"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 3 (105), 1-14 lutego 1998
Ludzie nie mogą propagować wielkiej ideologii, opierając się jedynie na wiedzy, intelekcie lub statusie społecznym. Mogą to robić jedynie poprzez swoje zachowanie. Ludzkie zachowanie oczyszcza się poprzez praktyki duchowe. Nie jest niezbędne do tego pochodzenie z tak zwanej dobrej rodziny czy kończenie studiów. Przeciwnie - czynniki te mogą rodzić fałszywą dumę w ludzkim umyśle i przeszkadzać w doskonaleniu życia.
W naszym świecie działają jednocześnie dwie siły: zło i dobro, i w zależności od chwili raz jedna, raz druga dominuje. Nie ma pomiędzy nimi miejsca na kompromis. Ludzie muszą stale iść do przodu i stale być przedmiotem zmagań tych dwóch sił.
W społeczeństwie z jednej strony - widzimy hordy elementów antysocjalnych, z drugiej - wyczuwa się frustrację pośród ludzi moralnych i dobrych. Ludzie dobrzy przejawiają tendencję do ucieczki od społeczeństwa. Posiadając więcej bogactw i siły, elementy antysocjalne są w lepszej pozycji, podczas gdy ludzie dobrzy jawią się niemal jako winni. Taki stan rzeczy nie jest ani pożądany, ani dobry i nie powinno się pozwalać na jego kontynuację. Naszym obowiązkiem jest zjednoczyć ludzi sprawiedliwych. Niech powstaną dwa obozy. Niech zacznie się otwarta walka. Ludzie dobrzy tak długo byli spychani na margines, że nie potrafią walczyć. Jednak połączone siły pięciu sprawiedliwych są więcej warte niż potęga stu ludzi złych, ponieważ więzy łączące tych ostatnich opierają się na złu. Nie wystarczy medytacja za zamkniętymi drzwiami.
Nasza walka ma trzy wymiary:
Pierwszym jest przestrzeganie moralności i praktyk duchowych, bowiem bez tego zabraknie nam duchowej determinacji.
Drugi to jednoczenie ludzi sprawiedliwych na świecie. Eksploatowani członkowie społeczeństwa nie mogą walczyć z powodu frustracji i niedostrzegania podstawowych zasad moralnych. Dlatego właśnie konieczne jest zjednoczenie ludzi sprawiedliwych. To właśnie jest nasza prawdziwa misja. Staniemy się wielcy poprzez dokonanie tego, bo dokonywanie rzeczy wielkich czyni ludzi wielkimi.
Trzecie stadium to bezlitosna walka przeciw niesprawiedliwości gdziekolwiek w świecie zapuściła ona korzenie. Będziemy propagować tę misję od drzwi do drzwi. Żadna partia polityczna ani tak zwana instytucja religijna nie może przynieść zbawienia. Chwalenie Boga na koncertach poprzez granie na bębnach i cymbałach nie przyniesie zbawienia, ponieważ nie doprowadzi do zmiany działań grzeszników.
Jest niemożliwe walczyć przeciw niesprawiedliwości, jeżeli nie pokonamy najpierw słabości w naszych umysłach. W tej walce naszym celem nie jest grzech ani grzesznik, naszym celem jest wyższa świadomość i prawda. Wszystko, co stoi na drodze do tego celu, musi być bezlitośnie usunięte. Kiedy chmury zbierają się nad Gwiazdą Polarną i przesłaniają ją, naszym obowiązkiem jest iść za Gwiazdą Polarną i usunąć chmury, nie dbając o to, co się z nimi stanie. Jeżeli ciągle myślimy o naszym wrogu, nasze umysły przejmą jego złe cechy, natomiast gdy naszym celem jest najwyższe dobro, nasze umysły same staną się dobrem.
Pamiętajmy - naszym powołaniem jest służyć ludzkości. Musimy poświęcić się dla niej jako całości. Nasze życie ma wartość, nasz czas też. Dlatego nie powinniśmy marnować ani jednej chwili. Cel jest szlachetny i zawsze aktualny. Wiedźmy więc życie wojowników i stale walczmy z demonami. Więc naprzód.
W "Polityce" w nr 4/98 ukazał się tekst Mariusza Janickiego pt. Po denominacji, ukazujący, jak po nowych regulacjach prawnych (z 1997 r., zmieniających te z 1990 r.), liberalizujących warunki rejestracji partii politycznych, ilość partii zmalała 10-krotnie. Autor prezentuje listę partii politycznych działających w Polsce legalnie od 1.1.98, których jest dokładnie 40 (s.26), z tym, że - jak nadmienia - pewna liczba wniosków o rejestrację jest jeszcze rozpatrywana i uzupełniana.
Na liście tej znalazły się 3 partie, których nazwy wskazują na ich proekologiczną orientację. Są to:
Dotąd na ogólną ilość ok. 400 zarejestrowanych partii politycznych było blisko 20 deklarujących swój ekologiczny profil.
Sądzę, że polskie środowisko ekologistyczne rade byłoby dowiedzieć się czegoś bliższego na temat wymienionych trzech partii, aspirujących do roli politycznej reprezentacji ruchu ekologicznego (czy ruchów ekologicznych - jako że mamy do czynienia z wyraźnym pluralizmem na tym polu). W związku z tym zwracam się do osób reprezentujących owe partie, żeby takie informacje do ZB nadsyłały. W szczególności informacje o swych założeniach ideowych i programowych, składzie personalnym organów statutowych i gremiów kierowniczych, a także adresach dla kontaktów i korespondencji oraz o ewentualnych dokonaniach i prowadzonej działalności (np. działaniach na rzecz ochrony lub poprawy stanu środowiska naturalnego, wydawnictwach, interwencjach itp.).
Wyrażam nieśmiałą nadzieję, że informacje takie zaczną stopniowo napływać i dotrą do wiadomości polskich środowisk ekologistycznych.
Na podstawie: Mariusz Janicki, Po denominacji [w:] "Polityka" nr 4/98.
Namawianie w obecnej sytuacji do tworzenia nowej Partii Zielonych może wydawać się, delikatnie mówiąc, niedopracowanym pomysłem. Ruch nadal jest podzielony, a ostatnie doświadczenia wyborcze świadczą o trudnym przebijaniu się idei ekologicznych do świadomości wyborców. Uważam jednak, iż z powodów politycznych, a także socjologicznych, wybory '2001 mogą być dla ruchu ekologicznego szansą silnego zaistnienia na scenie politycznej, w postaci niezależnego podmiotu.
Prawdą jest także, że sama nazwa Partii Zielonych została w Polsce tak doszczętnie skompromitowana, iż zmiana jej wizerunku będzie bardzo czaso- i pracochłonna. Z tego właśnie powodu rozmyślania nad potrzebą i metodami powołanie nowoczesnej, atrakcyjnej dla wyborców partii ekologicznej trzeba rozpocząć jak najszybciej, maksymalnie wykorzystując pozostające nam do następnych wyborów 3 lata.
Czy jednak Partia Zielonych jest potrzebna ruchowi ekologicznemu? Pomimo wszystkich kontrowersji wokół powołania WKLE nie spotkałem się z żadną opinią kwestionującą zasadność samego pomysłu "wchodzenia" w politykę. Coraz częściej organizacje stają przed ścianą prawnej czy administracyjnej niemożności, której pokonanie nie jest możliwe bez politycznego zaplecza. Coraz bardziej profesjonalne (według oceny merytorycznej, a nie ilości komputerów przypadających na 1 członka) organizacje stają także przed barierą dalszego rozwoju. Wielość i wielkość coraz lepszych kampanii nie tworzy nowej jakości. Wkroczenie na scenę polityczną pozwoliłoby wyrwać się z kręgu strategii małych kroków i dało możliwości stworzenia w miarę spójnej wizji przyszłości, do jakiej dążymy.
Czy ruch jest w stanie taką partię wyłonić? Dotychczasowe próby mogą napawać głębokim pesymizmem. Może jedynie partie ultrakonserwatywnej prawicy osiągnęły taki współczynnik szybkości pączkowania kolejnych odłamów. Waśnie wewnątrz ruchu i duży indywidualizm jego członków także nie nastrajają optymistycznie. Jak bowiem w tej sytuacji stworzyć spójny program wyborczy, który nie doprowadziłby do natychmiastowego podziału wewnątrz partii, a w rezultacie i klęski wyborczej? W jaki sposób "wyeliminować" partie nie związane z ruchem, które tuż przed wyborami spełzną ze swoich kanap, żeby straszyć wyborców sprowadzonymi ze Wschodu uzdrawiaczami? Odpowiedź jest krótka: nie mam pojęcia. Wiem jednak, i tu nieskromnie powiem jako członek FZ-etu, że przekonał mnie o tym ostatni Kongres tej organizacji, iż jest to możliwe. W ruchu drzemie olbrzymi potencjał intelektualny i organizacyjny. Dzięki nieustannemu balansowaniu pomiędzy polityką a praktyką ruch posiada większe doświadczenie i polityczne wyczucie niż jakakolwiek inna, nowa partia, która mogłaby się objawić z okazji następnych wyborów.
Jaki powinien być program partii? Nie może to być przede wszystkim program roszczeniowy. Pomimo pozornej popularności takich haseł uważam, że nie mamy szans wyborczych, startując z programem negatywnym. Nie zagospodarujemy bowiem w ten sposób żadnej z istniejących nisz politycznych. Program partii powinien zawierać krytykę obecnego stanu rzeczy, ale koncentrować się na jasnej wizji tego, co chcemy osiągnąć. Musi on być realistyczny, ale i nieść ze sobą wyzwanie, musi być spójny, osadzony w realiach tu i teraz, ale i stawiający sobie dalekosiężne cele, proponujący alternatywną wizję rozwoju, ale nie rewolucyjny.1) Taki program już zresztą w dużej mierze istnieje, rozproszony po różnego rodzaju publikacjach i dyskutowany podczas spotkań ruchu. Nie zmienia to faktu, iż jego opracowanie w formie możliwej do zaakceptowania przez większość zajmie z pewnością wiele czasu.
Jakie są szanse sukcesu wyborczego? Największe od 1991 r. Ruch jest w szczytowej formie, nie dlatego, że osiągnął tak wysoki stopień doskonałości, lecz dlatego, że prawdopodobnie w ciągu najbliższych kilku lat sytuacja nie będzie się już polepszać, a wręcz przeciwnie. Działacze "boomu ekologicznego" z początku dekady dojrzeli, pokończyli studia i przeczytali kilka mądrych książek. Część z nich zostanie z ruchem, inni "wyalienują się", zajmując sprawami zbyt hermetycznymi dla ruchu jako całości, część w końcu, zmuszona warunkami życia, zacznie szukać innych dróg spełnienia zawodowego.2) "Druga fala" aktywistów, która mogłaby zastąpić "starych wyjadaczy", jest wciąż słaba. Napisałem "wciąż", ponieważ przerabiając przyspieszony kurs historii cywilizacji postindustrialnej, dojdziemy już wkrótce do rozdziału "kontrkultura i zakwestionowanie dotychczasowej drogi rozwoju". Zaowocuje to kolejnym, zwiększonym zainteresowaniem rozwojem nieformalnych więzi społecznych. Korzyści dla ruchu przyjdą jednak z kilkuletnim opóźnieniem, związanym z koniecznością poznania przez nową "falę" działaczy, specyfiki Trzeciego Sektora. Z drugiej jednak strony, będą oni stanowili naturalną bazę wyborczą dla partii, której uda się spotkać z ich oczekiwaniami.3) Bazę tę mogliby stanowić także ludzie, którzy po wychyleniu politycznego barometru w kolejnych wyborach w prawo, w lewo i znowu w prawo, szukać będą uczestnika gry politycznej spoza obecnego układu. Powstanie takiego elektoratu będzie także wynikiem "ochłonięcia" z pierwszego zafascynowania się nowym ustrojem. Po zaspokojeniu podstawowych potrzeb rośnie bowiem w społeczeństwie liczba ludzi, którzy zaczynają poszukiwać w życiu bardziej stabilnych wartości niż dobra materialne.
Ważne dla szans sukcesu nowej partii jest także doświadczenie związane z WKLE. Po pierwsze - mam nadzieję, że wszystkie ostre słowa w tej sprawie już padły i pora na konstruktywną dyskusję, po drugie - takie ćwiczenie z politycznego praxis i z reguł politycznych gier, jakie stało się udziałem WKLE, było - według mnie - nieodzowne w procesie tworzenia sprawnie funkcjonującej partii. WKLE nie powinno stanowić głównego trzonu tej nowej partii, ale jego doświadczenie miałoby dla niej ogromną wartość. Dla uczestników WKLE nie musi to oznaczać "zdrady" dotychczasowego sojusznika politycznego. Wyborcy, o których będzie zabiegać partia ekologiczna, stanowić będą w znacznej mierze "niezagospodarowany" elektorat, tj. taki, który z reguły i tak nie uczestniczy w wyborach. Nie wykluczałbym także różnego rodzaju sojuszy, jeżeli już partia uzyskałaby miejsca w parlamencie. Sytuacja przetargowa byłaby jednak wtedy diametralnie różna od obecnej. Powstanie Partii Zielonych jest w takiej sytuacji ważne nie tylko ze względu na "dobro środowiska", ale także dla dywersyfikacji układu politycznego, w którym znaczna część wyborców nie znajduje dla siebie miejsca.
Tekst ten powinien się kończyć wezwaniem w stylu: "No to teraz do pracy!" Celem jego powstania było jednak raczej zwrócenie uwagi na pewne tendencje, które i tak się w ruchu powoli zarysowują, niż tworzenie odezwy politycznej. Powstanie Partii Zielonych jest zwykle po prostu naturalnym procesem pojawiającym się po osiągnięciu przez ruch odpowiedniego stopnia rozwoju. Okoliczności sprawiają, iż sądzę, że ten moment właśnie nadszedł.
1) Mówię o tym, jaki powinien być program, a nie o tym, do czego powinien dążyć ruch ekologiczny. Takie podejście może wydać się cyniczne, ale uważam pogodzenie wymogów gry politycznej (zdobycie jak największej liczby wyborców) bez zdrady własnych ideałów za możliwe, a nawet konieczne, jeżeli faktycznie naszym celem jest zmiana, a nie satysfakcja z zasiadania w sejmowych fotelach.
2) Tak zresztą już się zaczęło dziać i obawa przed tym przyświecała założycielom WKLE, którzy chcieli stworzyć tym osobom możliwości rozwoju "obok" ruchu, ale w silnym, stałym z nim kontakcie.
3) Tak, uważam, że r. 2000, chociażby ze względu na swoją "magiczność", będzie rokiem przewartościowań, rokiem "68" po polsku, mam nadzieję jedynie, że w lepszym wydaniu.
Opracowane przez Ministerstwo Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa (projekt z 15.12.97) Założenia przygotowań Polski do negocjacji i integracji z Unią Europejską w zakresie problematyki ochrony środowiska dają podstawę dyskusji o problemach polityki ekologicznej, dla których nie znajdowaliśmy przez ostatnie lata miejsca i czasu. Przygotowany materiał jest ciekawy i inspirujący. Mamy nadzieję, że przedstawione przez Instytut uwagi będą pomocne w dalszej pracy nad Strategią.
Na zakończenie pragniemy jeszcze raz podkreślić wagę podjętej inicjatywy i stwierdzić, że Instytut ma świadomość trudności, przed jakimi staje ministerstwo przy tworzeniu Strategii.
*) Projekt MOŚZNiL wprowadza rozróżnienie sektorów, dla których należy opracować programy dostosowawcze:
W "Wyborczej" jest tekst parlamentarnego wystąpienia prezydenta Czech - Havla. Z dziesięciu punktów, pierwsze dwa dotyczą moralności i sprawiedliwości, trzeci - reformy administracyjnej państwa, czwarty - Europy i NATO, piąty - obronności, dopiero szósty - gospodarki, siódmy - złej, wg Havla, sytuacji organizacji pozarządowych, ósmy - polityki społecznej, dziewiąty - ekologii i dziesiąty - kultury i sztuki.
Havel nie bawi się w hasło: "Po pierwsze: gospodarka". Nie wydaje się też, żeby był zwolennikiem tezy o tym, że wolny rynek jest dobry na wszystko. No i można sobie tylko życzyć, żeby Polska się doczekała kiedyś takiego prezydenta. Ale na to ostatnie się nie zanosi.
A oto cytat:
9) Nikt przy zdrowych zmysłach nie może zarzucić obecnemu i poprzedniemu rządowi, że w projekcie budżetu państwa zapomniały o ekologii. Przeciwnie: wiele miliardów przeznaczonych na różne inwestycje ekologiczne zaczyna przynosić efekty w postaci powolnej poprawy wskaźników stanu zanieczyszczenia powietrza, gleby i wód. A mimo to nie jestem całkiem pewny, czy za tymi inwestycjami kryje się rzeczywiście jasna koncepcja - czyli prosta zasada, że nie wystarczy czyścić środowiska zabrudzonego przez przemysł, ale trzeba budować czysty przemysł. Co nie oznacza nic innego, jak premiowanie w taki czy inny sposób każdego, kto potrafi oszczędzać energię i kto wprowadza nieszkodliwe technologie. Tak, niech i w tej dziedzinie obowiązują prawa rynku. Jednak niech głównym z tych praw będzie takie, które stanowi, że zawsze bardziej opłaca się od początku mniej zanieczyszczać, niż potem czyścić zabrudzony świat czy płacić za to kary.