"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 1 (103), Styczeń '98
Oddrzewianie i odkrzewianie rzek jest w Polsce (obok zaporyzacji i regulacji) głównym konceptem przeciwpowodziowym. Wszystkie te koncepta są niesłuszne i przestarzałe, a regulacje wręcz prowokują i potęgują powódź. Ale o tym kiedy indziej. Zamieszczony niżej cytat mówi o niesłuszności i przestarzałości wycinek nadrzecznych. Tak ze względów ekologicznych, jak i ekonomicznych (!). Pochodzi z wydanej przed 15 laty (w 1982 r.) przez Państwowe Wydawnictwo Naukowe książki1) prof. Tadeusza Szczęsnego Ochrona przyrody i krajobrazu.
Prostowanie koryt potoków i rzek przyczynia się nie tylko do przekreślenia walorów naturalnego piękna krajobrazu, lecz pociąga za sobą także ujemne skutki gospodarcze. Z zabiegami takimi wiąże się najczęściej usuwanie zadrzewień, a nawet wycinanie lasów nadbrzeżnych, co prowadzić może do zaburzenia lokalnych warunków bilansu wodnego doliny rzecznej oraz do obniżenia produkcyjności gleby i zmniejszenia plonów. Zadrzewienia i zakrzewienia nadbrzeżne przyczyniają się do zwiększenia retencyjności i umocnienia brzegów. Panujące do niedawna poglądy, propagowane przez zwolenników stosowania środków technicznych i rozwiązań inżynierskich przy regulacji cieków rzecznych, zalecające usuwanie zadrzewień i zakrzewnień nadbrzeżnych, stały się obecnie przestarzałymi i niesłusznymi w świetle uzyskanych doświadczeń.
Głównym pomysłodawcą i sponsorem (wycinkarze nie pracują społecznie!) jest państwo, a ściśle biorąc dwa ministerstwa - Ministerstwo Rolnictwa i Ministerstwo Ochrony Środowiska, których to dwa wyspecjalizowane urzędy - WZMiUW2) (melioranci) i ODGW3) (hydrotechnicy) administrują naszymi rzekami. WZMiUW podlegają Ministerstwu Rolnictwa, a ODGW Ministerstwu Ochrony Środowiska.
To, że wycinki nadrzeczne realizują urzędnicy Ministerstwa Rolnictwa, może dziwić mniej. Ostatecznie w tym ministerstwie mogą pracować wyłącznie specjaliści od ziemniaka i kapusty, a od ochrony środowiska może nie być tam żadnego. To jednak, że wycinkę realizują urzędnicy Ministerstwa Ochrony Środowiska, musi dziwić bardzo. Przecież przynajmniej jeden specjalista od ochrony środowiska powinien tam pracować. I powinien się dokształcać. I być na bieżąco. Książka, z której cytat zamieściłem wyżej, została wydana (przypominam) 15 lat temu, była szeroko dostępna (nakład 20 tys. egzemplarzy), jest podręcznikiem akademickim, a jej tytuł (przypominam) brzmi Ochrona przyrody i krajobrazu.
1) Tadeusz Szczęsny, Ochrona przyrody i krajobrazu, PWN, wydanie IV zmienione i uzupełnione, Warszawa 1982. Cytat pochodzi ze s.70.
2) WZMiUW = Wojewódzki Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych.
3) ODGW = Okręgowa Dyrekcja Gospodarki Wodnej.
Odpowiedź na pytanie: czy zmiana ustawy o ochronie i kształtowaniu środowiska, uchwalona 29.8.97, pogarsza sytuację drzew i krzewów w międzywalach rzek.
Odpowiedź na postawione pytanie nie jest do końca jednoznaczna. Przyjąć należy, że do osłabienia takiej ochrony nie doszło, choć zapewne takie właśnie były intencje ministerialnej administracji. Zwrócić należy uwagę na kilka aspektów.
1. Zasada wyrażona w nowym art. 48a, wprowadzonym do ustawy o ochronie i kształtowaniu środowiska nowelą z 29.8.97, stanowi, że przepisów ustawy dotyczących usuwania drzew i krzewów, pobierania opłat i wymierzania kar nie stosuje się (m.in.) w przypadku drzew i krzewów usuwanych z wałów przeciwpowodziowych i międzywali, jeżeli obowiązek ich usunięcia wynika z odrębnych przepisów. Kluczem do zrozumienia tego przepisu są zatem sytuacje, w których przepisy szczególne zobowiązują do usuwania drzew z wymienionych obszarów. Ustawa - Prawo wodne - w żadnym z artykułów nie przewiduje takiego obowiązku. Mowa jest tylko o obowiązku utrzymania wód śródlądowych (art. 80 ust. 1), który polega na zachowaniu lub przywróceniu naturalnego stanu wody i brzegów (lub stanu, jaki powstał w wyniku regulacji) oraz na zapewnieniu swobodnego spływu wody i lodów. Z przepisu tego nie wynika zatem, aby usuwanie drzew z terenów międzywala lub z samych wałów było obowiązkiem płynącym z ustawy. Ustawa wskazuje generalnie na obowiązek zapewnienia swobodnego spływu wody i lodów - wypełnienie tego obowiązku może polegać na wycięciu drzew, ale nie musi. W literaturze przedmiotu wskazuje się, że w pewnych sytuacjach drzewa na terenie międzywala mogą odegrać pozytywną rolę w zwalczaniu powodzi, przeciwdziałając tworzeniu się dużych pól wirów o osiach pionowych.*) Interpretacja, że prawo wodne nakazuje usuwanie wszystkich drzew jest zatem wyraźnie naciągana i oddaje stan wiedzy hydrotechnicznej sprzed kilku dziesięcioleci.
2. Do omawianej sytuacji nie mają zastosowania przepisy art. 20 ustawy o ochronie środowiska. Nowela do tej ustawy, nadająca art. 20 nowe brzmienie, ma wyraźnie proekologiczny charakter. Rozszerza ona - w stosunku do stanu obecnego - zakres ochrony dolin rzecznych oraz obszarów zalewowych w dwojaki sposób. Po pierwsze, nakazuje uwzględnić potrzebę zachowania dolin rzecznych oraz obszarów zalewowych w stanie równowagi przyrodniczej i utrzymania różnorodności biologicznej. Po drugie, przewiduje ustalanie warunków prowadzenia robót polegających na regulacji wód oraz budowie wałów przeciwpowodziowych, w formie decyzji wojewody. W szczególnych przypadkach, o których mowa w art. 20 ust. 3, wymagana jest nadto ocena oddziaływania na środowisko. Przydatność tego przepisu jest jednakże niewielka w sytuacji, do której odnosi się nowy art. 48a: art. 20 traktuje o regulacji rzek i budowie wałów, zaś art. 48a pkt 3) o usuwaniu drzew, jeśli obowiązek ich usunięcia wynika z odrębnych przepisów (powtórzyć zatem należy, że art. 48a jest nieudaną próbą odesłania do przepisów prawa wodnego o utrzymaniu wód, które są w sensie prawnym i faktycznym innym "sektorem" gospodarki wodnej niż regulacja wód czy budownictwo wodne).
3. Rozpatrując stan prawny, jaki powstał w interesującej nas kwestii po nowelizacji ustawy o ochronie i kształtowaniu środowiska, wskazać raczej należy na treść art. 86d ust. 1 pkt 7), w nowym, znowelizowanym brzmieniu. Stanowi on, że nie pobiera się opłat za usuwanie drzew i krzewów z międzywala i wałów, a także nie obwałowanych obszarów narażonych na niebezpieczeństwo powodzi oraz z koryta rzek przez j.o. zobowiązane do utrzymania rzek i wałów przeciwpowodziowych, po uzgodnieniu z wojewodą. Tylko pozornie powtarza on regułę wyrażoną w art. 48a, rozszerzając nadto zwolnienie z opłat także na drzewa usuwane z nie obwałowanych obszarów, narażonych na niebezpieczeństwo powodzi. Zwraca przede wszystkim uwagę wskazanie na wymóg uzyskania uzgodnienia z wojewodą. Zasada wyrażona w art. 48a jest zatem całkowicie inna niż zasada wynikająca z art. 86d ust. 1 pkt 7). Odrzucić należy wniosek, że zachowanie przepisu art. 86d ust. 1 pkt 7) przy równoczesnym dodaniu art. 48a jest niedopatrzeniem legislatora, którego zamiarem było zwolnienie usuwania drzew i krzewów z wałów i terenów międzywala z jakichkolwiek wymogów określonych ustawą. Przyjąć trzeba wniosek odmienny. Wskazać bowiem należy przede wszystkim na to, że nowela do ustawy zmieniła także treść art. 86d ust. 1 pkt 7), zastępując wojewódzkiego konserwatora przyrody - jako organ uzgadniający - wojewodą.
4. Jaki zatem wniosek wypływa z analizy pozornie współbrzmiących przepisów art. 48a i 86d ust. 1 pkt 7)? Moim zdaniem możliwe są dwie interpretacje.
a) Według pierwszej usuwanie drzew i krzewów z wałów i z terenu międzywala nie wymaga zezwolenia organu gminy, gdyż obowiązek taki został nieudolnie uchylony. Jednak z uwagi na brzmienie art. 86 ust. 1 pkt 7) przyjąć trzeba, że wprowadzony został obowiązek uzgadniania takich zamierzeń z wojewodą.
b) Według drugiej interpretacji przepis art. 48a jest pusty, gdyż przepisy prawa wodnego nie przewidują obowiązku usuwania drzew i krzewów z wałów i międzywala (wyraźnie zabrania się tylko sadzenia drzew i krzewów - tak art. 66 ust. 1). W tej sytuacji do zmiany stanu prawnego zatem nie doszło.
5. Niezależnie, czy przyjęty zostanie wniosek pierwszy czy drugi, potwierdzić należy zachowanie prawnej kontroli wstępnej usuwania drzew i krzewów z wałów lub międzywala. Sytuację będzie różnić tylko sposób jej wykonania oraz forma prawna. Przyjęcie wniosku pierwszego wskazuje na wojewodę jako organ właściwy. Kontrola wstępna realizowana jest jako uzgodnienie, wydawane na podstawie art. 86d ust. 1 pkt 7) w formie postanowienia. Przyjęcie wniosku drugiego (i za tym się ostatecznie opowiadam) oznacza utrzymanie uprawnień gmin do wydawania decyzji, uzgadnianych z wojewodą.
*) Zob. A. Żbikowski, J. Żelazo, Ochrona środowiska na terenach zalewowych [w:] "Gospodarka Wodna" nr 11/1992, s.253.
Uwagi do opinii prawnej dr. Jerzego Rotki z TNPOŚ we Wrocławiu w sprawie drzew i krzewów rosnących w międzywalach rzek, w świetle nowelizacji ustawy o ochronie i kształtowaniu środowiska.
Przedstawiona przez autora interpretacja nowo wprowadzonego artykułu 48a jest słuszna.*) Rzeczywiście można przyjąć, iż w dalszym ciągu istnieje konieczność uzyskiwania zezwolenia na wycinkę drzew rosnących w międzywalach. Należy jednak pamiętać o istnieniu hydrotechników, którzy mogą interpretować te same przepisy zupełnie inaczej.
Analizując Prawo wodne możemy stwierdzić, że skoro w świetle art. 78 pkt 1 regulacja wód śródlądowych polega na wykonaniu niezbędnych ( ) robót, które służą do poprawy odpływu wód ( ), do ochrony przed powodzią (...),a wycinka drzew w mniejszym czy większym stopniu ułatwia odpływ wody, w związku z tym wymagałaby uzyskania pozwolenia wodnoprawnego. Dodatkowo w Prawie wodnym występuje zapis mówiący o konieczności uzyskiwania zezwolenia wodnoprawnego na usuwanie roślin chroniących brzegi wód. W praktyce wszystkie drzewa pełnią tego typu funkcję. Interpretując Prawo wodne w ten sposób, za każdym razem konieczne byłoby co najmniej uzyskanie zezwolenia wodnoprawnego. Ponieważ regulacje rzek zaliczają się do inwestycji mogących pogorszyć stan środowiska, należałoby także sporządzić ocenę oddziaływania na środowisko. Ale
Należy zwrócić uwagę, że powyższe interpretacje przedstawia określona grupa osób zainteresowana ochroną przyrody. Druga strona, tj. lobby hydrotechniczne (czy nam się to podoba czy nie), może natomiast przyjąć w świetle art. 80 ust. 1. Prawa wodnego, że wycinka drzew w międzywalach to nic innego, jak utrzymanie wód śródlądowych, które polega m.in. (...)na zapewnieniu swobodnego spływu wody i lodów. Naszym zdaniem ustawa ta nie mówi o konieczności uzyskiwania zezwoleń na utrzymanie rzek. Dlatego też w oparciu o powyższy przepis, a także o art. 48a znowelizowanej ustawy o ochronie i kształtowaniu środowiska, można (być może tylko z pozoru z uwagi na art. 86d ust. 1 pkt. 7) wycinać lasy w międzywalach, nie pytając nikogo o zgodę. Podkreślamy jednak, że jest to cały czas kwestia interpretacji prawa, którą będzie musiał rozstrzygnąć sąd. Zastanawiamy się, jaka powierzchnia lasów łęgowych zostanie zniszczona, zanim sąd rozstrzygnie (oby przynajmniej na korzyść środowiska), kto ma rację - ekolodzy czy hydrotechnicy?
Wprowadzenie art. 48a w znowelizowanej ustawie miało na celu bez wątpienia ułatwienie wycinki drzew w międzywalach. W świetle obecnie obowiązującego prawa wodnego można przyjąć, że próba ta nie powiodła się do końca. Natomiast to, co naszym zdaniem uzyskano na pewno, to osłabienie ochrony drzew w międzywalach, pomimo ich znaczenia także w dziedzinie ochrony przeciwpowodziowej. Jest ono duże, gdyż lasy w międzywalach chronią obwałowania przed przerwaniem, zwiększają możliwości retencyjne dolin rzecznych, zmniejszają prawdopodobieństwo nakładania się fal z dopływów bocznych na falę rzeki zasilanej oraz zmniejszają ryzyko zalewania terenów leżących poniżej. Oczywiście nie twierdzimy, że są one panaceum na powodzie, gdyż mogą one również powodować spiętrzenie wody. Nie oznacza to jednak, że wycinka to jedynie słuszne rozwiązanie. Jest wiele innych metod przyjaznych środowisku i człowiekowi, jak np. poszerzenie rozstawu wałów, podwyższenie ich wysokości czy też zwiększenie retencji w górnych odcinkach rzek. Uchwalenie nowego prawa wodnego w wersji nakazującej wycinkę drzew w międzywalach zwolni hydrotechników z obowiązku szukania innych alternatywnych rozwiązań w dziedzinie ochrony przeciwpowodziowej. Wtedy najprostszym rozwiązaniem będzie wycięcie lasów łęgowych. Obawiamy się, że nie pomoże nawet art. 20 pkt 1 znowelizowanej ustawy o ochronie środowiska, mówiący o potrzebie zachowania dolin rzecznych oraz obszarów zalewowych w stanie równowagi przyrodniczej i utrzymaniu różnorodności biologicznej. W praktyce będzie on kolejnym pustym stwierdzeniem, jak np. art. 78 pkt 3 Prawa wodnego mówiący, że regulacja wód nie powinna naruszać piękna krajobrazu oraz biologicznych stosunków środowiska wodnego.
W świetle powyższego uważamy, że niezbędne jest przywrócenie poprzednich zapisów mówiących wprost o konieczności uzyskiwania zezwoleń na wycinkę drzew w międzywalach. Oczywiście nie będą one w pełni gwarantować im ochrony, ale dzięki całej procedurze postępowania administracyjnego dadzą przynajmniej szansę ich zachowania, gdy okaże się, że są wartościowe oraz istnieją inne sposoby zmniejszenia ryzyka powodziowego. Zanim jednak przystąpimy do nowelizacji ustawy o ochronie i kształtowaniu środowiska, bardzo użytecznymi byłyby - przygotowane przez MOŚZNiL - wytyczne postępowania dla ODGW i WZMiUW w przypadku stwierdzenia konieczności wycinki drzew w międzywalach rzek. Nie ukrywamy, że najkorzystniejszym z punktu widzenia ochrony przyrody byłby wymóg uzyskania zgody wojewody i gminy oraz sporządzenia oceny oddziaływania na środowisko.
Ł Sponsorami TNZ są m.in.: USAID i Fundacja Fundusz Współpracy, Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska w Bielsku-Białej, Program PHARE Dialog Społeczny, Fundacja Partnerstwo dla Środowiska (EPCE), Biuro Lokalne Regionalnego Centrum Ekologicznego (REC) w Budapeszcie, Gminny Fundusz Ochrony Środowiska w Oświęcimiu.
*) Zob. Jerzy Rotko, Drzewa w międzywalach nadal na łasce gminy [w:] bieżące ZB.
Myślenie przeciwpowodziowe ograniczone do samej rzeki (zapory, regulacje, oddrzewianie brzegów) jest myśleniem ciasnym. Deszcz wywołujący powódź nie spada przecież tylko i wyłącznie do rzeki.
POWÓDŹ ZACZYNA SIĘ PRZED RZEKĄ, w - jak się to uroczo mówi - zlewni. Stąd - ze względów przeciwpowodziowych - ważne jest, jak wiele wody może się zatrzymać w zlewni i jak zlewnia opóźnia (utrudnia) spływ. Takim naturalnym zbiornikiem i opóźniaczem spływu wody do rzeki jest las, który poza tym pełni wiele innych, istotnych i dobroczynnych funkcji. Ale nie tylko las. Takim zbiornikiem i opóźniaczem spływu może też być tradycyjny krajobraz rolniczy. Tak więc chroniąc krajobraz, możemy chronić przed powodzią. I odwrotnie - niszcząc krajobraz możemy zwiększyć siłę niszczącą powodzi. Pięknie pisze o tym francuski uczony Jean Dorst w książce*) Siła życia, podając przykłady z Bretanii i Florencji.
Człowiek nie "wymyślił" powodzi, ale powiększył ich rozmiary doprowadzając do erozji gruntów i pozbawiając środowiska wszystkiego tego, co pozwalało im utrzymać nadmiar wody. Dlatego spływa ona szybko, siejąc spustoszenie na swej drodze.
Niedawno temu katastrofalne powodzie przeżyła Florencja. Wody zniszczyły kilka najcenniejszych zabytków tego miasta-muzeum. Główną przyczyną była rezygnacja z mądrych praktyk uprawowych, które chroniły wodę na zboczach: bankietek, tarasów, sadzenia roślin zatrzymujących ziemię i wodę.
Katastrofalne powodzie w Bretanii w roku 1975 oraz na południowym zachodzie Francji w roku 1977 były spowodowane częściowo złą gospodarką gruntami. Zachód Francji, ten pełen wdzięku i tylu tradycjami obrośnięty bocage, na pewno nie odpowiadał wymogom nowoczesnego rolnictwa. Był zbyt poszatkowany, a zatłoczone żywopłotami, drzewami i zagajnikami działki były zbyt ciasne. Trzeba go było nieco "rozświetlić", ale posunięto się w tym za daleko, niwelując skarpy, karczując żywopłoty i rzędy drzew. Bocage chronił w pewnej mierze pierwotną równowagę roślinną, pełnił funkcję jakby rzadkiego lasu, tymczasem zamieniono go w "pampasy". Nagle pozbawiono środowisko wszystkiego tego, co pozwalało mu pełnić rolę zbiornika wody, gigantycznej gąbki. Wystarczą teraz większe niż zwykle opady, by zalać spływającą wodą nisko położone doliny.
Przytoczone wyżej cytaty opatrzyłem własnymi tytułami.
Dodam jeszcze, że książka Jeana Dorsta dostępna jest po polsku już od 12 lat. Ukazała się w znanej serii "Biblioteka Myśli Współczesnej". Ciekawe, czy choć jeden z licznych polskich ekspertów i urzędników przeciwpowodziowych tę książkę czytał? Kwestię myślenia, taktownie, pominę.
*) Jean Dorst, Siła życia, PIW, Warszawa 1987, przełożył Wiktor Dłuski. Cytaty pochodzą ze ss.114 i 115.
Rozsądek jest rzeczą najsprawiedliwiej rozdzieloną na świecie. Każdy bowiem mniema, iż jest weń tak dobrze zaopatrzony, że nawet ci, których najtrudniej zadowolić w innych sprawach, nie zwykli pożądać go więcej, niż go posiadają.
Ujawniło się to aż nadto podczas ostatnich powodzi, kiedy rozsądek urzędników rozlewał się nader obficie. Można odnieść wrażenie, że władze, które przecież mogły i powinny skupić się na konkretach, postanowiły zorganizować festiwal pod hasłem "Jak to i co to Czorsztyn uratował przed powodzią".
W Sejmie na przykład okazało się, że to dzięki zaporze czorsztyńskiej Kraków nie pływał, a objeżdżający kraj pan Kwaśniewski ogłosił, iż zwróciły się już koszta budowy.
Nie brak zapewne ludzi - także z etykietką "eko" - którzy w to wszystko wierzą. Niektórzy aż tak przejęli się urzędową wersją biegu zdarzeń, że zaczęli profilaktycznie odcinać się od protestów antyregulacyjnych.
Z interesującymi stwierdzeniami spotkać się można było w czasopiśmie "Raj". Redakcja "Raju" zamiast działań zawracających świat do jaskiń proponuje działania mądre i rozważne oraz pozyskiwanie szerokich rzesz. Redakcja czuje się też atakowana: W sprawie zapory w Czorsztynie "Raj" zajmował już wielokrotnie stanowisko, co naraziło nas na wściekły atak ze strony właśnie zielonych. 1)
W styczniu '95 ukazał się w "Raju" tekst o różnych plusach zapory czorsztyńskiej.2) Jedną z licznych wspaniałości inwestycji, co zresztą pojawiło się w wypowiedzi prof. Kuratowskiej, cytowanej w artykule, ma być piękno: Będzie pięknie i będą przyjeżdżać turyści - to jeden z argumentów za tamą. Na ile jest to mądrość i rozwaga oraz pozyskiwanie rzesz dla ekologii? - odsyłam do lektury tekstu.
Oszołomiony, jak na oszołoma przystało, napisałem polemikę, w której tego rodzaju teorie estetyczno-turystyczne podważyłem. Co ciekawe, odpisano, że mój tekst ukaże się w kwietniu. A że nie wyszedł - także w numerze majowym, opublikowałem go w ZB.3) Dołączyłem komentarz - w Radzie Programowej pisma zasiadało dwóch ministrów ochrony środowiska. Co ciekawe, po tym fakcie - nieco "przemrożony" w Redakcji "Raju" - mój tekst ukazał się również na łamach tego pisma. Czy moja polemika była wściekła? - przeczytać można ją w ZB.
Z kolei w "Głosie Ziemi Cieszyńskiej" publicyście podpisującemu się "Skryba" protesty przeciw regulacjom kojarzą się z sarmackim liberum veto.4)
Swego czasu z grupą przyjaciół założyliśmy Klub Ostatnich Sarmatów Rzeczypospolitej, nawiązując do wartości nieco innych niż jedynie słuszna sieczka. Niech zatem panu Skrybie będzie. Liberum veto!
Vivat Sarmatia!
Precz dewastacja!
1) Komentarz do tekstu A. Sochańskiego [w:] "Raj" nr 10/1997. Czyt. też: Stanisław Zubek, Oszołomstwo wysokiego stopnia [w:] ZB nr 11(101)/97, s.96.
2) Anna Szopińska, Pienińskie metamorfozy [w:] "Raj" nr 1/1995.
3) Tomasz Poller, Cenzura w raju? [w:] ZB nr 6(72)/95, s.82.
4) "Głos Ziemi Cieszyńskiej" z 1.8.97 (za tekstem: Aleksander Dorda, Jeszcze o powodzi [w:] ZB nr 10(100)/97, s.38.
tak bym chciała pojechać na Ukrainę
gdzie ludzie śpiewają pieśni
i nic nie jest jak pieśń
choćby
sowchozy unicestwiły wszystkie stepy
a owadzie ciężarowe potwory wybuchające parkotem silników
wyżerały żywiczące strzępy lasów
mimo że
plugawa tęcza zmieszana z gliniastą wodą w zastygłej koleinie
"awaria" elektrowni atomowej
i sowiecki czołg
póki jeszcze siły
do nabrania oddechu
jeszcze jest -
swoboda-pieśń
jeszcze jest
Ukraina
to jest wiersz żółto-niebieski
jak niebo i zboże
lub może
step jesienią
Radziecki lud z zachwytem powitał wieść o zwycięstwie nad Dnieprem. Nasi poeci w pieśniach i wierszach sławili tę pamiętną datę.*)
Powyższy cytat nie jest uwiecznieniem żadnego z bojów Armii Czerwonej. Dotyczy on uruchomienia jednej z hydrotechnicznych inwestycji, a pochodzi z wydanej w 1952 r. książki Wielkie stalinowskie budowle na Dnieprze. O wielkich dziełach radzieckich hydrotechników na Ukrainie pisałem w listopadowych ZB,**) przytaczając tekst z "Magazynu GW".***) Przypomnę: cały dolny odcinek Dniepru - około połowy biegu rzeki zamieniono w 6 wielkich zalewów, zatapiając m.in. żyzne tereny uprawne. Jedną trzecią energii z elektrowni wodnych przeznacza się na likwidację szkód spowodowanych przez te inwestycje. Wszystkich zniszczeń odwrócić się oczywiście nie da.
Burżuazyjne teorie geograficzne ( ) były odbiciem niemożliwości poradzenia sobie z przyrodą, nieumiejętności opanowania środowiska geograficznego.****) - to cytat z kwartalnika "Ekonomista" z 1951 r. W tym ideowym tekście, raz po raz wzywającym imion wielkich wodzów - Lenina i Stalina - znalazły się stwierdzenia następujące:
Ustrój socjalistyczny ( ) umożliwił przeniesienie walki z przyrodą na wyższy stopień. ( ) Umożliwił nie tylko walkę z poszczególnymi szkodliwymi elementami środowiska geograficznego, ale świadomą i planową akcję, mającą na celu niwelowanie opóźniającego wpływu środowiska na rozwój społeczeństwa. Umożliwił taką planową i świadomą przebudowę środowiska geograficznego, aby nie opóźniało ono, lecz przyspieszało budowę komunizmu.****)
W opisanym wyżej ideologicznym klimacie budowano zapory w krajach "demokracji ludowej". Autor wspomnianej na początku książki o budowach na Dnieprze postawił sobie za cel opisać sławną drogę walki i zwycięstwa ukraińskiego ludu pod przewodnictwem partii Lenina - Stalina. *) Ponieważ partia poświęcała sporo uwagi problemom Dniepru*), w l. 1928-32 realizowano budowę Dnieprowskiej Elektrowni Wodnej im. Lenina.
Walcząc z przyrodą, partia walczyła również z "wrogami ludu". Wokół budowy dnieprowskiej elektrowni i kompleksu przemysłowego rozwinęła się ostra walka klasowa. Wrogowie ludu - trockiści, ukraińscy burżuazyjni nacjonaliści i inni usiłowali udaremnić budowę, wiedząc, że w jej rezultacie powstanie mocny punkt socjalistycznej industrializacji ZSRR.*)
Podczas wznoszenia zapory i elektrowni bito różne rekordy, podobnie zresztą jak w całym budownictwie komunizmu. Książka o naddnieprzańskich inwestycjach ukazywać ma wyższość gospodarki radzieckiej nad zachodnią w dziedzinie betonowania rzek. Budowie hydroelektrowni im. Lenina towarzyszyły propagandowe przemówienia: Na Dnieprobudowie osiągnięto wielkie sukcesy światowej skali w dziedzinie wielkich inżynieryjnych prac budowlanych. - mówił "towarzysz" Mołotow - Udane przegrodzenie środkowego biegu Dniepru jest przejawem tych wielkich sukcesów. Do nich należy odnieść to, że Dnieprobudowa pobiła światowy rekord lania betonu. *)
Gorące pozdrowienia i gratulacje dla robotniczego kolektywu i kierownictwa Dnieprobudowy w związku z szybkim zakończeniem inwestycji. Mocno ściskam dłoń robotnikom Dnieprobudowy, sławnym bohaterom pracy socjalistycznej. *) - napisał po zakończeniu budowy sam Stalin. Na uroczyste święto ujarzmienia rzeki zjechało szacowne grono sowieckich dygnitarzy. Posłuchajmy - chwytających za serca - słów dostojników Kraju Rad.
Towarzysz Ordżonikidze - komisarz przemysłu ciężkiego ZSRR przemawiał: Tylko pod przewodnictwem naszej partii, tylko w zjednoczonym zrywie całego proletariatu można było zakuć Dniepr w żelazobeton i oddać na służbę socjalizmowi. *)
Cytowany już Wiaczesław Mołotow mówił do robotników: Wasza praca to przykład bolszewickiego tempa, przykład tego, jak należy walczyć i zwyciężać wszelkie przeszkody na drodze klasy robotniczej i ludu pracującego. Wasze sukcesy biją w łeb naszych klasowych wrogów. *)
Jednym z sukcesów budowy, o których można wyczytać, był wzrost liczby kandydatów do partii komunistycznej. Z książki o inwestycjach na Dnieprze można się również dowiedzieć, iż Wrogowie ludu rozwijali teorie o niekorzyściach i nierentowności.* )
Książka ukazała się w r. 1952, w 20. rocznicę zbudowania hydroelektrowni im. Lenina. Rok później umarł Stalin. Ostatnią z wielkich inwestycji na Dnieprze oddano do użytku w 1975 r.
*) L. I. Kucharenko, Wielkije stalinskije strojki na Dnieprie, Kijew 1952.
**) Tomasz Poller, 165 miast zatopionych przez radzieckich hydrotechników [w:] ZB nr 11(101)/97, s.26.
***) Jacek Hugo Bader, Śladami trylogii [w:] "Magazyn Gazety Wyborczej" z 26.9.97.
****) Mieczysław Fleszar, Wielkie budowle komunizmu a przeobrażenie środowiska geograficznego [w:] "Ekonomista" na IV/1951.
Zaporę w Czorsztynie nazwano imieniem Gabriela Narutowicza.1) Uważam, że jest to nadużycie.
Pierwszy prezydent Polski wykładał inżynierię wodną na politechnice w Zurychu. Projektował i prowadził budowę wielu elektrowni wodnych. Było to 100 lat temu. O wiele mniejsza była wtedy liczba i skala obiektów hydrotechnicznych i o wiele mniejsza świadomość niszczących skutków tych budowli.
Narutowicz budował elektrownie wodne 100 lat temu. Między innymi w Szwajcarii. Na początku tego wieku było tam 28 elektrowni wodnych. W r. 1985 - już 1000. I co się okazało? Okazało się, że w Szwajcarii od chwili powstania pierwszych elektrowni wodnych systematycznie maleje powierzchnia naturalnych lasów i następuje cofanie się lodowców. ( ) społeczeństwo szwajcarskie przekonuje się, że każda planowana inwestycja w elektrownie wodne jest ciosem w resztki (podkreślenie moje - S. Z.) dziewiczej przyrody. Widocznym tego dowodem są wysychające, kamieniste łożyska rzek i strumieni poniżej zbiorników retencyjnych. 2)
Czy, wiedząc powyższe, Narutowicz budowałby dziś elektrownie wodne? Czy, znając liczne i mocne argumenty przeciwko zaporze w Czorsztynie, wysuwane przecież po jego śmierci (został zamordowany w 1922 r.), podjąłby się realizacji tego "dzieła"? Czy, budując zaporę, uszczuplałby teren i naruszał spoistość Pienińskiego Parku Narodowego, który za jego życia przecież jeszcze nie istniał? Czy obiecywałby uporządkować zlewnię zbiornika, a potem obietnic nie dotrzymywał? Tego nie wie nikt. A czy można coś przypuszczać? Można. Popatrzyłem na zdjęcie w encyklopedii. Narutowicz wygląda na człowieka uczciwego.
Owszem, zaczęło się napełnianie, ale elektrownia musi "pracować na sucho", gdyż nie ma sieci odbiorczej energii - powiedziała w 1995 r. Krystyna Czerniewska, główny specjalista Departamentu Gospodarki Wodnej w Ministerstwie Ochrony środowiska.3)
Czy, po próbie oficjalnego otwarcia, elektrownia pracuje już "na mokro"? Czy, mówiąc inaczej, produkuje już energię elektryczną? Wątpię. Wątpię też, aby Narutowicz usiłował kiedykolwiek uroczyście otwierać pracującą "na sucho" elektrownię wodną.
Zapora w Czorsztynie budowana jest w sposób wyjątkowo nieudolny.4) Ileś tam razy przekraczano planowane terminy ukończenia. Dawno przekroczono budżet. Budowa ciągnie się już 34 lata i nadal jest nie ukończona.5)
Cała działalność zawodowa Narutowicza trwała krócej niż budowa zapory nazwanej jego imieniem - studia ukończył w 1891 r., a w 1920 r. powrócił do kraju. W tym czasie (29 lat) projektował i prowadził budowę WIELU elektrowni wodnych - w Szwajcarii, we Włoszech i w Hiszpanii.
Przytoczone wyżej argumenty uzasadniają (myślę) tezę, że łączenie dobrego imienia Narutowicza z zaporą w Czorsztynie jest nadużyciem. Właściwym patronem byłby Lenin. Bądź jego następca - Józef S. Obaj ci panowie do zapory w Czorsztynie pasują jak ulał.
1) Dokładna nazwa - Zespół Zbiorników Wodnych Czorsztyn-Niedzica i Sromowce Wyżne im. Gabriela Narutowicza.
2) Alicja Rogozińska, Energetyka szwajcarska a ochrona środowiska [w:] "Aura" nr 5/1997, s.30-31.
3) Marcin Żmurek, Drugie piętrzenie Dunajca [w:] "Środowisko" z 31.8.95, s.13-16.
4) Więcej o tym - Stanisław Zubek, Czorsztyn [w:] "Biuletyn PKE" z maja '97, s.4-10 oraz ZB nr 6(96)/97, s.26-35 i "Dzikie Życie" z czerwca '97, s.6-8.
5) "Życie" z 13.8.97, s.4.
Sama zapora niewiele może. Ale zapora i trzech posłów? To co innego. Ten zestaw potrafi zdziałać cuda.
Wydarzyły się one na poświęconym powodzi 111 posiedzeniu Sejmu w dniu 16.7.97. Posłami-cudotwórcami byli: Stanisław Żelichowski (PSL), Włodzimierz Cimoszewicz (SLD) oraz Władysław Bułka (SLD). Poseł Żelichowski i poseł Cimoszewicz (poza posłowaniem) piastowali ponadto poważne urzędy państwowe - pierwszy był ministrem ochrony środowiska, a drugi - premierem. Czy poseł Bułka też coś porabiał w rządzie? Tego nie wiem.
Dodam jeszcze, że minister Żelichowski (jak każdy minister ochrony środowiska) z urzędu przewodniczył działającemu od lat Głównemu Komitetowi Przeciwpowodziowemu.1)
- Czorsztyn uratował Kraków - zgodnym chórem stwierdzili posłowie Żelichowski i Bułka.
Kraków nie leży nad Dunajcem, a Dunajec wpada do Wisły sporo poniżej Krakowa. Znając te fakty trudno w ten cud uwierzyć. Ale niektórzy uwierzyli. Być może rozumowali tak.
Nauka i technika idą do przodu. Hydrotechnika pewnie też. Kiedyś hydrotechnicy planowali zawracanie rzek, więc dziś może opanowali już przerzut tam. Minister nacisnął guziczek. I myk. Tamę z Czorsztyna przerzuciło powyżej Krakowa. Tam nabrała wody. Potem wzbiła się w przestworza. Wypróżniła. I na czas wylądowała na posterunku w Czorsztynie. Czy tak być nie mogło? Kto ich tam wie? Nauka i technika idą do przodu
- Czorsztyn uratował Nowy Sącz - stwierdzili Żelichowski i Cimoszewicz.
Ten cud na cud nie wygląda wcale. Nowy Sącz leży nad Dunajcem. Zapora też jest na Dunajcu. Jedno poniżej, drugie powyżej. Wydaje się, że wszystko gra. Nie ma siły - zapora w Czorsztynie musiała uratować Nowy Sącz.
Prawda okazuje się inna. Zapory mają ograniczoną zdolność ochrony przed powodzią i zapora w Czorsztynie nie jest tu wyjątkiem.
- W 1997 roku zbiornik w Czorsztynie nie miał żadnego wpływu na redukcję zagrożenia powodziowego gęsto zaludnionej doliny Dunajca w okolicach Starego i Nowego Sącza - czytamy w ekspertyzie wykonanej przez Eryka Bobińskiego, Andrzeja Kadłubowskiego i Janusza Żelazińskiego.3)
Twórcą tego cudu jest premier Cimoszewicz, który nie tylko stwierdził, że Czorsztyn uratował Nowy Sącz, ale rzekł więcej - zdołał bieglej niż biegli (w ciągu paru dni) policzyć potencjalne tam straty, porównać je z kosztami budowy zapory (których nawet inwestor dokładnie nie zna) i dojść do wniosku, że są to wielkości porównywalne.
W świetle cytowanej ekspertyzy wielkość potencjalnych strat, od których Nowy Sącz uchroniła zapora w Czorsztynie, wynosi ZERO. Koszty budowy zapory to przynamniej CZTERY BILIONY starych złotych.
Zero i cztery biliony. Jeśli dla Cimoszewicza są to wielkości porównywalne, to dobrze, że przestał być premierem. Szkoda tylko, że został posłem.
Tak wygląda myślenie o powodzi w naszym Sejmie i rządzie. Jest to myślenie tragiczne. W każdym sensie tego słowa.
1) Więcej o tym - Stanisław Zubek, Czorsztyn (odcinek 4) [w:] "Biuletyn PKE" z sierpnia '97, s.6-7.
2) Dosłowne wypowiedzi Żelichowskiego i Bułki - Stanisław Zubek, Czorsztyn (odcinek 3) - Czy rządzą nami przygłupy? [w:] ZB nr 9(99)/97, s.11.
3) Eryk Bobiński, Andrzej Kadłubowski, Janusz Żelaziński, Ocena roli zbiorników wodnych w Czorsztynie-Niedzicy w ochronie przeciwpowodziowej w lipcu 1997 roku (ekspertyza opracowana dla Sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa), Warszawa, wrzesień '97. Cytat pochodzi ze strony 9.
Gdzie? W Polsce. Przeczytajmy.
W Polsce nastąpiło pogorszenie stanu bezpieczeństwa budowli piętrzących wodę, m.in. zapór wodnych. Ludności bezpośrednio zagraża 11 budowli. ( ) Gdyby doszło do ich łącznej awarii, strefa bezpośredniego zagrożenia zalaniem wodą sięgałaby prawie 3 tys. km2, a zagrożonych byłoby ok. 570 tys. osób. *)
Czy osoby zagrożone zostały o tym powiadomione?
*) Niepewne zapory [w:] "Dziennik Polski" z 27.5.97, s.2.