaj z takim. Mówię im, otwieram oczy - nie korzystają, to już ich sprawa. A przecież w wielu przypadkach pomogłem i to jest namacalne. Proszą mnie znowu. Pojechałem do pana inżyniera, żona nie mogła spać. Spała na złym miejscu. Z tego miała zablokowane czakramy i meridiany. To jest właśnie antropologia chińska. Odblokowałem i od razu organizm czuje się lepiej. Zaczyna oddychać tą energią. Blokady mogą mieć przyczynę fizykalną, przyczyną może też być nawet przeżycie psychiczne bądź trwały stres. To są energie biowitalne. To nie jest nawet elektromagnetyczne. To nasz profesor ksiądz Sedlak sprowadzał życie do tych energii, ale ja mu kiedyś powiedziałem, że to jest coś innego. Bioenergia to jest energia zupełnie inna niż pozostałe i czasem nie jest uchwytna przez przyrządy, które są przystosowane do chwytania tych innych, a przecież ona jest. Człowiek oddycha, a nie wie nawet czym.

- Proszę Księdza Biskupa, z wielkim żalem pozwalam sobie przerwać te refleksje. Mam nadzieję na kolejną rozmowę - ukierunkowaną na osobiste przemyślenia i doświadczenia związane z radiestezją. W najbliższym, świątecznym numerze mamy możliwość dać jedynie w miarę zwięzły materiał z naszej rozmowy.

- Życzę zatem Waszym czytelnikom i współpracownikom, żeby każdy był na swojej drodze, żeby maksymalnie wykorzystał czas, który jest darem Boga i który niewykorzystany już nie wraca. A człowiek jest stworzony, żeby dokonał jakiegoś dobra. Ściślej - biorąc teologicznie - to Pan Bóg dokonuje przez Człowieka. To jest Łaska Boża, zwłaszcza w dziedzinie nadprzyrodzonej. Bez tego nasze działanie nie ma sensu. Naturę Bóg stworzył piękną i mądrą, a człowieka z tej natury, aby stworzył kulturę i aby tę naturę jeszcze dopełnić. Niestety, czasem nie tworzy kultury, a antykulturę i niszczy tę Matkę Ziemię, Matkę Przyrodę. To jest nasza tragedia, w pewnym sensie tragedia naszego czasu. Niszcząc środowisko, niszczymy siebie. Życzę tej radości Dzieci Bożych, bo jeśli człowiek ma tę harmonię w duszy, w sercu - to jakoś wtedy promieniuje i na przyrodę, i na świat. Świat się staje lepszy i to jest naszym powołaniem. Tego życzę także i sobie.

- Dziękujemy za rozmowę i odwzajemniamy życzenia.

rozmawiał Jan Korczak-Horodyski
Lublin, 22.11.97
ANGIELSKI HUMOR?

Pewnego razu George Bernard Shaw (słynny wegetarianin, pisarz, laureat Nagrody Nobla), mający zawsze bardzo smukłą i szczupłą posturę, spotkał się z Winstonem Churchillem (premierem Wielkiej Brytanii, pisarzem i także laureatem Nagrody Nobla), człowiekiem dość korpulentnym i otyłym. Rozmowę zaczął Churchill, który na powitanie Shawa powiedział:

- Wyglądasz, jakbyś przyjechał z rejonów dotkniętych klęską głodu!

Na co Shaw odpowiedział:

- A Ty wyglądasz, jakbyś spowodował ten głód.

Roman Rupowski

Ł Anegdota opowiedziana przez dr. Philipa Martina podczas konferencji American Natural Hygiene Society (12.7.94).


"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 12 (102), Grudzień '97