"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 1 (103), Styczeń '98


RZEźNIK-MORDERCA
RELACJA Z MIEJSCA ZBRODNI

Jestem istotą wrażliwą, współodczuwającą. Nie gaszę w sobie spontanicznych emocji, naturalnych odruchów i odczuć; nie tłumię instynktownych zachowań i reakcji. Dlatego nie będę silił się na wyważony obiektywizm; kiedy leje się krew, nie uznaję żadnych "za" i "przeciw", tak pożądanych przez antropocentryczne umysły. Jeżeli mam być obiektywny - zgoda, ale będę reprezentował obiektywizm postrzegany z perspektywy świni, której śmierć dzisiaj oglądałem. Zza firanki w oknie widziałem wszystko…

Najpierw gospodarz przygotował niezbędne narzędzia i sprzęt. O mur oparł siekierę, porozkładał miski i miseczki; rzeźnik dopalił papierosa. Razem weszli do chlewa. Po chwili wyprowadzili z niego świnię - rzeźnik ciągnął ją na sznurku, gospodarz popychał. Przywiązali ją do metalowego kółka w murze przy pomocy sznurka, który - przywiązany z kolei do jej tylnej nogi - naciągnęli tak, że świnia musiała stać na trzech. Chyba poczuła, o co chodzi, bo zaczęła kwiczeć i wyrywać się. Rzeźnik ciągnął ją za uszy, gospodarz za sznurek - w końcu ustawili ją, jak chcieli. Wówczas ponownie zniknęli w chlewie. Świnia zaczęła ryć ziemię - może siliła się na normalność, a może po prostu miała jedyną w życiu okazję, by zrobić to, co normalnie powinna robić świnia. Nie wiem. Wkrótce gospodarz i rzeźnik powrócili. Rzeźnik złapał siekierę i stanął nad świnią. Oboje znieruchomieli: świnia zastygła w nerwowym bezruchu, rzeźnik uniósł do góry siekierę i mierzył. Sekunda, dwie, pięć… Siekiera runęła, jej tępa strona zadudniła na świńskiej czaszce. Świnia upadła na przednie nogi, zakwiczała. Podniosła się. Drugie uderzenie powaliło ją na bok. Niezdarnie próbowała znowu się podnieść, lecz kolejne ciosy sypały się jeden za drugim. W końcu, gdzieś po siódmym uderzeniu, nie próbowała już. Leżała na boku i drżała - cała dygotała. Rzeźnik odrzucił siekierę i przyklęknął na jej ciele; gospodarz podał mu nóż, zaś sam sięgnął po miskę. Rzeźnik wbił ostrze w podgardle świni i rozpruł ją - krew polała się do miski. Świnia już nie żyła.

Zza firanki w oknie widziałem wszystko…

I cóż wy na to, mięsożercy? Że potrzebujecie białka? Że to dla waszego dobra? Że takie jest życie? Żałosne argumenty. Że lubicie szynkę? Ten jest cyniczny, ale za to szczery. A rzeźnik? Co z nim? Taka praca, powiadacie, ktoś to musi robić. Jedni są piekarzami, inni - hydraulikami, a jeszcze inni rzeźnikami. Nigdy w to nie uwierzę! Wy sami pewnie też nie jesteście tak do końca przekonani. Rzeźnik to morderca, zaś jego dzieło to okrutna zbrodnia. Natomiast mięso na waszych talerzach to wasz w niej udział, mięsożercy.

Kiedy przymknę powieki ciągle widzę ten sam obraz: siekiera zatacza łuk i uderza w świński łeb. Świnia upada. Kolejne ciosy. W ruch idzie nóż i wkrótce miski pełne są świeżej, parującej krwi. I ten dramatyczny, beznadziejny opór świni; jej desperacka próba ucieczki, panika, strach.

W osobie rzeźnika można dostrzec cały przemysł mięsny - bez skrupułów, zdolny do każdej zbrodni, z wygaszoną wrażliwością. Zaś społeczeństwo uosobione jest przez gospodarza - żądny mięsa zleceniodawca, okrutny sędzia.

Rzecz działa się w małej wsi, takiej jakich tysiące. Gospodarz jest sąsiadem mojej babci, zaś rzeźnik pochodzi z okolicy. Ma dużo zleceń, ponieważ cieszy się opinią dobrego fachowca.

Radosław Sawicki
Chojnice, 15.11.97

PS

Żeby nie było wątpliwości - jest to historia autentyczna. Zdarzyła się dzisiaj rano, a ja byłem jej świadkiem.

WEGETARIANIE A PRACA ZAWODOWA

Wegetarianizmu nie da się oddzielić od całego naszego życia, a tym bardziej od życia zawodowego. Nie można być wegetarianinem do południa, a po południu iść do pracy w rzeźni. Od jakiegoś czasu zdaję sobie sprawę, że jest to kluczowy problem dla ruchu ekologicznego. Problem ten pośrednio jest również poruszony w znakomitej książce Richarda Nelsona Bollesa Spadochron.

Richard Bolles zajmuje się udzielaniem porad osobom poszukującym pracy. Znalezienie pracy nie jest wcale problemem. Nie stanowi problemu nawet znalezienie dobrze płatnej pracy. Sam niedawno otrzymałem propozycję bardzo intratnego stanowiska (5 tys. zł/m-c) w pewnej sieci fast food, a jakiś czas później propozycję kierowniczego stanowiska w dużej firmie zajmującej się handlem preparatami farmaceutycznymi. Choć biedę ciężką klepię - oczywiście odmówiłem.

Bardzo mało ludzi zastanawia się, co będą robić w przyszłości. A jest niezmiernie ważne, aby nasza przyszła praca była w pełni etyczna. Może ktoś powiedzieć: "No dobrze, ale ja nie zamierzam pracować w rzeźni. Studiuję prawo". Ale pomyśl, co będziesz robił! Prawo sądowe? A gdy dzięki Tobie skaże się jakąś osobę na śmierć, a ona będzie niewinna pomimo "niezbitych dowodów" jej winy? Prawo gospodarcze? A czy doradzisz firmie handlującej mięsem, jak zmniejszyć koszty jej działalności i sprawisz, że handel mięsem stanie się bardziej opłacalny? Prawie każdy zawód ma takie momenty. Zastanów się już dzisiaj. Aktywiści sprzed wielu lat nie zastanawiali się nad tym i… już nie są dzisiaj aktywistami. Poszli na kompromis. I jeśli zastanawiasz się, dlaczego ruch ekologiczny nie zwiększa swojej liczebności pomimo faktu, że każdego roku włącza się do niego ok. 10 tys. nowych osób - oto masz odpowiedź!

Ekologia nie ma żadnych szans przetrwania, jeśli nie będzie życiem codziennym, a życie codzienne nie będzie ekologią. Bolles jeden z rozdziałów swojej książki poświęca zagadnieniu Jak odnaleźć swoją Misję do spełnienia w życiu. Chodzi o to, aby nasza przyszła praca dawała nam nie tylko spełnienie zawodowe, ale także radość i satysfakcję, że robimy jednocześnie coś dla dobra innych istot i całej Ziemi. Główną przeszkodą w znalezieniu naszej własnej Misji - powiada Bolles - jest poszukiwanie pracy oddzielone od naszej filozofii, religii, przekonań. Praca, która nie daje nam najgłębszej satysfakcji duchowej, jest pracą wyobcowaną (co zauważył już Karol Marks). To nie ona nam służy, ale my służymy pracy. Praca staje się wtedy kamieniem młyńskim przywiązanym do naszych nóg; zmusza nas do wykonywania czynności, które nas zupełnie nie interesują. W konsekwencji poświęcamy swój czas, wysiłek i najlepsze lata swego życia na coś, co "nie jest nasze". Dlatego Bolles powiada: Miejscem, do którego powołuje cię Bóg, jest to miejsce, gdzie twoja satysfakcja spotyka się z najgłębszą potrzebą świata.

Znalezienie etycznej i satysfakcjonującej pracy zmienia całkowicie nasze życie. Praca staje się naszą misją. Profity finansowe stają się efektem ubocznym; mamy poczucie, że prawdopodobnie wykonywalibyśmy tę pracę nawet wtedy, gdyby nie wiązała się ona z żadnym wynagrodzeniem. Żyjemy dla tej pracy, bo ta praca jest naszym życiem. Nasza egzystencja nabiera sensu, mamy poczucie, że zostaliśmy na tym świecie do czegoś powołani, że musimy zrobić jakąś ważną rzecz. Samo istnienie nie ma żadnego sensu. Istnieje także kamień na drodze. Ważne jest wypełnienie tego istnienia jakąś treścią. Żyje się nie dlatego, że się żyje; żyje się po coś! Bolles streszcza to w zdaniu: Żyć tak długo, jak wymaga tego nasza Misja. Jako że ekolodzy mają bardzo dużo do zrobienia, każdy z nas musi się starać żyć bardzo długo, a co za tym idzie - prowadzić zdrowy tryb życia. Pamiętaj, że gdy będziesz miał 120 lat, musisz nadal prowadzić swoją kampanię. Nikt za Ciebie tego nie zrobi. Świat Cię potrzebuje!

Wierzymy, że nie jesteśmy jednym z niezliczonych ziarenek piasku na plaży zwanej ludzkością, zagubionym w pięciomiliardowym tłumie, lecz że Bóg powołał nas do życia i postawił w tym miejscu z jakiegoś unikalnego powodu: abyśmy mogli wnieść do Życia na Ziemi coś, czego nikt inny nie może wnieść w dokładnie ten sam sposób. Gdy więc poszukujemy poczucia Misji do spełnienia, chcemy się przekonać, że świat jest przynajmniej trochę bogatszy, gdy jesteśmy na nim i będzie trochę uboższy, gdy z niego odejdziemy.

Każdy bystry obserwator ludzkiej natury zrozumie, co mam na myśli, mówiąc, że ludzie którzy odnaleźli swoją Misję do spełnienia, odczuwają bardzo szczególny rodzaj radości "której nikt nie może im odebrać". Wspaniałą rzeczą jest odczuwać, że poza jedzeniem, spaniem, pracą, przyjemnościami, może małżeństwem, posiadaniem dzieci i starzeniem się, zostałeś posłany na Ziemię w jakimś specjalnym celu, i że możesz do pewnego stopnia wiedzieć, jaki to cel.

Robert Surma

R. N. Bolles, Spadochron. Praktyczny podręcznik dla osób planujących karierę, szukających pracy i zmieniających zawód, FISE, Warszawa 1993.

JAK ZLIKWIDOWAĆ PEWIEN BAR
"INNY NIŻ WSZYSTKIE"?

Demonstrujesz, pikietujesz, edukujesz… blokujesz kasy, rozdajesz ulotki… być może nawet przeprowadziłeś jakąś akcję prawieże-bezpośrednią. I co? Nie aresztowano Cię? Nie nasłano mafii? Nikt się tym nie przejął, a najmniej sami szefowie sieci tych barów? Jeśli tak (a jestem pewien, że tak), to jesteś w najlepszym punkcie, aby przeprowadzić małą refleksję nad swoim dalszym postępowaniem.

Jeśli nie spotkała Cię żadna niemiła konsekwencja Twojej walki z tym barem, to po prostu znaczy, że Twoje działania nie zostały przez tę korporację uznane za szkodliwe dla jej istnienia. To z kolei znaczy, że Twoje działania rzeczywiście są takie. Być może będzie to dla Ciebie bolesne, co teraz powiem, ale prawda jest taka, że ta korporacja zupełnie Cię zignorowała. I słusznie! Zapewniam Cię, że gdybyś naprawdę zagroził jej interesom, zareagowałaby natychmiast. Tymczasem jej szefowie wiedzą, że zupełnie im nie zagrażasz; że to co robisz, to tylko dziecinna zabawa. I tak rzeczywiście jest. Spójrz prawdzie w oczy, czyli spójrz, ilu ludzi wchodzi do tych barów zjeść zwierzęta, nawet wtedy, gdy odbywa się przed nimi pikieta.

Jeśli nadal chcesz robić to, co robiłeś do tej pory; jeśli chcesz miotać się w starych paradygmatach i patrzeć, jak ta korporacja wspaniale rozwija się, jak zakłada wciąż nowe filie - to możesz sobie podarować dalszą lekturę. Jeśli jednak chcesz naprawdę przyczynić się do likwidacji tej korporacji, przemyśl moją metodę działania. Być może spodoba Ci się (a jak nie, to nie).

Kilka razy już o tym pisałem w różnych periodykach, że jedyną realną metodą zmiany tego świata jest konsumeryzm, a nie edukacja, prawo, mistycyzm. Tylko ekonomia może coś zdziałać! Osobiście nie podoba mi się ten fakt; chciałbym, aby było inaczej, ale uczciwość nakazuje mi stwierdzić jeszcze raz: tylko ekonomia ma realny wpływ na kształt świata. W takim układzie tylko uwarunkowania ekonomiczne mogą doprowadzić tę korporację do upadku lub całkowitej zmiany profilu. Chcę przez to powiedzieć, że tylko konkurencyjna sieć barów fast food jest prawdziwym zagrożeniem dla znienawidzonej przez nas sieci.

Mój pomysł polega więc na stworzeniu sieci barów fast food, gdzie zamiast wołowiny wykorzystano by sojburgery; a zamiast kubków plastykowych - opakowania roślinne. Czy ten pomysł ma szansę powodzenia? Oczywiście!

Wszelkie kosztowne badania socjotechniczne przeprowadzono już za Ciebie! Możesz za darmo korzystać z tej wiedzy. Interes taki jest "skazany" na powodzenie. Większość ludzi jest bowiem zwolennikami idei fast food. Praktyka to potwierdza! Na brak klientów nie będziesz więc narzekać. Pamiętaj tylko o tym, aby skopiować cały zastany mechanizm sieci fast food. Jedzenie ma być podawane szybko, opakowania mają być kolorowe, a reklamy kretyńskie. Szkodliwe konserwanty (byle nie pochodzenia zwierzęcego) możesz zostawić. Ludzie wiedzą o ich istnieniu i nadal korzystają z tych sieci, co świadczy o tym, że "kochają" te rakotwórcze paskudztwa. Pamiętaj także o odpowiednim urządzeniu pomieszczeń: "zabawne" maskotki, ślizgawki, pomieszczenia dla solenizantów itp. Jeśli zastosujesz się do tych wszystkich wskazówek, Twój interes na pewno wypali. Praktyka to potwierdza!

Jakie mamy z tego korzyści? Idea fast food będzie realizowana, ale nie będą cierpieć zwierzęta ani Ziemia. Co najwyżej sami konsumenci, ale to na własne życzenie i w znacznie mniejszym stopniu. Twoja sieć będzie o tyle bardziej konkurencyjna od pozostałych, że ściągniesz klientów, którzy boją się zarażenia chorobą wściekłych krów itp. Tak więc klienci mają to, czego chcieli, a ruch animalistyczny ma gigantyczne pieniądze do swojej dyspozycji, które może odpowiednio wykorzystać. Wilk syty i owca cała.

Tak więc obecna korporacja będzie miała dwa wyjścia: albo zostanie wyparta przez konkurencję (nasze fast foods) i zbankrutuje, albo przestawi się na analogiczną produkcję sojburgerów. W obu przypadkach nasz cel będzie osiągnięty.

Pamiętaj: każda korporacja zaczynała kiedyś od zera. Zawsze trzeba zrobić pierwszy krok. Nie wiem, jak się na to zapatrujesz, ale ja, choć nie jestem miłośnikiem fast food, postaram się w przyszłości zrealizować ten pomysł. Być może się nie uda, ale być może…

Robert Surma

ZWIERZĘ JEST TYLKO RZECZĄ
I RZECZĄ POZOSTANIE

Wielkie nadzieje wiązał ruch ekologiczny z nową ustawą o ochronie zwierząt. Pamiętam jak rok temu pani prezes łódzkiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami przekonywała mnie, jakie to szczęście spotka wreszcie polskie zwierzęta wraz z wejściem w życie nowej ustawy.

Jako przykład podała walki psów.1) Wiem, gdzie się takie walki odbywają - mówiła - ale gdy kiedyś chciałam się tym zająć, zaczęłam odbierać dziwne telefony, w których grożono pobiciem mojego syna. Poza tym taką sprawą mogło zająć się najwyżej kolegium, które zwykle w przypadkach dotyczących zwierząt sprawę umarza. Dlatego właśnie potrzebujemy nowej ustawy, wreszcie będzie można postawić tych okrutników przed sądem! Wierzyłem jej wtedy, chociaż nie bardzo rozumiałem, dlaczego jeśli kolegia umarzają, to sądy nie będą. Ale wierzyłem i na nową ustawę czekałem.

Dzięki kilkuletniej kampanii "Zwierzę nie jest rzeczą" Sejm na jednym z ostatnich posiedzeń II kadencji ustawę przyjął. Jaka ona jest, każdy może poczytać w Dzienniku Ustaw Nr 111,2) a wcale nie wygląda dobrze.3) Niemniej jest, co należałoby wykorzystać. Kiedy więc przeczytałem w lokalnej gazecie artykuł o walkach psów, w którym autor wymienia podłódzkie miejscowości, w jakich takie walki można obejrzeć, postanowiłem działać. Przecież obowiązuje już nowa ustawa wyraźnie zakazująca podobnej krwawej rozrywki. Poza tym nie mam syna (ani córki, ani żony). Dlatego jak pomyślałem, tak zrobiłem i napisałem doniesienie do prokuratora. Co się dalej wydarzyło? Oto krótka historia sprawy:

8.11.97 (rano) - "Dziennik Łódzki" publikuje artykuł Psi ring opisujący dość dokładnie proceder organizowania walk psów w Łódzkiem.

8.11.97 (wieczorem) - ODE "Źródła" składa w tej sprawie doniesienie do Prokuratury Wojewódzkiej (z racji, iż w artykule wymieniono kilka miejscowości).

14.11.97 - Prokuratura Wojewódzka przekazuje sprawę do zbadania odpowiednim prokuraturom rejonowym.

25.11.97 - jako pierwsza odpowiada Prokuratura Rejonowa w Zgierzu. Prokurator Jarosław Szubert odmawia wszczęcia postępowania przygotowawczego z racji, iż organizowanie walk psów jest tylko wykroczeniem, a nie przestępstwem.

30.11.97 - ODE "Źródła" składa zażalenie na decyzję zgierskiej prokuratury, ponieważ z publikacji w " DŁ" wynika, iż psy biorące udział w walkach poniosły śmierć, co jak najbardziej jest przestępstwem (art. 33 i art. 35 ust. 1 i 2 ustawy o ochronie zwierząt).

13.12.97 - ODE "Źródła" przypomina pabianickiej i widzewskiej prokuraturze, że mimo upływu miesiąca nie zareagowały na doniesienie.

25-26.12.97 - mijają Święta…

Ponieważ przed nami jeszcze Nowy Rok, potem Boże Narodzenie prawosławne (a dlaczegóżby prokuratorzy mieli nie być akurat prawosławni? Grudniowe opóźnienie to zapewne efekt święta Chanukah), potem ludzie wyjeżdżają w góry na narty - jest więc szansa, że koło Wielkanocy jakaś odpowiedź z prokuratury do mnie dotrze. Oczywiście na bieżąco będę informował czytelników ZB, jak również w Internecie na GreensPLu i pl.soc.zieloni

Rzecz jednak wymaga pewnego komentarza. Wszyscy (no, prawie wszyscy4)) cieszyliśmy się, że jest już nowa ustawa o ochronie zwierząt. Rzeczywiście, czytając ją można znaleźć kilka ciekawych rzeczy: "zabrania się tego", "zabrania się tamtego", "to jest zakazane", "tamto jest karalne" etc. Tymczasem w czasie prac nad ustawą zapomnieliśmy (my - obrońcy zwierząt) o najważniejszym - o przepisach wykonawczych. Bo cóż to znaczy "zabrania się"? Okazuje się, że największe znaczenie dla całej ustawy ma roz. 11 Przepisy karne.5) Artykuły 35 i 36 precyzują, łamanie których zakazów ustawy jest przestępstwem, a art. 37 określa, co jest wykroczeniem. Zrobiłem eksperyment - na czerwono zaznaczyłem te wszystkie artykuły w ustawie, których łamanie jest przestępstwem, a na niebiesko te, których naruszanie jest wykroczeniem. I co? Zrobiło się niebiesko! Tresura, uwięzi, przeciążanie, okrutne widowiska, drastyczne sceny, preparowanie, transport, doświadczenia na zwierzętach - wszystko niebieskie! Na czerwono mam zaznaczone jedynie bardzo ogólny art. 6, nie mniej ogólne art. 336) i 34 oraz, co najdziwniejsze, art. 26 mówiący o nielegalnym przewożeniu przez granicę niektórych zwierząt bez zezwolenia. I to wszystko! Oczywiście w "zaniebieszczeniu" ustawy nie byłoby nic złego, gdyby tylko ktoś się takim "łamaniem prawa" przejmował. A że się nie przejmuje, widać powyżej.

Tak więc mimo nowej ustawy jest równie źle jak było, a nawet gorzej, a zwierzę w Polsce już na wieki pozostanie tylko rzeczą i niczym więcej.

Krzysztof A. Wychowałek "Xpert
kaw@mle.most.org.pl

1) Porównaj: Piotr Szkudlarek, Nowa ustawa a nawyki stare [w:] ZB nr 9(99)/97, s.49; zwłaszcza zob: Piotr Szkudlarek, Nowa ustawa - i co dalej? [w:] ZB nr 2(92)/97, s.40.

2) Również w wydanej przez Wydawnictwo ZB książce My, zwierzęta (jest tam też tekst rozporządzenia prezydenta z 1928 r. - warto przeczytać i porównać) oraz w kwartalniku "Psubraty" nr 5/6, a także w Internecie, na stronach Sejmu http://www.sejm.gov.pl lub "Psubratów" http://ikar.t17.ds.pwr.wroc.pl/~pga/psubraty/.

3) Żeby znów nie było nieporozumień, wyjaśniam: nie neguję i doceniam wysiłki SEK Klub "Gaja", mające na celu doprowadzenie do uchwalenia dobrej ustawy o ochronie zwierząt. To nie kampania "Gai" była kiepska, tylko ustawa jest kiepska. Nie można za jej kiepskość winić obrońców zwierząt! Gdyby nie "Gaja", z pewnością nowej ustawy nie byłoby wcale - ale czy byłoby to lepsze dla zwierząt czy nie - to już nie mnie sądzić.

4) Zob. Krzysztof Wychowałek, Lepszy rydz niż nic? [w:] ZB nr 1(91)/97, s.66.

5) Akurat nad tym rozdziałem jakoś sporów posłowie kontra ekolodzy nie pamiętam! Największa bitwa była o art. 12 pkt 4 (tucz gęsi i kaczek na stłuszczone wątroby), który - oczywiście - też mam zaznaczony na niebiesko.

6) Przy okazji: art. 33 jest nie tylko sprzeczny ze zdrowym rozsądkiem przeciętnego Polaka (zakazuje m.in. wędkarstwa), ale również np. z ustawą Prawo łowieckie.


"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 1 (103), Styczeń '98