Zielone Brygady nr 7 (109), 1-15 kwietnia 1998
Przyszedł maj. W lesie pojawiły się konwalie. Pojawiły się, niestety, również na ulicach miast. Handel kwitnie wszędzie, prawie na każdej ulicy. Handel roślinami chronionymi. Ale czy na pewno chronionymi?
Rozporządzenie ministra ochrony środowiska w sprawie ochrony gatunkowej roślin (które wymienia m.in. konwalię majową jako roślinę podlegająca ochronie częściowej) wyraźnie określa, że ochronie podlegają tylko dziko występujące gatunki roślin. W praktyce oznacza to pełną bezkarność osób, które nielegalnie pozyskują rośliny chronione, a następnie handlują nimi. Jeżeli bowiem osoby takie nie zostaną zauważone w lesie na zrywaniu roślin, to dalej mogą je spokojnie sprzedawać. Rozporządzenie mówi co prawda, że obrót roślinami częściowo chronionymi może być dokonywany wyłącznie przez osoby imiennie upoważnione, ale dalej dotyczy to tylko roślin pozyskanych ze stanu dzikiego.
Zamysł, aby zezwolić bez żadnych ograniczeń na sprzedaż roślin (chodzi oczywiście o gatunki, które są na liście roślin objętych ochroną gatunkową) z własnych ogródków czy plantacji, doprowadził do pełnej bezkarności tych, którzy robią to z naruszeniem prawa. Nie miejmy złudzeń. Zdecydowana większość konwalii, które oferują uliczni handlarze, pochodzi ze stanu dzikiego. Niestety, nie ma możliwości udowodnienia tego. Nikt się do tego nie przyzna, wszyscy twierdzą, że rośliny pochodzą z prywatnych ogródków. Podpierając się rozporządzeniem w sprawie ochrony gatunkowej roślin - w tej sprawie nie można nic zrobić.
Pewne możliwości mają straże miejskie i gminne (kontrola zezwoleń na handel, zezwoleń od zarządcy terenu itp.), ale po pierwsze - nie zawsze czują potrzebę takich interwencji, po drugie - rośliny te powinny być chronione ustawą o ochronie przyrody, a nie przy pomocy innych przepisów.
Rozmiar handlu konwaliami (a przecież sprawa dotyczy także innych roślin) jest olbrzymi. Jeżeli nie zostanie wprowadzona skuteczniejsza ochrona, to niedługo konwalia trafi nie tylko na listę roślin chronionych, ale także roślin rzadkich.
W tej sytuacji koniecznością jest zmiana rozporządzenia w sprawie ochrony gatunkowej roślin. Ochronie powinny podlegać wszystkie wymienione w rozporządzeniu rośliny (a więc nie tylko dziko występujące). Czy musi to uderzyć w plantatorów i osoby uprawiające rośliny w swoich ogródkach? Nie. Osoby takie powinny mieć prawo do sprzedaży roślin. Należy jednak wprowadzić konieczność uzyskiwania zezwoleń na obrót tymi roślinami. Zezwolenia takie (dla konkretnej osoby i na określoną ilość roślin z własnych upraw) powinny wydawać urzędy gmin. Oczywistym jest, że wprowadzenie obowiązku uzyskiwania zezwoleń nie zlikwiduje problemu nielegalnego pozyskania roślin chronionych i handlu nimi. Nie zlikwiduje, ale bardzo znacznie ograniczy.
Już widzę oburzenie obrońców praw obywatelskich i fanatyków ekoedukacji. Już widzę obecnego głównego konserwatora przyrody publicznie mówiącego, że nie może być w państwie prawa wprowadzony obowiązek uzyskiwania zezwolenia na sprzedaż własnych upraw. Do diabła z tymi wszystkimi pseudoobrońcami przyrody tolerującymi w imię innych, ważniejszych spraw jej dewastację!
Domagajmy się skutecznej ochrony przyrody! Takie akty prawne, jak obowiązujące rozporządzenie w sprawie ochrony gatunkowej roślin, nie są potrzebne. Są jednym z przykładów fikcyjnej ochrony przyrody. Nie służą ochronie przyrody, lecz są jedynie uzasadnieniem pobierania pensji przez urzędników ministerstwa. Jeżeli biorą (wcale niemałe) pieniądze, to niech się wywiązują ze swoich obowiązków. Ich obowiązkiem - przypominam, bo chyba zapomnieli - jest ochrona przyrody.