Strona główna |
Korespondencja, jaka nadeszła po art. Zosi Domaniewskiej "Opozycja konstruktywna w ZOO" (ZB 4-5) zmusza do ponownego podjęcia tego tematu. Zuza z Warszawy pisze:
"...pracowałam tam kilkakroć. Miałam i mam mnóstwo wątpliwości co do skuteczności i celowości takich pomysłów, wychowana niejako na hasłach "uwolnić zwierzęta" (byłam kiedyś blisko związana z Ruchem Wyzwolenia Zwierząt...), nie mogłam się pogodzić z myślą, że pracuję dla tych, przeciw którym powinnam, powiedzmy "walczyć" (to złe słowo). Ale pracowałam.
Naprawdę DUŻO łatwiej jest pójść na demonstrację i krzyczeć "uwolnić zwierzęta!" niż pracować dla nich (właśnie: czy to była praca dla ZOO, czy dla zwierząt w ZOO?!). Wielu ludzi krzyczy, robi demonstracje i szumi, ale CO Z TEGO WYNIKŁO DOBREGO DLA ZWIERZĄT? Wcale nie jestem przekonana, że to co robiłam (robię?) jest lepsze, ale ogromnie drażni mnie takie teoretyzowanie kończące się pięknymi postulatami i porównaniami ze stajnią Augiasza. Bardzo byłabym rada, gdyby ktoś wskazał mi te "bardziej fundamentalne działania", które TU I TERAZ pomogą zwierzętom. Ich naprawdę nie można wywieźć w naturalne środowisko, ani sprezentować lepiej wyposażonym ZOO. Więc co z nimi zrobić?!"
O podobnych problemach, choć może mniej przekonywująco pisze Ania Wiśniewska z Warszawy, nawiązując z kolei do apelu RWZ (ZB 2-3). Zgadza się co do cyrków, ale w przypadku ZOO
"...będzie to obrona, ponieważ trzeba wziąć pod uwagę to, że sporo gatunków zwierząt żyjących w ZOO to gatunki na skraju wyginięcia, (...) zabijane w celu zdobycia ich cennych skór, piór, kości itp., lub są zatruwane przez odpady z wielkich zakładów chemicznych i nie tylko. Przecież żyją tam zwierzęta, których moglibyśmy nie zobaczyć na oczy, albo nie wiedzieć, że w ogóle kiedyś istniały..."
Dalej Ania pisze o brudzie, smrodzie i chorobach w ZOO, których oczywiście nie akceptuje, ale:
"...ile czasu przeżyłyby zwierzęta na wolności???. Raczej niewiele, czy by się to opłacało?"
No właśnie: SŁONIA NIE WYSTARCZY UWOLNIĆ. A niektórzy zachowują się tak, jakby wystarczało. O ile mi wiadomo, na Zachodzie działają osoby zajmujące się przywracaniem zwierząt do ich naturalnych środowisk. Może też powinniśmy trochę wysiłku skierować w tę stronę? I nie chodzi tu tylko o ZOO. Wiem, że mogę zostać odsądzony od czci i wiary przez wielu, ale czy aby czasem myśliwi nierobią więcej dla zwierząt niż my, nazywający siebie obrońcami? Jeśli tylko "mordercy zwierząt" spotkani na dyskusji "Gospodarka łowiecka a ochrona przyrody" zorganizowanej przez Młodzieżową Akcję Leśną (10.1.90) nie okłamali i wywiedli mnie podle, to właśnie osoby, których hobby to polowania przyczynili się m.in. do uratowania populacji żubra.
Podobne intencje mieli względem cietrzewi, ale jakiś "człowiek" wyrżnął nocą ostatnie sztuki zgromadzone w gospodarstwie hodowlanym utworzonym do odbudowy tego gatunku. Ponoć sytuacja wydry, objętej ostatnio zakazem polowań, pogorszyła się znacznie, bo myśliwi nie są zainteresowani ochroną gatunku, do którego i tak nie można strzelać. A kłusownicy dalej robią swoje, może nawet na większych obrotach, bo ceny skórek na pewno poszły w górę...I tak samo może być z innymi gatunkami, gdy zostaną wyjęte spod "opieki" łowczych, a nie znajdą jej u ludzi z Ruchu Wyzwolenia Zwierząt, Ruchu na rzecz Praw Zwierząt, Kolektywu Wegetariańskiego, Veget Frontu OY!, Frontu Wyzwolenia Zwierząt (przepraszam tych, o których zapomniałem). I nie chodzi tu tylko o możliwości techniczne - te napewno bogaty Polski Związek Łowiecki ma większe, ale też o to, że dla wielu z nas protesty są atrakcyjniejsze i łatwiejsze niż "praca organiczna".
/// tu ma być rysunek ///
Dotykamy tu problemów szerszych niż sprawa zwierząt w Polsce. Chodzi o problem: rewolucja, czy ewolucja; a także o negatywne skutki uboczne działań podjętych w najświętszych nawet intencjach, ale czasem bez dogłębnego rozeznania sytuacji. Na przykład gdy zakazono, w Gambii bodajże, jedną jedyną ustawą poligamii, wiele kobiet pozbawionych w ten sposób mężów, popadło w nędzę.
Wracając do głównego tematu: uważam, z powyższymi zastrzeżeniami, że faktycznie myśliwi mogą przyczyniać się do ochrony przyrody. Są przecież zainteresowani czystością w lasach, zachowaniem takiej jego struktury, która zapewnia siedlisko dla szerokiego "asortymentu" zwierząt, a na ustawianych i zaopatrywanych przez nich paśnikach brak napisu "wstęp tylko dla zwierząt łownych".
Ale myśliwych interesuje głównie gatunek, populacja, np. żubra, a nie dany żubr, jego życie, cierpienie, strach, śmierć... Nietrudno więc zauważyć, że myśliwi kierują się "ekologią strachu", tzn. tylko własnym interesem, dążeniem do przyjemności(!), a więc pobudkami zupełnie egoistycznymi, przy pewnym zrozumieniu, że bez fragmentów choćby przyrody może on ucierpieć. Natomiast na przeciwległym biegunie leży ekologia głęboka - współczucie i działanie dla cierpiących istot, a więc nie tylko gatunków, i poczucie współodpowiedzialności za to co uczyniliśmy Ziemi.
Póki tej motywacji nie osiągniemy proponuję ostrożność z epitetami względem
myśliwych. A gdy już ją osiągniemy, może nie będą konieczne...
Byłbym szczęśliwy, gdybyśmy, wegetarianie mieli więcej krytycyzmu względem samych siebie, a względem jedzących jeszcze mięso współbraci - wyrozumiałej życzliwościa, w miejsce jakże częstej agresji słownej ("padlinożercy"). Piętnujmy i występujmy przeciw postawom i zachowaniom, nie przeciw osobom, pamiętając także o przypowieści o drzazdze i belce w oku. Tym, którzy nie akceptują wyrozumiałości dla cudzych słabości powiem, że ma to znaczenie "praktyczno - taktyczne". Wiele możemy nauczyć się z zasad naturystów, które przedstawiamy poniżej (zastrzegam, że nie wiem jak wygląda ich praktyczna realizacja w ruchu naturystycznym).
Andrzej Żwawa
PS. Jeszcze przed opublikowaniem szkic powyższy wywołał polemikę ze strony jednej z sensowniejszych osób w środowisku ekologicznym, co świadczy tak o nośności emocjonalnej tematu, jak i o nieścisłościach, które powinienem wyjaśnić (może też o uwidacznianiu się niebezpiecznej tendencji do kostnienia poglądów, czy typowo polskiego zacietrzewiania).
A więc wyjaśnienia: ZOO, myśliwi, łowiectwo, a na innej płaszczyźnie szkoła, milicja wojsko, to instytucje chore, złe. Niemniej w chorym, uwarunkowanym ("karmicznym") świecie mogą one spełniać, na krótką metę, pewną pozytywną rolę - do której zwykle zostały nieopatrznie powołane. Należy więc, ze względów czysto taktycznych (ten, militarny zresztą, termin należy dobrze zrozumieć), uważnie przystępować do ich likwidacji, gdyż powstała luka może przynieść więcej szkód niż sama działalność tej instytucji. I należy pamiętać, że w instytucjach tych działają ludzie, często nieświadomi zła, często motywowani (o ironio!) dobrymi intencjami - nasi potencjalni sojusznicy! Nie należy więc ich obrażać i poniżać (mimo wszystko dobrze rozumiem i znam niechęć, czy wręcz nienawiść do myśliwych, aparatu przymusu, zooarian - to naprędce wymyślony termin na określenie jedzących mięso, do palaczy itp.) - znowu chodzi tu o pragmatyzm, nie o tolerancję dla zła. Radykalizm nie może objawiać się agresją w jakiejkolwiek postaci, nie musi oznaczać pochopności. Często - "co nagle, to po diable". To czego nam wszystkim brakuje, to po prostu spokojna codzienna aktywność, bez emocji, lecz z uczuciem. (aż)
opr.Stanisław Bogdanowicz
Naturyzm to sposób życia w harmonii z naturą, charakteryzujący się praktykowaniem wspólnej nagości w celu upowszechnienia modelu polegającego na szacunku wobec samego siebie, wobec innych ludzi i wobec całej przyrody. Naturyści wypoczywają nago w warunkach, w których ubiór nie spełnia pozytywnej funkcji i przeszkadza, a więc podczas plażowania, kąpieli, korzystania z sauny i łaźni.
Naturyzm uprawia się w miejscach wydzielonych lub ustronnych, w gronie zwolenników tej formy rekreacji.
Naturystą może być człowiek, którego cechuje wysoki poziom kultury osobistej, dba o zdrowie swoje i innych, o higienę i estetykę ciała.
Naturyści nie mogą być obojętni wobec problemów zagrożenia ekologicznego, ponieważ nagi człowiek w otoczeniu zdewastowanej przyrody wygląda raczej groteskowo.
przedruk z "Natura, Naturyzm" nr 2
Stowarzyszenie Naturystów Polskich
ul. 1 Maja 87, 90-755 Łódź