"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 5 (107), 1-15 marca 1998
Krzysztof Żółkiewski jest polemistą tyleż wytrwałym, co nierzetelnym. I nie zdziwię się, jeśli po ukazaniu się tego tekstu, który Czytelniku masz przed oczami, przeczytam "polemikę", że w tym właśnie tekście opowiedziałem się przeciwko rudej żyrafie. Z góry więc informuję, że nie mam nic przeciwko tej rudej (żyrafie) ani również tej, która nosi okulary, a także tej, która chodzi w minispódniczce. Lubię żyrafy. I kropka. O żyrafach w tym tekście więcej nie będzie.
Dyskusję (polemikę) można prowadzić w sposób rzetelny i nierzetelny. Nierzetelnych sposobów jest wiele. Wśród nich jest i taki, że wmawia się (przypisuje) polemiście tezę, której nie powiedział (nie napisał), a która jest łatwa do obalenia lub ośmieszenia i potem tę tezę się obala lub ośmiesza. Tak naprawdę taką "polemikę" nierzetelny polemista prowadzi sam ze sobą. Z wymyśloną przez siebie tezą. Na czym polega skuteczność owej, wydawałoby się, łatwej do przejrzenia metody? Otóż obserwator nieuważny może nie zauważyć, że obalona lub ośmieszona teza nie została wcale przez zaatakowanego polemistę wygłoszona lub napisana.
Oto przykład wyżej opisanej metody w wykonaniu Krzysztofa Żółkiewskiego.
W tekście Dzikość rzek zagrożona! Krzysztof Żółkiewski stwierdza (7. i 8. wiersz), iż w swojej polemice Ciemnozielona alternatywa jednoznacznie napisałem, że jestem zwolennikiem obudowywania rzek wałami. Jest to nieprawda i żadnego takiego stwierdzenia w moim tekście nie ma. Łatwo to sprawdzić. I powinna to wcześniej zrobić Redakcja (własne łamy!), abym nie musiał prostować bredni, na podstawie której potem Krzysztof Żółkiewski całą swoją "polemikę" KRĘCI.
Uf. Łatwiej chyba brednie pisać niż je prostować. Na temat czytania nie będę się wypowiadał.
Teraz uwaga ogólna. Co zrobić, aby w ZB nie ukazywały się nierzetelne, oparte na nieprawdzie "polemiki", które zaśmiecają pismo, a późniejsze prostowanie zabiera bezcenny czas? Po pierwsze - takich nierzetelnych "polemik" nie powinni pisać sami autorzy. A jeśli napiszą? No to chyba od czegoś jest redakcja. I na śmieci kosz.
Przypomnę jeszcze istotę sprawy, która w tym szumie ciągu polemik i "polemik" mogła się zagubić. Otóż Krzysztof Żółkiewski w tekście Zielona alternatywa parlamentarna zaproponował (pierwszych osiem wierszy w prawej kolumnie tekstu) pracę dla bezrobotnych przy regulacji rzek jako bezpieczne i skuteczne hasło wyborcze dla Zielonych. Pomysł ten skrytykowałem, uznając go za antyekologiczny. I tyle. I tak się zaczęło. Krzysztof Żółkiewski zamiast albo rzetelnie bronić swojego pomysłu, albo zmienić zdanie, albo po prostu zmilczeć, wybrał czwartą drogę - prowadzącą donikąd drogę nierzetelnych "polemik", które z istotą sprawy niewiele mają wspólnego. No więc jak jest? Regulacja rzek jest dobrym czy złym hasłem wyborczym dla Zielonych? Bo oto chodzi. I tę kwestię każdy Czytelnik niech rozstrzygnie sobie sam.
Ł Niżej, ułożona chronologicznie, pełna bibliografia polemiki między mną a Krzysztofem Żółkiewskim - podana po to, aby każdy chętny mógł sprawdzić, co kto napisał i kto dyskutuje rzetelnie, a kto nie.
1) Krzysztof Żółkiewski, Zielona alternatywa parlamentarna [w:] ZB nr 10(88)/96, s.61.
2) Stanisław Zubek, Antyzielona alternatywa [w:] ZB nr 6(96)/97, s.36.
3) Krzysztof Żółkiewski, Antyzielona alternatywa [w:] ZB nr 8(98)/97, s.96.
4) Stanisław Zubek, Ciemnozielona alternatywa [w:] ZB nr 12(102)/97, s.31.
5) Krzysztof Żółkiewski, Dzikość rzek zagrożona! [w:] ZB nr 2(104)/98, s.37.
W tekście Mrocznozielona alternatywa*) przypomniałem, że jednym z najważniejszych mebli jest kosz. Na śmieci. I tam powinny kończyć swój żywot niektóre teksty. W związku z tym zdarzyło mi się usłyszeć, że nawołuję do cenzurowania ZB. Nieprawda. Nie jestem za cenzurowaniem. Jestem za redagowaniem. Redagowanie a cenzurowanie to nie to samo.
Cenzurowanie to - z grubsza biorąc - niedrukowanie tekstów zawierających niewygodne dla cenzora, ale prawdziwe (!) informacje. Cenzor może być zewnętrzny w stosunku do redakcji. Cenzorem może być sama redakcja.
Redagowanie to między innymi niedrukowanie tekstów nie nadających się do druku. Są takie! Tekstami takimi są między innymi teksty zawierające fałsz.
Przy redagowaniu kierujemy się jakością tekstu - nie idzie tekst kiepski. Bo jest kiepski. Przy cenzurowaniu decyzję wyznacza interes cenzora - nie idzie tekst dobry. Bo narusza. Ten interes. Krótko mówiąc - cenzurowanie jest interesowne, redagowanie nie.
Cenzurowanie i redagowanie to czynności niezależne. Istnieją zatem cztery możliwości ich połączenia. Można więc pismo:
Najlepsza jest kombinacja pierwsza - pismo nie cenzurowane i redagowane. Najgorsza czwarta - pismo cenzurowane i nie redagowane. To na pewno. Pomiędzy nimi lokalizują się możliwość druga i trzecia. Która lepsza? Która gorsza? Trudno powiedzieć. Cenzurowanie prowadzi do wyjałowienia pisma. Nieredagowanie do tego, że staje się ono zlepem szumów (szum szuma szumem pogania). Czy zatem lepsze są porcje informacji (bo tym przecież są kolejne numery pisma) wyjałowione czy zaszumowane? Ocenić można tylko w konkretnym przypadku. W zależności od konkretnego stopnia wyjałowienia lub zaszumienia.
Cenzurowanie i redagowanie. Ważne jest, aby tych pojęć nie mylić ani też świadomie ich nie mieszać. Nie zakłamywać. Nie zakłamywać się. Autor, który dał tekst poniżej poziomu drukowalności i ten tekst nie poszedł, nie ma prawa wrzeszczeć: "Cenzura!". Redakcja, która nie chce puścić niewygodnego jej, a dobrego tekstu, nie ma prawa łgać: "My nie cenzurujemy, my redagujemy".
Kończąc. Jeśli miałbym zwięźle ująć podstawową różnicę między cenzurowaniem a redagowaniem, to powiem tak - cenzurowanie to władza, redagowanie to sztuka.
*) Stanisław Zubek, Mrocznozielona alternatywa, czyli nie jestem przeciw rudej żyrafie [w:] bieżące ZB.
W ZB pojawiają się wyjaśnienia, riposty wyjaśnień i ich komentarze. Zdaniem krytyków świadczyć to może o zbyt otwartej formule pisma.
Trudno mi oceniać całą pracę redakcji. Korzystając jednak z otwartych łam pisma, objaśnię ukazujące się wyjaśnienie. Otóż w ZB nr 2(104)/98, s.39 pojawiło się wyjaśnienie do naszego skrótu ekspertyzy dotyczącej zbiornika w Czorsztynie z ZB nr 12(102)/97, ss.25-29.
To prawda - w skrócie pojawiły się zmienione zdania. Nie zmieniały one wszakże sensu i wniosków ekspertyzy. Autorzy wyjaśnień zwracają uwagę na dwa przypadki. Co do pierwszego - przyznaję się bez bicia, że w tekście ekspertyzy nie było zdania o ministrze ochrony środowiska, który stwierdził, że Czorsztyn uratował Kraków. Jednak w czasie organizowanej przez nas konferencji jeden z autorów, komentując ekspertyzę, cytował tę wypowiedź. Z drugiej strony, potrafię zrozumieć wątpliwości. Oczywiście minister to powiedział, ale może autorom niezręcznie wypominać.
Jednak sens drugiego cytowanego zdania: Iluzoryczna okazała się również możliwość istotnego powiększenia przepływów podczas niskich stanów Wisły (nasz skrót) pochodzącego ze zdania: Warto dodać, iż równie iluzoryczna jest możliwość istotnego powiększenia przepływów niżówkowych Wisły przez zbiornik w Czorsztynie (oryginalny tekst ekspertyzy) nie został praktycznie zmieniony.
W wyjaśnieniu mowa jest o braku autoryzacji. Faktycznie, nie zwracaliśmy się o nią na piśmie. Jednak skróty były czytane w naszej obecności przez dwóch (z trzech) autorów. Nie mieli oni uwag. Zresztą nawet gdyby takowe powstały później, autorzy znali nasze telefony i adres.
Jak widać, trudna jest praca redaktora. Dlaczego o tym piszę? Sam się pytam. Przez te kilka chwil można było napisać własny tekst, można było zrobić coś bardziej pożytecznego. Ale z drugiej strony, spróbujmy się uczyć na błędach - najlepiej cudzych. Drodzy autorzy i redaktorzy tekstów, które jeszcze nie powstały. Autoryzujcie wypowiedzi i opinie. Proście o to wyraźnie i wszystkich autorów. Najlepiej jeśli potwierdzą wam zgodę na piśmie. Zwróćcie również uwagę na kontekst wypowiedzi - nie wszystkim pasuje mówić wszystko. Nie kłamcie. Bądźcie grzeczni i wyrozumiali.
Dlatego właśnie w tym miejscu pragnę przeprosić autorów ekspertyzy za powstałe nieporozumienie. Kłaniam się. Wykonali Państwo dobrą robotę! Liczymy na Waszą współpracę w przyszłości.
A co do ZB - pomimo pozornego chaosu, nie często spotyka się takich profesjonalistów. Kontaktuję się z dziesiątkami pism, wielokrotnie przekręcano moje wypowiedzi. Jednak gdybym zwracał się o sprostowanie - z pewnością by mnie olano lub potraktowano za małostkowego, z którym nie warto współpracować. Sytuacja ZB jest podwójnie trudna - jeśli nie płaci się za teksty, trudno jest wymagać.
Jak sama nazwa wskazuje, ZB są trochę niedojrzałe. Ale to są ich atuty - ciągła zmiana i ruch, poszukiwanie, elastyczność. Jeszcze zdążymy być starzy i skostniali.
*) Cokolwiek by to znaczyło.
Wielu z nas chce, żeby ruch ekologiczny był skuteczniejszy. Wielu z nas chce, by organizacje ekologiczne wzajemnie korzystały ze swojej wiedzy i doświadczenia. Są także tacy, który chętnie widzieliby ZB jako obszerny dwutygodnik o interesującej szacie graficznej i świetnych tekstach.
Niestety, zupę z gwoździa można ugotować tylko w bajce. Rzeczywistość rządzi się swoimi prawami. Ceny papieru, druku oraz konieczne koszty redakcyjne nie należą do krainy dobrych wróżek.
Proszę więc wszystkich, by nie oczekiwali, aby ZB kosztowały dwa złote. Nie trzy, nie cztery, a może nawet nie pięć złotych. Jeżeli chcemy mieć swoje pismo - pismo ekologów, to musimy je finansować, płacąc godziwą cenę za każdy egzemplarz. Jest to elementarna uczciwość wobec samych siebie, pracowników Redakcji i Wydawnictwa ZB.
Rzucam hasło: ZB za 2 "EB". Jeżeli ktoś nie pije piwa, to w obliczeniach może piwo zastąpić kawą wypitą w kawiarni lub dowolnym innym ekwiwalentem.
Co Ty na to, Współczytelniku? Co Ty na to, Andrzeju?
Z rewolucyjnym pozdrowieniem
"Człowiek czujący" - kto to taki? Człowiek czujący wierzy, że jest częścią wszechświata. Że wszystko, co go otacza, ma duszę. Że nie należy czynić krzywdy, sprawiać bólu, ani (tym bardziej) zabijać. Że każdy z nas w jakiś sposób dopiero się rozwija i pokonuje swoje uzależnienia, obawy, problemy. Że jest uduchowiony. Tyle z tej pozytywnej strony.
Człowiek czujący doświadcza życia naprawdę głęboko i do dna. Przeważnie tylko do dna. Nie ma pracy, a jak już ma, jest to praca, której nie lubi, ale musi ją wykonywać, dla pieniędzy. Nie ma pieniędzy, bo lepiej mu jest dzielić się "boską miłością" niż nadmiarem energii, którą wypracował. Nie je mięsa i nie depcze trawy. Ale od czasu do czasu zapali i łyknie sobie coś mocniejszego. Albo posiedzi godzinami ze znajomymi w knajpie, nic nie robiąc, a potem robiąc straaasznie zdumioną minę, że każą mu płacić. Obraża się i bulwersuje, gdy ktoś powie mu, że jest nieudacznikiem życiowym i "odlotowcem". Bardzo się obraża, kiedy ktokolwiek chce od niego jakichkolwiek pieniędzy. Za przepisanie jego pracy magisterskiej na komputerze (zwykle nocami i w ostatniej chwili). Za herbatę. Nawet za nocleg w domu przyjaciół. Nawet za podwiezienie samochodem do innego miasta. Jemu się wszystko należy ot, tak sobie, jest przecież "bożym dzieckiem". A przynajmniej jest czujący. Czujący nie płacą.
Człowiek czujący ma problemy. Cieszy się z tego, bo - jak mówi - problemy są okazją do tego, aby dojrzewać, wzrastać i rozwijać się. A nawet: "każdy problem jest niedocenionym prezentem". I na dodatek to: "to ja tworzę sobie problemy, to moje wewnętrzne potrzeby świat mi pokazuje".
Człowiek czujący ma rację. Zawsze. Jego ideologia życiowa sprawdza się w stu procentach. Ideologią życiową nazywam pewien system przekonań, które decydują (za nas i bez naszej wiedzy) o tym, w jaki sposób postrzegamy świat. Niestety, podświadomość jest bezlitosna, tak długo, aż przestaniesz wierzyć, że jest bezlitosna.
To, co tutaj piszę, wcale nie oznacza, że neguję czucie i uduchowienie. Nie, to są bardzo pozytywne cechy, bez których tak naprawdę człowiek nie żyje, nie może żyć. Mam na myśli coś innego. Kluczowym słowem w powyższym tekście jest "wierzy" - to w drugim zdaniu. I tu tkwi problem z ludźmi czującymi. Oni naprawdę autentycznie wierzą w to, co głoszą, co mówią, co robią. Ale to nie płynie z ich najgłębszych pokładów świadomości. Nie może, bo wiara jest kupiona, obca, cudza. Jest łatwa i wygodna, nie musisz sam do niczego dochodzić, nie musisz się przewracać (a może kiedyś przewrócisz się tak, że nie będziesz już mógł wstać?). Wierzenie w cokolwiek to dopiero pół drogi. Tak naprawdę to jest to najtrudniejsza droga do poznania. Nazywam ją najtrudniejszą, bo kiedyś musiał będziesz zrezygnować ze swoich wierzeń, choćby tych najbardziej szczytnych i wspaniałych. W każdym z nas tkwi ziarno boskiej prawdy, życia, świadomości, oświecenia czy po prostu zdrowego rozsądku (nazwy są różne). Ono nie pozwala nam żyć z iluzjami.
W cokolwiek wierzymy, ZANIM tego doświadczymy, jest to iluzja. Dla innych ludzi może to być prawdą, ale dla wierzącego to tylko iluzja, omam własnych, nieutulonych psychologicznych potrzeb. Po czym to można rozpoznać? Po tym, że kiedy ktoś naśmiewa się z Twoich wierzeń i przekonań, porusza Cię to do żywego. A jak naśmiewa się umiejętnie i trafia w sam środek tego zafałszowania, możesz zabić. Odchodzi całe to "czucie". Jasne, chwilę potem przypominasz sobie, że nie wolno Ci być agresywnym, że musisz być "duchowy" - i nie zabijasz. Za to zaczynasz omijać tego gościa, zaczynasz rozsiewać plotki o tym facecie, krytykujesz go i oczerniasz. W tonie głosu, doborze słownictwa, wypowiedziach (lub ich braku) wyraża się Twoja pogarda dla kogoś, kto miał czelność dotknąć Twojej świętości.
Uff, jak to powiedział znajomy prowadzący zajęcia interpersonalne do dziewczyny, która notorycznie nie miała pieniędzy: "Nie zajmuję się przypadkami beznadziejnymi".
Tytuł książki Adama Palucha, z której pochodzi cytat nadesłany przez Remika Okraskę (ZB nr 1(103)/98, s.89), brzmi: Etnologiczny atlas ciała ludzkiego i chorób (nie: ekologiczny). Trzecie zdanie cytatu powinno zaczynać się: Także w przypadkach zamroczenia... (nie: zauroczenia). Tekst krótki, a tyle wyjaśniania. Prosimy więc tych autorów, którzy są zniesmaczeni, gdy dostaną coś do autoryzacji, o wyciągnięcie wniosków.
W ZB nr 3(105)/98, s.10 - pod tekstem Instytutu na rzecz Ekorozwoju powinna, oczywiście, widnieć inna data: 29.12.97. Prosimy o autorów o uważniejsze pisanie i uważniejszą autoryzację.
W tekście Remigiusza Okraski: Neomediewalna ekologia Mikołaja Bierdiajewa (ZB nr 4(106)/98, ss.22-23) zabrakło kilku słów: Jesteśmy oto na progu nowej epoki: " Przyszłość jest mroczna". Natomiast na ss.23-24 niepotrzebnie zostały powtórzone słowa: nie idealizuje pod tym względem wieków. Te błędy "spowodował" komputer, a zostały przepuszczone z powodu nieuważnego sprawdzania matryc w drukarni.
Także w książce Silva rerum znajduje się kilka błędów zniekształcających teksty: Ekologiczna ścieżka; Henry David Thoreau albo o życiu w lesie; Stary, wspaniały świat; Euroregiony? Ekoregiony! Regionalizm a ochrona przyrody i kultury; Ekologiczna podróż do Szwecji, Spis treści. Zwracamy też uwagę, że i tu niektóre błędy zostały przeoczone w autoryzacji. Na życzenie wysyłamy erratę osobom, które już zakupiły Silvę.
Serdecznie przepraszamy wszystkich Czytelników i Autorów.