"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 5 (107), 1-15 marca 1998


O MANOWCACH HISTORII I POLITYKI
Z PERSPEKTYWY GŁĘBOKIEJ EKOLOGII

RYTUAŁ I HISTORIA

Czym są rytuały: święto wiosny, noc kupały, topienie marzanny, witanie nowego roku? Oto hołd złożony przyrodzie. Związane są z nimi niehistoryczne mity. Opowiadają o wiecznych elementach życia, cyklicznie się powtarzających, które należy uszanować. W przeciwnym razie w micie takiego lekkoducha spotyka kara. Rytuały zwracają naszą uwagę na tu i teraz. Wiążą się z wiecznymi cyklami - pór roku, biologii gatunków, dnia i nocy, dojrzewania i starzenia się. Uczestnicy rytuału poprzez udział w nim podkreślają, że uczestniczą w życiu. W kole przemian, narodzin i śmierci. Wiele pogańskich rytuałów uczyło, że nie należy zbytnio ingerować w życie, które toczy się swoim rytmem. Cykliczne "uderzenia" tętna życia są święte. Pierwotne wierzenia powstawały wokół afirmacji tych zjawisk przyrodniczych. Nawet wędrówki zwierząt znalazły się w ekspresji Indian dostrzegających w tym fakcie święty cykl, który musi trwać.

Wszystko, co możemy nazwać cywilizacją, w jej nurcie prowadzącym do obecnych tzw. sukcesów, zdaniem Stanleya Diamonda zaczyna się od represji u siebie w kraju i podbojów poza jego granicami. Towarzyszy temu rozwój kultu historii związanego z religiami, które zastępują bałwochwalcze rytuały. Nasze mitologie tworzą kult historycznych postaci i historycznych wydarzeń. Jak zauważa Frederick Turner, autor Beyond Geography, cywilizacja związała się silnie z historycznym bagażem przeszłości i przewidzianym końcem w przyszłości. Wyznawcy nowoczesnych religii i wyznawcy historii skupiają się na czci i rozpatrywaniu czynów swoich poprzedników i wielkich nauczycieli (wszystko, co najważniejsze zdarzyło się w przestrzeni historycznej!) lub zdarzy się w przyszłości. Pogańskie rytuały związane z cyklami "tu-i-teraz" zostały więc wpisane w historyczne mitologie i powiązane z czymś, co zdarzyło się - powiedzmy - 2000 lat temu i nikt dzisiaj przy ich okazji nie słucha, co mówi teraz właśnie wiejący wiatr lub padający deszcz. Nic dziwnego, że dusza Zachodu ustawiła się w opozycji do dzikiej przyrody, która swoją nachalną obecnością przeszkadza teraz w kontemplacji przeszłości lub rozmyślaniach nad przyszłością.

ZAMIAST HISTORII - EWOLUCJA

Żyjemy uwikłani w historię i politykę. W szkole uczymy się o władcach, wojnach, bitwach. Każdy naród ma swoją historię. Więcej nawet, swoją historię ma niemal każda rodzina - ta "podstawowa komórka społeczeństwa". "Nasza" historia dzieli świat na swoich i obcych. My odnosimy sukcesy lub jesteśmy krzywdzeni przez innych. Problem w tym, że owe historie, aczkolwiek różne, dzieją się na jednej ziemi, jednej planecie (co rzadko jest postrzegane), w jednym regionie, a czasami nawet w jednym miejscu. Jednak nie może być historii obiektywnej, bo historię piszą ludzie, wybierając hierarchię ważności, ustalając, co powinna zawierać, a co jest mniej istotne. Jeśli nawet jakiś okres historyczny zostanie w miarę obiektywnie opisany, to czytelnik tego opisu będzie poszukiwał informacji pozwalających mu zinterpretować fakty w taki sposób, żeby pasowały do jego koncepcji świata. Uczestnik jakichś wydarzeń będzie szukał takiej interpretacji, która wyjaśni jego prywatną legendę, nie deprecjonując roli, którą ów uczestnik kiedyś wybrał lub w której się znalazł.

Inna jest historia Chmielnickiego dla Ukraińca a inna dla Polaka, inna historia Jerozolimy dla Żyda a inna dla Palestyńczyka. Inna byłaby historia ziem, na których powstała Polska, z perspektywy zamieszkujących je pogan (chociażby Jaćwingów) a inna z perspektywy Polaków-katolików. Tylko nieliczni potrafią pozbyć się dążenia do wykazania swoich racji. Politycy na owym stosunku do historii budują programy i ideologie jednoczące ludzi wokół wspólnych programów i przeciw wspólnym wrogom, innym ideologiom czy religiom. A dzieje się to na lekceważonej i nie zauważanej arenie: Matce Ziemi. Tymczasem na scenie historycznej działały nieraz dużo większe siły niż "-izmy" przywódców. Oziębienie klimatu pozwoliło szwedzkim wojskom wyruszyć na południe po zamarzniętym morzu, a Henrykowi Sienkiewiczowi opisywać w szczegółach krwawe jatki oraz cudowną obronę Częstochowy. Te większe siły wpływały prawdopodobnie na samopoczucie tysięcy ludzi i trudno powiedzieć, jaki związek zachodzi pomiędzy aktywnością Słońca, wyginięciem gatunków albo sytuacją biometeorologiczną a decyzją kogoś, kto "zmienia losy świata". A jednak z perspektywy głębokiej ekologii wszyscy jesteśmy jedną rodziną: rośliny, zwierzęta i ludzie. Wszystko jest ze sobą połączone. Wielki teatr życia i miliony lat ewolucji są siłami określającymi w znacznym stopniu nasze zachowania.

W Polsce dokonuje się nowy podział administracyjny kraju. Ożywają lokalne interesy, lokalne "historie". Nikt nie mówi o bioregionach - milionach lat ewolucji, która doprowadziła do obecnego charakteru obszarów dzielonych przez człowieka ołówkiem na płaskiej mapie. Przywiązani do swoich historii ziemię traktujemy jak obcy, konkwistadorzy. Odrębne interesy wynikające z przywiązania do "swojej" historii, swojego kraju czy narodu mogą łatwo prowadzić do fragmentacji świata, a przecież możemy popatrzeć na różne obszary Ziemi jako na bioregiony, połączone we wzajemnej sieci życia. To istnienie tej sieci jest biologiczną podstawą i warunkiem do prowadzenia ideologicznych czy religijnych sporów. Umierający za "jedyną prawdę" bohaterowie zależeli w większym stopniu od lasów i mokradeł niż od obowiązujących przekonań, chociaż wydawało im się, że to tylko nic nie znacząca dekoracja na scenie toczącej się polityki. Dziś, kiedy struktura tej sieci jest nadwątlona w stopniu zagrażającym przetrwaniu obecnych form życia, daje to pewną, choć niewielką szansę na opamiętanie się. Ale politycy i środki przekazu, wspólnie z mechanizmami rynku będącymi przełożeniem wymyślonych przez człowieka cen tzw. dóbr na procesy społeczne, nie uwzględniają innej perspektywy. Dlatego tak ważne jest zrozumienie bioregionu. Gdybyśmy antropocentryczną historię zastąpili na lekcjach w szkole historią bioregionu, wówczas zwaśnione strony mogłyby zająć się rozwiązywaniem prawdziwych problemów przetrwania i rozwoju wspólnego kręgu życia, bez mordowania się i kłótni w imię udowodnienia swoich racji historycznych. Dzisiejszy stan planety domaga się od ludzi, by potrafili przejść ponad swoją historią i spojrzeć uważnie na to, co dzieje się tu i teraz z całym bioregionem. Wielkie katastrofy ekologiczne mogą być dla nas ogromną szansą, ale szansa ta jest zarazem nikła, kiedy uświadomimy sobie, że człowiek uruchamia procesy, które mogą być już niemożliwe do zatrzymania przez tegoż człowieka.

Jedyną historią jest historia naturalna, a antropocentryczna historia ideologii i wojen to zaledwie powierzchowny aspekt funkcji ludzkiego umysłu, jakkolwiek skutki jego aktywności mogą być straszne. Komórki rakowe niszczą organizm jakby go nie rozumiały, jakby chciały udowodnić swoją rację. Antropocentryczna historia powinna zająć podrzędne miejsce w stosunku do nauki o wzajemnych powiązaniach i zależnościach bioregionów i tego, co się na nie składa, w przeciwnym razie staje się paliwem dla podsycania indywidualnych, grupowych, narodowych i wreszcie ogólnoludzkich uzurpowań do roli szczególnej. Bywa, że ta sama historia nazywa ideologiczne ograniczenia mianem szowinizmu. Tak, ale sama też jest szowinistyczna wobec pozostałych uczestników teatru życia. Chociażby wówczas, gdy ich nie dostrzega lub lekceważy.

Szlomo Avineri - profesor z Jerozolimy pisał, że podstawowym warunkiem rozpoczęcia dialogu Żydów z Palestyńczykami było przejście ponad historią i zajęcie się rozwiązywaniem obecnych problemów. Podobnie jest z całym koszem ekologicznych problemów dzisiejszej doby. Nie mamy innego wyjścia niż zminimalizowanie antropocentrycznej historii, ideologii, a nawet czasami tradycji, do wymiarów rzeczywistości spekulatywnej i zajęcie się historią w jej kształcie biologicznym i duchowym. Jakkolwiek zrezygnowanie z poczucia sprawiedliwości historycznej może być trudne i bolesne, to jednak innej drogi nie ma.

Wojny i rewolucje musi zastąpić prawdziwa batalia i rewolucyjna ewolucja naszego stosunku do świata, w którym rację ma przetrwanie bogactwa życia na Ziemi. To bogactwo tworzy nas i w tym sensie perspektywa głębokiej ekologii jest zarazem antropocentryczna. Niemniej jednak jest to Antropocentryzm przez duże "A", nie zaś gatunkowy czy narodowy szowinizm. Ten Antropocentryzm szanuje mądrość ewolucji i rozumie, że chociaż człowiek jest nam najbliższy, to nie kończy się na czubku mojego nosa, na interesach mojej rodziny, narodu czy gatunku Homo sapiens.

RADYKALIZM TAK - AGRESJA NIE

Wielu ludzi boi się słowa "radykalizm". Tymczasem ekologia głęboka jest ekologią radykalną w najlepszym tego słowa znaczeniu. Kiedy samochód wpada w poślizg i zmierza ku przepaści, potrzeba radykalnej kontry kierownicą. Szkoda, że tak nieprecyzyjnie używamy słów i tak powierzchownie je rozumiemy. Wstawienie antropocentrycznej historii ludzkich idei i wojen w należyte im, skromne miejsce wydaje się posunięciem zbyt radykalnym. Dlaczego? Przecież historia wcale tak dużo nas nie nauczyła. Jako dziedzina wiedzy ma oczywiście ogromną wartość, ale jeżeli mamy stawić czoła współczesnym problemom globalnym, to raczej powinniśmy się odwoływać do szerszej perspektywy - takiej, która nie niosłaby ze sobą niebezpieczeństw podziałów i kłótni o swoje racje. Potrzeba nam przede wszystkim odpoczynku od zajmowania się racjami historycznymi i spojrzenia uważnego wokoło. Zachodni, intelektualizujący umysł człowieka ma skłonność do tworzenia historycznych kultów, które skutecznie odwracają uwagę od rzeczywistych problemów. Taki umysł jest umysłem dobrym dla niewolnika (współczesnymi niewolnikami biznesu są konsumenci), a wygodnym dla polityka (pożywka dla emocji). Zawsze jest jakaś przeszłość "do rozliczenia" i jakaś przyszłość "do osiągnięcia". Choć to właśnie wybitny polityk, przecinając historyczne uwarunkowania, powiedział pragmatycznie: Trzeba brać ludzi takich, jakimi są, bo innych nie ma (Konrad Adenauer na usprawiedliwienie korzystania z urzędników o nieczystej przeszłości).

Prawdziwa historia uczy nas, że w swoim postępowaniu kierowaliśmy się fałszywą hierarchią wartości, że brakowało nam szerszej perspektywy oraz że mamy skłonność do indywidualistycznych interpretacji i wybierania wygodnych dla nas faktów.

Kiedy tzw. pokojowe manifestacje kończą się obrzucaniem budynków farbą i okrzykami nienawiści, oznacza to, że ich uczestnicy nie rozumieją wzajemnych powiązań. To wcale nie są manifestacje radykalne! One doskonale wpisują się w tradycyjny system wartości dzielący świat na swoich i obcych, na to, co pasuje do "naszej" historii i to, co jej zagraża. Ci ludzie chcą albo pieniędzy, albo władzy, a nie radykalnych zmian wynikających z głębokich pytań o przyczyny obecnej choroby cywilizacji. Radykalne są natomiast akcje obrońców przyrody, którzy nie wahają się przykuć do drzew, które mają być wycięte dla zysku jakiejś grupy ludzi. Akcje ekologiczne to nigdy akcje przeciw komukolwiek - wszak jesteśmy jedną rodziną. To akcje w obronie, to gotowość osłonięcia własnym ciałem swoich starszych braci w ewolucji i błaganie o darowanie im życia. Przede wszystkim to przejęcie się tym, co jest tu i teraz.

Janusz Korbel

Z ŻYCIA WZIĘTE

W 1991 r. Polska podpisała układ o stowarzyszeniu z Unią Europejską. Przewiduje on m.in. podjęcie przez władze naszego kraju wszelkich starań zmierzających do zapewnienia Polsce zgodności ustawodawczej z ustawodawstwem Wspólnoty.

Nasz rząd wziął to sobie do serca i z wielkim uporem zmienia regulacje prawne, również te z zakresu ochrony środowiska, aby zostać zaakceptowanym przez UE. Tylko czy działania te mają sens, jeżeli nie zmienia się ludzkich zachowań i przyzwyczajeń, pozostawiając ludzi takimi, jakimi są. A jacy jesteśmy, doskonale wiemy - wystarczy spojrzeń np. na plaże. Można tam podziwiać puszki, kapsle, opakowania po lodach i inne śmieci. Często widzimy również osoby gaszące papierosy w piasku…

W ubiegłym roku byłem na wakacjach w miejscowości Port-Grimaud we Francji. Przez cały czas mojego pobytu (ok. 1,5 tygodnia) nie widziałem na tamtejszych plażach żadnych śmieci, chociaż na brzegu było bardzo tłoczno!

Zjawisko to należy tłumaczyć tym, że mieszkańcy Unii mają większe poczucie obowiązku dbania o środowisko naturalne niż my - obywatele krajów postkomunistycznych. I tu pojawia się problem dla wszystkich plaż w Europie Zachodniej: otwarcie granic i niebywała łatwość wyrobienia sobie paszportu spowodowały napływ hołoty ze Wschodu do kurortów morskich we Włoszech, Francji, Hiszpanii, Grecji itd. To oni (tzn. my) w największym stopniu przyczyniają się do zaśmiecania tamtejszych plaż. Upłynie więc, niestety, jeszcze dużo czasu, zanim zmienimy swoje antyekologiczne nastawienie do całej przyrody. Tylko oby nie było wówczas za późno!

Mariusz Tomczak
Turystyczna 71/43
44-335 Jastrzębie Zdrój


"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 5 (107), 1-15 marca 1998